[PATRONAT] Rozdział Trzeci Sarah Brianne "Nero"
Rozdział
trzeci
Z ogniem walcz
ogniem
Elle weszła do
sali i zastała w niej pana Evansa rozmawiającego z Chloe. Jej przyjaciółka
siedziała z łokciami opartymi o ławkę, ukrywając twarz w dłoniach.
Chloe podniosła głowę.
– Tak, nic mi nie jest, El… – Otworzyła szerzej oczy, kiedy dostrzegła
stan swetra Elle. – Wszystko w porządku? Co się stało? – Chloe wstała i
podeszła do przyjaciółki.
Wzrok Elle padł na pana Evansa.
– Ee, niechcący wylałam na siebie farbę na plastyce. O czym rozmawialiście?
Pan Evans podszedł do nich.
– Właśnie przechodziłem obok i zauważyłem, że Chloe siedzi tu sama, więc chciałem
się upewnić, czy wszystko jest w porządku. Zazwyczaj uczniowie są za drzwiami, zanim
dzwonek kończący lekcje zdąży w ogóle zadzwonić.
– No, racja. Chloe odwozi mnie do domu, więc poprosiłam ją, żeby tu na
mnie poczekała.
– A dlaczego spotkałyście się tutaj, a nie w sali od plastyki? Przecież sala
od plastyki jest przy głównym wejściu do szkoły. – Chociaż pan Evans brzmiał na
zdziwionego, to Elle pomyślała, że ani trochę na takiego nie wyglądał.
– Chyba po prostu na to nie wpadłyśmy. – Elle ruszyła w stronę drzwi. –
Do zobaczenia jutro rano, proszę pana. Chodź, Chloe. Muszę przygotować się do
pracy. – Elle liczyła na to, że nauczyciel odpuści.
Chloe dołączyła do Elle i obie ruszyły w stronę drzwi.
– Elle, jeśli będziesz chciała kiedyś porozmawiać, to wiesz, gdzie mnie
znaleźć. – Elle odwróciła się na dźwięk głosu pana Evansa. – Postaraj się
uważać na plastyce. Następnym razem może cię tam spotkać coś gorszego niż wylana
farba.
Nie, nie potrafi odpuścić. Po
tych słowach, Elle ruszyła.
– Miłego wieczora, proszę pana.
Przyjaciółki przeszły przez szkołę i kiedy dotarły na zewnątrz, ciężar
spadł im z serc. Prawie, jakby były wolne.
– Więc kto wylał tę farbę? I, cholera, zniszczył ci całe ubranie. A tak świetnie
w tym wszystkim wyglądałaś.
Elle spojrzała na swój strój. Cholera,
załatwiła nawet moje ulubione sprane jeansy.
– Przydupaska Cassandry.
– Która? Ta? – Chloe skinęła głową w stronę Nero stojącego przy swoim
cadillacu z Blond-Dupą Numer Dwa.
Do uszu Elle dotarło, o czym rozmawiali.
– Nero, mógłbyś podwieźć mnie do domu? Rano przywiozła mnie Cassandra. – Blond-Dupa oparła się o jego samochód, uśmiechając
się do niego słodko.
– Nie ma sprawy, mała. – Wzrok Nero powędrował z jej oczu na biust. –
Leo, jedziemy!
Elle zobaczyła młodego chłopaka truchtającego do samochodu. Chłopaczek był
miniaturową wersją Nero. Przypominał go szczególnie w wersji sprzed ścięcia
włosów, chociaż jego miały zupełnie inny kolor. Najwyraźniej to właśnie jego
widziała wcześniej podczas lunchu.
– Siadaj z tyłu, Leo. – Elle pomyślała, że Leo zrobił na te słowa
najsłodszą minę na świecie, po czym wszyscy wsiedli do cadillaca, trzaskając
drzwiami, co wytrąciło Elle z transu.
– Nie, ta druga. – Elle pokręciła głową. Naprawdę muszę się ogarnąć.
