[PATRONAT] Rozdział drugi Sarah Brianne "Chloe"

 


ROZDZIAŁ DRUGI
    Cofając się w czasie

 

Cztery lata wcześniej

 

Obudziła się, czując pieczenie na twarzy i ból w całym ciele. Chciała krzyczeć, ale za bardzo zaschło jej w gardle. Nie dość, że pomieszczenie wokół zdawało jej się obce, to jeszcze wypełniał je dziwny, sterylny zapach.

Nie potrafiła nic sobie przypomnieć ani odgadnąć, gdzie może się teraz znajdować; miała wrażenie, że czymś ją naszprycowano.

Półprzytomna spróbowała unieść powieki, ale wszystko rozmywało się jej przed oczami. Stanęła przed nią jakaś postać.

 Chloe powiedział mężczyzna, kładąc jej dłoń na ramieniu.

W chwili, gdy męska dłoń dotknęła jej skóry, jej umysł zalały wspomnienia okropności, przez które dopiero co przeszła, jakby cofnęła się w czasie, żeby przeżyć je po raz kolejny.

Rozpaczliwie spróbowała wydobyć z siebie krzyk, ale stać ją było tylko na słaby, ochrypły szept.

Kiedy dłoń nieco mocniej zacisnęła się na jej ramieniu, zaczęła na oślep wymachiwać rękami i nogami. Nie była pewna, czy zdoła raz jeszcze przetrwać przemoc, której dopiero co doświadczyła.

To ja, Chloe, twój ojciec. Już nic ci nie grozi powtarzał cicho mężczyzna, próbując ją uspokoić.

Jedyne, o czym była w stanie myśleć, to dłoń na jej ramieniu, jakby wciąż przechodziła przez wcześniejsze męczarnie. Chciała tylko, żeby to się skończyło. W końcu zdołała krzyknąć:

 Puść mnie!

Ale ojciec tylko złapał ją mocniej, obiema rękami.

 Cii! Nic ci już nie grozi… Jesteś w szpitalu zaczął, ze wszystkich sił próbując powstrzymać ją przed ściągnięciem czyjejś uwagi.

Gorące łzy popłynęły jej po policzkach, a potem salę wypełniło szuranie stóp i więcej par rąk przyparło ją do łóżka.

 Proszę, dłużej nie wytrzymam! krzyknęła.

 Ma atak paniki. Podajcie jej coś! rzucił ojciec szybko, zanim Chloe zdążyła powiedzieć coś jeszcze.

Chloe poczuła, jak igła kłuje ją lekko w ramię. Siły zaczęły ją opuszczać i nie była w stanie dłużej stawiać oporu. Niestety, w odrętwienie popadło tylko jej ciało, nie umysł. Wciąż czuła na sobie dłonie swojego oprawcy, a nie ludzi dookoła.

Wbiła spojrzenie załzawionych oczu w pustą, białą ścianę za plecami pielęgniarek.

Proszę, niech nikt mnie już nie dotyka.

  

 P-przestańcie! – wykrztusiła Chloe chyba po raz setny, znów czując na sobie czyjeś dłonie.

Ukłucie igły przebijającej obolałą skórę było niczym w porównaniu z ich uściskiem. Policzki zapiekły ją od łez i zdała sobie sprawę, że musiała płakać przez sen, bo nigdy nie dawali jej zachować przytomności nawet na pięć minut, zanim znów wstrzykiwali jej środki nasenne.

Kiedy leki przejmowały władzę nad jej ciałem, jej ostatnią myślą było, że chciałaby być zrozumianą.

Oni myśleli, że krzyczy, żeby przestali ją usypiać, ale tak naprawdę krzyczała, żeby zabrali ręce z jej ciała.

 

Budziła się; mgła spowijająca jej umysł ustępowała. Chloe po raz kolejny odzyskała przytomność. Nie wiedziała, od jak dawna leży w szpitalu ani ile miała już za sobą takich przebudzeń, kończących się zawsze krzykami i bólem. Tym razem leżała bez ruchu, bojąc się nawet otworzyć oczy.

Bolała ją twarz. Chciała coś zrobić, żeby ból ustąpił.

Nie ruszaj się.

Wspomnienie tamtego mężczyzny…

Nie płacz. Nie krzycz.

Chloe musiała stłumić odruchowe reakcje i pomyśleć rozsądnie, jak powstrzymać ich przed dalszym szprycowaniem jej lekami.

