[PATRONAT] Prolog Anna Wolf "Nie zostawię cię"
Prolog
Lavender
Spoglądam po raz kolejny na
karteczkę na swoim biurku i mam ochotę rozerwać mojego szefa na strzępy. Rozumiem,
że jestem jego asystentką, ale niech sam wysyła cholerne kwiaty do tych
wszystkich kobiet, z którymi sypia, a później zostawia. Co ja jestem, poczta
kwiatowa czy jak? Kiedy się tutaj zatrudniłam pół roku temu, nie sądziłam, że i
to będzie należało do moich obowiązków. Nie mój interes, z kim się spotyka Santo
Accardi, ale wszystko ma swoje granice, a ten facet na każdym kroku próbuje je
przekroczyć.
Wściekła wybieram
numer kwiaciarni i zamawiam taki sam bukiet jak zawsze, bo tak brzmi służbowe
polecenie. Dupek.
Zamów to, co
zwykle, i wyślij pod ten adres.
Dobrze, że chociaż
wie pod jaki. Kretyn. Każdej wysyła to samo, nawet się nie wysila. Wygląda
to tak, jakby zmieniał skarpetki i zupełnie się nie przejmował tym, co się
później z nimi stanie. Jak jednorazówki.
Składam zamówienie, każę
dopisać do rachunku szefa, po czym rozłączam się i zabieram do pracy, mając
nadzieję, że to na dzisiaj koniec poleceń, które nie należą do moich
obowiązków. Dwie minuty później Accardi otwiera drzwi od swojego gabinetu, a ja
udaję, że jestem bardzo zajęta i go nie widzę. Cały czas skupiam się na
dokumentach, które mam przed sobą.
– Riss, prosiłbym cię
do siebie.
Unoszę głowę i
spoglądam na niego ze sztucznym uśmiechem. Dajcie mi coś, a go zastrzelę. Tylko,
cholera, za dobrze wygląda w tej koszuli. Szkoda by jej było.
– Tak, oczywiście,
już idę.
Wstaję od biurka i
zabieram zeszyt, w którym zapiszę to, co ten dupek mi podyktuje. O dziwo, czeka
na mnie i nawet przepuszcza w drzwiach, po czym zamyka je cicho za sobą. Muszę
przyznać, że to trochę dziwne, zważywszy, że to on zawsze wchodzi pierwszy. Ciekawe
co knuje?
– Proszę usiądź. –
Wskazuje mi miejsce przy biurku, to, które zawsze zajmuję, więc nie potrzebuję
tak jakby jego pozwolenia, a sam podchodzi do okna i staje do mnie tyłem. –
Mogłabyś zadzwonić do tej restauracji na rogu?
– Tej tutaj zaraz
obok? Do „Perły”? – dopytuję i rośnie we mnie irytacja. Znowu jakieś dziwne
polecenia.
– Tak, właśnie do
tej. Zarezerwuj na dzisiaj stolik dla dwojga i niech przygotują bukiet kwiatów.
On sobie żartuje?
– Na którą godzinę? –
pytam słodko, ale mam ochotę zamordować tego dupka. Przystojnego dupka.
– Na ósmą wieczorem.
– Oczywiście. Czy to
wszystko? – Wstaję, żeby wyjść. Jeszcze chwila, a ze złości połamię długopis.
– Nie. – Siadam z
powrotem. – Teraz omówimy poprawki w umowie, które do wieczora muszą być
gotowe. Trzeba ją im dzisiaj odesłać, inaczej nasz klient może zrezygnować.
– Dobrze, panie
Accardi – odpowiadam i czekam, bo mężczyzna wciąż stoi odwrócony do mnie tyłem.
Santo
Chyba lekko wyprowadziłem moją
asystentkę z równowagi, prosząc o kolejne kwiaty, ale zasłużyła. Jest niczym
chodząca góra lodowa. Gdy tylko zostawiam jej polecenie dotyczące zamówienia, robi
się zimna niczym sopel. Nic jej do tego, z kim się spotykam. Mam prawo umawiać
się z kimkolwiek zechcę i jak długo mam ochotę. To, że moje przygody kończą się
zazwyczaj po tygodniu, to nie moja wina. I tak uważam, że lepiej po tygodniu niż
po jednej nocy, chociaż zazwyczaj są dwie, ale ona nie musi o tym wiedzieć, bo nic
jej do tego. Może gdyby sobie kogoś znalazła, nie byłaby taka sztywna, jakby
połknęła kij od szczotki.
Odwracam się od okna,
żeby na nią spojrzeć. Siedzi wyprostowana i czeka na moje uwagi dotyczące
kontraktu. Nie powiem, jest naprawdę ładną kobietą. Ciemne włosy ma wiecznie
związane, nawet nie mam pojęcia, jakiej są długości, ładne czarne brwi mają
regularny kształt, a oczy błyszczą zielenią. Gdybym zobaczył ją w innym wydaniu,
nie w tym uniformie… to może i bym się skusił. Ale biała bluzka, wiecznie biała!,
i czarna spódnica nie są tym, co lubię u kobiet. Chociaż właściwie należą jej
się brawa za profesjonalizm. W końcu jest w pracy, a ja jestem jej szefem.
