[PATRONAT] Rozdział drugi "Pokusa gangstera" Anna Wolf

 



Rozdział 2

Ian

 

Właśnie lądujemy w Nowym Jorku. Rudzielec nie odezwał się do mnie ani do nikogo przez całą drogę. Wcześniej fikała, ale jak wspomniałem, że skończy jak jej rodzina, uspokoiła się. Nie wiem, czy ona rozumie, co miałem na myśli, ale zdaje się, że tak. Jest bystra, poznaję to u ludzi. To dzięki moim instynktom jestem tutaj, gdzie jestem. Wspiąłem się po szczeblach mafijnej drabiny i nikt nie zabierze mi tego miejsca. Może i Sullivan rządzi, ale należę do tego klanu i też jestem wysoko postawiony. Nawet on nie będzie na tyle głupi, żeby się mnie pozbywać.

– Wysiadka – mówię do kuzynki Avy. Dziewczyna bez słowa wstaje i podąża za innymi.

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że jednak jestem skurwielem. Melissa ma na stopach jedynie skarpetki i jest w piżamie. Kurwa mać, zapomniałem o butach. Zaciskam dłonie w pięści, idąc za nią niczym cień, po czym łapię ją za łokieć i nakierowuję w stronę mojego samochodu. Pora wrócić do domu.

Grzecznie wsiada na tylne siedzenie, a ja za nią. Moi ludzie lokują się z przodu i wiozą nas do mojego mieszkania, po czym mają wrócić do siebie. Wszyscy musimy odpocząć, jestem zjechany i zapewne Melissa tak samo.

– Dzięki – mówię do chłopaków, kiedy parkują wzdłuż chodnika przy moim lofcie.

– Jasne, szefie.

– Widzimy się wieczorem.

Moje mieszkanie mieści się w starym, odrestaurowanym magazynie. Nigdy nie pragnąłem mieszkać w jednym z tych nowoczesnych budynków. To nie moje klimaty. Otwieram bramę i przepuszczam dziewczynę pierwszą, po czym zamykam za nami. Wbijam kod na panelu przy drzwiach wejściowych, otwieram je i kiwam głową, żeby pierwsza weszła do środka, po czym wbijam kod zabezpieczający i odwracam się przodem do Melissy.

– Na górze po lewej jest łazienka, a za nią pokój, jest twój.

Dziewczyna kiwa tylko głową, po czym odchodzi. Jej zachowanie powoli zaczyna mnie zastanawiać. Wcześniej naprawdę była pyskata, a teraz zgadza się na wszystko. Robi to, bo jest zmęczona albo przygotowuje się do ataku. Zapewne niedługo się przekonam.

Przecieram zmęczoną twarz, zrzucam z siebie kamizelkę oraz buty i udaję się na górę do swojej sypialni. Jeśli Melissa chciałaby uciec, nie uda jej się. Drzwi wejściowe mają blokadę i tylko ja znam kod.

Kiedy jestem na górze, nasłuchuję, ale poniżej panuje cisza. Postanawiam sprawdzić, co z rudzielcem. Cicho otwieram drzwi od pokoju i widzę dziewczynę śpiącą na łóżku. Zdaje się, że nawet nie zajrzała do łazienki, ale ja muszę. Prysznic jest właśnie tym, czego potrzebuję, po czym jeszcze powinienem złapać kilka godzin snu, żeby jakoś funkcjonować. Na razie nie wiem, co z nią zrobię wieczorem, kiedy będę musiał iść do klubu, ale być może zabiorę ją ze sobą. To jedyne logiczne rozwiązanie.