Inaczej nic ze mnie nie zostanie… O ile w ogóle jeszcze coś zostało.

Nawet z zamkniętymi oczami czuła czyjąś obecność w pomieszczeniu. To pewnie ojciec, w końcu był tu za każdym razem, kiedy się budziła. Nie wiedziała nawet, czy w ogóle stąd wychodził. Pytanie brzmiało – dlaczego?

Ojciec chciał rozmawiać, ale gdy tylko wpadała w histerię, nie dawał jej nawet szansy się wykrzyczeć, tylko traktował ją jak wariatkę.

Dlaczego?

Usłyszała, jak porusza się w odległym kącie sali, i wiedziała, że nie śpi, więc postanowiła wykorzystać dzielącą ich odległość na swoją korzyść.

Zaczęła rozchylać wargi, nie otwierając oczu z obawy, że jeśli to zrobi, histeria weźmie nad nią górę i cały ten okrutny cykl zacznie się od nowa.

– Ja… nie chcę, żeby ktokolwiek więcej mnie dotykał wyszeptała najwyraźniej, jak mogła.

Dobiegł ją dźwięk, jakby ojciec wstawał z miejsca.

Wspomnienie jakiejś twarzy przemknęło jej przez głowę i poczuła niewidzialne dłonie zaciskające się na jej szyi.

– Nie! Otworzyła szeroko oczy i zobaczyła wokół siebie pogrążoną w półmroku szpitalną salę. Wzięła głęboki wdech, próbując wyrównać głos i zachować spokój. Nie podchodź bliżej… Proszę.

Po chwili ojciec usiadł z powrotem na krześle.

W pomieszczeniu panowała niesamowita cisza. Chloe nie rozumiała, dlaczego on o nic jej nie pyta, nie docieka, co się stało, ani – co ważniejsze – kto jej to zrobił.

Czy tata już wie? Czy tamten człowiek siedzi już za kratkami?

Postanowiła, że od tego zacznie.

– Wiesz, co mi się stało, prawda?

Wyraz jego zmęczonej twarzy wystarczył jej za odpowiedź.

Ojciec uniósł ręce i powoli wstał.

– Nie dotknę cię. Chcę tylko podejść bliżej. Dobrze?

Bardzo starała się być silna, więc skinęła głową, a potem wstrzymała oddech, gdy powoli szedł w jej kierunku. Rozluźniła się tylko odrobinę, gdy stanął koło łóżka, nie próbując jej dotknąć.

Spuścił na nią wzrok, przyglądając się na nowo swojej córce.

Jej milczące pytania pozostawały bez odpowiedzi, więc zmusiła się, aby wyszeptać:

– Złapaliście go?

Spojrzał na nią z niezrozumieniem, unosząc krzaczastą brew.

– Kogo?

Zdumiona Chloe zamrugała kilka razy, zastanawiając się, czy to aby nie sen, ale piekący ból twarzy zaraz utwierdził ją w przekonaniu, że nie.

– Kto mi to zrobił? wykrztusiła.

– Chloe, miałaś wypadek samochodowy. Jego słowa brzmiały jak wyćwiczona kwestia.

– Nie było żadnego wy…

– Miałaś wypadek samochodowy, tylko tyle wiesz. Jego głos był spokojny i opanowany.

Chloe zaczęła gwałtownie kręcić głową. Do oczu napłynęły jej łzy.

– Nie, wcale nie. On zrobił…

– Miałaś wypadek. Nikt cię nie skrzywdził.

– N-nie! krzyknęła, a policzki znów zapiekły ją od łez.

– Miałaś wypadek samochodowy, tylko tyle wiesz. Miałaś wypadek. Nikt cię nie skrzywdził. Jego głos zaczął brzmieć hipnotyzująco.

Teraz już nie tylko kręciła głową, ale też cała się trzęsła.

– NIE! NIE! NIE!

Tym razem do sali weszła jedna pielęgniarka ze strzykawką, zamykając za sobą drzwi.

Ojciec podszedł i przytrzymał Chloe w miejscu. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć co sił w płucach, rozpaczliwie próbując odepchnąć od siebie ich ręce, w końcu jednak igła przebiła obolałą skórę ramienia.

Ignorując jej krzyki, mówił wciąż tym samym, melodyjnym głosem:

– Miałaś wypadek samochodowy, tylko tyle wiesz. Miałaś wypadek. Nikt cię nie skrzywdził…












Komentarze

Popularne posty