[PATRONAT] Rozdział pierwszy Monika Serafin "Narzeczona na dłużej"
Quinten
– Trzymaj brodę
nisko. Łokcie przy sobie.
Poprawiłem postawę i płynnie uderzyłem w worek bokserski. Tierry, który
przytrzymywał go z drugiej strony, żeby nie latał we wszystkich kierunkach,
poruszył się nieznacznie. Odchylił lekko głowę i przyjrzał mi się uważnie.
– Bardzo dobrze, Quinten – powiedział Kevin, nasz trener stojący obok.
Obserwował nas, nie interesując się nikim innym, choć na sali było kilku
bokserów. Musiałem przyznać, że podobało mi się takie podejście; jeśli kimś się
zajmował, to poświęcał czas tylko tej osobie. Chociaż, szczerze mówiąc, spodziewałem
się tego po kimś, kto liczył sobie za godzinę treningu tyle pieniędzy, że
wystarczyłoby na karnety dla pięciu osób do siłowni z basenem, sauną i
możliwością brania udziału w zajęciach fitness.
– Świetnie, na dzisiaj to wszystko.
Wykonaliśmy z Tierrym kilka ostatnich ćwiczeń rozciągających, po czym
pożegnaliśmy się z Kevinem. Był niższy zarówno ode mnie, jak i od mojego
przyjaciela, ale bardziej barczysty i z pewnością mocniej umięśniony. Z tego,
co nam o sobie opowiadał, wynikało, że trenował całe życie.
– Masz jakieś plany na wieczór? – zapytał Tierry, kiedy znaleźliśmy się w
szatni. Podszedł do swojej szafki, wyjął z niej biały ręcznik i przetarł kark.
To on namówił mnie na te zajęcia, kiedy już nie wytrzymywał z moimi
humorami. Musiałem przyznać, że nie byłem w najlepszej formie po tym, co stało
się z panną Wilson. Łatwo się denerwowałem i wielokrotnie coś rozwalałem.
Któregoś razu Tierry omal nie oberwał kubkiem, gdy wchodził do mojego gabinetu.
Właśnie wtedy doszedł do wniosku, że powinienem znaleźć sobie zajęcie, by
rozładować nieco napięcie, i zaproponował boks. Najwyraźniej schadzki z
kobietami nie dawały takich efektów jak godzina napieprzania w worek.
– Jadę do Layli – odparłem,
przełknąwszy łyk wody. Mokra od potu koszulka przykleiła mi się do ciała.
– Znowu? To trzeci raz w tym tygodniu. – Nie spojrzał na mnie, zbyt
zajęty składaniem podkoszulki. Robił to chyba tylko po to, żeby zamaskować
wyraźną niechęć do Layli, bo wcześniej nie przejmował się tym, w jaki sposób
wkładał przepocone ubrania do sportowej torby.
– Liczysz? – parsknąłem, uśmiechając się ironicznie.
– Myślałem, że z Laylą to już dawno skończone – mruknął, nic sobie nie
robiąc z mojego prześmiewczego tonu. W końcu podniósł na mnie wzrok i przyjrzał
się, unosząc brew. Wzruszyłem ramionami, nie bardzo wiedząc, co mógłbym jeszcze
powiedzieć. To nie była jego sprawa, co robiłem w wolnym czasie. – A co, jeśli
znowu zacznie przebąkiwać coś o zaręczynach i ślubie?
– To się z nią ożenię – oznajmiłem, kierując się w stronę pryszniców.
– Chyba żartujesz! – Otworzył szeroko oczy, najwyraźniej biorąc moje
słowa na poważnie. Stał przed szafką w samych bokserkach, trzymając w dłoni
ręcznik. Patrzył na mnie wyraźnie zaskoczony.
– Jezu, Tierry, o co ci chodzi? Przecież nie robimy nikomu krzywdy – burknąłem,
wywracając oczami. – Po prostu dobrze się bawimy – dodałem, znikając w łazience.
