[PATRONAT] Rozdział pierwszy Anna Wolf "Love-Hate, Hate-Love"


Rozdział 1

 

Pięć lat później

 

Melinda jak co dzień spieszyła się na zajęcia do swoich studentów. Nie wiedzieć czemu była cała w nerwach, a przecież ten dzień był jak każdy inny. Gdy wchodziła do gmachu uczelni, młodzi ludzie przemykający obok pozdrawiali ją, życząc miłego dnia. Była jednym z najmłodszych wykładowców na uniwersytecie, na którym wykładała literaturę, a co za tym szło – była przeciętnie tylko osiem lat starsza od swoich studentów. Może dlatego miała z nimi tak świetny kontakt. Ale tak czy inaczej, sama zapracowała na swoją pozycję. Przez ostatnie pięć lat wręcza harowała i to, gdzie teraz się znajdowała, było tego ukoronowaniem.

Przy wejściu do auli poczuła w kieszeni wibracje telefonu. Tylko jedna osoba mogła do niej dzwonić, więc odebrała bez patrzenia na ekran, równocześnie witając się ze studentami drugiego roku.

– Sara, stało się coś? Przecież obiecałam ci, że przyjadę.

– Nie jestem Sarą – odezwał się człowiek, którego wciąż kochała i którego nie widziała od dobrych kilku lat. Odebrało jej mowę. – Jesteś tam? – spytał zirytowany.

– Tak – syknęła. – W czym ci mogę pomóc?

Była zimna niczym góra lodowa. Nie miała zamiaru dać się wyprowadzić z równowagi. Nick na ślubie jej siostry powiedział, że to będzie cud, jeżeli jakiś facet zechce się z nią ożenić. Tamte słowa przelały czarę goryczy. 

Przez te wszystkie lata unikała tego mężczyzny. Wiedziała, że czasem, kiedy nie brał udziału w żadnych tajnych operacjach wojskowych, odwiedzał swojego brata. Ona sama regularnie raz w miesiącu bywała u siostry, z którą o dziwo złapała dobry kontakt w momencie pojawienia się na świecie małej Lary, której została matką chrzestną.

– Będę jechał do domu, to cię zgarnę po drodze, na pewno zarobki nauczyciela nie pozwalają na kupno wypasionego auta. – Usłyszała w jego głosie kpinę, co nie było niczym nowym. – Podaj namiary, skąd mam cię odebrać. – Ton głosu Nicka jak zwykle wyprowadził ją z równowagi. Ten facet nie mógł sobie darować, by nie wbić jej szpilki, ale tym razem nie trafił. 

– Nie rób sobie kłopotu – rzuciła wściekle do słuchawki i zwyczajnie się rozłączyła. Wyciszyła telefon, ustawiając tylko wibracje, i schowała go do kieszeni spodni. 

Cholerny dupek myślał, że wszystko mu było wolno, ale nie tym razem i już nigdy więcej. Melinda nie rozumiała, dlaczego akurat teraz do niej zadzwonił i o co tak naprawdę mu chodziło, bo to, że chciał ją gdzieś zabrać, było szyte grubymi nićmi. Zapewne wybierał się na piątą rocznicę ślubu swojego brata i jej siostry. A w sprawie swoich zarobków nie wyprowadzała go z błędu. Była finansowo niezależna dzięki funduszowi powierniczemu babci, która założyła go dla niej i w ten sposób w wieku dwudziestu pięciu lat Melinda stała się cholernie bogata. Nick nie musiał tego wiedzieć i najwidoczniej nikt go o tym nie poinformował. Tym lepiej. Zawsze to była jakaś karta przetargowa, gdyby znowu zaszedł jej za skórę, a poza tym jej pensja też do małych nie należała.

