[PATRONAT]Rozdział trzeci "Reaper" A.Zavarelli

 


Rozdział Trzeci

 Ronan

 

– Co to je? – pytam.

Conor wskazuje na torbę jedzenia dla psów, którą podnoszę, nawet nie patrząc na etykietę.

– Ma różową obrożę – zauważa. – Wygląda na to, że nosi ją od jakiegoś czasu.

– No i?

– No i prawdopodobnie to czyjś pies – mówi. – Nie wyobrażam sobie Donny’ego kupującego psu różową obrożę. Albo nawet zajmującego się nim. W domu nie ma żadnych psich zabawek ani smakołyków. Może to pies jednej z jego kurew.

Chłopak ma trochę racji, jednak to teraz nie robi żadnej różnicy.

– Mogę go zabrać do schroniska – proponuje. – Może ktoś go adoptuje.

Wyobrażając sobie miejsce, o którym mówi, widzę cztery betonowe ściany i nic więcej, tylko ciemność. Nie podoba mi się ten pomysł. Ignoruję go i zabieram kilka rzeczy z półek, a potem ruszam w kierunku wyjścia.

Po powrocie do mojego domu daję Conorowi klucz i otwieram bagażnik beemki.

– Karm go dla mnie, dobra? Mam interes do Crowa.

– Wiesz, że nie możesz go zostawić tak na kilka dni, prawda? – pyta. – Musisz zaglądać do domu co kilka godzin i wypuszczać go na dwór. Upewnić się, że ma jedzenie i wodę. Wiesz, żeby go utrzymać przy życiu.

– Właśnie po to mam ciebie – oświadczam.

Chrząka i z trzaskiem zamyka drzwi, a ja czekam, aż wejdzie do środka, i dopiero wtedy jadę do klubu. Po wejściu do środka od razu kieruję się do baru i zamawiam dwie szklanki czystego Jamesona. Crow nie pojawi się w ciągu najbliższych trzydziestu minut, więc muszę jakoś zabić czas. Idę na tył klubu i niezauważony wślizguję się do loży dla VIP-ów. A przynajmniej taką miałem nadzieję. Dwie minuty później widzę, że Kaya idzie w moim kierunku.

– Hej, Ronan – wita mnie. – Potrzebujesz towarzystwa na wieczór?

– Nie – odpowiadam krótko.

Zawsze odpowiadam jej tak samo.

Przewraca oczami i jej wzrok podąża za moim ku scenie. To żadna tajemnica, że jestem tu każdej nocy, kiedy tylko mogę. Kiedy Sasha występuje. Ona o tym nie wie, ale Kaya już tak. Zobaczyła mnie tu którejś nocy i od tego czasu zaczęła mi zawracać głowę.

Ostatnio nie działo się to zbyt często, bo musiałem pilnować źródła kłopotów Crowa, Mack. Przyszła do klubu, po czym swoimi kłamstwami i ukrytymi motywami wywróciła wszystko do góry nogami. Jednak bez względu na to Crow oszalał na jej punkcie i niestety obarczył mnie obowiązkiem pilnowania dziewczyny, dopóki nie poznał jej planów. Wtedy – jak przypuszczam – Donny musiał się dobrać do Sashy. Przychodził tu, gdy byłem zajęty, i miał możliwość położyć na niej swoje paskudne łapska.

– Wiesz… – Głos dziewczyny przerywa ciszę i zerkam na nią. Nie wiem, dlaczego wciąż tu stoi. – Wydaje mi się, że możemy mieć problem, Ronanie. I nie jestem do końca pewna, z kim mogę o nim porozmawiać.

Mówiąc to, Kaya wydyma wargi, jakby się dąsała. Przechylam głowę na bok i próbuję wymyślić, czego może chcieć.

– Sasha ostatnio łyka strasznie dużo tabletek – mówi. – Wydaje mi się, że robi się z niej jakaś ćpunka czy coś.

W odpowiedzi reaguję zbyt pochopnie i w niekontrolowany sposób. Zanim udaje mi się zapanować nad samym sobą, łapię ją za ramiona i wbijam wzrok w jej przerażoną twarz.

– Podoba ci się praca w Slainte? – pytam.

– T-t-tak.

– A lubisz budzić się każdego ranka?

