[PATRONAT] Rozdział trzeci Katarzyna Kubera "Wredny szef"
NIE JESTEŚMY NA TY
Wchodzę zmarznięta do wieżowca, by za chwilę poczuć natychmiast
przyjemne uderzenie ciepłego powietrza, które koi moje rozdygotane ciało. Witam
się z recepcjonistą, pokazuję identyfikator, po czym szybko biegnę do wind.
Jestem już niemal spóźniona, a nie chcę robić złego wrażenia, zwłaszcza na
początku umowy, którą mam podpisaną tylko na okres próbny, zwłaszcza że mój
szef jest bardzo wrogo do mnie nastawiony. Przegapiłam przystanek, skutkiem
czego musiałam pokonać na szpilkach dość duży, nieplanowany dystans. Minie
kilka dni, zanim się przyzwyczaję do nowego miejsca.
Gdy jestem już w N1, wchodzę do pomieszczenia
socjalnego i, korzystając z tego, że mam jeszcze kilka ostatnich minut, przygotowuję
kubek aromatycznej i ciepłej kawy z mlekiem. Upijam łyk, doceniając jej smak na
języku i czując, jak przyjemne ciepło rozgrzewa mnie od środka.
Gdy wychodzę, słyszę, jak Martin rozmawia z
kimś przez telefon, serdecznie się śmiejąc. Jestem chyba wyczulona na jego
głos, bo inne nie robią na mnie takiego wrażenia. Idę na palcach, by uniknąć z
nim kontaktu, po czym chowam się we własnym biurze, pozostawiając za sobą w
korytarzu jedynie aromat pysznej kawy.
Zdejmuję szybko płaszcz i wieszam go w szafie,
która jest ukryta za ogromnym lustrem. Pocieram dłonie, ciesząc się ciepłem
pomieszczenia. Nie mogę się już doczekać wiosny. Nie lubię zimna, a w dodatku
początek roku był dla mnie ciężki, nie tylko ze względów osobistych, ale także
zdrowotnych. Przez dwa tygodnie miałam paskudną grypę. Teraz muszę tylko
przeczekać walentynki. Po nich powinno być lepiej.
Zawsze lubiłam dzień zakochanych, ale od kiedy
jestem sama, boję się lawiny niepotrzebnych wspomnień. Julian zawsze bardzo
celebrował ten dzień.
Podchodzę do biurka i rozpakowuję wszystkie
rzeczy, organizując sobie miejsce. Wyjmuję laptopa, telefon i układam potrzebne
przybory. Przelotnie zerkam na panoramę miasta, a potem siadam za biurkiem i
uruchamiam sprzęty.
Pobieżnie przeglądam informacje ze świata,
znów znajdując wiadomości o panującej w Chinach epidemii nowego wirusa, która
powoli rozlewa się na inne kraje. Miałam jechać na spotkanie z chińskim
klientem, który wchodzi na nasz rodzimy rynek w przyszłym miesiącu. Skoro
jednak nie pracuję już w Camtime, to ktoś inny dostanie ten zaszczyt firmowych
wakacji. Chociaż bardzo mi było szkoda, to teraz myślę, że jednak dobrze się
stało. Nie chciałabym zarazić się taką chorobą albo przywlec ją ze sobą do
Polski.
Dzień zapowiada się intensywnie. Chociaż firma
dopiero ruszyła i nie mamy jeszcze zaplanowanych kampanii, wbrew pozorom nie
oznacza to, że nie mamy co robić. Musimy sobie przecież tę pracę zorganizować –
spotkać się z klientami, poznać ich oczekiwania, przedstawić propozycje, a
także wziąć udział w kilku przetargach na kampanie reklamowe dla światowych marek
obecnych na polskim rynku. Aby je pozyskać, nie wystarczy niestety mieć znaną nazwę
agencji. Trzeba opracować konkretne strategie, które muszą pokazać, jakie
osiągi mogą być realne dla konkretnego produktu w przyszłości, a potem tak jak
wszyscy, wystartować w konkursie.
– Dzień dobry, panno Karolino. – Niski ton
głosu mojego szefa przecina powietrze, gdy ten wchodzi do pomieszczenia bez
pukania, składając mi niespodziewaną wizytę.