Wydawało mi się, że słyszałem jeszcze jakieś westchnienie, ale nie zwróciłem na
to większej uwagi.
Wziąłem szybki prysznic i przebrałem się w czyste, suche ubrania. Tierry
dopiero kończył, więc spakowałem się bez pośpiechu i poczekałem na niego, pozwalając
przy okazji wyschnąć włosom. Zastanawiałem się dłuższą chwilę, o co mu chodziło
i dlaczego tak bardzo nie lubił moich spotkań z Laylą. Bo co do tego, że nie
podobało mu się, że znowu się spotykaliśmy, miałem stuprocentową pewność. Ciągle
marudził i kilka razy robił mi już z tego powodu wyrzuty. To było dziwne.
Właściwie stwierdzenie, że się „spotykaliśmy”, było chyba dużą przesadą.
Łączył nas seks, tylko tyle. Nigdzie jej nie zapraszałem, nie chodziliśmy do
kina, do restauracji, na spacery. Niczego między nami nie było i starałem się,
żeby tak właśnie zostało. Nie potrzebowałem jej troski, czułości czy uczuć.
Jedyne, czego chciałem, to zaspokoić swoje potrzeby.
Kiedy Tierry wyszedł spod
prysznica, odczekałem, aż spakuje rzeczy i razem poszliśmy na parking.
Pożegnaliśmy się, ale kiedy odchodziłem do samochodu, Renoll zawołał:
– Hej, Q!
Obejrzałem się na niego, będąc już w połowie drogi do corvette.
– Tylko nie daj się zranić, okej?
– Tierry, chyba za mocno cię dzisiaj uderzyłem – stwierdziłem z uśmiechem.
– Gadasz jak baba.
Zaśmiał się, ale nic więcej nie odpowiedział. Byłem za daleko, a dookoła
panował już półmrok, więc nie mogłem wyraźnie zobaczyć jego twarzy. Miałem
jednak wrażenie, że martwił się o mnie, choć nie rozumiałem dlaczego. Nic mi
się nie działo. Wręcz przeciwnie: czułem się fantastycznie. Wreszcie ruszyłem
naprzód, zapominając o asystentce, planie i tych wszystkich razach, kiedy
zrobiłem z siebie głupka. Te zdarzenia należały do przeszłości. Wyciągnąłem z
nich lekcję i na pewno więcej nie powtórzę takich błędów.
Teraz chciałem się tylko dobrze bawić.
Wsiadłem do samochodu, ale zamiast jechać do domu, ruszyłem w przeciwnym
kierunku. Doskonale znałem drogę do Layli – byłem tam już wiele razy. Mieszkała
w lofcie w budynku, w którym kiedyś była fabryka butów. Kilkanaście lat temu
biznes padł, a po tym, jak deweloper wygrał przetarg, budynek zaadaptowano na
luksusowe mieszkania.
Zaparkowałem prawie pod samymi drzwiami.
Kiedy wjeżdżałem przemysłową windą na górę, nie mogłem się doczekać tego
spotkania. Nie czułem zmęczenia, choć Kevin dał nam dzisiaj wycisk. Byłem
natomiast pobudzony i dziwnie lekki na duchu.
– Może masz ochotę napić się wina? – zapytała Layla, gdy tylko wkroczyłem
do mieszkania. Nie miało zwyczajnych drzwi; wchodziło się do niego od razu z
windy, którą od przestronnego wnętrza oddzielała tylko garażowa blacha.
Wyglądało to mało elegancko, a biorąc pod uwagę, jaką osobą była Layla, w ogóle
do niej nie pasowało, ale najwyraźniej takie rozwiązanie jej odpowiadało.
Szła w moją stronę z butelką czerwonego wina i dwoma kieliszkami.
– Żadnego wina – powiedziałem, zbliżając się do niej.
– To może coś zjemy?
– Żadnego jedzenia.
