[PATRONAT] Prolog Katarzyna Kubera "Wredny szef"


Gdy nie znamy całej prawdy, mamy tylko mylne wyobrażenia…

 

Prolog

Styczeń 2020 roku

Warszawa

 

 

Stoję przy barze w zatłoczonym klubie i czuję się tutaj nie na miejscu. Jakbym wyskoczyła z ciała i oglądała wszystko z innej perspektywy. Mam wrażenie, że lewituję, obserwując z góry własną sylwetkę. Wszystko dzieje się jakby obok mnie.

            I mam wrażenie, że to nie jestem ja.

Z zewnątrz zupełnie inna niż w środku.

            Ubrana w czarną sukienkę, która wygląda jak przydługa marynarka lub za krótka kiecka w dekoltem w szpic, czuję się odważnie, choć w obecnej sytuacji mojego życia niestety nie jest to strój, który chciałabym nosić. Najchętniej założyłabym bawełniane legginsy i szarą koszulkę, a potem zaszyła się głęboko pod kocem. I rozpaczała.

Ale nie mogę dać się zniszczyć.

Nie mogę sobie pozwolić na łzy.

Muszę żyć, nawet jeżeli oznacza to naukę codzienności od nowa oraz walkę z własnym samopoczuciem.

Wzdycham i przymykam oczy, czując jak dudniące basy rozchodzą się po całym moim ciele, a następnie wpatruję się uparcie w szklankę z zimnym drinkiem, jakby jej zawartość mogła uleczyć wszystkie moje rany.

Od kilku tygodni bezowocnie szukam pracy, nowej pracy. Muszę uciec jak najdalej od ludzi, którzy źle wpływają na moją już i tak zszarganą psychikę. Muszę zbiec z miejsca, w którym szepcze się o mnie po cichu, że dałam sobie przyprawić rogi jak idiotka, i to pod własnym nosem. Wszyscy byli tam świadkami, jak mój facet zdradzał mnie z księgową.

Facet, z którym planowałam po pięciu latach poważnego związku kościelny ślub w białej sukni z trenem i jeszcze dłuższym welonem.

Facet, który był dla mnie całym światem.

Facet, którego, tak się składa, nadal niestety kocham.

– Pijesz, żeby zapomnieć? – zagaduje do mnie mężczyzna, który siedzi na hokerze obok, czym wyrywa mnie z otępienia i przywraca na ziemię. W tym samym momencie dociera do mnie gwar i odgłos tłuczonego gdzieś w oddali szkła, a zapach piwa i mieszanka przeróżnych perfum uderza w moje nozdrza.

Przyszłam tutaj, bo namówiła mnie koleżanka. Powiedziałam, że muszę się wyrwać, by zapomnieć i się zrelaksować. Że powinnam nawet przelecieć jakiegoś mężczyznę, by poczuć się lepiej. Obecnie jednak to ja stoję sama przy barze i się upijam, a ona się świetnie bawi na parkiecie. Ja nie potrafię odnaleźć w sobie tej iskry. I nie mam też ochoty rozmawiać z jakimś obcym mężczyzną.

– Można tak powiedzieć – odpowiadam jednak grzecznie nieznajomemu, ale wciąż wpatruję się w szklankę. Chciałabym, żeby po prostu dał mi spokój.

Facet nie mówi nic więcej, ale bardzo wyraźnie czuję jego palący wzrok na mojej twarzy. Policzek robi mi się dziwnie gorący pod jego spojrzeniem, co sprawia, że w końcu zerkam na niego zaciekawiona.

Przygląda mi się spod długich rzęs z wyraźnym zainteresowaniem. Jego ciemnoniebieskie oczy są przymrużone, a na wargach maluje się tajemniczy uśmiech, jakby próbował mnie rozgryźć. Delikatny zarost zdobi jego szczękę, nadając mu zadziorności.

Przyglądamy się sobie przez chwilę oceniająco.

To ten sam typ urody co Julian. Nieznajomy jest wysoki na ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów i szeroki w ramionach oraz wąski w talii. Ma pociągające i dwuznaczne spojrzenie, dołeczek w policzku, piękne usta i prosty nos, a przy tym jest elegancki.

Jednym słowem – przystojny.

Bardzo przystojny.

I cudownie pachnie, bo czuję jego zapach, który przywodzi na myśl płyn do płukania pomieszany z męskimi perfumami.

            Ale ja już wiem, jak kończy się znajomość z takimi facetami – są zbyt piękni, by można ich zatrzymać za zawsze. Sprowadzają tylko cierpienie. Ładne opakowanie nie zawsze idzie w parze z charakterem, a ja mam dość takich ludzi. Momentalnie zaczynam darzyć go negatywnymi uczuciami.