Unoszę wzrok i… się gapię. Dosłownie. Martin
Flis podchodzi do mojego biurka swawolnym krokiem, patrząc na mnie w figlarny
sposób. W jego oczach błyszczą małe ogniki, jak u dziecka, które ma otworzyć
prezent bożonarodzeniowy, a usta ma wygięte w delikatnym uśmiechu, który
sygnalizuje kłopoty. Patrzę na niego podejrzliwie, bo to z pewnością nie
oznacza nic dobrego. Nie wiem, co może mu chodzić po głowie, bo zupełnie nie rozumiem
zachowania tego mężczyzny, ale jego wzrok… Nie podoba mi się ta mina.
– Dzień dobry – odpowiadam ostrożnie i
obserwuję, jak Flis ubrany w granatowy garnitur siada we fotelu. Jego odzienie
jest zdecydowanie bardzo eleganckie. Matowy materiał przylega do sylwetki,
jakby był uszyty na miarę. Śnieżnobiała koszula z pasującym do całości krawatem
idealnie otula wyrzeźbioną szyję, a zegarek i złote spinki przy mankietach, na
których widnieje nazwisko znanego projektanta, tylko podkreślają całość,
sugerując majętność tego pana.
Ależ on jest przystojny. Wiem, że nie powinnam
się zachwycać jego męską urodą, no ale poważnie… Który mężczyzna jest taki
wysoki? Albo tak idealnie umięśniony? To Adonis, bardzo rzadki przypadek.
Dobrze pamiętam, że pod tym garniturem kryje się facet zbudowany z mięśni i
odpowiedniej ilości tkanki tłuszczowej. Nie jest zbyt szczupły, ale też
zdecydowanie nie jest gruby – po prostu bardzo, bardzo męski. Silny. Tak –
silny, to idealnie pasujące słowo. A ta twarz? Przecież to powinno być karalne,
by jednocześnie był takiej budowy ciała i jeszcze do tego ładnie wykończony. Jest
męski, ale też po prostu ładny. No i te oczy… Tak, to głębokie, zmrużone i
powłóczyste spojrzenie jest zdecydowanie najgorsze, szczególnie gdy gapi się na
mnie takim wzrokiem właśnie w tym momencie. To jest spojrzenie, którym daje mi
znać, że dobrze wie, o czym teraz dumam.
Cholera.
Muszę się opamiętać, bo ten facet zdaje się
czytać mi w myślach. Poza tym to tylko powierzchowność, a charakter może być
paskudny.
– O dziesiątej mamy spotkanie w sali
konferencyjnej. Szefowie działów i my. Mamy bardzo dużo pracy – mówi, a ja
rejestruję jego głęboki głos. Tak, zapomniałam wspomnieć, że jego głos sprawia,
że momentalnie przechodzą mnie ciarki. Gorące ciarki.
Odwracam wzrok i uśmiecham się pod nosem. Ależ
to ulga, móc sobie szczerze pofantazjować o facecie, który nie jest moim byłym,
nawet jeśli to własny szef. Ten przelotny romans zdecydowanie dobrze mi zrobił.
Karolino, uspokój się.
Było, minęło – przywołuję się do porządku w
myślach. Ten typ zwyczajnie mnie przecież nie cierpi.
– Znowu mnie stalkowałaś – mówi nagle, a
pretensja w jego głosie nakazuje mi spojrzeć mu w oczy. Podpiera podbródek
dłonią i lustruje mnie poważnie, bez cienia uśmiechu. Czyli już wiem, po co
przyszedł. Chciał mi dać reprymendę. – Nie życzę sobie osobistych wycieczek.
Żadnych poufałości. Żadnych kontaktów poza pracą. Myślałem, że jasno się
wyraziłem ostatnim razem.
Szybko odzyskuję powagę, przypominając sobie,
że wygląd nie zawsze idzie w parze z charakterem, i przywołuję wszystkie myśli
do porządku.
Widzę, jak mój szef pokazuje telefon, zapewne
nawiązując do mojego wczorajszego zaproszenia na portalu społecznościowym.
Przygląda mi się wyczekująco, jakby chciał sprawdzić, czy jego teoria o tym, że
za nim tutaj przylazłam, jest prawdziwa.