Po szybkim prysznicu wycieram się i w samych tylko bokserkach idę do sypialni. Staję przy łóżku, włączam budzik, a następnie kładę się, mając w głowie obraz zmierzwionych rudych włosów, które zaprzątają mój umysł od dawna. Nie wiem, co w niej takiego jest, ale kiedy Ava pokazała mi jej zdjęcie, wiedziałem, że ta dziewczyna kiedyś będzie moja. Chociaż wątpię, żebym się zakochał, to jednak podoba mi się. A po dzisiejszym przedstawieniu, jakie dała, podoba mi się jeszcze bardziej, chociaż mogą być z nią kłopoty, i to niemałe.

 

 

Melissa

 

Ten dupek zabrał mnie wczoraj wieczorem do swojego klubu i dzisiaj ponownie tutaj jestem. Jedyny plus, że mam na sobie normalne ubranie oraz buty, o których ostatnio zapomniał. Nie był ze mną na żadnych zakupach, po prostu wręczył mi kilka rzeczy i kazał się przebrać. Nawet nie dociekam, skąd je wziął. Poza tym nie wiem, co on sobie wyobraża, że niby miałabym uciec z jego domu? Ale gdzie i po co? Nie posiadam nic – ani telefonu, ani dokumentów, ani pieniędzy. Bez tego wszystkiego nie mogę zacząć działać. Bez kasy jestem nikim, prawie jak bezdomna. Nawet do Avy nie mogę zadzwonić. Nie mam jak wrócić do domu.

Dom.

Dom już nie istnieje. Nie mam do czego wracać, jedynie może na studia. To jedyna rzecz, jaka mi pozostała, nie licząc oczywiście Avy, która nie wiadomo gdzie się podziewa. Moje życie w jednej chwili przewróciło się do góry nogami. A dokładnie w momencie, kiedy ten dupek stanął na mojej drodze, a raczej w moim pokoju.

– Wszystko dobrze? – dopytuje mnie.

– A czy wygląda, jakby tak było? – odpowiadam pytaniem na pytanie.

– Nie pyskuj.

– Wal się – warczę.

– Grzeczniej – cedzi.

– Nie muszę być ani grzeczna, ani się ciebie słuchać. Porwałeś mnie, moja rodzina została zlikwidowana, więc myślisz, że kim niby jesteś, moim wybawicielem? Dobre sobie.

– Uważaj sobie, co chcesz, ale prawda jest taka, że gdybym cię tam zostawił, skazano by cię na śmierć.

– A co cię obchodzi, co się ze mną stanie?! – Nie rozumiem jego zachowania. Ten facet to jakiś świr.

– Wyobraź sobie, że obchodzi. Tylko tyle musisz wiedzieć, a teraz siedź cicho, bo mam dla ciebie niespodziankę. Chodź ze mną.

– Dokąd?

– Zadajesz stanowczo za dużo pytań.

Nie odzywam się, tylko posłusznie idę za nim. Mam nadzieję, że ta niespodzianka nie okaże się śmiertelna. Otwiera jakieś drzwi i puszcza mnie przodem, a ja nie wierzę własnym oczom.

– Ava! – wykrzykuję i rzucam się na nią.

– Melissa. – Kuzynka przytula mnie do siebie.

– Zostawię was, mam coś do załatwienia – odzywa się ten cały Ian, po czym zamyka za sobą drzwi.

Cieszę się na jej widok, ale jednocześnie jestem wkurzona z powodu tego wszystkiego. Jednak dobrze wiedzieć, że mam rodzinę, że mogę jeszcze na kogoś liczyć. O całej sprawie z moim ojcem i resztą… Nie, nawet nie chcę do tego wracać. Wiem, co się stało i nie muszę znać szczegółów. Nie jestem głupia. Może i ktoś zarzuciłby mi, że jestem nieczuła, a tak nie jest. Są takie rzeczy w życiu, o których nie warto rozmyślać, a jedną z nich jest właśnie mój tatusiek, pożal się Boże mafioso, który myślał, że mu wszystko wolno i że chyba będzie żyć wiecznie. Nikt nie żyje wiecznie. Ale mam nadzieję, liczę na to, że może Ava mi pomoże. Odsuwam się od niej, a ona się dziwnie uśmiecha.

