[PATRONAT] Rozdział trzeci "Luca" Agnieszka Siepielska

 

Rozdział 3

MAXINE

 

Przesuwam palcami po materiale sukni wieczorowej w odcieniu ciemnego beżu, zdobionej przy dekolcie prawdziwymi diamentami. Zastanawiam się, czy podjęłam dobrą decyzję. Układ, w jaki weszłam z Cavillo, ma mi pomóc odzyskać siostrę, ale nawet nie wiem, ile minęło czasu, a ja nadal nie mam pojęcia, gdzie jest Mia. Żyję tylko nadzieją, że każdy dzień cholernej udręki prowadzi mnie do poznania prawdy.

Tydzień temu Dominic przywiózł mnie do rezydencji bez jakichkolwiek wyjaśnień. Zresztą, po co miałby ich mi udzielać? Jestem zwykłą niewolnicą, zupełnie jak moja mama. Póki co, bo mimo że rodzinie Cavillo się wydaje, że będę posłusznie wykonywała wszystkie polecenia, są w wielkim błędzie. Miałam dużo czasu, żeby wszystko przemyśleć. Jestem twardsza, niż im się wszystkim wydaje, a każdy zadany cios sprawia, że również bardziej zdeterminowana, by wygrać wojnę, którą rozpoczął mój ojciec.

Cesar zabił moją mamę, zniszczył mi życie, oddając obcemu mężczyźnie, ale na tym kończy się władza tych mężczyzn nade mną. Odzyskam siostrę i, choćbym miała się posunąć do najgorszego, sprawię, że za to zapłacą.

Odwracam się, gdy do pokoju wchodzi piękna brunetka, Nina. Jest kimś na kształt mojej służącej, choć nie lubię tego określenia.

Nie rozmawiamy dużo i nawet nie wiem, czy jest tutaj z własnej woli, czy podobnie jak ja została uprowadzona lub „podarowana”. Zazwyczaj, kiedy się pojawia, towarzyszy jej mężczyzna z ochrony.

    – Szybko, musimy wcisnąć cię w tę sukienkę. Franco już pyta, gdzie jesteś. – Jej fiołkowe oczy są pełne niepokoju, zauważam też, że trzęsą się jej dłonie.

    – Dobrze…

    Nagle drzwi zostają otwarte z taką siłą, że odbijają się o ścianę, a w pomieszczeniu pojawia się starszy Cavillo. Na jego widok unoszę dumnie głowę, gdy podchodzi do mnie i wlepia we mnie swoje ciemnoszare oczy.

– Dlaczego ona nie jest jeszcze gotowa? – Pytanie jest najwyraźniej skierowane do Niny.

– Przed chwilą wyszły fryzjerka i makijażystka, właśnie miałam zakładać suknię. –Postanawiam odpowiedzieć za dziewczynę i robię to bardzo ostrożnie, by nie narobić jej problemów, choć z trudem powstrzymuję się, by nie splunąć stojącemu przede mną mężczyźnie w twarz.

Facet przygląda mi się bacznie przez chwilę, po czym kiwa głową, a następnie spogląda na Ninę.

– Pomóż jej szybko, potem idź do mojego pokoju i czekaj na mnie, zrozumiano?! – Sposób, w jaki się do niej zwraca, raczej nie sugeruje, by mogła się sprzeciwić.

Dziewczyna potulnie kiwa głową, a Franco rusza do drzwi, po czym wychodzi.

– Co on miał na myśli? – pytam. – Dlaczego masz czekać w jego pokoju?

– Pospieszmy się – mówi Nina, unikając odpowiedzi, i zdejmuje sukienkę z wieszaka.

Chwytam jej ramię, próbując zmusić, by na mnie spojrzała, ale wyrywa się z mojego uścisku.

– Zakładaj tę pieprzoną suknię! – warczy. – Nie chcesz się chyba przebierać przy ochronie, co?

 Nie wiem, skąd w niej nagle tyle jadu, ale jestem wściekła na Ninę, na Franco, za to, co jej robi, ale najwyraźniej nie mam na to wpływu.

