[PATRONAT] Rozdział czwarty Sarah Brianne "Chloe"

 

ROZDZIAŁ CZWARTY
Co czujesz, kiedy teraz na nią patrzysz?

 

Sen nie nawiedzał więcej Chloe, bo niebezpiecznie było spać. Kiedy leżała sama w swojej sypialni, czuwając wpatrzona w białą ścianę, przed oczami przewijały jej się sceny z porwania, jakby oglądała film.

Jasne, cholernie ją to przerażało, ale z dwojga złego to było lepsze.

Kiedy leżała sama w swojej sypialni, pogrążona we śnie, z zamkniętymi oczami, nie oglądała filmu ze swojego porwania. Przeżywała je na nowo.

Czuła dłonie zaciskające się na jej szyi…

Ostrze przebijające moją skórę…

To przerażało ją jeszcze bardziej.

Pokręciła głową ze znużeniem.

Nikt mnie nie skrzywdził.

Minęło już sporo czasu, odkąd ostatnio zażyła lekarstwo i myślała teraz przytomniej.

Może to, co ją dręczyło, nie było okropnym koszmarem, tylko rzeczywistością.

Mijały godziny, a ona siedziała, rozmyślając w udręce, co było prawdą, a co snem. Wreszcie usłyszała za drzwiami czyjeś kroki i wiedziała, że wkrótce uwolni się od tych myśli – od jakichkolwiek myśli, prawdę mówiąc.

Zapach, który poczuła, kiedy ojciec wszedł do pokoju, sprawił, że zmarszczyła nos. Patrzyła, jak Maxwell zbliża się do łóżka chwiejnym krokiem, kilka razy o mało się nie przewracając.

– Tato, wszy-wszystko w porządku?

– Tak. Co do ch-ch-cholery miałoby być nie w porz-rz-rządku? – wybełkotał ostrym tonem.

Na widok pijanego ojca serce Chloe zaczęło z nerwów szybciej bić. Nigdy dotąd nie widziała go w takim stanie.

Siedziała cicho, cierpliwie czekając, aż uda mu się otworzyć fiolkę z lekarstwem.

– T-ty to z-zrób. – Rzucił buteleczkę na łóżko.

Podniosła ją i otworzyła, starając się opanować drżenie, po czym wytrząsnęła z niej jedną małą, białą tabletkę. Zakręciła fiolkę i szybko odstawiła ją na szafkę nocną, bo bała się podać ją ojcu i ryzykować, że go dotknie.

Maxwell gwałtownym ruchem porwał buteleczkę, wypełniając pokój grzechotem pigułek, i zataczając się wyszedł z powrotem na korytarz.

Chloe siedziała w szoku, wpatrzona w zamknięte drzwi, i modliła się w duchu, żeby ojciec nigdy więcej nie wszedł przez nie w takim stanie.

Wydawał się w pewien sposób…

Brutalny, tak samo, jak on…

Rozchyliła dłoń, odsłaniając spoczywającą w niej małą, białą tabletkę.

Szybkim ruchem wsadziła ją sobie do ust i przełknęła. Miała nadzieję, że zacznie działać jak najprędzej.

– Miałam wypadek samochodowy, tylko tyle wiem. Miałam wypadek. Nikt mnie nie skrzywdził.

 

Niedługo potem wizyty ojca w jej pokoju stały się rzadsze, a za każdym razem, kiedy przynosił jej lekarstwo, był bardziej pijany i opryskliwy niż poprzednio. Stopniowo odstawiając tabletki, Chloe musiała się nauczyć sama radzić sobie z bólem. Nie wiedziała, co przerażało ją bardziej: rozpędzony pociąg pełen emocji, który uderzał w nią, ilekroć ustępowało działanie leków, czy widok ojca wchodzącego przez drzwi. Żeby zdecydować, co jest gorsze, równie dobrze mogłaby rzucić monetą. I jedno, i drugie przyprawiało ją o koszmary.

Coś się w niej popsuło i tabletki nie były w stanie tego naprawić. Działały tylko jak plaster, tymczasowe rozwiązanie pozwalające jej nie czuć emocji, które ją wykańczały. Nie leczyły jej, lecz sprawiały, że gniła od środka. W głębi duszy wiedziała o tym. Poczuła to w chwili, gdy przestała działać ostatnia dawka leku, i wtedy właśnie podjęła decyzję.

Podskoczyła na łóżku, słysząc dźwięk naciskanej klamki.

Maxwell wszedł do pokoju, cuchnąc alkoholem. Był w strasznym stanie. Podszedł bliżej i praktycznie rzucił w nią fiolką.

Nie podnosząc głowy, Chloe powiedziała:

– J-już ich nie ch-chcę.

– Słu… słu-u-cham?

Przełykając żółć wzbierającą w gardle, powtórzyła:

– J-już ich nie chcę.

Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, po czym odpowiedział:

– No to… Skoro już ich-ch nie potrzebujesz, możesz-sz-sz wracać do sz-sz-szkoły.

Odetchnęła głośno, podnosząc głowę i spoglądając na niego.

– P-proszę, nie każ mi tam wracać!

– Tak…

– Nie! – krzyknęła mimo woli.

Maxwell wymierzył palcem w jej twarz, a ona przestraszyła się, że zaraz ją złapie.

 Nigdy więcej… nie mów do mnie takim tonem, dziew-w-czynko. – Porwał fiolkę z lekarstwem z łóżka. – Jutro wracasz, kurwa do sz-sz-szkoły. Miałaś tylko cholerny wypadek… pam-m-miętasz?

Chloe nie słyszała nawet, jak drzwi zamykają się za nim. Przesiedziała tak całą noc, obejmując się mocno ramionami.

Kiedyś ojciec był dla niej jedynym źródłem miłości i zaufania. Teraz śmiertelnie się go bała.

Ewidentnie nie tylko ją odmienił ten „wypadek”.

Tymczasem musiała na nowo zmierzyć się ze światem, jakby jej życie rodzinne nie było dostatecznie popieprzone. Przez długi czas nie wychodziła nie tylko z domu, ale nawet z własnej sypialni, a teraz miała wylądować z powrotem w liceum, jakby w ogóle nic się nie wydarzyło.

Kiedy nastał ranek, Chloe poszła do swojej łazienki. Jedno spojrzenie w lustro wystarczyło, żeby dokładnie wiedziała, jak będą ją traktować dzieciaki w szkole.

Czy robi ci się niedobrze na jej widok?

Pamiętała, jak wyglądała jeszcze nie tak dawno temu. Kiedyś uważała się za ładną.

Co czujesz, kiedy teraz na nią patrzysz?

Teraz jedyne, co widziała, to brzydota, która do niej przylgnęła.










Komentarze

Popularne posty