– Możemy zaczynać –
mówię i zasiadam za biurkiem w skórzanym fotelu.
– Oczywiście –
odpowiada i patrzy na mnie wyczekująco.
Nie wiem, jak ta mała
to robi, że wcale się mnie nie boi. Mam wrażenie, że dostrzegam w jej oczach
ogień. Tylko nie do końca pojmuję dlaczego. Mniejsza z tym. Praca na pierwszym
miejscu.
– Klient musi dostać
to do wieczora. Mam nadzieję, że zdążysz z naniesieniem poprawek.
– Jeśli zacznie mi je
pan w końcu podawać, to na pewno – mówi złośliwie.
Mała jędza.
– Proszę notować –
nakazuję i bacznie się jej przyglądam, gdy tylko pochyla głowę. Pasmo włosów
wymsknęło się jej z uczesania i teraz co chwilę je poprawia, co mnie
niesamowicie bawi i jednocześnie rozprasza.
– Coś nie tak?
– Co? – pytam
zdezorientowany.
– Zawiesił się pan.
– A tak, proszę pisać
dalej – mówię i mam ochotę strzelić sobie w łeb.
Godzinę później
wszystko jest poprawione. Mam nadzieję, że teraz klient będzie zadowolony z projektu,
który musimy dla niego przygotować. Odsyłam asystentkę machnięciem ręki – niczym
natrętną muchę – ale nie omieszkam rzucić na nią okiem, kiedy odchodzi.
Cholera, naprawdę w tych szpilkach ma całkiem niezłe nogi i krągłą pupę. Kurwa,
muszę się ogarnąć. Ona tutaj pracuje i nie ma mowy o czymkolwiek, bo później musiałbym
ją zwolnić, a to nie wchodzi w grę, gdyż jak do tej pory jest moją najlepszą
asystentką. Poza tym jestem umówiony na kolację i mam nadzieję, że potrwa ona na
tyle długo, że zjemy także śniadanie. W sumie żadna kobieta nigdy mi nie odmówiła,
więc liczę, że i tym razem tak będzie. Takiemu facetowi jak ja po prostu się
nie odmawia.
Tuż przed końcem
pracy do gabinetu wpada braciszek. Ten wiecznie jest zadowolony, ale to chyba
taki typ człowieka.
– Co zrobiłeś swojej
asystentce? – dopytuje, siadając na niedużej kanapie pod ścianą.
– O co ci chodzi?
– Wyszła stąd niczym
burza. Nawet się nie zatrzymała, kiedy ją zawołałem.
– Ciekawe – mruczę. –
W sumie to nic albo jednak tak. Kazałem jej wysłać kolejne kwiaty.
– Chryste, kiedy
przestaniesz to robić?
– Co masz na myśli?
Ja się tylko dobrze bawię.
– Właśnie widzę. Ale
nie wiem, czy jej kosztem, czy czyimś innym.
– Mógłbym wysłać
kwiaty sam, ale od czegoś mam asystentkę. Poza tym to kawał jędzy i paniusia w
jednym, co mnie czasem wkurza. Zachowuje się tak, jakby nie podobało jej się to,
że się z kimś umawiam. Jej zachowanie jest irracjonalne, Ivo.
– Raczej nie podoba
jej się to, że robi za twojego kuriera. Płacisz jej chociaż za to jakąś
ekstrapensję?
– Myślisz, że
powinienem? – kpię sobie. – Dostaje całkiem niezłą wypłatę, więc nic jej nie
będzie. Przeżyje.
– Jesteś dupkiem,
wiesz o tym, Santo?
– Wiem. Z naszej
dwójki ktoś musi być, nieprawdaż?
– Nie wiem, jak ona z
tobą wytrzymuje. Jesteś niczym nadęty bufon.
– Nie przesadzaj. – Macham
ręką. – Są gorsi szefowie ode mnie.
– Dobra, jak tam
chcesz.
Minął tydzień od ostatniej
wysyłki tych cholernych kwiatów, a jeśli dzisiaj okaże się, że mam zamówić
następny bukiet, to wybuchnę. Nie jestem żadnym jego kurierem. Niech sobie sam
załatwia takie sprawy. Wszystko rozumiem, ale ten facet przegina, i to ostro.
Parkuję na podziemnym
parkingu, po czym ruszam do windy, słuchając stukotu szpilek na betonie. Dwie
minuty później wchodzę do siebie, ale staję jak wryta na widok, który zastaję.
– Można wiedzieć, kim
pani jest? – pytam sztywno kobietę, która opiera swój tyłek o moje biurko.
– Może by tak
grzeczniej? – odpowiada pytaniem na pytanie. Kiedy jej się przyglądam, domyślam
się, po co tutaj przyszła. Szef będzie miał nieprzyjemną niespodziankę. I to
sprawia, że od razu mam lepszy humor oraz się uśmiecham, co wcale nie znaczy,
że będę miła.
– A może by tak pani
zabrała swój tyłek z mojego biurka i usiadła gdzieś indziej? Tak się składa, że
ja tutaj pracuję. Chyba że pani też przyszła tutaj do pracy – rzucam zjadliwie.