Przyglądamy się sobie przez chwilę w absolutnej
ciszy. Jego granatowe spojrzenie kontra moje błękitne.
Coraz bardziej zastanawia mnie ta jego
negatywna postawa. Coś tu jest bardzo nie tak. Dlaczego tak reaguje? Dlaczego
zachowuje się, jakbym była brudnym sekretem? Dlaczego traktuje mnie jak wroga?
– Wysłałam ci zaproszenie do znajomych na Facebooku,
bo, szczerze mówiąc, chciałam sprawdzić, czy nie masz żony… – oznajmiam,
decydując się na szczerość. – Traktujesz mnie bardzo chłodno. Nie chodzi o to,
że czegoś oczekuję, ale to trochę nie w porządku, gdy tak się zachowujesz,
biorąc pod uwagę, że oboje się zdecydowaliśmy na seks bez zobowiązań. Dla mnie
to było i minęło, a ty się przed tym bronisz i do tego wracasz, jakbyś się
wstydził i chciał wszystko zatuszować. Widocznie się boisz, że ktoś się dowie.
Dlaczego? – pytam poważnym tonem i patrzę mu odważnie prosto w oczy. Nie dam
sobą poniewierać, nawet jeżeli to mój szef.
– To nie twoja sprawa – podnosi głos, a jego
źrenice się poszerzają. Widzę, że uderzyłam w czuły punkt. Tylko którym słowem?
Pytaniem o żonę? Czy może odkryłam jego weekendową słabość do seksu z
przypadkowymi panienkami?
Coś jest z tym facetem nie tak. Pytanie tylko:
co? I to jest też bardzo istotna wiadomość dla mnie, żeby nie pakować się z nim
w żadne relacje, gdyby kiedykolwiek przyszedł mi do głowy tak głupi pomysł.
– Zapomnij o tym, że coś było i tyle. Dla mnie
to nic takiego, ot, seks z nieznajomym dla zaspokojenia własnych potrzeb. – Na
podkreślenie moich słów pstrykam palcami. – Chcę tylko wiedzieć, czy nikogo nie
skrzywdziłam, bo ty najwidoczniej masz jakiś problem – staram się mówić jak
najspokojniej.
Martin wzdycha, pociera twarz, która nagle
wydaje się zmęczona, ale już po chwili znów patrzy mi w oczy. Przez moment dostrzegam
w nich ból. To tylko kilka sekund, jednak bardzo wyraźnie widzę, że coś go
trapi. Jest tutaj ukryta jakaś głębsza historia. Chciałabym go o to wypytać, ale
mój szef odzyskuje rezon i na powrót staje się dupkiem.
– Pani Karolino, proszę wrócić do pracy i
pamiętać o spotkaniu. I nie jesteśmy na „ty”. Czy tym razem to jasne?
Przysięgam, że ten człowiek doprowadzi mnie do
nerwicy.
– Oczywiście.
Patrzę na niego, gdy wstaje i szybko wychodzi
z biura, trzaskając za sobą drzwiami i zostawiając mnie z jeszcze większym
mętlikiem w głowie.
Co się dzieje z tym facetem?
Zupełnie nie rozumiem, co mu może siedzieć w
głowie.
I jeszcze bardziej obawiam się, że wdepnęłam
tam, gdzie z pewnością nie powinnam się pakować.
***
– Cześć Karolcia – słyszę za sobą dziwnie znajomy
męski głos, który nakazuje mi się odwrócić. – Idziesz na zebranie?
Zerkam przez ramię i uśmiecham się szeroko,
gdy zauważam kolegę ze studiów, który kroczy za mną po korytarzu.
– O rany, cześć Jakub! – Odwracam się ku niemu
szybko i niezdarnie obejmuję, uważając na trzymaną w dłoni teczkę.
Razem z Kubą skończyliśmy jeden kierunek
studiów, często imprezowaliśmy razem, niestety, potem kontakt się urwał. On nie
potrafił się dogadać z Julianem, bo zawsze miał bardzo swobodny styl bycia, a
ja, będąc w związku z kimś innym, nie zamierzałam na siłę podtrzymywać
znajomości z kolegami, o których mój były był zazdrosny, chociaż wiedział, że
Kuba gra w innej drużynie i prędzej byłby zainteresowany nim niż mną. A teraz
spotykamy się w jednym miejscu pracy, co mnie bardzo cieszy.