– I co cię tak bawi? – pytam z cichym warknięciem.

– Szczerze? Ty.

– Tak? – Opadam na fotel, po czym od razu wstaję. – A to niby dlaczego? Co jest w tym wszystkim takiego zabawnego? – Wymachuję rękami, czym najwidoczniej rozbawiam ją jeszcze bardziej, bo zaczyna się śmiać.

– Czy ja wiem… – waha się – twoje relacje z Ianem.

– Jest takim dupkiem! I nie ma żadnych relacji – zaperzam się.

– Nie przeczę, ale to cały on, innego faceta raczej nie dostaniesz. – Że niby co? – On uważa, że należysz do niego.

– Tak? Ale ja go nie chcę. Chryste, nie należę do nikogo, a zwłaszcza do niego, Ava! – wykrzykuję. – Po czyjej ty jesteś stronie? Przecież mnie z nim nic nie łączy!

– Tutaj nie ma stron. Jest tylko twoje bezpieczeństwo. Co odstawił, że jesteś na niego taka wkurzona?

– Co? Zabrał mnie z Kalifornii i ty się jeszcze pytasz, o co jestem taka zła?

– Wyświadczył ci przysługę. Teraz, gdy nie ma wujka ani Diega, stałabyś się łatwym celem. Ian cię ochroni.

Akurat.

– To zajebiście mu to wychodzi, bo cały czas mnie wkurza – prycham. – Ale mamy coś ważniejszego do omówienia, a ty nie unikniesz tematu. Elena.

– Zapomnij o niej. Ona nie jest problemem i nigdy nie będzie.

– Problemem jest ten ryży dupek.

– Ryży dupek? – Ava się szczerzy.

– Jest lekko rudy – odpowiadam.

– Tak samo jak ty – wytyka mi. – Chociaż ty bardziej.

– Ale ja chociaż jakoś wyglądam – odpowiadam, chociaż prawdę mówiąc, on też prezentuje się nie najgorzej. Ale nigdy w życiu przed nikim się do tego nie przyznam.

– Dwa uparte osły. Melissa, zostajesz tutaj, czy tego chcesz, czy nie.

– Czyli nie pomożesz mi wrócić do domu?

– Gdzie? Do czego, słońce? Chcesz być sama w rezydencji? Nie sądzę. Tutaj jesteś bezpieczna.

– Cholera, uziemiliście mnie – marudzę.

– Na to wygląda. To nie jest zły facet, twoje bezpieczeństwo ponad wszystko.

– Taa…

 

 

Ian

 

 

Jestem w swoim biurze, ale nie sam. Szewczenko przywiózł Avę, żeby mogła zobaczyć się z kuzynką. Ale to, jak ten Rusek na mnie patrzy, nie wróży niczego dobrego. Jego spojrzenie wypala we mnie kurewską dziurę.

– Twój morderczy wyraz twarzy świadczy o tym, że chcesz mnie zajebać – odzywam się. – Można chociaż wiedzieć za co?

– A proszę bardzo. Spałeś z Avą? Pieprzyłeś ją? – warczy i wstaje, na co też się natychmiast podrywam.

– Do chuja, nie. Za kogo ty mnie masz? – Co on sobie, kurwa, wyobraża?!

– Za kogoś, kto ma cholerny klub ze striptizem? Jednak było coś między wami – stwierdza.

– To był… tylko taniec erotyczny – wyznaję prawdę. – Najlepszy, jaki widziałem, ale tylko taniec. – Wzruszam ramionami.

– A może Melissa dla mnie zatańczy i przekonam się, czy rzeczywiście ma tak dobre ciało, jak się wydaje?

Przeholował skurwiel.

– Ty skurwysynu! – ryczę i rzucam się na niego. – Melissa jest moja i nikt nie będzie jej oglądał nago.