– Nie pracuję tutaj i
nie staram się o pracę. – Nawet nie wyłapała, że przed chwilą została obrażona.
Boże, z kim ten człowiek się zadaje? – Jestem przyjaciółką Santo – mówi
z wyższością i w końcu zajmuje miejsce pod ścianą.
A jakże, na pewno
jest przyjaciółką, ale do łóżka.
– Domyślam się. Zdaje
się, że musi pani poczekać, pan Accardi powinien być za – spoglądam na zegarek
– dwie minuty.
Ten człowiek nigdy
się nie spóźnia, zawsze przychodzi punktualnie. Ciekawa jestem, co powie na wizytę
niespodziewanego gościa. To jest pierwsza kobieta, która ośmieliła się tutaj
przyjść. Owszem, mój szef jest przystojny – dosyć wysoki, jego oczy są koloru
płynnej czekolady, a ciemne włosy dobrze ostrzyżone. Podoba się kobietom, ale ewidentnie
ma w sobie coś więcej niż tylko prezencję, bo przyciąga je jak magnes. Byłabym
hipokrytką, gdybym powiedziała, że mi się chociaż odrobinkę nie podoba. Podoba,
ale cały ten jego urok zostaje przekreślony przez podejście do kobiet, które
traktuje, jakby były jednorazowego użytku. Załóż i ściągnij.
Słyszę, jak otwiera
się winda i dobiegają mnie ciche kroki. Spoglądam na zegarek, który wskazuje
równo ósmą rano, i wiem, że to Santo Accardi. Przyglądam się mu, kiedy wchodzi.
Jestem ciekawa jego miny, kiedy dostrzeże swojego gościa, który wstaje na jego
widok. Oho, zaraz nastąpi atak.
– Santo! – wykrzykuje
blondynka, a ja mam ochotę parsknąć śmiechem, gdy dostrzegam, jak szef na
chwilę zastyga.
– Co ty tutaj, do
cholery, robisz? – syczy. Chwyta ją pod łokieć i ciągnie do swojego gabinetu.
Nawet nie zaszczyca
mnie spojrzeniem, ale nie musi, mam niezły ubaw. Zdaje się, że ta kobieta jest
dla niego bardzo, ale to bardzo niemiłym gościem. Będzie ciekawie.
I jest. Od kilku
minut słyszę wyłącznie krzyki, które nie pozwalają mi się na niczym skupić.
Odpalam komputer, robię sobie kawę w małym pomieszczeniu obok, a kiedy z niego wychodzę
z kubkiem w ręku, drzwi gabinetu szefa trzaskają z hukiem. Patrzę na zapłakaną
kobietę, która rzuca mi ponure spojrzenie.
– On jest takim
dupkiem – mamrocze i próbuje dojść ze sobą do ładu.
– Wiem – odpowiadam i
w tym samym momencie szef otwiera drzwi.
– Mówiłaś coś? – warczy
do mnie.
– Nie, skądże –
zaprzeczam.
– Wezwij ochronę. Ta
osoba nie ma tutaj wstępu. Niech ją wyprowadzą.
– Ty cholerny kutasie
– rzuca blondynka z nienawiścią w głosie. – Sama trafię do windy. Ale powiem ci
coś jeszcze. Mam nadzieję, że kiedyś spotkasz taką kobietę, która powali cię na
kolana. Że będziesz błagał, żeby to ona była z tobą. Życzę ci tego.
– To się nigdy nie
stanie. A teraz wynoś się.
– Z miłą chęcią –
odpowiada i wychodzi, a ja wciąż stoję z kubkiem kawy w ręku.
– A ty co się tak
gapisz? Wracaj do pracy, chyba że chcesz zostać zwolniona – mówi, a po
sekundzie znika u siebie.
Odstawiam napój na
biurko. Pierwszy raz, odkąd tutaj pracuję, jestem w szoku. Wiem, że Accardi
jest dupkiem, ale nie sądziłam, że aż takim, a ta kobieta na pewno musiała mieć
świadomość, z kim naprawdę ma do czynienia. Nie jest mi jej żal. Mogła tutaj
nie przychodzić. Zachowała się niczym desperatka, ale jego reakcja… Ten facet
jest jak zaraza.
– Dalej będziesz tak
stać? – Słyszę i spoglądam na stojącego w drzwiach mężczyznę.
Nie dam mu sobą
pomiatać. To, że robi tak z innymi, nie znaczy, że może i ze mną.
– Piję kawę, to chyba
mi wolno, czy też z tego powodu zostanę zwolniona? – pytam bezczelnie.
– Posłuchaj mnie. To,
że jesteś dobra w tym, co robisz, nie oznacza, że nie możesz wylecieć stąd z
hukiem, jak tamta.
– Dobrze wiedzieć,
panie Accardi. Ale na przyszłość proszę nie zlecać mi wysyłania kwiatów. Nie za
to mam płacone.
– Uważaj – ostrzega i
już go nie ma.
Kretyn.
Komentarze
Prześlij komentarz