Wzięła kilka uspokajających oddechów, weszła do auli i po chwili zaczęła prowadzić wykład, jednak jej telefon co chwilę wydawał z siebie irytujące wibracje. W końcu wkurzona wyciągnęła go i zobaczyła aż siedem niedobranych połączeń od tego zadufanego gnojka. Zignorowała je i całkowicie wyciszyła komórkę, skupiając się na wykładzie. Uwielbiała tych młodych ludzi, którzy niejednokrotnie przychodzili do niej nie tylko po wiedzę, ale również po porady sercowe. Ironia losu polegała na tym, że udzielała ich osoba, która była samotna i od lat zakochana w mężczyźnie, który nią gardził. Fakt że wykładała literaturę romantyczną, uważała za przejaw złośliwości losu. I jedyne pocieszenie w jej życiu stanowili Matheo oraz jego żona, którzy mieszkali niedaleko jej siostry. Kiedy przyjeżdżała do rodzinnego miasta, to właśnie u nich się zatrzymywała. Rodzice… Tak, to był drażliwy temat. Odcięli się od niej i uznali, że wybierając uczelnię, zdradziła ich. W jaki sposób, tego nie dowiedziała się nigdy. Poza tym nie należała do grona ukochanych córek, ale przez swój upór i stawianie czoła przeciwnościom losu zdobyła uznanie w innym środowisku, z czego była bardzo dumna.

Kilka godzin później, po skończonych wykładach, szła korytarzem do swojego gabinetu. Miała zamiar zaszyć się w nim na kilka godzin i sprawdzić prace studentów. Ale i tak jedna sprawa nie dawała jej spokoju. Wciąż zastanawiała się, po jaką cholerę Nick do niej dzwonił. Ten facet był zarozumiały i niestety wciąż przystojny jak diabli. Sara nie omieszkała torturować jej opowieściami o swoim szwagrze i kiedy tylko nadarzała się okazja, pokazywała zdjęcia wujka z SEALs[1] z dziećmi. Oczywiście Nick został chrzestnym Arona – obecnie kilkumiesięcznego szkraba. Melinda wymigała się z tej uroczystości, tłumacząc sytuację wyjazdem służbowym. Owszem, był, ale mogła go sobie spokojnie darować, jednak nie zniosłaby widoku brata Toma. Wybrała mniejsze zło.

Była tak zamyślona i pogrążona w wewnętrznym dialogu, że nie zauważyła osoby przed sobą i gwałtowanie na nią wpadła.

– Uważaj, piękna.

– O… – Uniosła głowę. – Cześć, Steven, przepraszam cię – bąknęła i zaczęła zbierać porozrzucane kartki.

– Nic się nie stało, ale możesz wynagrodzić mi to, że we mnie weszłaś. – Spojrzała na niego ponownie i dostrzegła psotny błysk w jego oczach.

– Co ci znowu chodzi po głowie?

– Mam dzisiaj rodzinną kolację, a wiesz, jak moja babcia – zaakcentował słowo „babcia” – cię uwielbia…

– Steven, chętnie, ale nie mogę. Wieczorem wyjeżdżam na cały weekend w rodzinne strony. Siostra ma piątą rocznicę ślubu. Nie wypada, żeby mnie tam zabrakło.

– Ej, to daj się chociaż zaprosić na bardzo późny lunch – błagał, po czym łobuzersko puścił do niej oczko.

– Nie ma sprawy, tak za godzinę będę wolna. Spotkajmy się na parkingu. – Klepnęła go w ramię, weszła do swojego gabinetu i zamknęła drzwi.

Westchnęła. Steven był jej kumplem, jakieś siedem lat od niej starszym. Studentki wręcz za nim szalały. Ale kto by nie oszalał na widok stoosiemdziesięciocentymetrowego lekko umięśnionego ciała i przystojnej twarzy? Steven rozwiódł się jakiś rok temu i przyjął posadę właśnie tutaj, a ona zyskała towarzysza do wypadów do kawiarni i klubów. Czasem odnosiła wrażenie, że mężczyzna wolałby, aby ich znajomość stała się czymś więcej i przeszła na inny poziom, ale to może była tylko jej wyobraźnia. Poza tym nawet gdyby… to jedyny człowiek, którego pragnęła, był poza jej zasięgiem, a dzisiaj jak zwykle wyprowadził ją z równowagi.