Przyjaciółki wsiadły do bmw Chloe. Większość tutejszych uczniów woziła
się najróżniejszymi modelami mercedesów, porsche i lamborghini, ale to samochód
Chloe miał klasę. Był niezbyt drogi, niezbyt szpanerski. Oczywiście Chloe sama
nigdy by go dla siebie nie wybrała, lecz jej ojciec, polityk, nie dał jej tak
naprawdę wyboru.
Kiedy już zamknęły za sobą drzwi, Chloe się odezwała; jej twarz wyrażała
troskę.
– Elle, coś się stało? Dziwnie się dzisiaj zachowujesz.
– Nic mi nie jest, Chloe. Chyba zaczyna mnie już męczyć przechodzenie
przez to samo gówno każdego dnia.
– Słuchaj, Elle, nie musisz tu zostawać. Możesz odejść. Gdyby twoi
rodzice dowiedzieli się, co cię spotyka w tej szkole, nie pozwoliliby ci…
Elle z determinacją spojrzała w oczy Chloe.
– Nie zostawię cię, Chloe. Mówiłam ci to już jakieś tysiąc razy.
– Przetrwałyśmy do tej pory tylko dzięki temu, że się im nie stawiałyśmy.
Nie jestem taka, jak ty, Elle. – Chloe wlepiła wzrok w kierownicę.
Elle spojrzała na Chloe, w pełni świadoma tego, o co prosiła ją
przyjaciółka.
– Dobrze, Chloe. Nie będę reagować na ich zaczepki. Obiecuję.
Po tych słowach Chloe uruchomiła przyciskiem samochód.
– Reagowanie na zaczepki nie pomaga, Elle. Wiesz o tym.
Elle skinęła głową i uśmiechnęła się do Chloe. Nie, kiedyś tak
myślałam. Jednak dzisiaj Elle doznała objawienia: z ogniem należało walczyć
ogniem.
– Wszystko w porządku, skarbie?
Elle podskoczyła.
– A, hej, mamo. Tak, wszystko świetnie, po prostu jestem zmęczona. – Elle
rozejrzała się po salonie. – Tata jest w kuchni?
– Nie, ee, śpi.
– Cały dzień leżał w łóżku? – Elle zaczęła się martwić.
– Nie, skarbie, właśnie się położył. Chciał się zdrzemnąć. – Mama Elle
uśmiechnęła się do niej. Było widać, że nawet ona nie wierzyła w swoje słowa.
– Dobrze. Idę do siebie, muszę odrobić lekcje przed pracą.
Elle przeszła przez dom, ale kiedy mijała sypialnię rodziców, zatrzymała
się, zastanawiając się, czy powinna tam wejść i sprawdzić, jak się ma jej
ojciec. Może później. Już i tak jestem
zdołowana.
Elle weszła do pokoju i włączyła komputer.
Kogo kocham najbardziej?
Zaczęła rozmyślać nad esejem. Lekcje angielskiego z Evansem były jej ulubionymi.
W przyszłości chciała zostać pisarką. Znała odpowiedź na pytanie zadane przez
nauczyciela, a jednak w tej chwili czuła, jakby ojciec – osoba, którą kochała
najbardziej – tak jakby ją zdradził. Pomimo swojej małomówności zawsze życzył
jej dobrego pierwszego dnia szkoły, a dzisiaj skoro to był końcowy rok Elle,
mógł to zrobić po raz ostatni. Postanowiła pozbyć się tych uczuć na rzecz
dobrej oceny. Napisała połowę eseju, po czym spojrzała na zegar i uznała, że
czas zbierać się do pracy.
Ubrała się w strój kelnerki. Nienawidziła go prawdopodobnie bardziej niż
samego życia. Była pewna, że sukienka miała przynajmniej dwadzieścia lat –
wypłowiała, tracąc zupełnie swoją niegdyś czerwoną barwę na rzecz pomarańczowo-brązowej.
Przynajmniej mogę stwierdzić z niejaką
pewnością, że była kiedyś czerwona.
Elle włożyła swój płaszcz marynarski, jej najlepszą jak dotąd lumpeksową
zdobycz.
Kiedy była już gotowa do pracy, wyszła z pokoju i ruszyła w stronę
kuchni.