Z pomocą dziewczyny zakładam kreację, a potem biżuterię. Podchodzę do dużego lustra i z niedowierzaniem przyglądam się własnemu odbiciu. Odkąd pamiętam, na co dzień nosiłam jeansy i luźną bluzę oraz trampki, a do makijażu używałam tylko tuszu do rzęs. Na głowę bardzo często zakładałam czapkę z daszkiem. Teraz w całej tej otoczce, razem z blond lokami opadającymi na ramiona wyglądam jakoś tak sztucznie. Nie podoba mi się to. To nie ja, ale czy na tym świecie można w ogóle pozostać sobą?

Podchodzę jeszcze do toaletki i unoszę flakon z perfumami przygotowanymi dla mnie przez Dominica na ten wieczór, spryskuję się, krzywiąc na nagły, zbyt słodki zapach unoszący się w powietrzu. Potem wychodzę.

W towarzystwie jednego z ochroniarzy Dominica schodzę do sali balowej i, stając z boku, z obrzydzeniem przyglądam się, jak Franco Cavillo zabawia swoich gości podczas kolejnej imprezy. Uśmiecha się z wyuczoną, fałszywą serdecznością do szczebioczących kobiet, wiedząc, że za chwilę ich mężowie będą wręczać mu pieniądze, by móc skorzystać z „udogodnień”. Tak nazywają grupę kilkunastu dziewczyn. Niektóre godzą się na to i mają własne pokoje w rezydencji. Te, które stawiały opór, leżą na pryczach w starej stajni.

Rozglądam się, uważnie obserwując wszystkie te kobiety, które udają, że nie wiedzą, co się dzieje, byle być w śmietance towarzyskiej. Tak naprawdę, wszystkie taplają się po uszy w gównie. Nienawidzę ich wszystkich, ale najbardziej nienawidzę samej siebie za wybory, jakich do tej pory dokonałam.

– Czy Dominic już przyjechał?

Wysoki, dość dobrze zbudowany facet, który nieustannie za mną drepcze, spogląda na mnie z góry, kręcąc głową, co mnie satysfakcjonuje. Choć Dominic nigdy mnie nie skrzywdził, a jego obsesja ogranicza się za każdym razem do tego, że godzinami potrafi po prostu na mnie patrzeć, dziś nim gardzę za to, jak się przez niego czuję i, mimo że obiecał, że mi pomoże, do tej pory tego nie zrobił.

Zmierzając w kierunku tarasu, przeciskam się między gośćmi dzisiejszego balu. Mam przy tym nadzieję, że nie trafię na Franco, nie chcę być wciągnięta w niepotrzebne konwersacje z zupełnie nieznanymi ludźmi, choć większość kojarzę z poprzednich imprez. Przynajmniej z widzenia.

Zatrzymuję się obok filaru i chwytam przystawkę z tacy kelnera, a z następnej kieliszek szampana na rozluźnienie. Nikogo tu nie obchodzi, ile mam lat, więc mogę pić do woli.

– Rozumiem, że ta młoda ślicznotka, która przed chwilą przyszła, jest udogodnieniem? – Dociera do mnie głos mężczyzny.

– Nie, od tej musicie trzymać ręce z daleka, jest zarezerwowana dla mojego syna. – Spinam się, słysząc odpowiedź Franco. – Ale mam dla was, panowie, nowy towar. Nawet podobna, bo to jej siostra.

Nagle pomieszczenie zaczyna mi wirować przed oczami. Opieram się o filar, by utrzymać równowagę. Czuję na sobie baczne spojrzenie ochroniarza i biorę kilka głębokich oddechów, by dojść do siebie.

Kiedy uspokajam się na tyle, na ile to możliwe, wybiegam na zewnątrz, po czym staję przy betonowej balustradzie, przez którą rzucam z wściekłością kieliszek. Przez osłonę z łez spoglądam w stronę starej stajni, gdzie prawdopodobnie przetrzymują moją siostrę. Przystawka, którą przed chwilą zjadłam, podchodzi mi do gardła, gdy tylko pomyślę, co ona teraz przeżywa. W myślach przepraszam ją za swoją głupotę i naiwność. Jak mogłam uwierzyć tym ludziom? Jak?!

