[PATRONAT] Rozdział pierwszy Brigid Kemmerer "A heart so fierce and broken"
ROZDZIAŁ
PIERWSZY
HARPER
Emberfall kompletnie pozbawia mnie
poczucia czasu.
To
jedna z brakujących mi tutaj rzeczy. Co prawda nie jest ich wiele, ale po
zmroku, kiedy mój brzuch już dawno zapomina o wcześniejszym obiedzie, a Rhen
wciąż nie wraca do swoich komnat, chciałabym wiedzieć, która jest godzina. W
Waszyngtonie często chowałam się w mroku, czekając, aż mój brat wypełni
zlecenie dla Lawrence’a, lecz wtedy przynajmniej miałam przy sobie telefon
Jake’a, na którym w każdej chwili mogłam sprawdzić czas.
Teraz
jestem Harper, Księżniczką Disi, a Emberfall jeszcze nie rozwinęło się na tyle,
by uraczyć nas takimi technologicznymi cudeńkami.
Ja
i Rhen posiadamy osobne komnaty – jak przystało na następcę tronu oraz
księżniczkę, z którą ma zawrzeć sojusz – ale odwiedza mnie zawsze przed
pójściem spać.
Tylko
że jeszcze nigdy nie musiałam na niego czekać aż tak długo.
Popołudniowe
ciepło zostało całkowicie zastąpione przez chłodną bryzę wpełzającą teraz do
mojej komnaty przez otwarte okna, a ogień w kominku zaczyna już przygasać. Na
zewnątrz blask pochodni rzuca przyjemną poświatę na posterunki strażników
rozmieszczone na terenie całego Ironrose, dzięki czemu dziedziniec nigdy nie
pogrąża się w całkowitej ciemności. Wiele się zmieniło od czasu, gdy na zamku
ciążyła klątwa; wtedy wszystkie te miejsca były puste i skąpane w mroku, a w
środku nie było nikogo oprócz Rhena i Greya.
Teraz
w Ironrose roi się od arystokratów, służących oraz strażników, którzy niemal
cały czas dotrzymują nam towarzystwa.
A
Grey wciąż nie wrócił. Nie ma go już od kilku miesięcy.
Podnoszę
świecę ze stolika przy łóżku i zapalam ją przy pomocy dogasających węgli w
kominku. Teraz robię to automatycznie, jakbym zdążyła już kompletnie zapomnieć
o istnieniu włączników światła i prądzie. Zo, moja osobista strażniczka oraz
najlepsza przyjaciółka, nie trzyma dziś warty – co mnie cieszy, bo dziewczyna
zasługuje na odpoczynek. Podobnie jak Freya, moja dwórka. Światła w jej
komnatach zgasły już kilka godzin temu, choć trochę żałuję, że nie zdążyłam po
nią pójść. Potrzeba mi czyjegoś towarzystwa.
Nagle
słyszę ciche pukanie do drzwi. W mgnieniu oka przebiegam przez pomieszczenie i
szeroko je otwieram.
Ale
to nie Rhen – co mnie szczególnie nie dziwi, bo książę zwykle nie puka. W progu
stoi Jake.
Kiedy
byłam mała, Jake pełnił rolę idealnego starszego brata; takiego z dobrym sercem
i nerwami ze stali. Jednak, gdy oboje osiągnęliśmy wiek nastoletni, choroba
praktycznie przykuła naszą mamę do łóżka, a ojciec zmienił nasze życie w istne
piekło. W pewnym momencie mój brat zrobił użytek ze swojej sylwetki zawodowego
futbolisty i zaczął przyjmować zlecenia od lichwiarzy, którzy raz po raz
pojawiali się w progu naszego domu i domagali się pieniędzy. Tak oto w oczach
ludzi spoza naszej rodziny Jake szybko przestał przypominać uroczego chłopca i
zaczął wzbudzać strach.
Czas
spędzony w pięknym, dzikim i niebezpiecznym Emberfall ani trochę nie złagodził
tego wizerunku. Z początku czuł się tu dość nieswojo, lecz z czasem udało mu
się do perfekcji opanować swoją rolę Jacoba, Księcia Disi. Włosy ma teraz nieco
dłuższe, a u boku stale nosi miecz. W DC nikomu nawet nie przeszło przez myśl,
żeby z nim zadzierać. I podobnie jest tutaj.
Lecz
dziś na jego twarzy gości smutek.