Uderzam Siergieja w szczękę, ale on nie pozostaje mi dłużny. Okładamy się agresywnie, wylewając swoją frustrację. Trzeba przyznać, że mam godnego przeciwnika, ale po chwili dostaję w żebra i ledwo mogę złapać oddech. Boli jak skurwysyn, a biuro wygląda jak po przejściu tornada.

– Masz dość? – pyta mnie.

– Kurwa, wystarczy. – Ocieram krew z nosa. – Chyba złamałeś mi żebra, skurwielu.

– Przeżyjesz i mam dla ciebie wiadomość. Trzymaj swoje cholerne łapy z dala od Avy. – Ja pierdolę.

– Tak samo jak ty od Melissy, sukinsynu, inaczej cię zajebię. A teraz rachunek wyrównany?

– Tak.

– Kurwa, wyglądamy… – nie kończę, bo otwierają się drzwi od mojego biura. Ava i Melissa na nasz widok robią wielkie oczy, a po chwili na ich twarzach pojawiają się groźne miny. Oho, zaraz będzie cholerne kazanie.

Blać – mamrocze Siergiej. – Zajebiście.

– Czy ja chcę wiedzieć, dlaczego tak wyglądacie? – pyta Ava.

– Nie chcesz – odzywam się. Nie mam ochoty się przed nikim tłumaczyć. – Zabierz ją stąd, Szewczenko. Pogadamy innym razem.

Minutę później jestem sam na sam z Melissą, która wciąż milczy. Mam to gdzieś, nie musi ze mną, kurwa, gadać. Przytykam dłoń do nosa, bo wciąż krwawię, a metaliczny posmak czuję w ustach.

– Siadaj – odzywa się – trzeba cię opatrzyć.

– Teraz będziesz bawić się w pielęgniarkę?

– Chryste. Posadź gdzieś swoją dupę, inaczej wszystko będzie we krwi.

Ona ma rację, krwawienie nie ustaje. Siadam na kanapie.

– Apteczka jest w górnej szufladzie mojego biurka – informuję ją i patrzę, jak tam podchodzi.

Melissa wysuwa szufladę i zastyga. A tak, jest tam też broń, zapomniałem ją uprzedzić, ale dziewczyna bez słowa wyciąga apteczkę i podchodzi do mnie.

Bardzo delikatnie czyści moją twarz z krwi, po czym ku mojemu niezadowoleniu każe mi wsadzić zwiniętą gazę wyglądającą jak tampon w jedną dziurkę nosa. Okoliczności są może trochę dziwne, ale bliskość Melissy sprawia, że jeszcze chwila, a mój fiut rozerwie rozporek. Kurwa, to się nie dzieje naprawdę.

– Dzięki, już wystarczy. – Odtrącam dłonie dziewczyny. Jej dotyk za bardzo na mnie działa.

– Jak sobie życzysz. – Odwraca się, chowa apteczkę i patrzy na mnie. – Powiesz mi, o co poszło?

– Nie.

– Aha. Chcę wracać. Ten klub to nie jest moje miejsce.

– Wracać? Dokąd? – pytam, bo nie wiem, co ma na myśli.

– A dokąd ja mogę wrócić?

– Do mojego domu – mówię.

– Bingo, bystrzaku. Więc jak będzie?

– Jeden z moich chłopców cię zawiezie. Ostrzegam, nic nie kombinuj, znajdę cię wszędzie.

– Idź do diabła – rzuca.

Co za jędza.

– Jeszcze nie teraz, ale kiedyś na pewno – odpowiadam bezczelnie.

Ta kobieta doprowadza mnie do szału. Zero pokory, zero posłuszeństwa. Mam ochotę zlać ten jej tyłek, choć nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem, co nie oznacza, że nie mogę spróbować właśnie teraz. Melissa jest nieposłuszna niczym sam diabeł.

