Recenzja Olga Gromyko „Kroniki Belorskie”
Prawdziwa gratka dla wszystkich tęskniących do przygód ze świata
Belorii! Po raz pierwszy w Polsce, wyjątkowe Kroniki belorskie, w których
spotkamy się ze starymi przyjaciółmi, poznamy nowych niesamowitych bohaterów i
przeżywać będziemy kolejne niezwykłe przygody.
Rozległe są ziemie Belorii i zawsze jest na nich miejsce na wielkie czary! Albo chociaż wesoła opowieść. Czy warto wierzyć w horoskopy? Czy aby na pewno niemowlęta są nieszkodliwe? Czy można komuś sprzedać pomyślny los? Na jaką przynętę łapie się nekromantów? Jak pozbyć się konkurencji? Co jest silniejsze: magia, wiara czy dębowa laga? Jeśli chcecie otrzymać odpowiedzi na te i inne pytania, oraz spotkać się ze starymi przyjaciółmi i poznać nowych, to jest książka dla was!
To ostatni tom cyklu belorskiego! Ostatnia szansa na spotkanie z całą plejada waszych ulubionych bohaterów, wyruszenie w niezapomniany świat przygód i humoru, który gwarantuje proza Olgi Gromyko.
Rozległe są ziemie Belorii i zawsze jest na nich miejsce na wielkie czary! Albo chociaż wesoła opowieść. Czy warto wierzyć w horoskopy? Czy aby na pewno niemowlęta są nieszkodliwe? Czy można komuś sprzedać pomyślny los? Na jaką przynętę łapie się nekromantów? Jak pozbyć się konkurencji? Co jest silniejsze: magia, wiara czy dębowa laga? Jeśli chcecie otrzymać odpowiedzi na te i inne pytania, oraz spotkać się ze starymi przyjaciółmi i poznać nowych, to jest książka dla was!
To ostatni tom cyklu belorskiego! Ostatnia szansa na spotkanie z całą plejada waszych ulubionych bohaterów, wyruszenie w niezapomniany świat przygód i humoru, który gwarantuje proza Olgi Gromyko.
Wydawnictwo:
Papierowy Księżyc
Rok
wydania: 2019
Format:
Książka
Liczba
stron: 560
Cykl: Kroniki Belorskie
TOM
VI
Wszystko,
co dobre kiedyś się kończy. Tak oto przyszła pora na ostatni, zarazem szósty
tom Kronik Belorskich autorstwa lubianej Olgi Gromyko, muszę przyznać, że mam
mieszane uczucia, z jednej strony cieszyłam się z kolejnej pachnącej nowością książki,
z drugiej, czuję smutek. Stęskniłam się trochę za Szeleną i jej nekromantą,
Wolhą rudowłosą wiedźmą i jej wampirzym małżonkiem, a tutaj klops. Czuję,
jakbym dopiero co sięgała po pierwszy tom Kronik Belorskich i uczyła się tego
świata, wszystkich zamieszkujących go nacji, a teraz muszę go pożegnać. Pociesza
mnie tylko fakt, że kiedy mocno się stęsknię mogę ponownie sięgnąć po te sześć
magicznych tomów i przeżyć tyle przygód na nowo.
„Kroniki
Belorskie” to tak jak w przypadku „Wiedźmie
opowieści” zbiór opowiadań o magicznej krainie Belorii, dzięki czemu mamy
okazję spotkać znanych nam bohaterów, jak i poznać tych zupełnie nowych.
Cudownie było poznać dalsze losy Szeleny i Weresa, chociaż dało się wyczuć, że
bardzo się zmienili, cóż ich sytuacja także uległa raptownej zmianie. Zastawiam
się, czy jest to możliwe, że nasza wilczyca tak mocno dała sobie spiłować
pazurki, zaokrąglić ostre zębiska z powodu narodzin dziecka. Brakowało mi w
niej tego ognia, figlarnej i sarkastycznej nuty, nieco zadziorności, która ją
nakreślała, wyróżniała od wielu książkowych postaci. Stała się matką i kobietą, która słucha i wspiera swojego partnera,
z drugiej strony może odzyskała spokój swojej zadziornej duszy, może gdzieś
głęboko pragnęła, aby jej życie właśnie tak się potoczyło? Może miała dość tej
walki, którą ostatnio toczyła? Wszystko zależy od perspektywy, od której
spojrzymy na to opowiadanie, mimo wszystko chciałam i potrzebowałam jej
sarkastycznego języczka.
„Kroniki
Belorskie” to zbiór dziesięciu opowiadań, w których każdy znajdzie coś dla
siebie, od humoru po emocje związane z mordobiciem w oberży. Beloria jest zarówno długa, jak i szeroka, co
daje pole do popisu przy tworzeniu historii, które nas porwą i pochwycą w swoje
długości i szerokości geograficzne. Centaury mogą wpaść w tarapaty z powodu dziwacznej
klątwy, której pozbyć się wcale nie jest tak prosto, jakby się mogło wydawać.
Otrzymamy naukę, że należy dobierać ostrożnie słowa, zwłaszcza w oberży, o dziwnych
humorystycznych i niezrozumiałych żartach nie wspominając. Nigdy nie wiadomo,
kiedy trafi się na kogoś pozbawionego humoru, komu niewiele trzeba, aby wpaść w
morderczy zapęd. Chociaż z moich opowieści może nie wynikać, że opowiadania
mają w sobie ten słynny humor, jakim Gromyko nas bawi w swoich książkach, ale
tak właśnie jest.
Najwspanialsze
w „Kronikach Belorskich” jest to, że ponownie zachwycają nas swoim klimatem i
złożonością przedstawionych charakterów. Tyle ile istot w Belorii, tyle
charakterów, motywów i opowieści, które można snuć, którymi można zachwycać i
bawić. Wiele motywów, które można wpleść w fabułę przedstawiając zupełnie
nowych bohaterów, jak i wspominać tych, którzy są nam tak dobrze znani, jak
własna kieszeń.
Olga
Gromyko stworzyła dla nas, fanów jej powieści prezent w postaci wspaniałych
opowiadań, aby osłodzić nam tą przykrą chwilę rozstania i opuszczenia Belorii. Nie
straciła przy tym charakterystycznego dla siebie dowcipu i stylu, który jest naprawdę
doskonały. Uwielbiam sposób opisywania świata, jest bardo bogaty przez co zamykając oczy, jesteśmy stanie sobie wszystko dokładnie wyobrazić. To idealne dopełnienie cyklu, prezent dla fanów, który nie można sobie
odmówić i odpuścić.
Podróżując
po Belorii bawiłam się doskonale, pakuję plecak szukając wierzchowca, który
zawiezie mnie wprost do Dogewy, może gdzieś po drodze spotkam rudowłosą kobietę
usiłującą przemówić do rozumu Stokrotce, aby nie jadła więcej muchomorów?
Komentarze
Prześlij komentarz