– Hej – mówię
cicho. – Wejdź.
Wchodzi
do komnaty, a ja zamykam za nim drzwi.
– Myślałem,
że o tej godzinie będziesz już spać – rzuca.
– Czekam
na Rhena – wyznaję. – Ale to samo mogłabym powiedzieć o tobie.
Waha
się przez moment.
– Właśnie
pakujemy się z Noah.
Noah
to jego chłopak. Wcześniej lekarz rezydent w jednym z waszyngtońskich szpitali,
obecnie nadworny „uzdrowiciel”.
Unoszę
brwi.
– Pakujecie
się?
Wyraz
twarzy mojego brata nie ulega zmianie.
– Wyjeżdżamy
nad ranem.
Jestem
tak zaskoczona, że mimowolnie robię krok w tył.
Kąciki
jego ust unoszą się lekko ku górze.
– Nie
na zawsze, Harp. Spokojnie.
– Ale
jak to… wyjeżdżacie?
Wzrusza
ramionami. Przez chwilę bawi się palcami, a następnie podchodzi do okna.
– Tkwimy
tu już od kilku miesięcy. Wiem, że tobie podoba się to całe księżniczkowanie,
ale ja czuję się tu jak w klatce. – Zerka na mnie przez
ramię. – Nie będzie nas tylko kilka tygodni. Najwyżej miesiąc.
Wypuszczam
długi oddech.
– Miesiąc.
Wiele
może się wydarzyć w trakcie miesiąca. Wiem o tym lepiej niż ktokolwiek inny.
– Nie
będę miała jak sprawdzić, czy nic wam nie jest – mówię. – A
jeśli coś wam się stanie? Wysłanie jednej wiadomości zajmuje tu kilka dni…
nawet tygodni. Poza tym wciąż
nie wiemy, jak wygląda sytuacja z Syhl Shallow, koronacją Rhena czy…
Patrzy
na mnie krzywo.
– Nie
musisz mnie kontrolować, Harper.
– Ale
to nie znaczy, że nie mogę się o ciebie martwić. – Po tym, jak Grey
porwał mnie na jednej z ulic Waszyngtonu, nie widzieliśmy się z Jakiem przez
kilka tygodni, a ja wciąż pamiętam, jak źle znosiłam tę rozłąkę. Nie chcę
przeżywać tego po raz kolejny. – Pytałeś Rhena o zdanie? Nie wiem,
czy ten pomysł mu się spodoba.
Mój
brat przybiera kamienny wyraz twarzy.
– Rhen
nie jest moją niańką.
– Wiem,
ale…
– Zresztą
on już o tym wie. Rozmawiałem z nim.
Zamieram.
– Poprosiłem
go o dyskrecję – dodaje Jake. – Chciałem ci o tym
powiedzieć osobiście.
Zaciskam
usta w wąską kreskę.
– Widzę,
że już wszystko przygotowałeś.
– Nie,
Harp, nie wszystko. – Milczy przez moment. – Chcę, żebyś do
nas dołączyła.
– Jake,
mnie mogę. Wiesz, że nie mogę.
– Owszem,
możesz. Wystarczy, że po prostu wyjdziesz frontowymi wrotami zamku, tak jak
my. – Odchodzi od okna i staje przede mną, kontynuując ściszonym
głosem: – Ty też nie jesteś od niego uzależniona. Nie musisz
codziennie na niego czekać w zacienionej komnacie.
– Ma
na głowie sprawy całego królestwa – mówię. – Nie wyszedł z
kolegami na piwo.
– Ma
osiemnaście lat, podobnie jak ty – oświadcza Jake, a po chwili
wahania dodaje: – Chcesz za niego wyjść?
Jego
pytanie pozbawia mnie tchu.
Patrzy
na mnie uważnie.
– Harp…
Wiesz, co czeka na końcu tej ścieżki. Cały ten sojusz ze zmyśloną krainą
uzależniony jest tylko i wyłącznie od waszego ślubu.
Wiem
o tym.
Jednak
najwyraźniej moje milczenie trwa zbyt długo, ponieważ Jake mija mnie i
zatrzymuje się przed paleniskiem.
– Nie
odpowiedziałaś na moje pytanie.
Małżeństwo.
– Ja
nie… Nie wiem.
Wrzuca
kłodę do kominka i trąca ją pogrzebaczem.
– I
prawidłowo. Właśnie o to mi chodzi. – Kiedy kłoda zaczyna zajmować
się ogniem, Jake patrzy na mnie przez ramię. – Nie powinnaś być w
sytuacji, w której twój chłopak musi cię poślubić, żeby utrzymać się na swojej
pozycji.
Podchodzę
do sofy i opadam na jedną z poduszek.
– Wow,
Jake. Naprawdę brakowało mi twojego towarzystwa.
Przenosi
wzrok z powrotem na ogień, który teraz żywo płonie w kominku, rzucając
złocisto-czerwoną poświatę na jego brązowe włosy.
– Wiem,
że w DC nie mieliśmy łatwego życia, ale tutaj wcale nie jest mi lepiej.
– W
Waszyngtonie omal nas nie zastrzelili – przypominam mu.
– Wiem,
wiem. – Jednak nic więcej nie dodaje, więc nie jestem pewna, czy
przyznał mi rację, czy zbył temat.
Nie
mam pojęcia, co powiedzieć.
– Nie
mogę stąd odejść, Jake.
– Kochasz
go.
– Tak.
Wzdycha
głośno, po czym siada obok mnie na kanapie. Opieram głowę na jego ramieniu i
wspólnie wpatrujemy się w płomienie.
– Plotki
zaczynają wymykać się spod kontroli – mówi w
końcu. – Ludzie gadają, że to nie on jest prawowitym następcą tronu.
Że Karis Luran znowu zaatakuje królestwo.
– Te
plotki krążą już od dłuższego czasu.
– Ludzie
zaczynają narzekać, że Disi nie wysłało tu swoich sił. Podejrzewają, że ten
wasz cały sojusz to ściema. – Jake milczy przez moment, a jego
spojrzenie nagle twardnieje. – Nie wyjeżdżam po to, żeby stąd uciec.
Chcę wiedzieć, co się dzieje za murami tego zamku.
– Rhen
by nas nie okłamywał w tej sprawie.
Brat
mierzy mnie wzrokiem,
– Okłamuje
cały kraj – rzuca wreszcie. – Jeżeli myślisz, że z nami jest szczery, to musisz być
bardziej uważna.
Przełykam
ślinę. Rhen taki nie jest.
– Nie
chcę się z tobą kłócić, Jake.
– Nie
kłócę się. Po prostu proszę, żebyś to wszystko dokładnie
przemyślała. – Kręci ponuro głową. – Noah uprzedzał, że się
nie zgodzisz. Ale miałem nadzieję, że chociaż się nad tym zastanowisz.
Patrzę
na niego – na przewrażliwionego brata, który w przeszłości dopuścił się wielu
okrucieństw, by utrzymać naszą rodzinę przy życiu. Lecz sama dobrze wiem, że
tak naprawdę jest człowiekiem o wielkim sercu i jeszcze większej empatii.
– Przykro
mi.
Zgrzyta
zębami.
– Ciekawe,
czy Grey jeszcze żyje.
– Też
chciałabym to wiedzieć – mówię z westchnieniem.
– Ale
nie z tego samego powodu. – Przenosi na mnie wzrok. – To on
nas tu zabrał i przez niego nie możemy się stąd wydostać. – Kręci
głową i przesuwa dłonią po brodzie. Od jego ciała bije
napięcie. – Jak go znowu zobaczę, to ostro tego pożałuje.
Trudno
uznać to za szczerą groźbę. Grey prawdopodobnie nie żyje… albo utknął po
drugiej stronie. Nie wiem, co byłoby gorsze.
– Co
cię dzisiaj ugryzło?
Oczy
mu ciemnieją.
– Już
od kilku miesięcy patrzę, jak cię tu wykorzystują, Harper.
– Nikt
mnie nie wykorzystuje…
– Owszem,
wykorzystują. Grey przyprowadził cię tu, żebyś złamała klątwę, z którą nie
miałaś nic wspólnego. A potem jak udało ci się uciec, to znowu po ciebie przyszedł.
– Przecież
chciałam wrócić. – I
nie żałuję swojej decyzji.
Jednak
dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że to Jake
jej żałuje. Może i uratowałam mu życie, ale teraz nie ma jak wrócić do domu.
Nagle
dobiega nas szczęk zasuwy. Odwracam się z zaskoczeniem i widzę stojącego w
progu Rhena.
Wciąż
ma na sobie oficjalny strój: zapinaną pod samą szyję niebieską kurtkę oraz
miecz przy pasie. Światło płomieni nadaje jego włosom złocistego blasku i
podkreśla zmęczenie widoczne w oczach. Na widok mnie i Jake’a gwałtownie
zamiera, a panująca w pomieszczeniu atmosfera w jednej chwili gęstnieje.
– Wybacz – mówi
ostrożnie Rhen. – Godzina już późna. Zakładałem, że będziesz sama.
Jake
wzdycha głośno.
– Powinnaś być sama. Już się zmywam. – Pochyla się i całuje mnie w
czoło. – Uważaj na siebie, Harper. Mówię serio.
Jego
słowa nieco podnoszą mnie na duchu.
– Będę,
braciszku.
Jake
zatrzymuje się obok Rhena, po czym chwyta za klamkę u drzwi.
– Nie
zmieniłem zdania. Jutro wyjeżdżam – oświadcza.
– Gwoli
ścisłości to dzisiaj – odpowiada Rhen równie poważnym
tonem. – Już po północy. – Zerka na pogrążone w mroku świat
za oknem – Dustan będzie wam towarzyszył. Przydzielę mu jeszcze mały
kontyngent żołnierzy. Jeśli chcesz, możecie opuścić zamek o świcie.
To
nieco zbija Jake’a z tropu, ale szybko odzyskuje panowanie nad sobą.
– Dobrze.
Rhen
unosi brew.
– Myślałeś,
że nie dotrzymam słowa?
– Myślałem,
że masz na głowie ważniejsze rzeczy.
– Owszem.
Mam. – Książę przytrzymuje dla niego drzwi, ewidentnie wypraszając
mojego brata z komnaty.
Jake
otwiera usta.
Rhen
potrafi być cierpliwy, ale czuję, że dzisiaj ma gorszy dzień.
– Jake – mówię. – Dostałeś,
o co prosiłeś.
– Wcale
nie – burczy, lecz posłusznie opuszcza pomieszczenie.
Kiedy
drzwi zamykają się za moim bratem, Rhen zaczyna iść w moją stronę. Mam
wrażenie, że z każdym dniem cienie pod jego oczami stają się coraz bardziej
widoczne, pogłębiając malującą się na twarzy niepewność.
– Wszystko
w porządku? – pytam, gdy do mnie podchodzi. Po spotkaniach z
doradcami zawsze sprawia wrażenie nieco zamkniętego w sobie, lecz jeszcze nigdy
nie było z nim tak źle. Wzrok ma nieobecny, a wyraz twarzy tak ostry, że gdybym
go nie znała, to pewnie uciekałabym przed nim w popłochu. – Co się
dzieje? Już późno. Myślałam…
Chwyta
mnie w talii, sprawiając, że oddech więźnie mi w gardle, a w następnej chwili
przyciska usta do moich.
Na
co dzień Rhen emanuje tak intensywną siłą i pewnością siebie, że czasami
zapominam, jak czuły potrafi być. Przeszedł przez pokój tak, jakby szykował się
na bójkę, ale ze mną obchodzi się jak z jajkiem. Przez materiał koszuli nocnej
czuję jego ciepłe, miękkie dłonie. Zamykam palce na połach kurtki księcia i
rozkoszuję się jego zapachem, jednocześnie dając się porwać bliskości, która w
mgnieniu oka rozwiewa moje zmartwienia wywołane słowami Jake’a.
W
końcu Rhen przerywa pocałunek, lecz wciąż stoi na tyle blisko, że ustami muska
moje wargi. Patrzy mi głęboko w oczy.
– Już
po drugiej stronie zamku czułem, że coś cię trapi – mówi, głaszcząc
kciukiem mój policzek. – Teraz też to czuję.
Rumienię
się i spuszczam wzrok. Gmeram palcami przy paskach jego kurtki, jakbym
niepotrzebnie chciała je wygładzić.
– Nic
mnie nie trapi.
– Harper – szepcze.
Kładzie dłoń na mojej, odwracając moją uwagę.
Uwielbiam
sposób, w jaki wymawia moje imię – z subtelnym akcentem, który nadaje mu
twardszego, tajemniczego brzmienia.
Dotyka
palcem mojego podbródka i unosi mi głowę.
– Powiedz,
co się dzieje.
– Jake
właśnie mi powiedział, że wyjeżdża.
– Ach. – Rhen
wzdycha. – Twój brat jest niecierpliwy, bezmyślny i ma okropne
wyczucie czasu… Choć pewnie mógł sobie wybrać gorszy moment. Wolałbym, żeby nie
wywołał w królestwie żadnych skandali. A tak przynajmniej Dustan zadba, by nie
wpadł w tarapaty.
– I
tak dziwię się, że przydzieliłeś mu kapitana straży.
– Z
ciężkim sercem, ale takiego zadania nie mogę powierzyć byle komu. Straż wciąż
jest niedoświadczona, a twój brat chce wyjechać stąd jak najszybciej,
niezależnie od mojej opinii.
Cały
Jake.
Rhen
patrzy na mnie uważnie.
– Wolałabyś,
żebym przydzielił mu Zo?
– Nie. – Nie
zniosłabym utraty kolejnej bliskiej mi osoby. – Jake wspomniał ci, że
chciał zabrać mnie ze sobą?
Zamiera.
– Nie
wspomniał. I co mu odpowiedziałaś?
To
jedna z rzeczy, które w nim uwielbiam. Może i na co dzień rządzi państwem i nie
znosi przy tym niczyjego sprzeciwu, ale mnie
zawsze zostawia wolny wybór.
– Odmówiłam.
Wypuszcza
długi oddech i ponownie mnie całuje.
– Już
zacząłem się bać, że po tak długim czasie los znowu mi cię zabierze.
Wtulam
twarz w jego szyję, wdychając znajomy zapach.
– Nigdzie
się nie wybieram.
Przez
moment trzyma mnie w ramionach, lecz wciąż czuję bijące od niego napięcie.
– Jake
mówił, że plotki krążące na temat prawowitego następcy tronu rosną w siłę.
– Ma
rację.
Kładę
dłoń na jego piersi, myśląc o słowach brata.
– Porozmawiaj
ze mną, Rhen.
Wypuszcza
powietrze z rozdrażnieniem.
– W
królestwie naprawdę żyje inny dziedzic. Mówią o nim nawet królewskie zapiski
zapieczętowane przez mojego ojca. Chciałem przyśpieszyć koronację, ale wielu
arystokratów domaga się ode mnie dowodu na to, że tron należy się właśnie mnie.
A ja zamierzam rozwiać ich wątpliwości.
– Jak
chcesz znaleźć dziedzica?
– Nie
wiem, czy nam się to uda. W tej chwili może już nie żyć. Mamy za mało
informacji. Jeżeli zgodnie z zapiskami jego matka była wiedźmą, to może
korzystać z magii… Podobnie jak Lilith. Powiedziała mi kiedyś, że nie jest
ostatnią przedstawicielką swojego gatunku, ponieważ wyczuwa obecność kogoś
jeszcze. Magia została wygnana z Emberfall wiele lat temu, ale gdybyśmy
rozpuścili w królestwie plotkę o istnieniu kolejnego maga, to pewnie udałoby
nam się go odnaleźć o wiele szybciej.
Lilith. Już samo jej imię przyprawia
mnie o dreszcz.
– Co
zrobisz, jak już go znajdziesz?
– Jeżeli
włada magią, to trzeba będzie go unicestwić.
Odsuwam
się od niego gwałtownie.
– Rhen!
Książę
milczy, choć tak naprawdę nie musi nic mówić. Jego spojrzenie całkowicie mi
wystarcza.
Robię
kolejny krok w tył.
– Przecież
to twój brat.
– Nie.
To ktoś zupełnie mi obcy – odparowuje stanowczym tonem. – Z
powodu jednej wiedźmy spędziłem w tym zamku niemal wieczność i przez to omal
nie doprowadziłem swojego kraju do ruiny. Nie mam zamiaru znowu podejmować tego
ryzyka.
Zamieram,
a ogień w moich żyłach w mgnieniu oka zostaje zastąpiony przez lód. Nie wiem,
co powiedzieć. Już raz widziałam, jak z jego rozkazu ginie człowiek, ale tamten
mężczyzna zabił jednego z naszych strażników – zabiłby pewnie i nas, gdyby
wszystko potoczyło się po jego myśli.
Lecz
teraz jest inaczej. W tym przypadku książę skazuje na śmierć kogoś, kogo nigdy
nie widział na oczy.
Rhen
robi krok w moją stronę i podnosi dłoń do mojego policzka.
Wzdrygam
się, a książę zamiera.