Melinda, rozmyślając o Nicku, nie wiedziała, że on także kierował swe myśli ku niej. Zastanawiał się, co go do jasnej cholery podkusiło, żeby do niej zadzwonić. A tak, jego brat, który stwierdził, że skoro i tak oboje jadą w jednym kierunku, to mógłby zabrać ze sobą Melindę. Pomijał fakt, że nie widzieli się od dobrych pięciu lat. Od sławetnego wesela, na które on przyszedł sam, a ona miała czelność przybyć z jego kumplem, Matheo. Nie wiedział dlaczego, ale to wywołało w nim jeszcze większą furię, dlatego chciał jej wtedy zwyczajnie dopiec i zrobił to. Tylko że… Właśnie, chwilę później żałował swojego postępku. Jednak kiedy jej szukał i chciał pierwszy raz w życiu przeprosić za swoje zachowanie, zastał tylko jej towarzysza, który wygarnął mu za wszystkie czasy. To wszystko tak go rozsierdziło, że natychmiast opuścił wesele i wrócił prosto do jednostki. 

Teraz z perspektywy czasu wiedział, że zachował się dziwnie, wręcz dziecinnie. Co go obchodziło, z kim umawiała się Melinda? Była już dorosła, a jednak gdzieś w jego wnętrzu nadal tkwił cierń, który mu wbiła, kiedy byli jeszcze nastolatkami. Od tamtej pory na każdym kroku robił wszystko, żeby ją upokorzyć i udawało mu się to. Ostatnim razem wiedział, że przesadził, ale nie mógł się powstrzymać. To zawsze było silniejsze od niego. Ten wewnętrzny wredny głosik za każdym razem wygrywał.

Mimo że Mel się rozłączyła i nie dała mu odpowiedzi, jechał pod adres, który dostał od Sary. I chyba się denerwował. Zdawał sobie sprawę, że zobaczy ją pierwszy raz od kilku lat. Czuł odrobinę niepewności, gdyż nie był w stanie przewidzieć reakcji Mel, gdy stanie z nią twarzą w twarz. Przez telefon potraktowała go protekcjonalnie, a to było coś, czego nie lubił, bardzo nie lubił. Czyżby zmieniła się aż tak? 

Kiedy przebywał u brata, temat siostry Sary był tabu, dlatego w sumie nic nie wiedział o niej i o jej życiu. Kiedy przyjeżdżał z wizytą, nigdy jej nie spotykał. Być może unikała go i więcej nie chciała widzieć. Jaka szkoda, bo on miał teraz inny plan, chociaż prawdę mówiąc, chętnie pojechałby prosto do domu, ale obietnica to obietnica. Słowo było dla niego święte.

Zaparkował wzdłuż ulicy i już miał wysiąść, kiedy dostrzegł podjeżdżające srebrne auto, które stanęło w pewnej odległości od niego. Za kierownicą siedział jakiś facet. Nick spoglądał na kolesia, który wyskoczył i obiegł samochód, po czym otworzył drzwi od strony pasażera. Na ten widok zacisnął palce na kierownicy. Mel wysiadła, przyciskając do piersi teczkę pełną papierów, i coś powiedziała do swojego kierowcy, na co ten idiota zaczął się śmiać. Nick opuścił lekko szybę i zjechał na dół na fotelu, żeby móc usłyszeć, o czym oni, do cholery, rozmawiali. Zdołał dosłyszeć, że właśnie się umówili na poniedziałkowy lunch, po czym koleś pocałował ją w policzek, a ona pomachała mu na do widzenia, kiedy wsiadł do auta. Nick poczekał, aż mężczyzna odjedzie, po czym wysiadł i ruszył szybkim krokiem do kobiety, która zawsze działała na niego jak płachta na byka.

Cicho podszedł do Mel, otwierającej drzwi wejściowe od swojego domu.

– Cześć – rzucił napastliwie, a przestraszona Melinda aż podskoczyła. Odwróciła się do natręta, który ośmielił się ją nachodzić, i zacisnęła usta ze złości.

– Zawsze masz w zwyczaju tak straszyć ludzi?

– Zdarza się. – Nick wzruszył lekko ramionami.

– Czego chcesz? – syknęła.

– Nie wpuścisz mnie?