– Hej, Josh. Jak minął twój pierwszy dzień szkoły po przerwie? – Na widok
twarzy swojego ośmioletniego braciszka, Elle od razu zapomniała o wszystkich
swoich problemach.
– Może być. – Josh wzruszył ramionami. – A twój, Dzwoneczku[1]?
Elle rzuciła Joshowi surowe spojrzenie. Patrząc na niego, czuła się, jakby
spoglądała w lustro. Chociaż jej brat miał blond włosy.
– Może być. – Postanowiła wkrótce z nim pogadać. Dowiedzieć się, co się
tak naprawdę działo się w jego szkole. – Ładnie pachnie mamo – Elle zwróciła
się w kierunku mamy. –Zostawisz mi trochę na później?
– Oczywiście, skarbie. O, twój tata jest w salonie. – Tym razem posłała
Elle prawdziwy uśmiech.
Elle weszła do salonu i stała tam przez chwilę, czekając, aż jej tata w
końcu się odezwie, ale tego nie zrobił.
Podeszła do drzwi wejściowych, jednak zanim je otworzyła, oznajmiła:
– W szkole było świetnie, tato.
Była bardzo przybita. Nie tylko nie życzył jej dobrego pierwszego dnia
szkoły, co było ich tradycją, ale nawet nie zapytał jej w tym momencie, jak dzisiaj
było.
Ignorując swoje zranione uczucia, Elle wyszła na zewnątrz. Chłodne
powietrze wprawiło ją w dobry nastrój. Było rześkie i świeże. Coś w dźwięku
śniegu skrzypiącego pod podeszwą jej butów, poprawiało jej humor.
Elle poszła na przystanek i wsiadła do autobusu jadącego do centrum
miasta. Usiadła przy oknie i obserwowała umykające przez nie widoki. Naprawdę
uwielbiała Kansas City w stanie Missouri. Czuła się tu jak w domu, chociaż
przez ostatnie lata miała wrażenie, że to nie jest miejsce dla niej.
Może naprawdę powinnam wyjechać
razem z Chloe.
Dotarła do swojego przystanku i wysiadła, po czym przeszła kilka
przecznic, idąc w kierunku restauracji, w której pracowała. Gdy tak szła, nie
przeszkadzały jej hałas i ruch. Lubiła przyglądać się ludziom, którzy wychodzili
nocą na miasto.
Jednakże wkrótce uwagę Elle przyciągnęło dwóch mężczyzn stojących przed
Kansas City Casino Hotel znajdującym się tuż obok jej miejsca pracy. Jeden z
nich miał cienie pod oczami i wyglądał na naćpanego. Cały czas oglądał się za
siebie, jakby się czegoś obawiał. Drugi mówił do niego surowym tonem. Nie
słyszała, co konkretnie, ale z pewnością próbował go uspokoić.
Mijając ich, Elle usłyszała, jak ten spokojny mówi:
– Ważniak dał ci zadanie. Nie masz, kurwa, wyboru. – Ciężko było go
zrozumieć przez silny włoski akcent i zgiełk miasta.
Elle szła dalej. Nie obchodziło jej, co się działo. To nie była jej
sprawa.
Weszła do restauracji i powiesiła swój płaszcz na wieszaku. Pomyślała, że
temu miejscu przydałoby się unowocześnienie. Chociaż większość budynków w
centrum miasta była starych, to tylko niektóre zachowały swój blask sprzed lat.
Jak sukienka, którą muszę nosić. –
pomyślała.
Elle nawet lubiła swoją pracę. Przychodzili tu ludzie, jakich normalnie
nie miałaby okazji spotkać – w końcu w budynku obok znajdowało się kasyno. A
napiwki też nie były złe. Starczało jej na spłatę reszty czesnego.
Elle wpisała się na listę i zaczęła obsługiwać stoliki. Poniedziałki
zazwyczaj ciągnęły się w nieskończoność, ponieważ wszyscy byli zmęczeni po
weekendzie. Czas płynął wolno, zmuszając ją do rozmyślań. A jednak, po tym, co
wydarzyło się tego dnia, nie chciała myśleć o niczym.
