[PATRONAT] Rozdział czwarty Danielle Lori "The Maddest Obsession"
Christian
Wrzesień 2015
Puk.
Puk.
Puk.
Doktor Sasha Taylor obserwowała ruch mojego
palca na poręczy fotela. Oczy zmrużone, usta lekko wydęte – przybierała taki
wyraz twarzy, gdy się nad czymś zamyślała.
Puk… puk… puk.
Nasze spojrzenia się spotkały. Delikatnie się
uśmiechnąłem, a ona przełknęła i zerknęła na teczkę leżącą na jej kolanach,
szukając w niej siły.
– Opowiedz mi o swoim domu – powiedziała,
wreszcie podnosząc wzrok. – O Iowa.
Zaśmiałem się.
– Daj spokój, Sasho, oboje wiemy, że nie o tym
chcesz rozmawiać.
Przesuwała zawieszkę na łańcuszku w tę i z
powrotem. Uniosła brwi.
– Pytaj – powiedziałem zniecierpliwiony.
W jej oczach rozbłysła determinacja. Puściła
naszyjnik.
– Dobrze. Pogadajmy o twoim stosunku do cyfry trzy.
– Nie spodziewałem się po tobie, że będziesz się
zajmowała plotkami z pokoju socjalnego.
– Ja się nie zajmuję, ja tylko obserwuję. Każde
źródło informacji jest ważne dla sprawy.
– W porządku. – Poprawiłem się w fotelu,
położyłem ramię na poręczy i przesunąłem kciukiem po dolnej wardze. – Ty mi
powiedz, jaki twoim zdaniem mam do niej stosunek, a ja ci powiem, czy to
prawda, czy fałsz.
Na jej twarzy pojawiło się wahanie, ale wzięła
głęboki wdech i pojechała, kurwa, po bandzie.
– Z jedną kobietą śpisz maksymalnie trzy razy.
– Prawda.
– Dlaczego?
Istniała cała lista powodów. Ale tylko jeden
motywował mnie do działania.
– Bo to wydaje mi się właściwe.
Cztery razy mogłoby sugerować, że to może być
coś poważniejszego. Cztery wyglądało na jakiś luźny romans, gdzie pojawiają się
już uczucia i pytania. Cztery mnie wkurzało.
Przyjęła odpowiedź i kontynuowała swoje badanie.
– Pewne ruchy, które nie mają negatywnego wpływu
na twoją ogólną rutynę, jak poprawianie ubrania, czesanie czy okrążenia podczas
biegania, wykonujesz w potrójnej konfiguracji?
– Do pewnego stopnia.
– A co, jeśli przerwiesz po dwóch?
Wytrzymałem jej
spojrzenie.
Puk… puk.
Czekała, wstrzymując oddech, na kolejne
puknięcie, które miało nigdy nie nastąpić.
– Czy masz teraz obsesję na punkcie trójki?
– Nie.
Tak.
– Czy uważasz, że masz nerwicę natręctw?
– Łagodną, samodzielnie zdiagnozowaną –
odpowiedziałem, patrząc na zegar. Telefon zawibrował mi w kieszeni. Moje
zniecierpliwienie narastało. Miałem coś do załatwienia. Byłem zawieszony w FBI,
ale wziąłem więcej zleceń zewnętrznych, tyle, ile się dało, bo gdybym nie był
cały czas czymś zajęty, spaliłbym się we własnym gniewie.
Wygrzebałem się z piekła, widziałem je,
posmakowałem go, poczułem. A jedyne, co pozwoliło mi to piekło przetrwać, to
marzenie o zemście i wszystkim, co czeka mnie po drugiej stronie. Zaplanowałem
sobie wszystko, od typu kobiety, jaką poślubię, po rodzaj stolarki w moim
mieszkaniu. Nie było w tych planach miejsca dla Gianny Marino.
Była zamężna i poza moim zasięgiem. To powinno
było mnie uratować, ale, kurwa… Czasem
czułem, że po prostu nie da się jej zapomnieć.
– A co z reakcjami na zabrudzenie? – dodała,
odwracając wzrok, jakby właśnie dostrzegła coś niezwykle ważnego w moich
aktach.
– Znowu plotki, Sasho?
Wcale mnie to nie dziwiło. Kiedy ktoś mnie
poznał, już nigdy nie zapominał. W każdym razie nikt poza jedną kobietą. Kiedy
byłem mały, moja twarz była przekleństwem, ale teraz umiałem ją wykorzystać. Do
zastraszania, manipulowania, do zdobywania tego, czego chciałem. Władzy.
Informacji. Kobiet. Czy to, kurwa, nie ironia, że jedynej rzeczy, której teraz
chciałem, nie mogłem mieć?
Podniosła wzrok wyraźnie poddenerwowana.
– Nie całowałeś w usta.
– Prawda.
– Dlaczego?
– To niehigieniczne i zbędne.
W jej oczach toczyła się wewnętrzna walka.
Dotarła już dalej w głąb mojej psychiki, niż ta ocena tego wymagała. Kierowała
nią zwykła ciekawość – to przez nią ludzie zostają psychologami, żeby otwierać
ludzkie umysły jak jajko, żeby zobaczyć mechanizm, który tyka w środku. Nie wiedziała
tylko, że we mnie nic nie tyka. Sam skonstruowałem ten mechanizm.
– Zdajesz się nie posiadać podobnej opinii na
temat… innych części kobiecej anatomii.
Zaśmiałem się.
Nie mam problemu z żadną częścią anatomii pewnej
kobiety. Szczerze mówiąc, pozwoliłbym jej napluć mi prosto do ust.
– Więc jeśli nie masz problemu z…
– Lizaniem cipki?
Zarumieniła się.
– To zaszło zdecydowanie za daleko – wymamrotała,
walcząc z długopisem.
– Notujesz to wszystko, Sasho?
Poprawiłem mankiet.
– Dlaczego bez całowania?
Jej niespokojne ruchy ustały, ale ciekawość nie
chciała ustąpić.
Pomyślała, że znalazła coś – kawałek układanki,
którą jestem. Prawdę mówiąc, była chyba blisko. Jeśli ciągnęłaby za tę nitkę
wystarczająco długo, mogłaby uwolnić kolejną.
– Szminka – powiedziałem. – Nie znoszę jej.
Szczególnie czerwonej.
Plama w kształcie serca na moim policzku.
Czerwony odcisk na krawędzi brudnej szklanki, papieros tlący się na pękniętym
chodniku. Przekręcanie małego, czarnego pojemnika. Kurwa, nienawidzę tego
wszystkiego.
– Więc nie ma to nic wspólnego z myślą o zabrudzeniu?
– naciskała.
– Nie.
W sumie to była prawda. Kiedy byłem nakręcony
czy zestresowany, moja potrzeba utrzymywania czystości się nasilała. Po prostu
lubiłem być czysty. Lubiłem, żeby dokoła było czysto, żeby ubranie było czyste,
a nie żeby wkładać jakieś brudne gówno, jak przechodni długopis, do ust. Żeby
mnie później obłaziło jakieś robactwo. Żebym nie musiał zmywać z siebie brudu w
zlewie.
– Już kończymy, ale mam jeszcze jedno pytanie.
Jakie jest twoje najwcześniejsze wspomnienie dotyczące cyfry trzy?
Puk, puk, puk.
Pukanie odbijało się echem w mojej głowie. Trzy
ciężkie uderzenia, które słyszałbym, nawet gdybym zakrył uszy rękami.
– Zawsze pukali trzy razy – powiedziałem.
– Kto?
– Faceci, którzy mnie stworzyli.
Komentarze
Prześlij komentarz