[PATRONAT] Rozdział pierwszy Katarzyna Małecka "Blood from blood"
Arina
Od dziecka patrzyłam na ojca z podziwem: był twardy,
odważny i posiadał potężną władzę. Uwielbiałam siedzieć na jego kolanach,
słuchając, o czym rozmawia z wujem Olegiem lub ze swoimi podwładnymi.
Mając zaledwie pięć lat, niewiele rozumiałam,
lecz świetnie się bawiłam, kiedy wujek Oleg robił śmieszne miny, rozbawiając
mnie tym do łez. Ojciec jednak szybko sprowadzał mnie na ziemię, wyganiał do
pokoju i kazał w nim siedzieć tak długo, aż zrozumiem panujące w domu zasady. Trzymał
mnie krótko, tak samo jak mojego brata, chociaż on otrzymywał o wiele więcej
swobody, ponieważ urodził się chłopcem. Dorastając, dostrzegałam różnice między
nami. On mógł imprezować, sprowadzać do domu koleżanki i znikać nawet na kilka
dni. Ja nie miałam tak kolorowo. Ciągle towarzyszył mi ochroniarz, który nie
odstępował mnie na krok bez względu na to, czy wychodziłam na spacer, do
cerkwi, czy z koleżankami do kawiarni. Jedynie w szkole Jurij pozwalał mi
odetchnąć ze względu na kamery, do których miał stały dostęp.
Mama powtarzała mi, że kobiety nie
miały łatwo: grzeczne, podporządkowane rozkazom mężów, dumnie stojące u ich
boku, wierne. Kiedy tego słuchałam, w moim ciele niczym wulkan wybuchał gniew,
a dłonie odruchowo zwijały się w pięści. Mimo iż doskonale wiedziałam, do
jakiej rodziny należę, nigdy nie pogodziłam się z tym, jak traktuje się w niej
kobiety. Mama temperowała mnie, powtarzając, że nie mogę być nieposłuszna,
ponieważ kiedyś przypłacę to własnym życiem. Niestety, mój charakter w niczym
mi nie pomagał i chociaż byłam nastolatką, psułam ojcu krew jak nikt inny. Nie
potrafiłam milczeć, gdy wymagała tego sytuacja; stawiałam się, przez co niejeden
raz oberwałam w twarz. Nie dziwiło mnie to, że ojciec podnosił na mnie rękę,
chyba nawet to rozumiałam. Był bezradny wobec mojego buntu, a skoro sam nie
dawał sobie ze mną rady, to znalazł inny sposób, by mnie poskromić… Po tym, jak
skończyłam szesnaście lat, postawił przede mną wybranego przez siebie… „mojego
chłopaka”.
Ivan był osiemnastolatkiem z burzą
jasnych włosów, o oczach błękitnych niczym woda. Podczas naszego pierwszego
spotkania obserwowałam go z rezerwą, natomiast w ojca ciskałam mordercze spojrzenia.
Nie pojmowałam, jak mógł wybrać dla mnie chłopaka, nawet nie pytając mnie o
zdanie. Zbył mnie i, zanim mogłam zaprotestować, wyjaśnił, że Ivan ma mnie
naprostować oraz pokazać, jak powinna zachowywać się dama. Dodał również, że pochodzi
z dobrej rodziny, a przecież nic nie liczyło się bardziej od ustawienia dziecka
na odpowiedniej pozycji.
Wiele razy byłam świadkiem
oddawania córek, które ledwo weszły w dorosły świat, w ręce mafiosów, czasami o
wiele starszych od tych biednych dziewczyn. Przerażało mnie to, dlatego w
pewien sposób doceniałam gest ojca i fakt, że postawił na mojej drodze właśnie
Ivana.
Nie sądziłam, że Ivan stanie się
moją bratnią duszą, powiernikiem sekretów oraz silnym ramieniem, na którym
mogłam się wypłakiwać. Ale od tamtego dnia byliśmy wręcz nierozłączni.
I mimo że nigdy nie posunęliśmy się
dalej – prócz pocałunków oraz niewinnych pieszczot – co według mnie było
sprawką ojca, zakochiwałam się w Ivanie każdego dnia od nowa. Traktował mnie
niczym księżniczkę, chociaż do księżniczki było mi bardzo daleko. Troszczył się
o mnie i był obok, kiedy go potrzebowałam. Po dwóch spędzonych razem latach
wizja poślubienia go nie przerażała mnie, wręcz przeciwnie – uszczęśliwiała.
