[PATRONAT] Rozdział pierwszy Meg Adams "Ochroniarz"


ROZDZIAŁ 1

Lena

Siedziałam znudzona przy ogromnym stole i obserwowałam salę pełną wirujących par. Sama nie przepadałam za tańcem, a może po prostu nigdy nie trafiłam na nikogo, kto potrafiłby mi w odpowiedni sposób pokazać, jak czerpać z niego przyjemność. Może też zbyt bolesne wspomnienia o moim ojcu, który pozwalał, bym stawała na jego palcach i udawała księżniczkę pląsającą ze swoim księciem, skutecznie utrudniały mi podjęcie prób. Na samą myśl o nim machinalnie chwyciłam się za brzuch. Opuszki od razu wyłapały kilka zgrubień. Zacisnęłam dłoń w pięść, nie dopuszczając, aby okropne obrazy rozpanoszyły się po moim umyśle. To nie był dobry czas na rozpamiętywanie przeszłości czy babranie się w przykrych wspomnieniach i dlatego tak bardzo cieszyłam się, że przyprowadziłam ze sobą Jakuba. Dzięki jego obecności nikt nie usiłował wyciągnąć mnie na parkiet. Nie miałam ochoty na zabawę ani spławianie natrętów. A tych zwykle nie brakowało.
Starając się oderwać myśli od trudnych tematów, zerknęłam w ogromne okno ciągnące się przez całą szerokość sali. Widok na otuloną ciemnością okolicę cieszył oko. Lubiłam Warszawę rozżarzoną tysiącami świateł.
Przewróciłam oczami. Smętne myśli oznaczały tylko jedno – brakowało mi alkoholu.
Zakołysałam pustym kieliszkiem i przeniosłam wzrok na drugą stronę pomieszczenia, by rozejrzeć się w poszukiwaniu znajomej twarzy. Jakub już parę minut temu poszedł do bufetu po coś do picia i przepadł jak kamień w wodę.
Cały Skalski.
Pewnie zagadał się z jakąś aktoreczką.
W końcu pomiędzy roztańczoną śmietanką towarzyską Warszawy dojrzałam mojego zastępcę. W szarym, dobrze skrojonym garniturze zmierzał w moim kierunku i już z daleka posłał mi przepraszający uśmiech. Przyglądałam mu się z uniesioną brwią. Należał do tego typu facetów, którzy nie zmieniali się pomimo upływu czasu. Miałam wrażenie, że gdy poznałam go dobre kilka lat temu, wyglądał dokładnie tak samo. Gładko ogolona twarz praktycznie bez zmarszczek i szczupła, wyćwiczona sylwetka sprawiały, że dałabym mu z dziesięć lat mniej.
Od dawna łączyła nas nie tylko praca, ale też przyjaźń. Jakub pomagał mi w ciężkich momentach, wspierał i dodawał otuchy, kiedy miałam gorszy dzień. A ponieważ nie posiadał rodziny, był także całkiem dobrym kompanem na tego typu imprezach.
Skalski usiadł obok, a następnie przysunął się bliżej.
– Długo cię nie było – mruknęłam. Chwyciłam alkohol i od razu upiłam spory łyk.
– Wiesz, jak to bywa na przyjęciach, poza tym starałem się trochę ocieplić nasz wizerunek, bo ty dziś wyglądasz, jakbyś miała ochotę ich wszystkich powystrzelać – odparł z rozbawieniem, później położył przedramię na oparciu krzesła i spojrzał na mnie łagodnie, pewnie próbując rozładować napięcie. Mimo srogiego wyrazu twarzy roześmiał się wesoło.
– Możliwe, że tak jest, a przynajmniej chętnie wygarnęłabym niektórym to czy tamto – odpowiedziałam cicho, sugestywnie do niego mrugając. Szampan, którego i tak wypiłam zbyt wiele, jeszcze nie zwolnił całkowicie moich hamulców. Zresztą Jakub zawsze czuwał. Strzegł dobrego imienia firmy niczym Cerber.
– Lena – westchnął. – Może jednak postarasz się dziś dobrze bawić? Taka postawa może nas kiedyś zgubić. – Pokręcił głową, jednak w jego głosie rozbrzmiała ciepła nuta. Pasmo brązowych włosów opadło na zmarszczone czoło.
Naprawdę starałam się brać przestrogi Jakuba do serca. Miał o wiele większe doświadczenie w tym biznesie, pracował w An-na Cosmetics, kiedy ja uczęszczałam jeszcze na studia, i doskonale radził sobie na swoim stanowisku, ale tego wieczoru byłam chyba zbyt zmęczona, aby udawać.