– Nie. Jeszcze raz. Czego chcesz, Nick?

– Obiecałem bratu, że cię zabiorę.

– A ja powiedziałam wcześniej, żebyś sobie darował.

– Posłuchaj, nie mam czasu – spojrzał na zegarek – więc rusz łaskawie swój cholerny tyłek i jedziemy.

– Mój tyłek, moja sprawa, więc odpieprz się.

Melinda otworzyła drzwi i ku zdumieniu Nicka zatrzasnęła mu je przed nosem. Co za rozjuszona kotka, pomyślał. Ale prędzej szlag go trafi, niż pozwoli sobie na takie traktowanie. To, że Melinda była pociągająca i do tego piękna, wcale nie znaczyło, że mogła sobie z nim tak pogrywać. W końcu należał do sił zbrojnych i nikt mu nie podskakiwał, a tym bardziej nie Mel Rourke. Złapał za klamkę, żeby otworzyć drzwi, ale okazało się, że były zamknięte.

– Kurwa mać – zaklął cholernie zły. – Melinda, otwieraj natychmiast! – warknął niczym rozjuszone zwierzę. Jednak najwyraźniej ona miała go gdzieś. To była komplikacja, a on miał już tego powoli dosyć, więc wybrał numer brata.

– Cześć, stary, jadę sam. Ta kobieta jest niemożliwie irytująca.

– Co się stało?

– Nie chce jechać, a ja nie będę się przed nią płaszczył ani do niczego zmuszał, skoro ona ma inne plany.

– Widzę, że to nie był dobry pomysł. – Usłyszał w słuchawce skruszony głos Toma.

– Nie, nie był. A teraz wybacz, ale jestem już w drodze. – Nick rozłączył się i ruszył do swojego samochodu.

Wsiadł do auta i siedział jeszcze przez krótką chwilę przed domem przeklętej Rourke, nim ruszył do rodzinnego miasta. Wychodziło na to, że Melinda się zmieniła. Minęło zaledwie kilka lat i okazało się, że stała się zupełnie inną kobietą. Dzisiaj wyglądała niczym najeżona kocica i zaskoczyła go sposobem bycia. Nie sądził, że to możliwe, żeby tak zmienić swoje zachowanie. Jednak najbardziej nie podobał mu się ten sztywny elegancik kręcący się koło niej, a wspólny lunch tej dwójki już zupełnie wyprowadził go z równowagi.

Odpalił silnik, zapiął pasy i już miał ruszyć, kiedy z garażu wyjechała Mel. Zmarszczył brwi na widok jej samochodu. To było małe sportowe audi, które do tanich nie należało. Tego się nie spodziewał, nawet za milion lat. Nie bardzo rozumiał, skąd miała tyle pieniędzy, przecież była zwykłą nauczycielką, prawda? Był zaskoczony, bo wychodziło na to, że pięć lat to jednak szmat czasu i pewne rzeczy mogą diametralnie ulec zmianie, łącznie z Melindą Rourke.

Mel ruszyła szybko spod domu i tak jak przypuszczała, okazało się, że jadące za nią auto należało do Nicka. Co za arogancki dupek, pomyślała. Jeżeli sądził, że będzie ją traktował tak jak przed kilkoma laty, to się grubo mylił. Za rok kończyła trzydzieści lat i nie była już głupią gąską. Montgomery był jej zgubą i musiała chronić swoje głupie serce przed tym facetem. A najlepiej zrobi, jeśli stanie się zimną suką. Skoro on ją za taką uważał, to dlaczego miałaby go rozczarować?

Popatrzyła na wskaźnik paliwa i zdała sobie sprawę, że miała rezerwę. W ostatniej chwili tuż przed autostradą dostrzegła zjazd z głównej drogi i skręciła na przydrożną stację. Zatankowała do pełna, po czym ruszyła kupić dużą dawkę kofeiny, gdyż miała przed sobą jeszcze prawie trzy godziny jazdy, a powoli zaczynała odczuwać zmęczenie. Czasem nie mogła spać, budziła się zbyt wcześnie i leżała w łóżku, czekając na sen, który nie nadchodził. Niekiedy miewała koszmary, ale o tym starała się nie pamiętać. Tak było lepiej dla niej samej. Lepiej nie pamiętać, zapomnieć i udawać, że nic się nie wydarzyło. Minęło tyle lat i nie mogła zmienić tego, co stało się w przeszłości. Życie było czasem dobre, czasem takie sobie, ale mimo to cieszyła się każdym dniem.