Wraz z jeszcze jednym pracownikiem, miała zamykać tego dnia restaurację,
dlatego też liczyła na to, że wkrótce zjawi się więcej klientów, bo w
przeciwnym razie mogła popaść w obłęd.
Jednakże czas mijał, a Elle ani razu nie udało się uwolnić od uciążliwych
myśli. Przez cały wieczór przez knajpę przewinęło się tylko kilkoro ludzi. Pół
godziny przed zamknięciem zaczęła sprzątać, przygotowując restaurację na rano.
Wkrótce skończyła i pozostało jej tylko wyrzucenie śmieci. Tak więc poszła po
płaszcz i torebkę.
Następnie podniosła worek wypełniony śmieciami i weszła do kuchni,
wołając:
– Do jutra, Steve. Dobrej nocy. – Steve był kucharzem w restauracji.
– Do zobaczenia, Elle – odpowiedział, wycierając płytę kuchenną.
Elle wyszła przez tylne drzwi, żeby wyrzucić śmieci, planując przejść
uliczką biegnącą między restauracją i Casino Hotel. Zamknęła drzwi kuchenne i wrzuciła
worek do śmietnika. Odwróciła się, ruszając w kierunku przystanku, kiedy
usłyszała głosy dobiegające z drugiego końca alejki.
– Proszę, proszę, nie zabijaj mnie.
– Ucisz go, kurwa, bo od razu odstrzelę mu łeb.
Elle szybko schowała się za śmietnikiem. Wiedziała, że nie chce stanąć
twarzą w twarz z właścicielem tego głosu.
Usłyszała zbliżające się kroki.
– Czysto, szefie.
Nie mogła się powstrzymać od wyjrzenia zza śmietnika. Ona była pogrążona
w ciemności, ale światło padające z restauracji oświetlało czworo stojących
nieopodal mężczyzn. Jeden miał na sobie drogi garnitur. Jego ciemne włosy były zaczesane
do tyłu. Był starszym mężczyzną. W normalnych okolicznościach mógłby uchodzić
za bardzo atrakcyjnego, jednak w tej chwili ją po prostu przerażał. To na pewno
on wszystkim kierował.
Bo mu od razu odstrzelę łeb. Tak, on
to powiedział.
Drugi przytrzymywał kolejnego, zakrywając mu usta. Ten przytrzymywany był
facetem z workami pod oczami, którego Elle widziała wcześniej przed kasynem. Przytrzymujący
miał jakieś dwadzieścia lat i już wyglądał straszniej od Szefa.
– Idź po samochód, Sal, szybko. – Już na sam dźwięk jego głosu Elle
poczuła gęsią skórkę. Cholera, ten
mężczyzna jest straszny.
– Jasne, szefie. – Trzeci mężczyzna nie był tak przerażający, jak pozostali.
Chociaż mógłby za takiego uchodzić, gdyby nie stało przy nim dwóch Hannibali
Lecterów.
Tak jak mówił, po chwili szybko wybiegł z uliczki.
Minęła minuta i stało się jasne, że ten proszący mężczyzna wiedział już,
co go czeka. Wyglądał na bardziej przestraszonego od Elle i najwyraźniej włączył
się jego instynkt samozachowawczy – ugryzł trzymającego go mężczyznę w rękę,
próbując mu się wyrwać. Straszny mężczyzna opuścił dłoń, a ten roztrzęsiony
zaczerpnął powietrza.
Zanim udało mu się krzyknąć i wezwać pomoc, ten nazywany Szefem wyciągnął
broń z wnętrza swojej marynarki. I wtedy Elle odwróciła wzrok. Wiedziała, co
się teraz wydarzy.
Bum.
Jeden strzał wystarczył.
Elle zaczęła szybko łapać powietrze i od razu zasłoniła usta dłonią, żeby
mężczyźni jej nie usłyszeli. Wiedziała, że jeśli nie będzie cicho, to spotka ją
ten sam los.
Samochód nadjechał z piskiem opon i mężczyźni wpakowali się do niego. Pojazd
odjechał, nie czekając, aż zamkną za sobą drzwi.