Ostatnie tygodnie wypełniała szaleńcza praca, sypiałam po trzy, cztery godziny, całe dnie spędzałam za biurkiem lub na krążeniu pomiędzy biurem, laboratorium a magazynami.
– Albo zaprowadzi na sam szczyt – odparłam, mrużąc oczy i prostując automatycznie plecy. – Nie mów mi, że mam być potulną owieczką wśród stada wilków. Nie wrócę do tego, zresztą bez wazeliniarstwa można zajść naprawdę daleko – sarknęłam. Nigdy nie byłam dobra w płaszczeniu się przed kimkolwiek i nie zamierzałam robić tego również teraz.
Jakub miał zamiar coś jeszcze powiedzieć, więc uciszyłam go gestem dłoni. Dopiłam jednym haustem szampana, po czym wstałam bez słowa i skierowałam się na taras. Musiałam ochłonąć, bo ostatnie, czego mi było w tym momencie trzeba, to zgrzyty wewnątrz firmy.
Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy zdałam sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie ustąpiłam pierwsza. Zwykle to Jakub odpuszczał. Starszy ode mnie o piętnaście lat, cały czas starał się mnie chronić niczym ojciec, którego bardzo wcześnie straciłam. Doceniałam to, a jednocześnie ciągle wyrywałam się z klatki i postępowałam zgodnie z tym, co podpowiadało mi serce, nie rozsądek. Rzadko kalkulowałam na zimno, ale do tej pory emocjonalne podejście do pracy się sprawdzało.
Po tym jak Anna, przyjaciółka mojej mamy, która zaopiekowała się mną, gdy moi rodzice zginęli, zmarła, z lękiem przejęłam stery w An-na Cosmetics w wieku zaledwie dwudziestu sześciu lat. Od niespełna dwóch samodzielnie rządziłam jedną z najlepiej prosperujących firm kosmetycznych w Polsce, całkiem nieźle sobie radząc. Oczywiście miałam za sobą lojalnych pracowników – w tym Jakuba – lecz to ja podejmowałam kluczowe decyzje. Ryzykowałam i obrywałam w przypadku porażki. Musiałam działać, inaczej wszystko, co osiągnęła w życiu Anna, poszłoby w obce ręce. Obawiałam się, że nikt nie będzie chciał ze mną współpracować, byłam w końcu młoda i niedoświadczona. Na szczęście podpisując pierwszy intratny kontrakt i wprowadzając nasze kosmetyki na kolejny zagraniczny rynek, zrozumiałam, że sobie poradzę.
Teraz, z perspektywy czasu, wiedziałam, że mi się udało.
Te doświadczenia dodały mi skrzydeł, pozwoliły uwierzyć w siebie. Zyskać szacunek, pieniądze i wspaniałe życie. Mimo to często czułam się samotna.
Sukces cieszy tylko wtedy, kiedy mamy go z kim dzielić.
A ja znowu zostałam sama.
Gdy wyszłam na zewnątrz, wilgotne powietrze owiało rozpaloną twarz, studząc emocje. Moja krew przestała buzować, a pulsowanie w skroniach ustało. Przystanęłam przy barierce, by podziwiać widok. Wśród ciemności problemy na chwilę znikały. Miasto wyglądało inaczej niż za dnia, bardziej tajemniczo. Można było zapomnieć o tym, że nad ranem wszystko wróci.
Spojrzałam ku sali. Jakub ze skwaszoną miną siedział tam, gdzie go zostawiłam. Reszta towarzystwa przy naszym stole wyglądała na rozbawionych rozmową. Zrobiło mi się żal mojego przyjaciela. Wiedziałam, że kierowała nim wyłącznie troska.
Biedak. Kolejny raz zepsułam mu zabawę.
Moje rozmyślania przerwał odgłos kroków. Usłyszawszy je z prawej strony, odwróciłam się i spojrzałam w ciemność. Tamta część tarasu była słabo oświetlona, więc czekałam, aż sylwetka znajdzie się w łunie światła.
Najpierw dostrzegłam wyłaniające się z cienia ciemne, wypolerowane na błysk czubki butów. Następnie zauważyłam czarne, eleganckie spodnie oraz dopasowaną, idealnie skrojoną marynarkę, a na końcu przystojną twarz; moją uwagę od razu przykuło mroźne spojrzenie. Poczułam ciarki wywołane czymś, co trudno było nazwać. Jakiś nieznany rodzaj ekscytacji pobudził moje ciało. Mężczyzna podszedł do mnie pewnym krokiem, przynosząc ze sobą zapach drogich, ciężkich perfum. Uniosłam wysoko głowę i spojrzałam wprost w kuszące, jasnoniebieskie oczy bijące chłodnym blaskiem.