– To może…
– Przestań gadać. – Dystans między nami przestał istnieć, kiedy położyłem
dłonie na policzkach kobiety i ją pocałowałem. Zachłannie i mocno, spragniony
jej ciała. Nie objęła mnie jednak, wciąż trzymając w rękach szkło. Szybko więc
zabrałem je od niej i – ku przerażeniu Layli – rzuciłem na pobliską kanapę.
Kieliszki odbiły się od siedzenia, ale na szczęście nie spadły na podłogę i nie
potłukły. Nim jednak zdążyła na mnie za to nakrzyczeć, znowu ją pocałowałem.
Znałem rozkład jej mieszkania, nie musiałem więc czekać, aż sama zaprosi
mnie do improwizowanej sypialni. Pchnąłem ją lekko, a ona poddała się mojemu
żądaniu. Dotarcie tam zajęło nam tylko kilka chwil, lecz zanim runęliśmy na
łóżko, zdarłem z niej niebieską sukienkę. Nie zwróciłem nawet uwagi na to, jak
w niej wyglądała, choć zapewne poświęciła wiele czasu i wysiłku na to, żeby
prezentować się nienagannie. Mogłem więc założyć, że tak właśnie było; Layla
zawsze wyglądała dobrze.
Stanęła przede mną w koronkowych majtkach. Zlustrowałem ją wzrokiem, więc
rzuciła mi wyzywające spojrzenie. Nieważne, jakie robiła wrażenie w sukience,
bo bez niej… Cholera.
Popchnąłem ją lekko, na co opadła z gracją na łóżko. Uśmiechnęła się
zadziornie, wspierając na łokciach i obserwując, jak ściągam z siebie koszulę.
Cały czas na nią patrzyłem, podziwiając idealne kształty. Była modelką, ale w
żaden sposób nie przypominała tych kościstych kobiet, które czasami widywałem
na wybiegach w telewizji. Miała kształtne biodra i jędrne piersi. Piersi, które
teraz, nieskrępowane żadnym materiałem, prezentowały się w całej okazałości.
Dość szybko pozbyłem się ubrań i klęknąłem na łóżku, dając Layli dosłownie
chwilę na to, by obejrzeć mnie nagiego. Widziałem w jej oczach uznanie, może
też podziw, i choć pochlebiało mi to spojrzenie, nie zastanawiałem się nad tym
zbyt długo. Zawisłem nad nią i pocałowałem zachłannie. Błądziła dłońmi po moim
ciele – nie przeszkadzało mi to. Zjechałem ustami w dół, obdarowując
pocałunkami jej szyję, obojczyki i dekolt. Jęknęła cicho, kiedy delikatnie
przygryzłem sutek.
Całowałem ją, schodząc coraz niżej i niżej, a ona nagradzała mnie cichymi
pojękiwaniami. Jej skóra pachniała balsamem, a w dotyku była jak jedwab –
miękka i delikatna. Odchyliłem się, zsuwając z niej majtki. Pocałowałem wnętrze
ud i wspiąłem się wyżej, by znowu dosięgnąć ust.
Całkowicie poddałem się chwili, zatracając w tym, co robiliśmy. Czułem
jej paznokcie na swoich barkach, nogi oplatające mnie w pasie. Docierały do
mnie głębokie westchnienia, coraz szybsze i głośniejsze, w miarę jak
nabieraliśmy tempa. Byłem świadomy jak nigdy wcześniej. Skupiałem się na niej,
starając się nie dopuszczać do siebie żadnych innych myśli. Teraz w mojej
głowie była wijąca się pode mną Layla. Nikt więcej.
Nikt inny.
– Quinten – zagadnęła, kiedy po wszystkim leżeliśmy w łóżku, dysząc
cicho. Na szczęście nie była kobietą, która potrzebowała szybkiego przytulenia
zaraz po. Sama musiała odetchnąć. Zerknąłem na nią kątem oka. – Dlaczego nie
zapraszasz mnie do siebie?
