[PATRONAT] Rozdział trzeci Sarah Brianne "Chloe"
ROZDZIAŁ
TRZECI
Czy robi ci się niedobrze na jej widok?
Siedziała
na szpitalnym łóżku, nie ruszając się i nie odzywając ani słowem. Tkwiła
nieruchomo, godzinami robiąc tylko jedno: patrząc. Wpatrywała się w białą
ścianę przed sobą i tylko w nią. Widziała na niej swoją przeszłość, swoje
koszmary.
Miałam wypadek samochodowy.
Stukot obcasów zbliżających się do drzwi
nie wyrwał jej z transu.
Do pokoju weszła ubrana w strój
biznesowy kobieta o krótkich, czarnych włosach ułożonych w idealną fryzurę. Na
szyi miała lśniący, perłowy naszyjnik. Widziała Chloe po raz pierwszy od „wypadku”,
więc poświęciła chwilę, żeby się jej przyjrzeć.
– To niefortunne, co zrobili… To
znaczy, co się stało z jej twarzą. Myślę, że moglibyśmy obrócić to na naszą
korzyść i jakoś skorzystać na tej sytuacji. – Zjechała wzrokiem niżej. – Ale chyba
lepiej, żeby nie odsłaniała ramion; nie chcemy, żeby ludzie za bardzo się nad
nami litowali.
Tylko tyle wiem.
Odwróciła się i ruszyła w stronę ojca
Chloe, który wyglądał przez okno.
– Może pójdziesz do domu i trochę
odpoczniesz, Maxwell? Wyglądasz na zmęczonego. Ja wrócę do biura i będę dalej
zajmować się wszystkim. Resztę zostaw pielęgniarkom.
Maxwell nawet nie odwrócił się w jej
stronę.
– Czy kiedykolwiek kochałaś naszą
córkę, czy tylko robi ci się niedobrze na jej widok?
– Już o tym rozmawialiśmy. – Matka Chloe
westchnęła.
Obrócił głowę i spojrzał na nią z
obrzydzeniem.
– Co czujesz, kiedy teraz na nią
patrzysz?
Miałam wypadek.
– Proszę, nie zaczynaj tego tematu
w jej obecności.
– Co w niej widzisz, Elaine? Swoją
siostrę czy może dumę ze swojej kobiecości, którą straciłaś, kiedy dowiedziałaś
się, że nie możesz w naturalny sposób urodzić dziecka?
– No tak, zdaje się, że wybrałeś
nie tę siostrę, którą powinieneś – prychnęła Elaine.
Maxwell z powrotem przeniósł wzrok na
okno.
– Wiem o tym.
Elaine ze złością ruszyła w stronę drzwi.
– Powiedziałabym ci, żebyś mnie dla
niej zostawił, ale możesz podziękować swojej córce za to, że ją zabiła.
Kiedy trzasnęły zamykane drzwi, oderwał
wzrok od okna i spojrzał na Chloe.
Jedna, jedyna łza spłynęła mu po
policzku.
– Nie słuchaj jej. – Wstał,
podszedł do jej łóżka i otworzył fiolkę z lekarstwem.
Nikt mnie nie skrzywdził.
Położył małą, białą pigułkę na łyżeczce i
przysunął jej do ust.
– Od tego zrobi ci się lepiej.
Wypis ze szpitala powinien był ją ucieszyć, ale te małe, białe tabletki, które zapisał jej lekarz, sprawiały, że trudno jej było poczuć cokolwiek. Nie zmieniały jej w nieruchome, bezwładne warzywo, ale sprawiały, że czuła się pusta w środku jak wydrążona skorupa.
– Umyj się. Wciąż cała cuchniesz
szpitalem – wypluła z siebie jej matka, marszcząc nos z niesmakiem.
Chloe poszła do łazienki, włączyła
światło i zamknęła za sobą drzwi. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że aż do tej
chwili unikała luster.
Co prawda potężna dawka leków tłumiła
emocje, ale żółć wzbierająca w gardle mówiła jej, że powinna coś czuć.
Prawą stronę twarzy wciąż miała
opuchniętą i znaczyła ją szrama zaczynająca się około pięć centymetrów powyżej
brwi i sięgająca aż do zapadniętego policzka. Druga rana ciągnęła się na dwa
centymetry powyżej i poniżej prawego kącika ust. Obydwa ślady były świeże i
pokraczne; jasna, zaogniona czerwień skóry stopniowo bladła i przechodziła w
odcienie różu.
Chloe spuściła wzrok i powoli zdjęła z
siebie resztę ubrań. W szpitalu była tak zaabsorbowana bólem twarzy, że nie
zauważyła nawet, że ma też rany na ramionach.
Miałam wypadek samochodowy; tylko tyle
wiem. Miałam wypadek. Nikt mnie nie skrzywdził.
– Nie słyszę płynącej wody. – Matka
zamaszyście otworzyła drzwi i zastała ją przyglądającą się sobie ze łzami w
oczach. Natychmiast weszła do łazienki, zamknęła drzwi i ruszyła prosto w
stronę wanny, żeby odkręcić kran. – Wchodź do środka.
Dziewczyna nie ruszyła się z miejsca, tylko
nadal przyglądała się sobie w szoku, więc kobieta podniosła głos.
– Chloe. Wchodź. Do środka.
Zaszklone oczy Chloe napotkały w lustrze
spojrzenie kobiety.
– Sama mogę się umyć. – Minęły
lata, odkąd ostatni raz kąpała ją matka. Mimo spowijającej jej umysł mgły
pamiętała, jak brutalnie to robiła; w jej rękach myjka zdawała się zmieniać w
druciany zmywak. Zaczęła się myć pod prysznicem najszybciej jak tylko mogła. Ale
to było przed „wypadkiem”, kiedy jeszcze nie przeszkadzał jej dotyk.
– Więc zrób to tak, żeby nie
zamoczyć sobie szwów.
Szybko weszła do lodowato zimnej wanny. Sięgnęła
po myjkę i podłożyła ją pod strumień wody.
– Już je moczysz… – stwierdziła
Elaine szorstko.
Chloe próbowała bardziej uważać, ale
przeszkadzały jej napływające do oczu łzy.
– Daj mi to. – Matka wyrwała jej
myjkę i uklękła na podłodze, żeby sięgnąć do wanny.
Dziewczyna zaczęła płakać, bojąc się
chwili, kiedy dotknie jej skóry.
– Sama mogę to zrobić!
– Najwyraźniej nie. – Elaine zaczęła
szorować jej plecy, pchając Chloe do przodu.
– Proszę! Poradzę sobie! – Próbowała
unikać obcego dotyku, ale bez skutku. Im bardziej się starała, tym mocniej
matka tarła jej skórę. Żadna ilość łez, protestów i próśb nie była w stanie jej
uratować. Tak jak wtedy, kiedy została porwana, wszystko to sprawiało tylko
większą przyjemność oprawcy.
Było dużo gorzej, niż pamiętała, ale
może to tylko dlatego, że teraz każdy dotyk był dla niej niepożądany.
Spojrzała na szorującą zawzięcie matkę i
w jej miejscu ujrzała mężczyznę, którego wspomnienie już zawsze miało ją
dręczyć nie tylko w koszmarnych snach, ale i na jawie.
Komentarze
Prześlij komentarz