Odsyłam ją do domu, a sam zabieram się do roboty. Biznes musi się kręcić, a kasa zgadzać. Sięgam po papierzyska, które muszę sprawdzić, ale nie jest mi dane przejrzeć chociażby jedną stronę, bo drzwi od mojego biura bezceremonialnie się otwierają. Patrzę na wchodzącego mężczyznę i wstaję.

– Siadaj, Ian – nakazuje mi Sullivan.

– Szefie – witam się z nim i sadzam tyłek z powrotem.

– Możesz mi, do kurwy nędzy, powiedzieć, co ty odpierdalasz?

– To znaczy z czym?

– Zabawiasz się w cholernego anioła stróża czy tylko chcesz się zwyczajnie rozerwać?

– Moja sprawa, co chcę z nią zrobić.

– Nie do końca, ale masz szczęście, że cała jej rodzina nie żyje, w przeciwnym razie mielibyśmy na karku nawet Zachodnie Wybrzeże.

– Jej kuzynka żyje – odpowiadam, żeby wiedział, że ktoś za dziewczyną stoi.

– I mówisz mi to tak spokojnie? – Siada naprzeciwko mnie i każe sobie polać, więc polewam.

– Ava gra z nami w jednej drużynie. Poza tym jest związana z Szewczenko.

– To by wiele wyjaśniało. Ona, Szewczenko i bracia Tarasow, jak rozumiem.

– Właśnie.

– Mam nadzieję, że nie będzie z nią problemów. Nie życzę ich sobie. Mam dosyć na kilka cholernych lat.

– Ja też.

– W takim razie co zrobisz z dziewczyną?

Skurwiel nie odpuści.

– Zatrzymam dla siebie – odpowiadam.

– Jako dziwkę?

– Nie – mówię spokojnie. Stary jest dobry w te klocki, próbuje mnie wyprowadzić z równowagi, co mu się nie uda. Za dobrze znam jego zagrywki. Jest sukinsynem i tyle.

– Masz świadomość, że muszę wiedzieć, co się dzieje. Bez obrazy, Ian. Jesteś moim najlepszym człowiekiem i nie mam ochoty stracić cię przez jakąś cipkę. Za dużo ostatnio ponieśliśmy strat.

– Nie dojdzie do tego – zapewniam go. Wiem, o czym mówi. Nathan był jego jedynym synem.

– Ja myślę. – Wstaje, dopija drinka i patrzy na mnie. – Nie zawiedź mnie. Mam wobec ciebie plany.

– Nie zawiodę – obiecuję.

– Oby.

Wychodzi, a ja tylko mogę się domyślać, co miał na myśli. Więc póki nic się nie potwierdzi, nie będę sobie tym zaprzątał głowy. Jego jedyny spadkobierca nie żyje. Cholera, Nathan był dobrym facetem. Był najlepszy z nas wszystkich, a ten skurwiel Dunin się go pozbył. Wieczne kurewskie wojny o władzę. To jest to, co rządzi tym światem. Każdy chce być na samej górze, każdy się tam pcha i chce władać niepodzielnie, ale nie ja. Mnie wystarcza świadomość tego, że jestem dobry w tym, co robię. Nie muszę być na szczycie. Tutaj, gdzie jestem, jest mi w zupełności dobrze. Mam pod sobą klub, którym zarządzam, oraz ludzi. Do tego szacunek, posłuch, a także pieniądze. Więc nic więcej mi nie potrzeba. Nie mam ochoty skończyć jak co niektórzy, chociażby rodzina Martinez. Tylko że oni nie zginęli w wyniku wojny o władzę, ale w ramach zemsty. Jednak prawda jest taka, że mamy o jednego przeciwnika mniej.

Po dwóch godzinach przeglądania papierów mam dosyć. Jestem zmęczony, a to oznacza, że pora wrócić do domu. Wstaję od biurka, zakładam marynarkę, biorę broń i chowam ją za pasek spodni, po czym wychodzę na ledwo oświetlony korytarz. Kieruję się prosto do głównego wyjścia, gdzie stoi moje auto.