– Nie
chciałem cię zdenerwować – mówi cicho. Szczerze. – Nie
miałem pojęcia, że aż tak bardzo cię to zaskoczy. Sama widziałaś, czego
dopuściła się Lilith.
Owszem.
Widziałam, jak torturowała Rhena, a on w żaden sposób nie był w stanie jej
powstrzymać.
– Pewnie
masz rację – odpowiadam bez przekonania. Biorę drżący wdech i
przyciskam dłoń do brzucha.
Rhen
udowodnił już, że dla bezpieczeństwa Emberfall gotów jest zrobić absolutnie
wszystko. I teraz mi o tym przypomina.
– Nie
zamykaj się przede mną – mówi cicho, a w jego głosie pobrzmiewa nowa,
wrażliwa nuta. – Proszę. Nie zniosę tego.
Jest
taki zmęczony i spięty. Zastanawiam się, kiedy ostatnio zażył choć odrobiny
snu. Biorę głęboki wdech, próbując uspokoić drżenie rąk, i oplatam go ramionami
w pasie.
– Powiedz,
co cię dręczy – szepczę.
– Wciąż
nie wiemy, czy Lilith rzeczywiście nie żyje – wyznaje
Rhen. – Jeśli uda jej się odnaleźć tego dziedzica… Jeśli połączą
siły…
– Minęło
kilka miesięcy. Albo to ona utknęła po drugiej stronie, albo Grey.
– Albo
się jej zaprzysiągł, a Lilith teraz czeka na okazję, by znowu uderzyć.
Grey
poprzysiągł jej służyć, żeby uratować mi życie… A chwilę później przytknął
miecz do gardła wiedźmy i zniknął. Przeniósł się do Waszyngtonu, DC.
– Nie
zrobiłby tego – mówię. – Rhen. To wykluczone.
– Muszę
chronić poddanych, Harper.
Przysuwa
się bliżej, a ja słyszę, jak jego oddech stopniowo zaczyna się uspokajać.
Zamyka oczy, kiedy kładę mu dłoń na policzku. Jeszcze kilka miesięcy temu
zrobił dokładnie to samo w postaci potwora. Pamiętam, jak wtedy czułam
ogarniający go strach. W tej chwili jest podobnie.
– Już
nie jesteś potworem – szepczę.
– Wysłałem
strażników do domu matki Greya, który leży w Dolinie
Wildthorne – mówi z wahaniem książę.
Moja
dłoń zamiera na jego policzku.
– Co?
Kiedy?
– W
zeszłym tygodniu – odpowiada. – Na wszelki
wypadek. – Milczy przez moment. – Dzisiaj wrócili.
Grey
powiedział mi kiedyś, że Lilith wymordowała niemal całą jego rodzinę. Tylko
matkę zostawiła przy życiu.
– I
czego się dowiedzieli?
– Jego
matki nie było w domu. Według mieszkańców kilka miesięcy temu sprzedała swój
majątek i opuściła wioskę. – Znowu milknie. – Plotka głosi,
że przez jakiś czas pomieszkiwał u niej jakiś ranny mężczyzna, ale nikt nie
widział go na oczy.
Wciągam
powietrze.
– Czyli
możliwe, że Grey wciąż żyje – szepczę.
– Tak – mówi
Rhen pewnym głosem, lecz czuję, że się martwi. – To by wynikało z ich
raportu.
Podnoszę
na niego wzrok.
– Grey
nigdy nie dołączyłby do Lilith, Rhen.
– Skoro
tak, to dlaczego nie wrócił to Ironrose?
Myślę
przez chwilę nad odpowiedzią, ale żadna nie przychodzi mi do głowy.
– Karis
Luran w każdej chwili może przeprowadzić kolejny atak na
Emberfall – kontynuuje Rhen. – Dziedzic może dać o sobie
znać z dnia na dzień. – Znów nic nie mówi przez moment. – A
Lilith może skrywać się w cieniu i czekać na dogodną okazję, by po raz kolejny
zmienić nasze życie w piekło.
Opieram
głowę na piersi księcia i przenoszę wzrok na okno, za którym widać
rozgwieżdżone niebo.
– Och,
Grey – mówię. – Gdzie jesteś?
– Dobre
pytanie – odpiera z westchnieniem Rhen, a jego głos wręcz ocieka
tęsknotą i smutkiem. Całuje moje włosy. – Też chciałbym to wiedzieć.
Komentarze
Prześlij komentarz