Nie mogłam doczekać się dnia, w którym założę białą suknię i z dumą przyjmę
jego nazwisko. Widocznie interesy między naszymi rodzinami szły dobrze,
ponieważ ojciec chwalił Ivana, patrząc na niego z szacunkiem. Dzięki temu, że
go lubił, miałam szansę na szczęśliwe życie.
***
Wchodzę do kuchni, w której urzęduje Galina, nasza
gosposia. Mieszkała w tym domu od wielu lat, przez co traktowałam ją niemal jak
drugą matkę. Znała masę moich sekretów oraz przewinień, jednak nie oceniała,
zawsze stając po mojej stronie. Uwielbiałam tę kobietę i byłam wdzięczna, że
mogłam na nią liczyć w każdej sytuacji.
– Dzień dobry! – wita mnie z szerokim
uśmiechem, wskazując krzesło. – Na co masz ochotę, kochanie? Płatki?
– Mogą być. – Sięgam do szafki,
wyjmuję wielkie opakowanie i miseczkę. Galina karci mnie, dając do zrozumienia,
że to należy do jej obowiązków.
– Piękny mamy dzisiaj dzionek,
prawda? – Odruchowo spoglądam za okno, mrużąc oczy przed ostrymi promieniami
słońca. – Jakie masz plany, Arinko?
– Na razie żadnych. Po południu
odwiedzi mnie Ivan.
– Cześć, siostrzyczko! – Podskakuję
przestraszona, słysząc donośny i wesoły głos brata, który do mnie dołącza. –
Widziałem cię wczoraj, uciekinierko.
– Zamknij się – burczę pod nosem,
zezując w stronę wejścia, aby upewnić się, że nie ma tam ojca. – Nie mów tego
głośno! Znowu będę miała przechlapane.
– Jesteś z rana strasznie marudna,
wiesz? Opowiadaj, dlaczego w nocy wymknęłaś się z domu?
– Ivan zabrał mnie nad jezioro. –
Wzruszam ramionami, siadając obok brata. – Nie mów nic ojcu, dobrze?
– Oczywiście, że nie powiem, przecież
jestem po twojej stronie. Dla własnego dobra musisz przestać z nim walczyć.
– To nie jest takie proste. Po
prostu chciałam wyjść wieczorem, a wiesz, jaki jest ojciec. To niesprawiedliwe,
że ty nie masz żadnych zakazów dotyczących godzin opuszczania domu.
– Cóż, urodziłem się chłopcem, więc
miałem ciut więcej szczęścia niż ty. Nic na to nie poradzisz, młoda.
– Się zdziwisz. – Prycham pod
nosem, a brat szturcha mnie ramieniem, aż niemal spadam z krzesła.
– Proszę cię, nie rób żadnych
głupstw, Ari. Ojciec i tak ma przy tobie pełne ręce roboty! Ivan poskromił
trochę twój charakterek, chociaż nadal jesteś niczym bomba z opóźnionym
zapłonem. Zluzuj.
– Ciekawe, czy ty byłbyś
zadowolony, gdybyś miał takie zakazy. Łatwo ci mówić, bo jesteś wolny – rzucam.
– Bredzisz. Może i mam więcej luzu,
ale w zamian muszę robić rzeczy, o których nie masz pojęcia.
Przekręcam głowę, przyglądając się
bratu. Doskonale wiem, o co mu chodzi. Miał zostać następcą ojca, gdy ten
osiągnie odpowiedni wiek i usunie się w cień, ustępując miejsca swojej dumie, ukochanemu
synowi. Ja, w przeciwieństwie do Arija, nie brałam udziału w interesach ojca,
zresztą nigdy by mi na to nie pozwolił. Uważał, że kobiety jako słaba płeć
nadawały się jedynie do uświetniania ważnych przyjęć i rodzenia dzieci.
– Co się dzieje, Arij? Możesz mi
powiedzieć, potrafię dotrzymać tajemnicy. Nie wygadałam się nikomu o Daszy.
– I tak ma pozostać. – Patrzę w
jego oczy, dostrzegając w nich coś dziwnego. Zastanawiam się, czy nadal tęskni
za dziewczyną, która była córką jego wroga. – Dasza jest bardzo daleko stąd.
– Wciąż się z niej nie wyleczyłeś,
prawda?
Wzdycha ciężko, przez co
natychmiast robi mi się go żal. Przytulam więc policzek do jego ramienia, po
czym zamykam oczy.