Dziesięć minut i jestem na miejscu. Parkuję pod dużym ceglanym budynkiem, zamykam bramę wjazdową, po czym wbijam kod do drzwi wejściowych. Na progu wita mnie poświata z włączonego telewizora. Rozglądam się i na kanapie dostrzegam zwiniętą postać. Podchodzę bliżej, a moim oczom ukazuje się śpiąca Melissa. Okrywam ją kocem i patrzę na nią przez chwilę. Nie wiem, co takiego ma w sobie, że ciągnie mnie do niej jak magnes. Powinienem wybić ją sobie z głowy, ale nie potrafię. Odgarniam jej z czoła kosmyk włosów. Pod palcami czuję, jaki jest jedwabisty. Potem się odsuwam. Chyba odbija mi totalnie na jej punkcie. Taa, kurwa, odbiło mi już dawno. Ten rudzielec jest niczym słodka pokusa, pyskata, ale wciąż pokusa. Zostawiam dziewczynę na dole, a sam udaję się do siebie. Przyda mi się zimny prysznic.

 

Melissa

 

 

Budzę się rano na kanapie przykryta kocem. Pamiętam, że po przyjeździe tutaj wczoraj nudziło mi się, więc najpierw zwiedziłam mieszkanie, a później włączyłam jakiś film. Zdaje się, że zasnęłam na kanapie, a ta ruda małpa mnie okryła, co oznacza, że ma jednak jakieś ludzkie odruchy.

Odrzucam koc, wstaję, przeciągam się niczym kot – to taki mój rytuał – i stwierdzam, że nie mam żadnych dodatkowych ubrań, wyłącznie to, co w tej chwili na sobie. Nie będę chodzić w tej samej bieliźnie kilka dni, mowy nie ma. Guzik mnie obchodzi, co on sobie myśli, ja wiem, czego chcę i on mi to da, skoro nawet nie mam dostępu do swoich pieniędzy. Gdyby nie to, że Ava jednak za niego poręczyła, już dawno poszłabym na policję. Ale to i tak byłoby głupie z mojej strony. Nie jestem zwykłym obywatelem, tak jak nie był nim mój ojciec. Najlepiej trzymać się od kłopotów z daleka. Póki nie dzieje mi się krzywda, może być tak, jak jest teraz, ale też tylko do czasu. Mam studia, a ten typ pokrzyżował moje plany.

Idę na górę i staję przed jego drzwiami. Waham się przez chwilę, po czym pukam. Kiedy odpowiada mi cisza, pukam ponownie, ale znowu zero odzewu. Zaciskam dłoń w pięść i walę z całej siły, bo to on ma wyjść do mnie, a nie ja mam wejść do niego.

– Kurwa, czego? – warczy, gdy tylko otwiera, a mnie na jego widok zamurowuje.

Jego lekko przydługie włosy są zmierzwione po nocy i jest tylko w samych bokserkach. Robi mi się chyba ciut gorąco na widok jego umięśnionej sylwetki. Ja pierdzielę, bez ubrania stanowczo wygląda lepiej niż w ciuchach. Cholera, muszę się przywołać do porządku.

– Czy ty wiesz, która godzina? – cedzi pytanie, czym wszystko psuje.

– Nie, nie mam zegarka – odpowiadam bezczelnie.

– Jest dopiero szósta rano. Spać nie możesz, do cholery?

– Jakiś ty przyjemny o poranku. Potrzebuję ubrań, koleś.

– Słucham?

– Głuchy jesteś czy jak? Ubrania, wiesz, takie coś, co zakładasz na siebie, żeby nie paradować nago. Wiesz, o czym mówię, czy mam ci to narysować?

– Idź, pośpij jeszcze, zjedz coś i przestań zawracać mi dupę. Zabiorę cię na te zakupy, ale nie teraz, do cholery. Sklepy są zamknięte o tej porze.

– Wiem, ale musiałam się upewnić.