– Na dłuższą metę to nic nie daje, uwierz. – Zerka sugestywnie na mojego drinka i odpowiada głosem, który z pewnością sprawia, że kobiety rozbierają się, gdy tylko powie odpowiednie słowo. Niskim, chrapliwym i bardzo zmysłowym.

Jego spojrzenie jest intensywne tak bardzo, że muszę odwrócić wzrok, bo nie potrafię go udźwignąć. Wpatruje się we mnie do tego stopnia, że zaczyna mnie zawstydzać. Gdyby nie świadomość, że mam na sobie tę czarną sukienkę, czułabym się nago.  

– Czasem każdy potrzebuje resetu. Nie piję często – odwarkuję coraz bardziej zirytowana tą rozmową.

Odwracam się od niego w stronę baru, po czym proszę barmana, by podał mi jeszcze jednego drinka. Chcę mu dać do zrozumienia, by spadał, ale on stoi tuż obok, wgapiając się we mnie.

– Uwierz, są znacznie lepsze sposoby na zapomnienie, zwłaszcza w sobotnią noc ­– mruczy mi do ucha, nachylając się do mnie, po czym odkłada swoją szklankę z resztką soku i chwyta kluczyki od samochodu, stukając nimi o blat, jakby czekał na moją odpowiedź.

– Czyżbyś proponował mi niezobowiązujący numerek? – fukam nagle oburzona. Typ jest nie tylko przystojny, ale też bezczelny.

Wypisz wymaluj – jak mój były.

Mężczyzna uśmiecha się zarozumiale, a w jego policzku znów pojawia się dołeczek. Unosi dłoń do mojej twarzy i zakłada mi zabłąkany kosmyk włosów za ucho, przypatrując się jednocześnie z onieśmielającą intensywnością. Jego palce wysyłają dreszcze wzdłuż mojego ciała, co sprawia, że nie lubię go jeszcze bardziej. Przystojny dupek, który w jakiś dziwny sposób sprawia, że moje ciało od razu reaguje.

Niedorzeczne.

Jego mina nagle się zmienia, jakby sobie o czymś przypomniał.

– Jesteś jak porcelanowa lalka, zbyt delikatna dla mnie – odpowiada kpiną na mój zaczepny ton, uśmiecha się złośliwie, a potem zgarnia kluczyki i odchodzi.

Patrzę za nim, gdy na długich nogach lawiruje pomiędzy ludźmi, idąc w kierunku wyjścia. Zaciskam mocno szczękę w przypływie nagłej złości. Oddycham głęboko, wściekła na obcego mężczyznę, który nieświadomie uderzył w moje najczulsze miejsce. Wypijam drinka do dna i odstawiam szklankę tak głośno, że dźwięk przebija się przez głośną muzykę pomieszaną z krzykami bawiących się na parkiecie ludzi.

Czuję, jak wściekłość zaczyna mi odbierać zdrowy rozsądek, a w połączeniu z wypitym alkoholem to nie jest nic dobrego. Mimo że nie powinnam, także ruszam z miejsca, idąc jego śladem.

Jak lawina w moich myślach pojawiają się szydercze słowa koleżanek z pracy, które nie wiedziały, że je słyszę, a które teraz napędzają mnie do działania.

„Julian tak bardzo się o nią troszczył, że nie chciał jej zużyć, bo jest taka delikatna.”

„Julian potrzebował kobiety, która da mu trochę mocniejszych wrażeń, nic dziwnego, że ją zdradził.”

„Karolina zawsze była dla Juliana tylko osobą, z którą miał się dobrze prezentować, wygląda jak porcelanowa lalka.”

Nieznajomy tuż przy wyjściu obraca się, jakby czuł, że za nim idę. Błysk w jego oku zdradza zadowolenie, które już po chwili odbija się na jego wargach. Gdy się uśmiecha, jest niezwykle pewny siebie.

Podchodzę do niego stabilnym krokiem, starając się udowodnić sobie, że nie jestem ze szkła. Staję na palcach, wyciągam szyję i odważnie muskam jego usta.

– Do mnie czy do ciebie? – pytam hardo.

To będzie słodka zemsta.

Zemsta na Julianie, ale też sposób na to, by w końcu ruszyć dalej.

Muszę sobie udowodnić, że potrafię doprowadzić do szaleństwa przystojnego mężczyznę. Że potrafię być w łóżku wszystkim, czego on może potrzebować.

Muszę poczuć, że jestem naprawdę pożądana.

Sprawię, że ten przystojniak zapomni, jak ma na imię, jakkolwiek brzmi, a potem zacznę życie od nowa.

A on, sądząc po tym, jak szelmowsko się uśmiecha i jak chwyta w garść moje włosy, po czym wpija się w moje usta, rozmazując zachłannie bordową pomadkę, jest bardziej niż chętny na tę jednonocną przygodę.

Klin klinem – to moje lekarstwo.

A potem czas na nowe życie.

 




 

Komentarze

Popularne posty