Miałem nadzieję, że tu panią spotkam. Chyba nigdy nie zostaliśmy sobie oficjalnie przedstawieni – powiedział zachrypniętym głosem. Wpatrywał się we mnie wytrwale. Ujął moją dłoń, którą wyciągnęłam w jego kierunku, i pocałował ją szarmancko, przytrzymując odrobinę za długo. – Artur Kruz.
– Lena Mejer – odparłam z rezerwą. Starałam się zachować kamienną twarz. Wytrwałam nawet przewiercające na wylot spojrzenie. Toczyliśmy niemy pojedynek. Podejrzewałam, że to próba sił. W tym biznesie facetom wydawało się, że mogą zjeść mnie na śniadanie i dyktować swoje warunki.
Mylili się.
Można dać się pożreć albo samemu zostać rekinem. A mnie nie interesowało bycie płotką.
– I jak się pani bawi? – Mężczyzna stanął tuż obok; był ode mnie sporo wyższy, sięgałam mu zaledwie do ramion pomimo dziesięciocentymetrowych obcasów.
– Niespecjalnie – odpowiedziałam szczerze. Nie widziałam powodu, dla którego miałabym udawać. – Aż dotąd. – Uniosłam kąciki ust, przejmując inicjatywę. Chciał grać, proszę bardzo.
– W takim razie już coś nas łączy. – Kruz, zamiast odwzajemnić uśmiech, zmrużył oczy, ale w jego spojrzeniu błysnęło zadowolenie.
Przez chwilę trwaliśmy w ciszy. Z każdą sekundą atmosfera stawała się cięższa, jednak nie miałam zamiaru pokazać mu, że w jakikolwiek sposób mnie to krępuje. Wpatrywaliśmy się w siebie z podobną zaciętością.
Zaczynało mnie to nawet bawić.
Wiedziałam, że to typ bezkompromisowego i twardego biznesmena, więc tym bardziej zyskał moje zainteresowanie. Nie znałam go dobrze, choć bywaliśmy na tych samych przyjęciach, spotkaliśmy się też przy okazji ostatnich dużych przetargów. Chociaż teoretycznie nasze firmy nie rywalizowały, Kruz najwidoczniej próbował rozszerzyć działalność. Wsparłam się plecami o balustradę, a następnie skrzyżowałam ramiona na piersiach. Kątem oka spoglądałam na rozświetlony Pałac Kultury oraz pobliskie luksusowe apartamentowce.
– Zatem… dlaczego chciał mnie pan zobaczyć, panie Kruz? – spytałam, z trudem opanowując drżenie w głosie na widok tego, jak pożerał mnie wzrokiem. Było w nim coś groźnego, coś, co zaczynało mnie fascynować. Jego pewność siebie przyciągała niczym magnes.
Chciałem panią poznać i wreszcie mam okazję. – Przez jego twarz przemknął nieodgadniony cień. Intuicja podpowiadała mi, że to jedynie wymówka.
– Tak po prostu?
Kruz uśmiechnął się tajemniczo, wzbudzając moją czujność.
– Musimy się spotkać i omówić kilka spraw. – To nie była propozycja. Jego słowa brzmiały jak rozkaz. Tacy mężczyźni nie pytali. Oni po prostu wydawali polecenia, ponieważ czuli się panami całego świata.
– Kilka spraw? Nie kojarzę, żebyśmy mieli jakieś wspólne sprawy.
– A ja myślę, że mamy, lecz przyjęcie to nie najlepsze miejsce na biznes. Interesy lepiej załatwiać na bardziej… neutralnym gruncie.
– Lubię sama decydować o tym, gdzie i z kim prowadzę interesy, panie Kruz.
Artur potarł palcami podbródek pokryty lekkim zarostem, jakby potrzebował rozmasować zbyt mocno zaciśniętą szczękę. Zapewne zwykle kobiety szybko padały przed nim na kolana. Jednak nie miałam w zwyczaju przed nikim klękać i Kruz nie stanowił wyjątku od tej reguły, nawet jeśli był szalenie pociągający.
– Nalegam.
– Mam niewiele czasu – odparłam po namyśle, prostując plecy – ale postaram się znaleźć dla pana minutę. – Wyciągnęłam z kopertówki wizytówkę i mu ją podałam.