– Ale miła niespodzianka. Też tu pracujesz?
– Tak – oznajmia, uśmiechając się jeszcze
szerzej i ukazując wachlarz bielutkich zębów – Dawno cię nie widziałem, chyba
ostatnio jeszcze w szkole – stwierdza, po czym mierzy mnie badawczym wzrokiem i
unosi brwi z uznaniem. – Nic się nie zmieniłaś, no chyba że na lepsze. Jesteś
naprawdę gorąca – stwierdza teatralnym głosem, wygłupiając się.
Odsuwam się i śmieję po cichu, słysząc ten
komplement. Jak zawsze jest czarujący. Kuba obrzuca pełnym aprobaty spojrzeniem
mój czerwony kombinezon, a ja jednocześnie przyglądam się jemu. Mimo że od
zakończenia magisterki minęły dopiero cztery lata i mogłoby się wydawać, że to
przecież niewiele, Jakub Nowacki wyraźnie zmienił się na korzyść. Zmężniał i
wyprzystojniał. Gdyby nie to, że jest gejem, to może zmieniłabym zdanie o tym,
że nie ma na świecie ładnych i jednocześnie fajnych facetów uganiających się za
spódniczkami. Niestety, ci ładni i jednocześnie fajni mają inną orientację
seksualną, a pozostałych można spotkać tylko w romansach.
– Dzięki, ty też wyglądasz naprawdę dobrze.
Zawsze byłeś przystojny, ale teraz? Ciacho! – odpowiadam mu swawolnie, wiedząc,
że nie potraktuje mnie zbyt poważnie. – Musimy się spotkać któregoś dnia, żeby
spokojnie pogadać. Odezwę się do ciebie na Messengerze. Chętnie pogadałabym
dłużej, ale niestety muszę iść na to zebranie. – Wskazuję palcem salę
konferencyjną, po czym robię nieszczęśliwą minę, patrząc w jego czekoladowe
roześmiane oczy.
– Też zaraz dołączę, tylko jeszcze wezmę kilka
rzeczy.
– Czym się zajmujesz w N1? – pytam jeszcze,
zanim odchodzę, bo jestem bardzo ciekawa.
– Mam zajmować się pracą z blogerami i ogólnie
marketingiem w social mediach. A ty, słyszałem, że opieka klienta, co?
– Tak –
odpowiadam skromnie, wiedząc, że naprawdę mam dobrą fuchę.
– Będziesz pracować bezpośrednio z szefem –
Kuba nachyla się do mnie i zniża głos do szeptu. – Czy on na ciebie też tak
działa? Jest nieziemski. Pod tym garniturem wygląda na pewno lepiej niż w nim.
Myślisz, że jest gejem?
Niemal się krztuszę, słysząc ten pomysł.
– Zawsze możesz spróbować podbić. – Mrugam do
niego w ramach żartu, bo oboje wiemy, że jest tutaj zakaz romansów. Nikt jednak
nie wie tak dobrze jak ja, że Martin Flis wyraźnie gustuje w kobietach.
***
Gdy wchodzę do sali konferencyjnej, uderzają mnie
jednocześnie dwie rzeczy.
Pierwsza to elegancja i luksus godne Nowego
Jorku. Sala konferencyjna to marmurowe podłogi, szklane ściany i ogromny
owalny, lustrzany stół, przy którym stoją skórzane czarne krzesła. Na stole
przygotowane są przekąski, a po pomieszczeniu roznosi się zapach świeżo
zaparzonej kawy. Całość, zawieszona jakby nad miastem na czterdziestym drugim
piętrze budynku, wygląda nieziemsko.
Druga rzecz to taka, że u szczytu ogromnego
stołu stoją dwie osoby – syn i ojciec – pan Daniel oraz Martin. Zajęci rozmową nie
zauważają mojego wejścia. Chwilę przyglądam się tej cichej konwersacji,
porównując ich obu. Są zupełnie różni nie tylko pod względem usposobienia, ale
też z wyglądu. Od starszego pana bije serdeczność, od młodszego coś dużo
bardziej niepokojącego, wręcz mrocznego. Podczas gdy Martin ubrany jest w
elegancki garnitur, jego ojciec włożył dużo bardziej codzienny strój,
składający się z brązowych spodni i pasującej do nich koszuli w kratkę.