Gwałtownie kiwa głową, lecz tym razem nie jest w stanie powiedzieć ani słowa. To dobrze, bo sam nie wiem, co tak właściwie wyprawiam. Tracę nad sobą kontrolę jedynie w sytuacjach dotyczących Sashy. I właśnie dlatego trzymam się od niej z daleka.

– Nigdy więcej nie wymawiaj jej imienia – mówię jej. – W jakikolwiek sposób, w jakiejkolwiek rozmowie. Rozumiesz?

Znowu przytakuje, kiwając głową, lecz jeszcze z nią nie skończyłem.

– Jej matka umiera. A ona sama uważa cię za przyjaciółkę. Jeśli szepniesz coś nieprzyjemnego na jej temat którejś z dziewczyn albo któremuś z chłopaków…

– W porządku, Ronanie. – Próbuje mnie udobruchać poklepywaniem po piersi. Odpycham ją od siebie i o mało nie przewraca się na szpilkach. – Zrozumiałam – mówi szybko. – Przepraszam, nie chciałam być złośliwa.

– Ano, ale byłaś – odpowiadam.

– Już nic więcej nie powiem na ten temat. – Zaciska usta i krzyżuje ręce na piersi.

– I nie chcę więcej cię tu widzieć – mówię. – Zostaw mnie.

Robi to, o co ją prosiłem, i idzie w kierunku szatni.

Już i tak wiem o Sashy i tabletkach. W zeszłym tygodniu znalazłem je w jej torebce po tym, jak zauważyłem, że nieco dziwnie się zachowuje podczas występu. Od tamtej pory co noc jeżdżę za nią do jej domu i sprawdzam buteleczkę leków.

To problem. I to taki, na który wciąż nie znalazłem rozwiązania. Jak na wszystko inne, co ma związek z Sashą. Jednak nie będę stać bezczynnie, gdy ktoś mówi o niej w taki sposób. Nie jest uzależniona. Jest rozbita chorobą mamy i najwyraźniej nieco jej przez to odbija.

Nie rozumiem tego, ale Crow zachowywał się tak samo, gdy jego mama odeszła. Widziałem to też wcześniej u chłopaków, gdy jeden z naszych ruszył na spotkanie ze Stwórcą. Wydaje mi się, że to naturalna kolej rzeczy. Pozwoliłem, żeby Sasha zachowywała się lekkomyślnie tak długo, jak tylko byłem w stanie. Jednak problem z tabletkami musi zostać zażegnany. I stanie się to dzisiejszego wieczoru.

Opadam na skórzane siedzenie i zerkam na zegarek. Czekam dopiero pięć minut, a już zdążyłem wypić jedną szklankę Jamesona. Gdy rozlega się muzyka i zapalają się światła na scenie, rozpieram się na krześle i całą swoją uwagę kieruję ku tancerce.

Jej długie, jedwabiste i ciemne włosy niemal dotykają krągłości tyłka, gdy wygina plecy i odchyla głowę. Ma ciało stworzone do występów scenicznych. Tak powiedział Niall, gdy ją zatrudniał. Nawet jeśli mówił prawdę, chciałem go strzelić prosto w zęby.

Jej skóra błyszczy w świetle lamp i przyciąga uwagę każdego faceta przebywającego na sali. Moje ciało reaguje na samo wspomnienie, jak to było ją dotykać. Tych kilku niewielkich części. Wtedy, gdy straciłem kontrolę. Wtedy, gdy pozwoliłem sobie na lekkomyślne zachowanie wobec niej.

To coś, czego nawet czas nie jest w stanie zatrzeć. Mój umysł zna każdy centymetr jej ciała, wraz z tymi częściami, których moje dłonie nigdy nie poczuły. Krągłe biodra i wąską talię. Miękkie, pełne piersi. Wszystko w niej jest takie zmysłowe i kobiece, że zwierzęta na tej sali mogą patrzeć tylko na nią. Odczuwam potrzebę wydłubania oczu każdemu, kogo przyłapię na gapieniu.

Nigdy nie chciałem, żeby tu była. W tym środowisku. Lecz bez uznania jej za moją nie miałem nic do gadania w tej kwestii. A ja nigdy nie przyznam, że jej chcę. To sprawia, że pozostaje mi jedno rozwiązanie. Nie mam innego wyjścia, tylko to wytrzymać. Patrzeć, jak chłopaki gapią się na nią i komentują to, co widzą.

Sasha nie ma pojęcia, że żaden z nich nigdy nie będzie jej miał. Ci, którzy spróbują i będą mieli szczęście, skończą z kilkoma połamanymi kośćmi. O tym Sasha również nie wie. Crow i ja mamy umowę. Sasha nie należy do mnie. Jednak nie chcę, żeby ją obmacywali.

Podczas występu jak zwykle omiata wzrokiem tłum. Często zastanawiam się, czy kogoś w nim szuka. Często zastanawiam się, czy tym kimś mogę być ja. Czasami wolę siedzieć z dala od cienia, tam, gdzie zostanę zauważony. Jej niebieskie oczy jak zwykle na mgnienie odnajdują moje. W tej krótkiej chwili próbuję odgadnąć, o czym myśli. Jej oczy są takie czyste i łagodne. Wypełnia je dobroć, której nigdy nie poznam. Wszystko w niej jest takie.

Ma miękkie i różowe usta, które wypowiadają jedynie miłe słowa. W przeciwieństwie do innych dziewczyn nie lubi rozmawiać. Nie plotkuje ani nie mówi dla samego mówienia. I zawsze jest dla mnie miła. Nigdy się ze mnie nie śmieje tak jak niektórzy.

Często o niej śnię. O jej małych, wrażliwych dłoniach błądzących po moim ciele. Dłoniach, które nigdy nie wyrządziłyby krzywdy. Dłoniach, które – gdy mnie dotykały – sprawiały, że czułem rzeczy, których nie rozumiałem.

Lubię za nią chodzić. Obserwować ją, gdy o tym nie wie. Widzi mnie tylko wtedy, gdy sam tego chcę. Nie ma pojęcia, że jestem przy niej każdej nocy. Obserwuję ją, zadręczam się, pragnę jej w sposób, do którego nie jestem przyzwyczajony. Przywróciła do życia moje pierwotne instynkty. Tak silną potrzebę bycia w niej, że czasami obawiam się, że znowu ulegnę tej pokusie.

A to byłoby złe.

Bo nie mogę jej dać tego, czego chce. W sumie to nawet nie wiem, czego chce. Wiem, że dotykanie jej będzie jak dolewanie oliwy do ognia w nadziei, że zdołam go ugasić. Wiem, że gdy tylko znów skosztuję jej smaku, to już nie będę miał wyboru. Obawiam się, że będę czerpał z jej dobra, dopóki nic z niego nie zostanie. Aż w końcu mnie znienawidzi.

Nie wiem, jak tego uniknąć. Gdy ją zobaczyłem trzy lata temu, wiedziałem, że jest tą jedyną. Poza tym nie wiem nic. Pragnę jej bardziej niż czegokolwiek innego. I właśnie z tego powodu jest też czymś, czego nigdy nie będę miał. Nie jestem w stanie panować nad swoimi pragnieniami. Nad swoimi instynktami.

Bo gdy myślę o niej z innym mężczyzną, wpadam we wściekłość. Cholerną wściekłość. Oddaje się im, a nie powinna tego robić. Oczywiście wiem, że nie należy do mnie. Jednak pragnę jej tak, jakby była moja, a mimo to jestem zbyt sparaliżowany, aby działać. Jedyne, co mogę zrobić, to myśleć, że jest z kimś innym, a to tylko sprawia, że chcę ją mieć dla siebie. Nie dając jej wyboru.

Nie chcę być z nią w ten sposób. Mogłaby widzieć we mnie zwierzę jak te, które widziała dzisiejszego wieczoru.

Jej występ trwa nadal, a ja siedzę w mroku i wewnątrz mnie narasta frustracja. Nieczęsto złoszczę się na rzeczy z przeszłości. Rzeczy, które uczyniły mnie tym, kim jestem. Jednak obserwowanie Sashy z ciemności oraz wiedza, że inny mężczyzna będzie ją miał… to – jak nic innego – wywołuje we mnie wściekłość.

Chcę być tym, czego jej trzeba. Tym, czego ona chce. Lecz nie jestem.

Ktoś inny będzie. Ktoś, kogo będę mógł z łatwością zabić.




Komentarze

Popularne posty