– Zjeżdżaj, mała.

– Już ci powiedziałam, co masz małe.

– Melissa, nie prowokuj mnie – syczy, po czym zatrzaskuje mi drzwi przed nosem.

Wypuszczam powietrze i stoję tak przez krótką chwilę, po czym ruszam do siebie albo raczej do pokoju, który mi przydzielił. Nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Wątpię, żeby ten drań dał mi jakiś telefon. Cholera by wzięła tego kretyna!

Opadam na łóżko i patrzę w sufit, gdyż nie mam nic lepszego do roboty. Jestem więźniem w tym domu. Sprawdziłam wczoraj, czy dam radę otworzyć drzwi, ale bez kodu mogę jedynie pomarzyć. Okna też się nie otwierają, zresztą nie mają nawet uchwytów, bo to wielkie szyby, jak to w loftach. Więc nie pozostaje mi nic innego jak czekać, aż jaśnie hrabia zabierze mnie na zakupy.

Nie wiem, ile tak leżę, ale z myśli wyrywa mnie pukanie do drzwi, po czym natychmiast zostają otwarte na oścież i staje w nich ten ryży palant.

– A gdybym była naga? – pytam, po czym wstaję.

– To miałbym na co popatrzeć, a teraz zbieraj się. Chciałaś jechać na zakupy, dwa razy powtarzać nie będę.

– Coś cię ugryzło? – Wymijam go w drzwiach i ruszam do schodów.

– Takie małe, rude i pyskate.

– O popatrz. Sam sobie jesteś winien. Należało mnie zostawić tam, gdzie byłam.

– Na pożarcie tym wszystkim sępom? Dobry pomysł, nie ma co.

Nie odzywam się, nie mam zamiaru z nim dyskutować, bo niestety ma rację. Powoli dociera do mnie, jak sprawy wyglądają w rzeczywistości. Na pewno ktoś by na mnie polował, jeśli nie inne familie, to zapewne chociaż federalni chcieliby wiedzieć wszystko o mojej rodzinie. Ale w życiu głośno nie przyznam, że to, co zrobił Ian, jest dla mnie mniejszym złem. Poza tym wątpię, żeby Ava pozwoliła mnie skrzywdzić, a świadomość, że mam kogoś po swojej stronie, pozwala mi jakoś funkcjonować i nie bać się zbytnio. Nie boję się Iana, ale już tej całej sytuacji owszem. Na dłuższą metę nie mogę tak egzystować, nie da się. W Kalifornii miałam swoje życie, plany, a teraz nie mam nic. A nie, zaraz, będę miała ubrania!

Wychodzimy na zewnątrz i wsiadam do jego samochodu, którego wcześniej nie zauważyłam. Kilkanaście minut później Ian parkuje przed jakimś butikiem. Na pierwszy rzut oka wygląda całkiem, całkiem.

– Idź i wybierz, co ci się podoba – mówi do mnie, gdy stoimy już na chodniku – ja płacę.

Nie dziękuję mu, bo nie mam za co. Mam własne ubrania, ale tysiące kilometrów stąd.

– Nie byłoby problemu, gdybym miała tutaj moje rzeczy – mówię z przekąsem.

– Prawda. Ale na razie ja stawiam, więc wybieraj.

Godzinę później mam dwie wielkie torby pełne ciuchów i z powrotem jesteśmy w drodze do mieszkania. Gdy tylko przekraczam próg loftu, odstawiam zakupy na podłogę i kieruję się prosto do kuchni, bo kiszki zaczynają grać mi marsza. Potrzebuję kawy i jedzenia, a jeśli czegoś niedługo nie zjem, zacznę być niemiła. Jak jestem głodna, staję się bardzo drażliwa.

– Widzę, że czujesz się jak u siebie w domu – słyszę za sobą.

– A co mam zrobić? – Odwracam się do niego. – Czekać, aż zrobisz mi śniadanie? Prędzej padnę trupem z głodu, niż ty ruszysz te swoje cztery litery.

– Mam ochotę skręcić ci kark. – Robi krok w moją stronę, a jego zielone oczy ciskają gromy i pierwszy raz nie jestem pewna jego intencji, ale nie cofam się, bez ruchu stoję w miejscu. – Ale nie zrobię tego, tylko odsuń się, bo zepsujesz mi ekspres do kawy.

Zanim zdążę zrobić chociażby krok, zostaję przesunięta w bok niczym mebel. Odsuwam się jeszcze bardziej i siadam na krześle. Skoro sam chce zrobić kawę, niech robi, ja poczekam.

– Zapomniałbym, mam coś dla ciebie – odzywa się po kilku minutach.

– Tak?

– Telefon. – Wyciąga z kieszeni komórkę i mi podaje.

– Nowy – stwierdzam.

– A spodziewałaś się używanego?

– Po tobie można się spodziewać wszystkiego.

– Stać mnie na nowe rzeczy. To, że mieszkam w takim miejscu, a nie w drogiej dzielnicy Nowego Jorku, o niczym nie świadczy.

– A czy ty uważasz, że ja oceniam ludzi po tym, co mają na sobie albo gdzie mieszkają? Jeśli tak, to się pomyliłeś. Nie znasz mnie, więc nie wiesz, co sądzę o wielu sprawach. Nic o mnie nie wiesz.

– Tak myślisz? Melissa Martinez, urodzona w Los Angeles, lat dwadzieścia trzy. Rodzice nie żyją. Uczęszczałaś do publicznego liceum, studiujesz architekturę.

– To są tylko suche fakty. To, co mogłeś o mnie gdzieś przeczytać albo dowiedzieć się od Avy, ale nic poza tym. Nie wiesz, co lubię, jaki jest mój ulubiony kolor, nie znasz ulubionej potrawy – zarzucam mu.

– Masz problem ze snem. Ulubiony kolor szary. Lubisz kawę z mlekiem i jedną łyżeczką cukru. – W tym momencie robi się dziwnie. – Masz zamiłowanie do łzawych filmów.

– Skąd ty to wszystko wiesz? – pytam podejrzliwie.

– Nie muszę cię informować, wystarczy, że wiem i tyle. Twoja kawa. – Stawia przede mną kubek, a po chwili cukier oraz mleko.

Bez słowa upijam łyk. Nie wiem, skąd ten facet ma o mnie takie informacje, ale to zaczyna być bardzo podejrzane. Wychodzi na to, że przeprowadził wywiad na mój temat i wątpię, żeby Ava była jego informatorem. Ona nie wie, że mam problemy ze snem, więc musiał się tego dowiedzieć w inny sposób, aż się boję myśleć jaki.

– I co teraz? – pytam, po czym znów popijam kawę.

– Z czym?

– Ze mną? Mam tak tutaj do końca życia siedzieć pod kluczem?

– Nie, ale na razie sytuacja jeszcze się nie uspokoiła.

– To znaczy?

– Melissa, nie zdajesz sobie sprawy, co się dzieje. Lepiej dla twojego dobra, żebyś o pewnych sprawach nie wiedziała.

– Czy Avie grozi niebezpieczeństwo? – To pierwsze, co przychodzi mi na myśl.

– Ava ma Siergieja, ten facet jest najgorszym koszmarem, jeśli zajdzie się mu za skórę. Wierz mi, nikt, kto ma choć odrobinę oleju w głowie, nie stanie przeciwko niemu.

– A jak to zrobi?

– To już jest trupem.

Tak, to byłoby to. Znam trochę ten biznes. Wiem to i owo, ale na pewno w pewnych sprawach jestem zielona. Ale jeśli ktoś mi mówi o takich rzeczach, to mam pewność co do jednego: Ava jest bezpieczna, a to mnie cieszy.










Komentarze

Popularne posty