Kiedy odbierała przy kasie swoje zamówienie, na jej nieszczęście do baru wszedł Montgomery. Zacisnęła mocniej palce na kubku, bo podejrzewała, a nawet była na tysiąc procent pewna, że zatrzymał się tutaj specjalnie po to, aby znowu popsuć jej humor. Ten facet był gorszy niż zaraza.

– Dla mnie to samo, co ma ta pani – odezwał się do sprzedawczyni, wskazując na Mel – i płacę za dwa zamówienia.

– Nic od ciebie nie chcę. – Melinda położyła kilka dolców na blacie i bez oglądania się za siebie ruszyła do wyjścia. 

– Dlaczego zachowujesz się jak rozkapryszony bachor? – Usłyszała tuż za plecami. – Wiesz… dalej jesteś wkurwiającym babskiem.

– Kim jestem? – Zatrzymała się i spojrzała na mężczyznę. – Wyjaśnijmy sobie coś. Nie lubisz mnie, na każdym kroku pokazujesz mi swoją pogardę, Nick. Więc dam ci radę. Odpierdol się ode mnie raz na zawsze! Czy może mam ci to namalować, żebyś lepiej zrozumiał, bo jesteś za tępy? Liczę, że nie zobaczymy się nigdy więcej! – wyrzuciła z siebie i ruszyła do wyjścia.

Prędko podeszła do auta, wsiadła, zapięła pasy, kubek umieściła w uchwycie, po czym odjechała z piskiem opon. Wypadając na międzystanową, wcisnęła gaz do dechy i zaczęła przeklinać, na czym świat stoi. 

– Niech go diabli wezmą – mamrotała do siebie. – Nic się nie zmienił, cholerny skurwiel.

Nick stał osłupiały i patrzył za odjeżdżającym autem. Chyba trochę przesadził, mówiąc, że była wkurwiająca, ale było za późno na cofnięcie tych słów. Zarzuciła mu dużo, ale czy była to prawda? Czy on jej nienawidził? Sam nie wiedział. Kiedyś nie była taka wojownicza, a teraz odpłacała mu pięknym za nadobne. Do tego ruszyła stąd, jakby goniły ją piekielne ogary. Ale jeśli Rourke sądziła, że mu ucieknie, to nic z tego, bo dla niego ta rozmowa jeszcze się nie skończyła.

Mimo najszczerszych chęci Nick nie dogonił Mel na autostradzie, ale wiedział, że zobaczy ją w domu brata. Przynajmniej miał taką nadzieję.

Jednak zupełnie zaskoczył go fakt, że gdy parkował swoje auto przed dużym domem Toma, na podjeździe nie zastał jej audi. Zgasił silnik i wysiadł, po czym wyciągnął swoją torbę podróżną i zatrzasnął bagażnik. Z bagażem przewieszonym przez ramię ruszył do drzwi, w których czekał na niego brat.

– Cześć, Nick. – Braciszek klepnął go w ramię. – Dobrze cię widzieć, stary. Wchodź, Sara i Lara na ciebie czekają.

– Dzięki.

Bracia Montgomery weszli do środka i ruszyli do kuchni, gdzie zastali żonę Toma wraz z dwójką dzieci. Lara na widok wujka Nicka aż pisnęła i podbiegła, by rzucić mu się na szyję.

– Cześć, wujku – krzyknęła.

– Cześć, maluchu. – Podrzucił ją do góry, po czym zrobił samolot. Dziewczynka krzyczała zachwycona, żądając więcej.

– Jest Mel? – zapytał w międzyczasie Sarę, która trzymała synka na rękach.

– A może: „cześć, Sara”, „co u ciebie słychać?”, „miło cię widzieć” – warknęła.