Elle nadal zakrywała usta. Do oczu napłynęły jej łzy. Musiała się stamtąd
wydostać – lada chwila ktoś tu przyjdzie i zacznie sprzątać ten bałagan. Uda ci się.
Kiedy wyjrzała po raz kolejny zza śmietnika, w pobliżu nie było już nikogo.
W tej chwili Elle nie mogła sobie pozwolić na myślenie. Jej ciało musiało przejąć
kontrolę. Wyskoczyła zza śmietnika i zrobiła to, co wychodziło jej najlepiej – zwiała.
Sal zatrzymał samochód przed domem swojego szefa. Kurwa, wreszcie w domu. Przeszkadzał mu wypełniający auto smród
martwego ciała i szczochów.
– Sal, wróć do kasyna i pozbądź się kaset, i tego smrodu z mojego auta. –
Zabicie tego pieprzonego idioty w uliczce obok miejsca, w którym pracował, nie
było najlepszym pomysłem. Ludzie pewnie usłyszeli wystrzał z broni, a im nie
wystarczyło czasu, żeby po sobie posprzątać. Ale wmówił sobie, że nie miał
innego wyboru.
– Okej, szefie, zadzwonię, jak skończę. – Odpowiedział mu.
– Lucca, pozbądź się tego gnoja i nie wracaj do domu z krwią na swojej
pierdolonej koszuli. Lepiej nie nakręcać tym widokiem dziwki, którą dzisiaj
sprowadzisz. Kapujesz? – Był zły na syna. Nie powinien był dać się ugryźć w
rękę. Zaryzykował wszystko, na co szef pracował całe swoje życie.
Lucca skinął szybko głową. Szef wiedział, jak bardzo jego syn był
zawiedziony tym, co się wydarzyło, a wiedział to, ponieważ sam robił taką minę,
kiedy coś spieprzył. Z każdym dniem Lucca stawał się coraz bardziej do niego podobny.
Był już równie przerażający, tego był pewien, brakowało mu tylko doświadczenia.
Szef wysiadł z samochodu i wszedł do domu. Potrzebował pieprzonego drinka
po tym całym bajzlu. Podniósł butelkę, wlał do szklanki brązowy płyn, a
następnie podszedł do cygarnicy i wyjął z niej cygaro. Usiadł za ogromnym
biurkiem w dużym skórzanym fotelu i w końcu zaczął się uspokajać. Nic tak nie
koiło jego nerwów, jak whiskey i cygara.
Minęła godzina i jego myśli nie były już tak ponure. Miał ciężkie życie.
Musiał zarządzać rodziną i całym miastem, jednakże nie mogło być inaczej.
Jego miejsce znajdowało się na samej górze. Wszyscy o tym wiedzieli.
Usłyszał pukanie do drzwi, które zrujnowało jego chwilę samotności.
Wzdychając, zawołał surowo:
– Wejść.
– Szefie, nie mam dobrych wieści. – Sal trzymał w ręku laptopa.
Szef złapał się za grzbiet nosa i wręczył Salowi swoją szklankę.
– Nalej tak dużo, jak bardzo złe są te wiadomości.
Sal podszedł do barku i szybko wypełnił szklankę do połowy. Po sekundzie zmienił
zdanie i dolał alkoholu, wypełniając szklankę po brzegi.
– Kurwa, Sal, przynieś mi tę cholerną szklankę i powiedz mi już, co to za
złe wieści. – Szef wiedział, że tak naprawdę nie chciał ich usłyszeć.
– Dobre wieści są takie, że szef zobaczy wszystko na własne oczy. – Sal
otworzył laptopa i wcisnął przycisk na klawiaturze.
Szef dokładnie wiedział, na co patrzył. Było to nagranie z kamery
monitoringu znajdującej się w uliczce, w której zastrzelił tego gościa. Na
szczęście dla niego pokazywała także tyły restauracji sąsiadującej z kasynem.
Przez kilka pierwszych sekund nic się nie działo. Jakby Sal jeszcze nie
włączył nagrania. Następnie, z drzwi na tyłach knajpy wyszła młoda dziewczyna z
workiem śmieci, podeszła do śmietnika i wrzuciła do niego worek. Sekundę później
dziewczyna schowała się za śmietnikiem, pogrążając się w ciemnościach. Już jej
nie widział.
– Kurwa.
– Niech szef poczeka, będzie jeszcze lepiej. – Szefowi nie podobał się
ton głosu Sala.
Widział całą scenę morderstwa. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to
zapamiętał. Wiedział, co tam się, kurwa, wydarzyło. Jednym haustem dopił
whiskey. Samochód odjechał i stało się dokładnie to, co przewidział –
dziewczyna wybiegła zza śmietnika dokładnie w tej samej chwili, w której to
sobie wyobraził, że to zrobi. I wtedy zniknęła.
Sal gwałtownie zamknął laptop.
– Kto to? – Oczekiwał od Sala pieprzonych odpowiedzi.
– Elle Buchanan. Pracuje w restauracji obok kasyna. Ale mamy jeszcze
jeden problem, Sze…
– Kurwa, Sal, chyba nie może być już gorzej? – Miał dość. Wiedział, że
dziewczyna umrze, więc o co, kurwa, chodziło?
– Chodzi do ostatniej klasy w Legacy Prep High, szefie. Jeszcze ma siedemnaści
lat, ale to już tylko przez miesiąc. Wiem, że szef nie sprząta dzieciaków, ale
ona jest praktycznie doro…
– Co ty, kurwa, powiedziałeś? – Nie podobało mu się to, co wyszło z
pierdolonych ust Sala. Tę rodzinę zbudowano na zasadach i nawet on nie lubił
ich łamać. Co więcej, ze wszystkich, tej jednej nigdy nie chciał złamać.
– Proszę wybaczyć mi te słowa, szefie. Chciałem po prostu chronić rodzinę.
– Sal zaczynał się denerwować. Nie powinien okazywać szefowi braku szacunku.
Szef wstał i spojrzał Salowi w oczy. Zacisnął szczękę i powiedział:
– To ja, kurwa, mówię, jak chronić rodzinę, kapujesz?
Sal przełknął ślinę i pokiwał głową.
– Kapuję. Więc jak rozwiążemy sprawę?
Szef podszedł do barku i nalał sobie kolejnego drinka.
– Zostaw tu laptopa. Zniszczę nagranie i sam się wszystkim zajmę.
Sal wyszedł z pokoju. Jego szef powiedział, że sam się wszystkim zajmie,
więc tak miało być.
Szef wziął ze sobą butelkę whiskey i usiadł z powrotem za biurkiem. Wpadł
na pewien pomysł. Będzie mógł nie tylko załatwić sprawę z dziewczyną, ale też
sprawdzić lojalność swojego przyszłego żołnierza.[2]
Wyjął telefon z marynarki i po dwóch krótkich sygnałach, z drugiego końca
linii usłyszał jęki dziewczyny.
– Tak?
– Powiedz tej dupie, żeby się ulotniła. Mam dla ciebie robotę, synu. – Po
tych słowach się rozłączył.
Jęki dziewczyny utwierdziły go w przekonaniu, że jego syn poradzi sobie z
robotą. Dowie się, ile dokładnie widziała dziewczyna z nagrania i czy trzeba
będzie zająć się nią w jej osiemnaste urodziny.
Po raz drugi tej nocy usłyszał pukanie do drzwi. Tym razem otworzyły się,
zanim zdążył powiedzieć „wejść”. Jego syn, w przeciwieństwie do Sala, nie
czekał na zaproszenie.
Szef przyjrzał się Nero, jak ten wchodził do środka. Jego ciemne włosy
były mokre i można było od niego wyczuć woń seksu. Po raz pierwszy tej nocy
szef się uśmiechnął.
Idealnie się nada do tej roboty.
[1] Brat nazywa Elle
Dzwoneczkiem, ponieważ jej imię w oryginale rymuje się z angielskim słowem:
bell
[2] Żołnierz w strukturze
mafijnej to kandydat na członka rodziny. Jednak najpierw musi się wykazać.
Komentarze
Prześlij komentarz