Kruz przełknął odpowiedź, jakby właśnie ktoś wcisnął mu do gardła gorzką pigułkę.
– Na drinka też się pani nie da namówić? – Po uważnym przestudiowaniu kartonika, schował go do wewnętrznej kieszeni marynarki i wskazał na roztańczoną salę.
Zawahałam się. Rozum podpowiadał inną odpowiedź niż ciało, lecz ostatecznie w tym wypadku wygrał rozsądek. Nie mieszałam pracy z przyjemnościami, a pójście na całość mogło nie skończyć się dobrze. Spędzenie z nim kolejnych godzin również. Pierwszy raz od dawna się obawiałam, że mogłabym ulec pokusie.
– Nie dzisiaj – odrzuciłam propozycję. Pokręciłam głową, a potem przygryzłam lekko wargę, gdy lodowe oczy pociemniały. Oczywiście ktoś taki jak Kruz nie przywykł do odmowy. Widziałam, jak cały się spina. Wzbierał w nim gniew, którego nawet nie próbował ukryć.
– Widzę, że nie będzie łatwo – mruknął, a następnie zupełnie niespodziewanie założył unoszony wiatrem kosmyk włosów za moje ucho. Odniosłam wrażenie, że taka śmiałość miała wprawić mnie w zakłopotanie i zmusić do potulności. – Nie należę do cierpliwych ludzi, ale czuję, że warto poczekać. Wyzwanie przyjęte. – Przesunął szybko opuszkami po linii mojej żuchwy, po czym opuścił rękę.
Niespodziewany prąd przeszył mnie na wskroś. Ten dotyk był tak nieoczekiwany, że nie byłam w stanie powstrzymać reakcji.
– Skupmy się na razie na biznesie – zaznaczyłam, niezwłocznie naprawiając błąd, jednak wewnątrz poczułam niepokój, który ścisnął mój żołądek. To było do mnie niepodobne; przez tego mężczyznę targały mną emocje, jakich nie czułam… chyba nigdy.
Na razie… – Nieco złagodniał, mimo to w jego głosie wyczułam obietnicę czegoś więcej. – Miło było panią poznać, pani Leno. Mam nadzieję, że pani nie przestraszyłem? – szepnął, nachylając się w moją stronę. Wiedziałam dokładnie, co próbuje tym osiągnąć.
Zmienił taktykę, a ja zapragnęłam ulotnić się z tego miejsca, bo zaledwie chwile dzieliły mnie od podjęcia ryzyka.
– Nie, z całą pewnością nie.
Pokręciłam lekko głową, a Kruz ujął moją dłoń, znowu pocałował ją niczym prawdziwy dżentelmen, po czym wyprostował się i wbił wzrok w moje oczy. Jego spojrzenie było przenikliwe, elektryzujące, więc po krótkim uśmiechu odwróciłam się, by zniknąć z tarasu. Szłam powoli, nie pokazując, ile ostatnie minuty mnie kosztowały. Wróciłam do sali, którą opuściłam po chwili z nadal naburmuszonym Jakubem, kierując się do drzwi frontowych.
– Co ci tak śpieszno? – zapytał, kiedy przechodziliśmy przez długi, ciągnący się przez cały hotel hol, a ja przyśpieszałam co rusz kroku.
– Mam na dzisiaj dość. Wiesz, że ostatnio było dużo pracy, a kolejne tygodnie wcale nie zapowiadają się spokojniej. – Właściwie to nie było kłamstwo, dlatego gładko przeszło mi przez usta.
Skalski przytaknął bez dalszego wdawania się w szczegóły. Po tym, jak dotarliśmy windą na parter, poprosił, abym przeszła pod główne wejście, sam zaś skierował się do drzwi prowadzących na parking.
Wyszłam z hotelu i przystanęłam na schodach, czekając, aż po mnie podjedzie. Jedną dłonią przytrzymywałam szal, drugą próbowałam ujarzmić suknię targaną kołującymi powiewami wiatru. W tym samym momencie, w którym zobaczyłam samochód Jakuba, poczułam na karku dziwne mrowienie. Odwróciłam się i spojrzałam w górę, w stronę miejsca, gdzie przed chwilą podziwiałam panoramę miasta. Kruz wciąż stał na tarasie i kompletnie nie przejmował się tym, że na niego patrzę. Gapił się na mnie bez zażenowania. Nie dało się ukryć, że był cholernie przystojny, a jego tajemnicze spojrzenie pochłaniało. Fascynował mnie coraz bardziej. Odgarnęłam z twarzy włosy, chociaż na moje policzki wypełzł rumieniec i rozsądniejsze byłoby pozwolenie, by kosmyki nadal go zakrywały. Miałam tylko nadzieję, że z takiej odległości mężczyzna nie dojrzy mojego chwilowego zakłopotania.
