Recenzja Bianca Iosivoni „First last kiss”
Elle Winthrop i Luke
McAdams są najlepszymi przyjaciółmi. I nic ponadto. Oboje nie chcą tego
zmieniać, mimo że ich znajomi od dawna obstawiają zakłady, czy i kiedy
nierozłączna skądinąd para wyląduje wreszcie w łóżku. Sytuacja wymyka się spod
kontroli, kiedy Elle zostaje zaproszona na przyjęcie zaręczynowe swojej
siostry, a Luke występuje na nim jako jej rzekomy chłopak. Ale czy ta rola go
nie przerośnie? Jak mocno można się do siebie zbliżyć, nie narażając na szwank
przyjaźni? I czy warto ryzykować przyjaźń dla czegoś więcej? Dopiero w obliczu
osobistych tragedii Elle i Luke dowiedzą się, na kogo w swoim życiu mogą
naprawdę liczyć, i zrozumieją, że w życiu bywają ważniejsze rzeczy niż złamane
serca. Czy aby na pewno…?
Wydawnictwo:
Jaguar
Rok
wydania: 2019
Format:
Książka
Liczba
stron: 423
Cykl:
First
Tom
II
„First last look” Bianca Iosivoni czytałam
jakiś czas temu i bardzo mi się podobała, na tyle, że z chęcią chciałam dla Was
zrecenzować jej kontynuację. „First last kiss” jest historią dwójki najlepszych
przyjaciół, która wzbrania się ze wszystkich sił przed tym, aby pchnąć tą
relację w inne tory. To zrozumiałe z pewnych względów, a mianowicie z powodu
strachu o to, że straci się to, co się w danej chwili ma. Wspaniałego
przyjaciela, na którego zawsze można liczyć, nawet, kiedy nie jest się
świadomym, że się tego potrzebuje. Czasem potrzebne jest podjęcie takiego
ryzyka, ponieważ może się okazać, że zaiskrzy i ta druga osoba czuje to samo.
Niestety istnieje też taka ewentualność, że wszystko się zaprzepaści, czy jest
więc złoty środek w takiej sytuacji?
Elle
Winthrop jest główną bohaterką „First last kiss”, jest bardzo pewną siebie i
bystrą kobietą, która ma cięty języczek, którym potrafi się posługiwać po
mistrzowsku. Jest uzależniona od kawy, pochodzi z bogatej rodziny, z którą ma
niewielki kontakt. Wszystko za sprawą
tego, że jest od nich zupełnie inna, jest
ich taką czarną owcą.
Elle
ma pewną cechę, którą można w zależności od punktu spojrzenia interpretować,
jako wadę lub zaletę, stara się zadowolić
wszystkich zapominając gdzieś w tym o sobie, dlatego jej potrzeby są spychane
na dalszy plan. Wszystko wygląda inaczej, kiedy przebywa z przyjaciółmi, jest sobą, nie musi
udawać, czuje się wolna.
Luke
McAdams uchodzi za kobieciarza lubiącego seks, w gruncie rzeczy jest podobny do
Elle, jest bardzo pewny siebie, na tyle, że na każdy argument ma gotową
odpowiedź. Mimo wszystko rozumie, dlaczego dla przyjaciółki temat rodziny to
pewnego rodzaju tabu. Sam także ma wiele tajemnic, o których nie mówi, gnębi go przeszłość, a on nie daje sobie tego
po sobie poznać. Kiedy człowiek przywdziewa
maskę i udaje szczęśliwego, kiedy tego nie czuje, zawsze może wydarzyć się coś,
co sprawi, że przestanie być w swoim kłamstwie autentyczny. W pewien sposób
wygodny jest dla niego wizerunek wiecznego imprezowicza i kobieciarza, nie
wymaga się od niego zbyt wiele. W mężczyźnie jest jedna więcej głębi, niż ktoś
mógłby przypuszczać, dlatego tak dobrze mu się spędza czas z Elle. Wydaje się,
że wszyscy dostrzegają to, jak idealnie do siebie pasują poza samymi
zainteresowanymi.
Elle
zostaje zaproszona na przyjęcie zaręczynowe siostry, co wiąże się z powrotem do
domu, czymś, co trudno jest jej zrobić. Czułą się swobodnie z dala od Winthrop’ów, jednak z takiego przyjęcia nie
może się wymigać, nie może zrobić tego siostrze, nawet jeśli to będzie dla niej
takie trudne. Nie będzie jednak zupełnie
sama, bowiem Luke występuje na uroczystości, jako jej chłopak. Nie chciał i nie
mól zostawić jej samej tam, gdzie nie czuje się pewnie i bezpiecznie. Chce być
jej opoką i zapewnić jak najbardziej komfortową dla dziewczyny atmosferę.
Wspólny
pobyt w domu dziewczyny sprawia, że iskry które między nimi się pojawiają stają
się coraz bardziej widoczne, na tyle, że nie można powiedzieć, że nie istnieją.
Luke'a i Elle są tego świadomi, nie mogą
się wyprzeć tego, że czują do siebie fascynację, jednak żadne z nich nie chce,
aby w ich przyjaźni pojawił się seks, jednak napięcie nie maleje, czy zdecydują
się coś z tym zrobić? Czy w końcu dostrzegą to, że są dla siebie stworzeni? Czy
pokonają ten strach?
„The
Last First Kiss” została opowiedziana na przemiennie z perspektywy głównych
bohaterów, co pozwala nam zbliżyć się i lepiej poznać ich charaktery. W trakcie
lektury otrzymujemy więcej informacji na temat ich motywacji, lęków, marzeń i
rodzin, z których pochodzą. Wzajemny pociąg tej dwójki był wyczuwalny już od
pierwszej strony książki, przynajmniej mnie się udało dobrze w to wczuć.
Luke'a
został wykreowany jako stereotypowy playboy,
jednak to tylko maska, otoczka, a on sam ma więcej do zaoferowania niż nienaganny
wygląd. Jest dowcipny, lojalny, opiekuńczy, co czyni go dobrym obserwatorem. Autorka
trafnie budowała napięcie między bohaterami na tyle, że udało mi się większość
ich decyzji rozumieć, może nie były to wszystkie, ale nie było ze mną źle.
Styl,
którym posługuje się Bianca jest płynny
i lekki, a jednocześnie urzekający, który w pewien sposób daje pełen wachlarz
emocji. Zamieszczone słowa opisane są w taki sposób, aby zjednać i zmieszać
emocjonalny świat postaci z tym należącym do czytelnika.
„The
Last First Kiss” czyta się naprawdę szybko, nie zauważyłam, kiedy coraz
bardziej zagłębiałam się w fabułę, wgryzałam się w nią, jak w kawałek pysznego
ciasta nie chcąc, aby zniknął z talerza, a jednocześnie czuć jego zniewalający
smak. Śledziłam wydarzenia przepełniona ciekawością i niczym dziecko trzymane
za rączkę podażałam w stronę dramatycznego punktu kulminacyjnego. Nie
znajdziemy w książce przerysowanych super samców, ani silnie skonstruowanego dramatu, ale ludzi
z zrozumiałymi problemami i ciężką przeszłością, tacy jak ty, czy ja. To jeden z wielu powodów,
które sprawiają, że czytanie „The Last First Kiss” było przyjemnością. Z
niecierpliwością wyczekuję kolejnego tomu, jestem pewna, że wy macie podobnie.
Ta książka jest bardzo ciekawa i z chęcią po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Pola.
www.czytamytu.blogspot.com