– Co masz na myśli?
– No wiesz – przewróciła się na brzuch, zginając nogi w kolanach, by
swobodnie nimi machać – wcześniej to ja przyjeżdżałam do ciebie.
– Coś ci się nie podoba? – Przymknąłem powieki.
– Nie, wszystko w porządku. Po prostu odnoszę wrażenie, że nie chcesz
mnie w swoim mieszkaniu.
Spojrzałem na nią. Jej blond włosy opadały w nieładzie na ramiona i
plecy. Dopiero teraz zauważyłem, że miała na sobie makijaż, który trochę się
rozmazał. Czerwona smuga na ustach uświadomiła mi, że przed wyjściem powinienem
przejrzeć się w lustrze, by usunąć z twarzy wszelkie ślady szminki.
– Za dużo o tym myślisz, Laylo – oświadczyłem, unikając odpowiedzi na
niezadane przez nią, choć wyczuwalne w tonie wypowiedzi pytanie.
– Nie wydaje mi się – stwierdziła. Wywróciłem oczami, nie mając ochoty o
tym rozmawiać. Nie zamierzałem się z niczego tłumaczyć. Usiadłem i rozejrzałem
się za swoimi ubraniami. – Dlaczego nie zapraszasz mnie do siebie?
– Nie. Layla, przestań…
– Czy coś się wydarzyło w tym mieszkaniu? – zapytała, siadając za mną.
Wyczułem, jak materac ugiął się pod jej ciężarem, kiedy znalazła się blisko
mnie.
– Przestań – powtórzyłem, naciągając na tyłek bokserki. Nie patrzyłem na
nią, ale w moim wnętrzu coś niebezpiecznie się poruszyło. Coraz bardziej nie
podobało mi się to, co mówiła. Po co w ogóle zaczynała ten temat? Spędziliśmy
miły wieczór, a ona wymyślała jakieś niestworzone historie.
– Czy ta szurnięta asystentka ma z tym coś wspólnego?
– Zamknij się! – warknąłem rozeźlony. Rzuciłem jej wściekłe spojrzenie,
ale nie wystraszyła się. Przyglądała mi się z uniesioną w pobłażaniu brwią. –
Znowu coś sobie wyobrażasz. Ona nie ma z tym nic wspólnego.
– A mnie się wydaje, że ma – wymamrotała, wzruszając ramieniem. Włosy
Layli zafalowały lekko, podobnie jak nagie piersi. – Ale wiesz co? Masz rację,
pewnie za dużo sobie wyobrażam. Koniec końców przyjechałeś do mnie. I
przyjedziesz znowu, i znowu, i znowu… Bo nigdy nie masz mnie dość.
Przysunęła się, uklękła na łóżku i położyła dłonie na moich barkach.
Przez chwilę błądziła po moim ciele, podążając wzrokiem za każdym ruchem.
Nachyliła się, by być jeszcze bliżej, a potem wyszeptała zmysłowo:
– W tym mam nad nią niepodważalną przewagę.
Zrobiło mi się niedobrze. Jeśli wcześniej miałem zamiar zostać na noc,
tym tekstem całkowicie mnie do tego zniechęciła. Ubrałem się więc i szybko
wyszedłem z loftu, nie zaszczycając Layli choćby spojrzeniem. Zapomniałem nawet
przejrzeć się w lustrze, żeby usunąć wszelkie ślady szminki z policzków. W tej
chwili miałem w dupie, czy usmarowała mnie tym czerwonym cholerstwem. Chciałem
tylko jak najszybciej znaleźć się w domu.
Jeszcze zanim wsiadłem do samochodu, dostałem zadyszki. Ku mojemu
zaskoczeniu nie spowodowało jej tempo, z jakim opuściłem loft, a zdenerwowanie,
które we mnie narastało. Schowałem się we wnętrzu corvette i zacisnąłem mocno
dłonie na kierownicy. Przymknąłem powieki i postarałem się uspokoić rozszalałe
serce.