Rozglądam się wokół i po drugiej stronie tarasu zauważam mężczyznę z ogoloną głową, który ma zapewne niewiele ponad trzydzieści lat. Zaciąga się papierosem, przyglądając mi się z zaciekawieniem. Jest dobrze zbudowany, a jego spojrzenie przepełnia coś, co przyprawia o ciarki. Mimo że ma na sobie idealnie ciemny dopasowany, zapewne szyty na miarę, garnitur, nie pasuje do reszty gości. Może jest nowym ochroniarzem. To jednak teraz nieważne, facet i tak mi nie pomoże.

W dupie mam już ten cholerny układ. Cavillo mnie oszukali. Teraz najważniejsze jest, żebym dotarła do siostry. Po omacku pozbywam się butów i zbiegam schodami z tarasu, a następnie ruszam pędem przed siebie. Słysząc krzyczącego ochroniarza, przyspieszam, a gdy docieram do stajni, wchodzę do środka i rozglądam się nerwowo. Chodzę od boksu do boksu, aż trafiam do odpowiedniego. Jeśli jeszcze niedawno wydawało mi się, że moje życie legło w gruzach, to teraz zamieniło się w pył.

Podchodzę bliżej do pryczy, na której leży dziewczyna. Blond włosy, kilka odcieni ciemniejsze od moich, zasłaniają jej twarz. Odgarniam je, a przez moje ciało przechodzą dreszcze. To Mia. Naga, pobita, pod jej nosem widać zaschnięte ślady krwi. Jej powieki drgają i tylko na krótką chwilę otwiera jasnoszare oczy. Pamiątkę, którą obie otrzymałyśmy po Cesarze.

– Max – jęczy, jakby mówienie sprawiało jej potworny ból.

Siadam na brzegu i chwytam jej dłoń.

– Jestem tutaj – mówię, a mój głos się łamie. – Wydostanę cię…

Więcej nie jestem w stanie powiedzieć. Mój wzrok nagle błądzi po posadzce i wiem, że gdy tylko Mia ponownie uniesie powieki, nie będę w stanie spojrzeć jej w oczy. Choć robiłam wszystko, żeby ją ochronić, teraz czuję się winna tego, co ją spotkało.

– Chodź, wracamy. Kiedy Franco dowie się, że tutaj byłaś, wścieknie się – mówi ochroniarz, który musiał się przed chwilą pojawić.

– Nigdzie nie idę – cisnę przez zęby.

Nie mam zamiaru zostawiać mojej siostry samej, już nigdy.

– Nie rób nic głupiego. Dominica tutaj nie ma, żeby mógł cię obronić.

Nagle wstaję i odwracam się do niego.

– W dupie mam Dominica, Franco i ciebie!

Nagle chwyta mnie za ramię, a następnie ciągnie na zewnątrz.

– Puść mnie! – krzyczę. – Wszyscy jesteście popaprani! Wszyscy!

– Uspokój się, do cholery! Wiesz, co on zrobi tobie i twojej siostrze?

– Nic nie zrobi, bo go zabiję! – wrzeszczę.

Próbuję wyrwać się z jego uścisku, gdy ciągnie mnie przez trawnik w kierunku domu, lecz tylko wzmacnia uchwyt.

W końcu docieramy do tarasu, gdzie stoi grupka gapiów, a wśród nich rozwścieczony Franco. Mężczyzna zaciska szczęki, po czym w kilku krokach znajduje się przede mną.

– Skończ z tym – warczy mi do ucha. – W innym wypadku jeszcze dzisiaj upewnię się, że twoja siostra umrze w męczarniach, a ty zajmiesz jej miejsce. Chcesz tego?

– Mam nadzieję, że spłoniesz w piekle – syczę przez zęby, doprowadzając go do furii.

– Pokażę ci pieprzone piekło.

Nagle chwyta mnie pod ramię i ciągnie do środka, nie zawracając sobie głowy ciekawskimi spojrzeniami. Kiedy docieramy do schodów, staje przed nami mężczyzna, którego widziałam wcześniej na tarasie. Wyciąga zza pasa broń, którą następnie przykłada do głowy Franco.

– Co do cholery…

Słowa Franco przerywa huk, krzyki mężczyzn i płacz kobiet. 




Komentarze

Popularne posty