Skinęłam do niego, następnie przeniosłam wzrok na podjeżdżające auto. Jakub wysiadł i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Wyglądało na to, że już się nie gniewał, ponieważ obdarzył mnie tym swoim przyjacielskim, łagodnym uśmiechem, a potem pomógł wsiąść.
– Znasz Artura Kruza? – zapytałam, kiedy Skalski usiadł na fotelu kierowcy, kątem oka zerkając na taras. Mężczyzna rozpłynął się w powietrzu.
– Zapewne tak samo jak i ty.
Co o nim wiesz?
Potarłam zziębnięte uda, zakryte zaledwie cienką warstwą materiału, i podkręciłam ogrzewanie. Jakub uniósł brwi, na co wzruszyłam ramionami. Doskonale wiedziałam, że moje dreszcze nie były wywołane jedynie niesprzyjającą aurą.
– Nic szczególnego. Ma pieniądze, zna się na interesach i zawsze dopina swego. Dlaczego pytasz?
Sprawdził w lusterku, czy może ruszyć, po czym wyjechał z parkingu i płynnie włączył się do ruchu. Ulice Warszawy były już niemal puste, jednak po chodnikach wciąż przemieszczały się grupki rozbawionych ludzi. Czasami tęskniłam za beztroską zabawą, a jednocześnie nie wyobrażałam sobie innego życia niż to, które obecnie prowadziłam.
– Podszedł do mnie na tarasie. Pomyślałam, że może wiesz coś więcej. Wiesz, że jeszcze do niedawna siedziałam zamknięta w biurze… To Anna zawsze ogarniała kontakty.
– Do niedawna? – przerwał mi. – Lena, minęło już sporo czasu, odkąd… – Jakub zawiesił głos. Wiedział, jak ważna była dla mnie Anna. Zginęła zdecydowanie za wcześnie i niespodziewanie, w wieku zaledwie pięćdziesięciu lat.
Mała, samotna łza zakręciła się w kąciku mojego oka. Otarłam ją szybko, nie pozwalając sobie na niepotrzebne sentymenty. Od początku tłumiłam wszystkie emocje, które kłębiły się we mnie niczym gradowe chmury. Bałam się, że pewnego dnia wybuchną, jednak dopóki udawało mi się nad nimi panować, spychałam je na dno umysłu.
– Wiem dobrze, ile minęło. Temat uważam za zakończony. Jeśli dowiesz się czegoś ciekawego o Kruzie, to daj znać – prychnęłam. Liczyłam, że Jakub zauważył mój nastrój. Potrafił bezbłędnie wyczuć, kiedy zakładałam maskę obojętności, by ukryć pod nią tęsknotę i strach.
– A powiesz coś więcej? Coś ci zaproponował? – Tym razem nie dał za wygraną.
– Nie wyraziłam się jasno? Czy masz jeszcze coś ważnego do powiedzenia na jego temat?
– Oj, przestań się gniewać. Po prostu powinnaś ruszyć do przodu, Anna na pewno by tego chciała. I ty też powinnaś chcieć. Jesteś młoda, masz przed sobą całe życie.
Westchnęłam pod nosem. Jakub nie znał jej tak jak ja i najwyraźniej nie znał aż tak dobrze mnie. Ruszyłam do przodu. Dawałam z siebie wszystko, starałam się jak najlepiej zajmować stworzonym przez nią królestwem, co nie znaczyło, że miałam o niej zapomnieć.
– Wspominał coś o biznesie. Lubię wiedzieć, co mnie czeka, a w jego przypadku nie mam najmniejszego pojęcia. Przy bliższym poznaniu odniosłam wrażenie, że jest… dziwny.
– Dziwny to chyba nie najlepsze słowo, jeśli mówimy o tej samej osobie.
Odwróciłam się gwałtownie, by wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Kuba ma wiele wad, ale na pewno też jedną niezaprzeczalną zaletę – doskonale zna się na ludziach.
– A jakie będzie najlepsze?
Mój zastępca przełknął mocno ślinę, a potem przelotnie na mnie zerknął. To wystarczyło, bym dojrzała w jego oczach ten niepokojący błysk.

– Niebezpieczny.


Komentarze

Popularne posty