– Tak, cześć. To gdzie jest Mel?

– Chryste. Ona tutaj nigdy nie nocuje. Myślałam, że to wiesz. – Odpowiedź bratowej zbiła go z pantałyku. Zmarszczył ciemne brwi, nic z tego nie rozumiejąc. – Nie marszcz się tak, bo to nic nie da. Ona przyjdzie tutaj tylko wtedy, kiedy ty znikniesz i – wycelowała w niego palec – wiem o waszej rozmowie.

– Chyba sobie żartujesz? Przecież nie jestem diabłem wcielonym. A co do rozmowy, to jeszcze jej nie skończyliśmy.

– Poważnie, Nick? – Sara spojrzała na szwagra. – Odkąd pamiętam, dogryzasz jej, mieszasz ją z błotem i jeszcze się dziwisz, że ona nie chce cię widzieć? Tom popełnił błąd, prosząc cię o przysługę. Mówiłam mu o tym, ale nie chciał słuchać. – Wiedziała, że jej mąż chciał, żeby tych dwoje zakopało w końcu topór wojenny, ale wyszło jak zwykle. Sprawa była beznadziejna.

– Taa, to by wyjaśniało jej późniejszy wybuch i dlaczego zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. – Sara parsknęła. – To gdzie Mel nocuje? – Był cholernie ciekawy.

– U Matheo. – Na dźwięk tego imienia Nick zacisnął dłonie w pięści, co nie uszło uwadze bratowej. – Spokojnie, są tylko przyjaciółmi.

– Przyjaciółmi z korzyściami chyba chciałaś powiedzieć – rzucił wściekle.

– Czy ty sugerujesz to, o czym myślę? – Oddała synka mężowi i szturchnęła szwagra palcem w klatkę piersiową. – Jeżeli kiedykolwiek powiesz o mojej siostrze coś złego, to osobiście obetnę ci jaja i nakarmię nimi aligatory – ostrzegła go.

– Daj spokój. Nie chce mi się wierzyć, że między nimi przez tyle lat do niczego nie doszło. – Kipiał z wściekłości.

– Nick, co ona cię tak raptem interesuje, co? Znowu jakaś zemsta? Czy może chcesz jej ponownie umilić życie, tak jak na naszym weselu? – zapytała, na co zrobił wielkie oczy.

– Wiedziałaś?

– Chyba każdy wie, bo wszyscy to słyszeli – wtrącił się do rozmowy Tom. – Poniżyłeś ją, braciszku, na oczach gości, a po dzisiejszym… – Pokręcił głową. – Wątpię, żeby ona ci kiedykolwiek wybaczyła. – Tom posłał w stronę żony sugestywne spojrzenie, z którego Nick nic nie mógł wyczytać.

– Zmieniła się, nie jest już tą samą kobietą, którą znałem – próbował się bronić, co mu średnio wychodziło.

– Tak, masz rację, i za to możesz podziękować wyłącznie sobie. – Sara z powrotem wzięła synka od męża i spojrzała na Nicka. – A dla twojej wiadomości: Matheo jest żonaty – wyjaśniła i ruszyła do wyjścia, rzucając jeszcze na odchodne do Toma: – Zajmij się nim, bo inaczej coś mu zrobię.

Nick właśnie zdał sobie sprawę, że zrobił z siebie kretyna wszech czasów przed rodziną. Nie wiedział, że kumpel się ożenił i jak ostatni idiota oskarżył Mel. Zacisnął usta i zbierając swoje rzeczy, udał się do pokoju gościnnego, żeby dłużej nie robić z siebie osła. Rzucił bagaż na podłogę i wzdychając, usiadł na łóżku. Nikt jeszcze nie wiedział, ale dostał dłuższy urlop i pierwszy raz od wielu lat miał zamiar odpocząć od jednostki i kumpli z oddziału. Taki był początkowy plan, tylko że teraz spokój zakłócało mu widmo Melindy Rourke, która okazała się małą diablicą.

 

[1] SEALs – Siły specjalne amerykańskiej marynarki (przyp. red.).




 



Komentarze

Popularne posty