Było dobrze.
Naprawdę było dobrze.
Pozbierałem się po tym, co się wydarzyło. Odzyskałem swoją dumę, którą
tamtego wieczoru zniszczyła ta przeklęta dziesięciolatka. Wróciłem do bycia
sobą i naprawdę wszystko zaczęło się układać. Po jaką cholerę Layla ruszała ten
temat?
Nie padło jej imię, ale doskonale wiedziałem, kogo Layla miała na myśli. Zabolało
mnie to, co powiedziała, choć była to szczera prawda. Wciąż do niej wracałem,
chociaż wiele razy przysięgałem sobie, że między nami wszystko skończone. A ona
nadal mnie przyjmowała, jakby świadoma władzy nade mną. Znów zrobiło mi się
niedobrze. Poczułem się jak gówno. Moje uczucia ponownie się odezwały, choć do
tej pory udawało mi się je tłamsić.
Wcale nie było dobrze. Wcale, a spotkania z Laylą tylko mocniej mnie
turbowały. Zrobiłem ze swojego serca koktajl.
Po co się tak przejmujesz? Przecież nic cię nie łączy z Mackenzie
Wilson – wygarnąłem sobie, zaciskając dłonie jeszcze mocniej. Nie pomogło.
Mało tego, w mojej głowie pojawił się drugi, szyderczy głosik, który odbił się
jak echo. Nic cię z nią nie łączy i sam do tego doprowadziłeś. Pamiętasz?
Gdybyś nie był palantem, może teraz to jej mieszkanie byś opuszczał.
W przypływie nagłej irytacji uderzyłem rękami w kierownicę. Dwa razy, dla
lepszego efektu, a potem przeczesałem palcami włosy i odpaliłem silnik.
Mackenzie
Dasz radę. Po
prostu tam wejdź – mówiłam do siebie w myślach, stojąc na chodniku przed
zakładem fryzjerskim. Serce biło mi jak młot pneumatyczny. Miałam to dziwne
uczucie, jakbym jednocześnie robiła coś fajnego i głupiego. To było
niedorzeczne, przecież to nie pierwszy raz, kiedy odwiedzałam fryzjera. Co
prawda zazwyczaj robiłam to tylko po to, żeby podciąć końcówki… Ale dlaczego
właściwie tak się przejmowałam? Niejednokrotnie już miałam krótką fryzurę. Poza
tym to tylko włosy. Odrosną. Prawda? Prawda. Powinnam wziąć się w garść i po
prostu tam wejść.
Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam drzwi.
Potrzebowałam tego. Potrzebowałam jakiejś zmiany. Zmiany na lepsze. Moje
długie do tyłka włosy zaczynały być utrapieniem. Mycie ich, a później suszenie
doprowadzało mnie do szału. Przy czesaniu nie było wcale lepiej. Spędzałam dużo
czasu, żeby je rozplątać, a zwykłe zaplatanie warkocza wymagało takich
wygibasów, o których nie śniło się nawet zawodowym gimnastyczkom. Potrzebowałam
odpocząć od tego wszystkiego, zrzucić z siebie choć jeden ciężar.
Zrzucić jeden problem.
Resztą mogłam zająć się później. Z lekką głową.
– Cześć, Kenzie – powiedziała znajoma fryzjerka, kiedy znalazłam się
wewnątrz. Spojrzała na mnie z uśmiechem, trzymając w dłoniach ochronną
pelerynę. – Gotowa?
Pokiwałam głową i usiadłam na wskazanym krześle. Wzięłam jeszcze jeden
odprężający oddech i uśmiechnęłam się do własnego odbicia w dużym, czystym
lustrze. Dziewczyna po drugiej stronie wyglądała na starszą, niż była w
rzeczywistości. Może więc faktycznie przyda jej się małe odświeżenie.
Przymknęłam powieki, rozkoszując się chwilą dla siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz