[PATRONAT] Rozdział trzeci "Pokusa gangstera" Anna Wolf

 

Rozdział 3

Melissa

 

Coś się dzieje. Wczoraj Ian odebrał telefon i od tego czasu atmosfera jakby się zagęszczała. Nikt nic nie mówi, ale widzę po ludziach Irlandczyka, że szykują się do czegoś. A co ja robię? Siedzę u niego w klubie i bąki zbijam. Mogę się tylko domyślać, o co chodzi, a że z natury jestem trochę ciekawska, podchodzę do uchylonych drzwi i staję tak, żeby mnie nikt nie zauważył. Przysłuchuję się toczącej rozmowie i już wiem, że sprawa dotyczy mojej kuzynki. Wyłapuję z pospiesznych słów miejsce jej pobytu, a że mam bardzo dobrą pamięć, zapamiętuję adres i już w mojej głowie rodzi się pewien plan. Nawet ten dupek nie powstrzyma mnie przed zobaczeniem Avy. Dziwi mnie tylko jeden fakt – że się do mnie nie odezwała. Chociaż może nie mogła? Ian powiedział, że są sprawy, o których nie mam pojęcia i chyba to jest jedna z nich. Ale muszę przekonać się na własne oczy, że moja kuzynka jest cała.

Chciałabym jeszcze usłyszeć, o czym mówią, ale niestety Ian wraca do biura. Szybko przecinam pomieszczenie i siadam na swoim miejscu, a żeby nie wyglądać podejrzanie, biorę z biurka długopis i zaczynam się nim bawić.

– Wybacz – słyszę za sobą – sprawy niecierpiące zwłoki, ale to ciebie nie dotyczy.

Kłamca i padalec w jednym.

– Ależ oczywiście – odpowiadam. – Jestem zmęczona, źle spałam. – Akurat obie te rzeczy są prawdą.

– Aidan odwiezie cię do domu.

– Okej.

Wstaję i czekam na moją kulę u nogi, żebym w końcu mogła stąd wyjść.

– Szefie, wzywałeś? – Blond głowa wciska się do środka przez uchylone drzwi.

– Odwieziesz Melissę do domu.

– Oczywiście.

Nie żegnam się, nie dziękuję, mam Iana w dupie. Wychodzę bez słowa i kieruję się do tylnego wejścia wychodzącego na niewielki zaułek, gdzie czeka na nas zaparkowane auto. Wsiadam, zapinam pasy i próbuję obmyślić, w jaki sposób mogłabym się wydostać, ale nic nie przychodzi mi do głowy. I zanim się orientuję, że ruszyliśmy, już jesteśmy na miejscu.

Cholera by to wzięła. Muszę spotkać się z Avą. Zadzwoniłabym, ale jej stary numer nie odpowiada, więc zostaje mi tylko jakoś się do niej dostać.

– Kurwa – klnie Aidan.

– Co się dzieje? – pytam, kiedy zaciska usta w wąską linię.

– Brama się zacięła, trzeba otworzyć ręcznie.

Nie mój problem.

Wysiada, zostawia otwarte drzwi od strony kierowcy i idzie popchnąć metalową bramę wjazdową. A ja wpadam na szatański pomysł. Odpinam szybko pasy, przeskakuję na fotel kierowcy, wrzucam wsteczny i ledwo dosięgając stopami pedałów, wciskam gaz, wycofując auto ze świadomością wciąż otwartych drzwi. O mały włos straciłabym kontrolę nad samochodem i wyleciała, bo nie zdążyłam zapiąć pasów. Wciskam hamulec i w ostatniej chwili udaje mi się uniknąć spotkania z murem. Zatrzaskuję prędko drzwi i wrzucam bieg, a wtedy słyszę uderzenie w tył auta. Wciskam gaz do dechy. Kiedy odjeżdżam, spoglądam w boczne lusterko i dostrzegam goniącego mnie chłoptasia Iana, który odpuszcza i macha bezradnie rękami. Nawet nie chcę myśleć, jak Ian będzie wkurzony, kiedy się dowie, że uciekłam. Ta akcja w moim wykonaniu jest godna filmu.

Jadę ulicami Nowego Jorku i tak naprawdę to nie wiem, gdzie jestem i w którą stronę powinnam się udać, ale mimo wszystko nie zatrzymuję się. Ruch panujący na ulicach jest trochę przytłaczający, ale z tego, co się orientuję, to na pewno nie jest centrum miasta. Wzdłuż ulicy dostrzegam wolne miejsce między innymi autami, parkuję i wyciągam telefon, na którym już jest mnóstwo nieodebranych połączeń od rudego dupka. Zlewam je i wbijam zapamiętany adres w nawigację w telefonie. Okazuje się, że jestem w zupełnie innej części miasta, ale to nie stanowi problemu. Wybieram trasę prowadzącą obrzeżami. Mimo że zrobię więcej kilometrów, będzie jechało się spokojniej.

Po dwóch godzinach jestem na miejscu. Jednak nie jestem pewna, czy dobrze trafiłam. Budynek nie przypomina jakiejś twierdzy, tylko zwyczajny dom, jednak wysoki betonowy płot mówi sam za siebie. Parkuję z boku bramy wjazdowej, a po chwili ukazuje mi się młody facet, dość sympatycznie wyglądający. Wysiadam i ruszam do niego.

– Mógłbyś otworzyć? Szukam Avy.

– Raczej nie ma tutaj kogoś takiego – odpowiada.

– Raczej jest, a twoim szefem jest Siergiej, więc dobrze ci radzę, żebyś otworzył tę cholerną bramę, bo będziesz miał kłopoty.

– Posłuchaj mnie…

– Nie, to ty mnie posłuchaj! – Podchodzę, łapię za pręty i ściskam je mocno. – Ava to moja kuzynka, muszę się z nią zobaczyć, rozumiesz czy nie? Otwieraj! – drę się.

Patrzy na mnie uważnie i się nie rusza, a we mnie powoli narasta irytacja.

– Możesz mi pokazać jakiś dokument?

– Jaja sobie robisz? A co ty, z policji czy jak? Posłuchaj mnie – puszczam bramę – uciekłam od pewnego irlandzkiego frajera. Jestem Melissa Martinez, kuzynka Avy Green. Mam ci to namalować czy jak?

– Wchodź. – Wpuszcza mnie. – Ale jak nie jesteś tym, za kogo się podajesz, zastrzelę cię.

– Jasne – prycham. Nie boję się go, a może powinnam?

Zostawiam go i ruszam przed siebie podjazdem. Idę prosto w kierunku drewnianego domu. Już jestem prawie przy drzwiach, kiedy przede mną wyrasta jakiś facet. Diabli nadali następnego.

– A ty to kto? Kto cię wpuścił? – cedzi pytania i wbija we mnie lodowate spojrzenie.

– Sama się wpuściłam. Ja do Avy.

– Nikt tutaj nie ma wstępu. – Łapie mnie za ramię.

– Zabieraj rękę, bo ją stracisz – trochę blefuję, bo i tak nic bym mu nie zrobiła. – Ava to moja kuzynka, więc złaź mi z drogi.

– Nic z tego, bez mojego pozwolenia nie zobaczysz się z nią.

On tak na poważnie?

– A co ty, pies do pilnowania? – warczę.

– Uważaj – cedzi.

Już mam mu coś odpowiedzieć, gdy drzwi domu otwierają się i staje w nich Ava. Patrzy to na mnie, to na kolesia obok i marszczy brwi.

– Co się tutaj dzieje? I dlaczego się drzecie?

– Ava – zbliżam się do niej – ten gnojek nie chce mnie wpuścić do ciebie.

– Och, doprawdy? – Robi jedną z tych swoich min, które oznaczają kłopoty.

– Siergiej wydał mi wyraźny rozkaz – mężczyzna zaczyna się tłumaczyć. – Nikt obcy nie może wejść do tego domu.

– Mówiłam ci, pacanie, że jestem jej kuzynką! – wydzieram się. – Czego ty nie rozumiesz? Jesteś tępy czy jak?!

– Posłuchaj mnie jeszcze raz…

– Dosyć tego! – krzyczy Ava. – Niki, idź i zajmij się czymś pożytecznym, a moją kuzynką zaopiekuję się sama.

– Siergiejowi się to nie spodoba – koleś mamrocze pod nosem i znika.

– Co za typ?

– Wszystko dobrze? – Ava przygląda mi się uważnie. – I w ogóle co tutaj robisz? W sensie jak się tutaj znalazłaś?

– Przyjechałam taksówką – kłamię. Nie musi wiedzieć, że zwiałam Ianowi i ukradłam jego człowiekowi auto.

– Żartujesz sobie?

– Nie. O co chodzi? – pytam podejrzliwie.

– Chodź. Zdaje się, że tutaj ściany mają uszy – szepcze i ciągnie mnie do środka.

Drzwi za nami zamykają się z cichym kliknięciem, po czym widzę, jak Ava je rygluje. I to powoduje, że mam bardzo złe przeczucia. Naprawdę dzieje się coś bardzo złego, a ja chyba jednak przyjechałam nie w porę. Ian mnie ostrzegał, ale ja głupia nie posłuchałam, bo kto by go chciał słuchać.

– Chyba przyjechałam w nieodpowiednim momencie – stwierdzam.

– Tak jakby, ale wszystko jest dobrze – mówi, a ja widzę, że kłamie.

– Powiedzmy, że ci wierzę.

 

 

Ian

 

Właśnie kończę składać zamówienie, kiedy zjawia się Aidan. Mam ochotę jebnąć mu za jego głupotę, ale właściwie można było się spodziewać po tym diable w spódnicy czegoś takiego. Przebiegła bestia.

– Szefie… – zaczyna niepewnie.

– Powiedz mi, gdzie ty, do jasnej cholery, miałeś głowę?

– Brama się zacięła, chciałem otworzyć – tłumaczy i to jest logiczne, co nie zmienia faktu, że nawalił.

– Wiesz, że sprawa stoi na ostrzu noża. Jeśli coś jej się stanie, to cię wypatroszę – ostrzegam go. – Albo zrobi to jej kuzynka, Ava.

– Kurwa, ona jest kuzynką Avy?

– A to oznacza też Szewczenko na karku.

– Ja pierdolę.

– Lepiej bym tego nie ujął. Więc módl się, żeby sama wróciła, bo nie ręczę za nikogo. Za jej rodzinę ani za siebie. A teraz zejdź mi z oczu.

– Jasne, szefie.

Ogólnie jestem sympatycznym facetem, ale jak mi ktoś zajdzie za skórę, to koniec z miłym usposobieniem. Moje dwie przyjaciółki mogą to potwierdzić. Prawa i lewa spluwa zawsze są przy mnie i były świadkami niejednego. Jak to się mówi: „przyjaźń do grobowej deski”.

Szukanie Melissy w tym mieście jest problematyczne, więc nie robię tego, bo w końcu zawsze wszystko się znajduje – samo lub z czyjąś pomocą – więc się nie martwię. Domyślam się, gdzie mogła pojechać i jeśli tam jest, to wiem, że jest bezpieczna. Jeśli nie… będę się martwił później, bo na razie nic jej nie grozi. Nikt jej nie ściga.

Koło północy zbieram się do domu. Nic tu po mnie. Nie bardzo mogę skupić się na pracy, gdy rudzielec zwiał spod mojej kurateli. Wychodzę tylnym wejściem, wsiadam do samochodu i już mam odpalić silnik, kiedy dzwoni mój telefon.

Oho, sam mafia do mnie telefonuje.

– Mam twoją zgubę – mówi na powitanie Siergiej.

– Kurwa mać! – klnę, mimo że tego właśnie się spodziewałem. – Co za kobieta! Odbiorę ją za godzinę – informuję go.

– Zadzwoniłem tylko cię poinformować, gdzie jest, nie mówię, że możesz ją zabrać. Zostaje na noc, widzimy się rano.

– Nie… – nie kończę, bo się skurwiel rozłącza.

Jemu się, kurwa, wydaje, że skoro jest samym szefem mafii, to mu wszystko wolno. Ale nie jest moim szefem – i to czyni bardzo dużą różnicę. Tyle w tym wszystkim dobrego, że Melissa jest bezpieczna, co wcale nie oznacza, że pasuje mi to, że jest tam, a nie ze mną. Odpalam silnik i ruszam spod klubu do domu. A jutro? Jutro utnę sobie pogawędkę z tą rudą diablicą.

 

 

Melissa

 

Obudziłam się za wcześnie. Jak zwykle problemy ze snem dają mi się we znaki, ale nie było tak źle jak ostatnio. Jednak nie powiem, że jestem wyspana, bo nie jestem. Wychodzę z pokoju i ruszam do kuchni, żeby się czegoś napić. Ale nie docieram do niej, bo czyjś głos zatrzymuje mnie w połowie schodów.

– Powiedz mu, że ma czekać za bramą. Gówno mnie obchodzi, że chce tej rudej.

Ożeż, Ian tutaj jest? Ale jak się dowiedział?

Siergiej albo Ava, tylko ta dwójka mogła mu to zdradzić. Zawracam i ruszam z powrotem na górę. Kuzynka będzie musiała mi odpowiedzieć na kilka pytań. Już mam zapukać do jej pokoju, kiedy drzwi się otwierają i na mnie wpada.

– Ten dupek tutaj jest – gorączkuję się.

– Kto?

– Jak to kto? Ten cholerny Irlandczyk i tak dla twojej wiadomości: nigdzie nie idę, Ava – ostrzegam ją. Patrzy na mnie, jakbym gadała głupoty.

– Melissa – opiera dłoń na moim ramieniu – pogadam z nim, ale lepiej będzie, jeśli dzisiaj cię stąd zabierze.

– Chcesz się mnie pozbyć. – Strzepuję jej rękę i cofam się, patrząc na nią wzrokiem bazyliszka. – Dlaczego?

– Uwierz mi, tak będzie lepiej.

– Jeśli nie dasz mi dobrego powodu, nigdzie nie idę. Zrobię awanturę niczym sam szatan. Wiesz, że potrafię.

– Dobra…

Dwie minuty później już wiem, o co toczy się gra. Ale mam też świadomość, że to nie jest nawet połowa tego, co wie Ava. Nie ciągnę jej za język. Powiedziała mi to, co mogła: zdrajca, Makarow i jeszcze ten kretyn, Ian, na dokładkę.

Nie sprzeciwiam się już. Nie ma to większego sensu, za to nasłucham się od Iana za wszystkie czasy. Pewnie ustanowi mi szlaban na wszystko, na co tylko się da, jakbym już takiego nie miała. Szkoda tylko, że on mnie jeszcze do końca nie zna. Pożałuje, że ze mną zadarł.

Po kilku minutach jesteśmy przed bramą, za którą stoi mój prywatny anioł stróż ze spluwą w ręku. Patrzę na Avę i nie bardzo wiem, co miałabym jej powiedzieć. Teraz dopiero zdaję sobie sprawę, że moja sytuacja w porównaniu z jej nie jest taka zła. W sumie wszyscy próbują utrzymać mnie przy życiu, dziwnymi metodami, ale jednak.

– Dziękuję – szepczę do niej.

– Nie daj się mu – mówi cicho i puszcza do mnie oko.

Wychodzę za bramę i podchodzę do Iana, który wygląda jak rozjuszony byk. Mam ochotę parsknąć śmiechem na widok jego miny.

– Ile można czekać? – warczy i otwiera tylne drzwi auta.

– Tyle, ile trzeba – odpowiadam.

– Wsiadaj, do cholery.

Już mam to zrobić, ale ku mojemu zaskoczeniu pada strzał. Ava właśnie strzeliła w kierunku Iana. Jestem w szoku. On wydziera się na nią, a ja tylko stoję i przysłuchuję się ich wymianie zdań. Mam ochotę ucałować kuzynkę, bo postawiła tego dupka do pionu. Tylko ona tak potrafi. Cała Ava. Po chwili unoszę kciuki w górę i uśmiecham się.

– Dzięki, Ava!

– Nie ma sprawy, tylko bądź dobrą dziewczynką – prosi mnie – …ale niekoniecznie grzeczną.

– Jasne, przecież zawsze jestem, o ile ktoś mnie nie wkurza. – Patrzę sugestywnie na Iana, po czym wsiadam szybko na tylne siedzenie, a oni jeszcze coś ustalają.

– Nie mów nic – odzywa się Ian, zajmując miejsce kierowcy.

– Milczę jak grób – rzucam wesoło.

– Dla twojego własnego dobra lepiej, żeby tak było. Mamy do pomówienia.

– Chcesz mi urządzić pogadankę? Jak małemu dziecku, które coś przeskrobało?

– Przeskrobało? Ja pierdolę, kobieto, powinnaś dostać lanie na gołe dupsko.

– Tylko spróbuj, to twoje orzeszki ucierpią, kiedy będziesz spał.

– Uważaj, wiewióra.

– Jeszcze raz tak do mnie powiesz, to ogolę cię w nocy na łyso – warczę.

– Grozisz mi, rudzielcu?

– Nie, lojalnie ostrzegam. Jeśli myślisz, że Ava jest diabłem, to powiem ci, że ja jestem szatanem – mówię i zapada cisza.

Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie coś takiego, a zwłaszcza że spotka mnie… Ian. Ale czy tego chcę, czy nie, pochodzę z rodziny, która prowadziła prawie same nielegalne interesy. Narkotyki były codziennością, o tym wiem, jednak czy było coś jeszcze? Nie mam pojęcia i nie chcę wiedzieć. Nie jestem do końca pewna, czy teraz nie wpadłam z deszczu pod rynnę. Unoszę wzrok i przyłapuję Iana na gapieniu się na mnie.

– Czego? – pytam, bo nie lubię, jak ktoś tak mnie lustruje.

– Może grzeczniej?

– Skończyło się, kiedy mnie zabrałeś z Zachodniego Wybrzeża. Nie licz, że nie będę mówić tego, co myślę. Zawsze to robię.

– I kiedyś będziesz mieć przez to kłopoty – wyrokuje.

– Już jeden kłopot mam i to bardzo wielki.

– Niech zgadnę. Mnie.

– Bingo, jednak bystrzak z ciebie – oświadczam i po tych słowach zapada między nami cisza.

 

 

 

 

 

Ian

 

Mieliście kiedyś ochotę kogoś udusić? Ja tak mam właśnie teraz. Ten pyskaty rudy kurdupel wyprowadza mnie z równowagi jak mało kto. Nawet pracownicy nie drażnią moich zakończeń nerwowych tak jak ona. Nie wiem, czy Melissa zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, czy nie, ale powinna siedzieć na dupie, a nie taki cyrk odwalać. Wychodzi na to, że muszę jej pilnować, albo uwiązać do krzesła niczym psa. Wzdycham po cichu i zamiast do mieszkania jadę prosto do klubu. Praca nie zając, ale są pewne sprawy, których nijak nie mogę odpuścić. Chociażby takie jak spotkanie z Sullivanem.

– Wysiadamy, księżniczko – mówię kąśliwie, kiedy parkuję na tyłach klubu.

– Odezwał się książę zakuta pała.

– Ja pierdolę – mamroczę.

Przepuszczam ją w drzwiach, które zamykają się za mną z cichym syknięciem. Chwytam ją za ramię i czuję, jak sztywnieje. Nic nie mówi, więc nakierowuję ją na moje biuro. Wyciągam klucze, otwieram drzwi i wpycham ją do środka. Chyba niezbyt delikatnie, bo obraca się do mnie i mruży złośliwie oczy.

– Chcesz coś powiedzieć, to powiedz.

– Nie ma sensu.

– Właśnie.

– Właśnie – odpowiada i opada na niedużą kanapę stojącą pod ścianą. – Mam tutaj siedzieć cały dzień?

– Trzeba było nie uciekać, wtedy byś nie musiała. Czy ty sobie w ogóle zdajesz sprawę, jak mogłoby być nieciekawie, gdybyś trafiła gdzie indziej, a nie do Avy?

– Masz na myśli Makarowa?

– A ty skąd o tym wiesz? – pytam i zajmuję swoje miejsce za biurkiem.

– Od Avy. Powiedziała mi w skrócie. I tak, teraz gdy o tym myślę, mój plan był… – Wzrusza ramionami.

– Do dupy?

– Można tak powiedzieć, ale dzięki temu, że z nią pogadałam, wiem chociaż, co się dzieje. Bo jakoś nikt nie chciał mi powiedzieć. Niewiedza czasem bywa niebezpieczna.

– A czasem bardziej bezpieczna.

Już chce coś odpowiedzieć, kiedy drzwi od biura otwierają się i staje w nich sam Sullivan.

– Ian, siedź – odzywa się. – Ponoć twoja zguba się znalazła.

– Jak widzę, każdy tutaj ma długi jęzor.

– Wieści szybko się rozchodzą.

– Taa – odpowiadam i dziwię się, że jeszcze nie zauważył dziewczyny.

– A gdzie ona jest?

– Siedzi tam. – Kiwam na nią.

Obserwuję Sullivana, który obraca się w jej stronę i stoi tak przez kilka sekund, po czym podchodzi do niej i przystaje.

– Jesteś ruda – mówi.

– Nie, kasztanowa – odpowiada Melissa, a ja mam ochotę wybuchnąć śmiechem, kiedy stary obraca głowę w moją stronę i widzę wyraz jego twarzy. Nikt mu nie pyskuje, ale ona nie ma pojęcia, kto przed nią stoi.

– Melissa, to jest… – zaczynam, ale szef unosi rękę, dając znak, żebym się zamknął.

 

 

Melissa

 

– Wiesz, kim jestem? – pyta typ w garniaku, zbliżając się do mnie.

– A co ja, wróżka jestem? – odpowiadam pytaniem na pytanie. Domyślam się, kim może być, zwłaszcza że Ian powiedział do niego „szefie”. Czyli nie jest kimś, z kim z chęcią spędziłabym Boże Narodzenie.

– Uważaj – ostrzega mnie i podchodzi jeszcze bliżej, jakby nie za dobrze mnie widział. Albo może chce mnie ocenić? Nie wiem.

– Skoro pan jest jego szefem – wskazuję na Iana – to mogę się tylko domyślać, kim pan jest.

– Bystra.

– Ponoć jestem – odpowiadam.

– I pyskata.

– Ponoć to ma się w genach.

Facet przystaje mniej więcej metr ode mnie i przygląda mi się uważnie. Siedzę sztywno. Dosłownie przechodzi mnie dreszcz, gdy patrzę na niego. W jego spojrzeniu jest coś takiego, czego nie potrafię określić, ale kiedy skanuje mnie uważnie i marszczy brwi, jego oczy na sekundę się rozszerzają, jakby zobaczył ducha. Momentalnie się cofa, jakbym była trędowata i mogła go czymś zarazić.

– Jak się nazywasz? – pyta szorstkim głosem.

– Melissa Martinez – odpowiadam, a on wciąż intensywnie się we mnie wpatruje.

– Już kiedyś widziałem takie same oczy – mówi nieobecnym tonem, po czym wypada z biura niczym tornado.

Dziwne.

Spoglądam na Iana, który wygląda na tak samo zaskoczonego jak ja. I co on miał na myśli, mówiąc, że już widział takie same oczy? Owszem, mają dość specyficzną barwę. Są w kolorze ciemnej zieleni, takiej butelkowej. Czasami w słońcu wydaje się, jakby miały niewielką domieszkę niebieskiego, ale wciąż są zielone.

– Diabła zobaczył, że tak wypadł? – pytam, ale nie dostaję odpowiedzi. Ian jakby nie słyszał, więc skoro nie chce nic mówić, to nie.

Nie mam zamiaru ciągnąć tego tematu. Jednak uwaga tego mężczyzny na temat koloru moich oczu wciąż nie daje mi spokoju. Czyżby znał moją mamę? A może kogoś z jej rodziny? Akurat ta część mojej historii to jedna wielka tajemnica. Nikt nigdy nic mi nie powiedział na ten temat. Mama zresztą też unikała tematu mojego odmiennego wyglądu oraz dodatkowo tematu własnej rodziny. Powtarzała wiecznie, że zerwała z nimi kontakt. Teraz się zastanawiam, czy mówiła prawdę. Ale to i tak nie ma znaczenia, bo ona nie żyje, ja jestem tutaj i wszystko stało się jeszcze bardziej skomplikowane.


Komentarze

Popularne posty