Podobieństw można doszukiwać się jedynie w rysach ich twarzy.
– Dzień dobry. – Uśmiecham się grzecznie i staję
przy drzwiach, nie chcąc przeszkadzać.
Pan Daniel unosi wzrok, a na jego twarzy od
razu pojawia się szczery uśmiech, po czym wstaje i idzie ku mnie z wyrazem
zadowolenia. Zerkam na Martina, który marszczy brwi i przygląda się całej
scenie w milczeniu, równie zdezorientowany jak ja. Starszy szef przemierza całą
salę, idąc ku mnie jakieś dziesięć metrów, po czym obejmuje mnie jak kogoś,
kogo dawno nie widział i bardzo na ucieszył jego widok.
– Witaj, Karolino. Słyszałem, że już poznałaś
mojego syna – oznajmia, po czym patrzy na Martina.
– Tak, wczoraj.
– Synu – mówi pan Daniel, jednocześnie prowadząc
mnie ku Martinowi. – Zatrudniłem Karolinę jako opiekunkę klienta, bo w
poprzedniej pracy zajmowała podobne stanowisko, a dodatkowo skończyła studia z
wyróżnieniem. Jej osiągnięcia są bardzo obiecujące. Jestem pewny, że będziesz z
niej zadowolony. Macie bardzo podobne spojrzenie na wiele rzeczy, sądzę więc,
że ta współpraca okaże się bardzo owocna.
Martin patrzy na mnie poważnym wzrokiem, a na
jego wargach nie maluje się nawet cień uśmiechu. Buduje pomiędzy nami coraz
większy dystans, otaczając się aurą niedostępności. Nie ma w jego spojrzeniu
ani śladu tego mężczyzny, którego poznałam w klubie kilka tygodni temu.
Podziwiam go trochę za to, że potrafi się tak wyłączyć, bo ja wciąż wspominam
tamten wieczór. Widocznie on na mnie zrobił znacznie większe wrażenie niż ja na
nim.
– Mam nadzieję, że tak będzie. Szkoda, że nie
zapytałeś mnie o zdanie, gdy podjąłeś tę decyzję – sarka i przenosi spojrzenie
na ojca z przyganą.
Zaciskam wargi, a potem przenoszę wzrok na
panoramę Warszawy, byle nie musieć znosić jego widoku, bo to zachowanie
sprawia, że jest mi zwyczajnie przykro. Młody Flis jest coraz bardziej
nieprzyjemny, a do tego sugeruje kolejny raz, że wcale mnie tu nie chce. Praca
z takim człowiekiem będzie trudna.
– Decyzję podjąłem dwa miesiące temu, gdy
tylko złożyła podanie. Wtedy nie planowałeś prowadzić warszawskiej filii.
Dopiero później się zdecydowałeś. Początkowo miała pracować pod moimi
skrzydłami.
Martin zaciska szczękę i opuszcza wzrok na
rozłożone dokumenty. Czuję odrobinę satysfakcji, bo to, co powiedział właśnie
jego ojciec, oznacza, że Martin już nie może mi przygadywać, że przyszłam za
nim tutaj.
– Siadajcie. Za chwilę, gdy przyjdą pozostali,
zaczynamy zebranie. – W ten sposób ucina dyskusję. Ja jednak wiem, że należą mi
się przeprosiny i zamierzam się o nie w odpowiednim momencie upomnieć.
Gdy zbiera się cały zespół, zaczynamy pracę. W
sali jest nas około dziesięć osób. Są to przede wszystkim szefowie działów
odpowiedzialnych za różne gałęzie firmy, którzy muszą kierować kolejnymi
ludźmi. Siedzimy wokół stołu i intensywnie pracujemy.
Martin
rzeczowo wprowadza nas w interesujące przetargi, do których musimy się
przygotować. Mówi, czego od nas oczekuje, a także porusza kwestię wprowadzenia
naszej agencji na rynek. Spotkanie przebiega bardzo sprawnie, chociaż jest
długie i męczące, bo wymaga od nas pełnego i wielogodzinnego skupienia. Wszyscy
notujemy najważniejsze informacje oraz zadania do wykonania. Flis prowadzi
spotkanie w rzeczowy, interesujący sposób i z wyraźną pasją.
Obserwując cały zespół, mam wrażenie, że
będziemy zgraną drużyną, i żywię nadzieję, że unikniemy niepotrzebnych skandali
czy plotek, tak jak się to działo w Camtime. Oby ta sytuacja z szefem niczego
mi nie zepsuła.
– Dziękuję wam za uwagę. W piątek zapraszam
wszystkich pracowników do restauracji na spotkanie integracyjne – oznajmia
Martin, po czym wstaje i uśmiecha się do naszej grupy, nie zaszczycając mnie nawet
spojrzeniem, jakby ten uśmiech nie był przeznaczony dla mnie.
– W piątek są walentynki – przypomina jeden z
kolegów.
Martin marszczy brwi, jakby się nad czymś
zastanawiał. Pomiędzy jego brwiami skóra układa się tak, że tworzy literkę V, a
na jego czole widać poziome linie, które dodają mu uroku. Czy on naprawdę musi
być taki przystojny w każdej sytuacji?
– Oczywiście możecie przyjść z osobami
towarzyszącymi. Sandra przekaże wam wszystkie informacje. A teraz zabierajcie
się do pracy. – Po tych słowach zapina garnitur, a ja łapię jego intensywny
wzrok w lustrzanym obiciu stołu. Gdy udaje się do wyjścia, nie zaszczyca mnie
jednak żadnym spojrzeniem ani uśmiechem.
Zbieram wszystkie notatki oraz zapisuję
jeszcze kilka rzeczy z rzutnika, by nie zapomnieć o najważniejszych faktach.
Chowam dokumenty do teczki, po czym odsuwam krzesło i wstaję, by wyjść. Gdy się
zbieram, sala jest niemal pusta. Ludzie rozpierzchli się, by wykonywać
powierzone im zadania. W pomieszczeniu jestem tylko ja i starszy Flis, który
siedzi w swoim okręcanym fotelu i uśmiecha się do mnie łagodnie, jakby znał
odpowiedź na wszystkie nurtujące mnie pytania.
– Czy Martin jest dla ciebie dobrym szefem? –
pyta. – Widzę, że coś go gryzie, gdy jesteś w pobliżu.
Spuszczam wzrok. Nie mogę powiedzieć mu za
dużo, jednocześnie ciężko będzie mi skłamać. Prawda jest taka, że to ja go
gryzę.
– Nie złapaliśmy najlepszego kontaktu. Ale
staram się nad tym pracować – odpowiadam wymijająco.
Pan Daniel opuszcza wzrok na dłonie, a na jego
twarzy pojawia się konsternacja.
– Gdyby to się nasiliło, daj mi znać. Mój syn
ma awersję do pięknych kobiet z powodu nieudanego związku.
– Jest nieszczęśliwy – mówię ze zrozumieniem,
czując jak zsuwa mi się z ramion ciężar, który nie dawał mi spokoju. Martin nie
ma żony.
– Przejdzie mu. – Macha dłonią. – W zasadzie
myślałem, że już jest lepiej, ale widzę, że nadal ma humory.
Wiele
rzeczy zaczyna układać się w jedną spójną całość.
– Dziękuję, że mi pan o tym powiedział –
oznajmiam. Nie wiem, co innego mogłabym dodać w obecnej sytuacji.
Wiele rzeczy muszę dzisiaj przemyśleć.
Zaczynam nieco lepiej rozumieć motywy
zachowania Martina. Mój szef jest facetem i potrzebuje czasem kobiety, więc
sypia z nieznajomymi, jednak daleko mu do tego, aby chcieć się z kimkolwiek
związać, ponieważ się sparzył. Trochę go rozumiem, bo sama w obecnej sytuacji
nie mam ochoty na poważne związki, ale to nie jest powód, by kogoś traktować w
taki sposób. No i tym bardziej – dlaczego chce ukryć swoje wyskoki, skoro nie
musi się obawiać gniewu swojej kobiety?
Komentarze
Prześlij komentarz