Od ich rozstania minęły dwa lata.
Mój brat naprawdę był w niej zakochany, niestety interesy między naszymi rodzinami
nie szły po myśli ojca, dlatego postanowił zerwać wszelki kontakt, zabraniając
Arijowi spotkań z Daszą. To było okrutne zagranie, chociaż po nim można było się
spodziewać wszystkiego.
– To i tak nie miało szans. Nigdy nie
moglibyśmy być razem, nie pozwoliliby nam na to. Dlatego właśnie proszę, żebyś
na siebie uważała, Arina. Mówię poważnie. Trzymaj się Ivana, to dobry chłopak.
– Wiem, kocham go. Niedługo skończę
osiemnaście lat i wtedy za niego wyjdę. Jestem z nim szczęśliwa – zapewniam.
– Chociaż ty. – Uśmiecha się smutno, całuje
mnie w głowę, a potem wychodzi, zostawiając mnie z Galiną. Kobieta nuci pod
nosem, wyrabiając ciasto na bułeczki z czarnuszką.
***
Po południu odwiedza mnie Ivan. Jak zwykle wygląda
obłędnie w jasnych dżinsach, czarnej koszulce polo oraz sportowej kurtce. Na
jego widok zrywam się z łóżka, wpadam w czekające na mnie ramiona i całuję,
odbierając mu dech. Odwzajemnia pocałunek, a następnie odkłada bukiecik
kolorowych tulipanów.
Uwielbiam tulipany, o czym
doskonale wie. Przynosi mi je tak często, że czasami mój pokój wygląda niczym
minikwiaciarnia. Nie przeszkadza mi to, wręcz przeciwnie. Patrząc na kwiaty,
myślę o darzącym mnie miłością chłopcu, któremu oddałam swoje serce. Ivan był
światłem w moim ponurym życiu.
– Tęskniłam. – Uśmiecham się w jego usta i
gryzę dolną wargę. Chłopak mocniej owija dłonie wokół mojej talii, unosi mnie
lekko, po czym przypiera do ściany. Coraz częściej zdarza mi się myśleć o
naszym pierwszym razie, którego nie mogę się doczekać. Hormony w moim ciele
buzowały od kilku miesięcy, traciłam cierpliwość, ale niestety mój chłopak nie
przekraczał granicy, która została mu wyznaczona. – Mam dość czekania, pragnę
cię. Bardzo.
– A ja pragnę ciebie, Arino, ale nie możemy.
Twój ojciec by się wściekł, wiesz o tym.
– Oj tam. Jakim cudem by się dowiedział? – Przenoszę
pocałunki na jego szczękę i zsuwam kurtkę z jego ramion. Dziś ledwo nad sobą
panuję.
– Ależ jesteś nabuzowana. – Śmieje się,
umieszczając dłonie na moich pośladkach i ściskając je mocniej. Szlag! – Zaradzimy temu. – Gwałtownie
odwraca mnie w stronę wielkiego lustra w szafie i wsuwa dłoń w moje dżinsy. –
Nie zamykaj oczu – szepcze wprost do mojego ucha, po czym zaczyna poruszać
palcami.
Nie mija dużo czasu, a jęki
wypełniają mój pokój. Wiję się pod wpływem jego dotyku, zaciskam ręce na jego
nadgarstkach, wbijając zęby w wargę, by powstrzymać się od krzyku. Nikt nie
może mnie usłyszeć; gdyby ojciec odkrył, co się właśnie działo, wyszedłby z
własnej skóry. Ivan wiedział, co zrobić i gdzie dotknąć, by rozpalić we mnie
ogień.
– Jesteś już blisko, czuję to. – Po
tych słowach wybucham, zaciskam mięśnie i dochodzę, szepcząc bez końca jego
imię.
Ivan spędza u mnie całe popołudnie.
Po odprowadzeniu go do drzwi długo macham mu na pożegnanie. Posyła mi całusa i
wsiada do białego, wypasionego BMW. Przez chwilę myślę o naszym ślubie. Widzę
wtedy oczami wyobraźni chłopaka w dopasowanym, czarnym garniturze, wpatrzonego
we mnie z miłością. Dostrzegam siebie idącą do ołtarza w pięknej białej
sukience z ciągnącym się za mną trenem. Niemal czuję na sobie spojrzenia
wszystkich gości cieszących się naszym szczęściem.
Chociaż wciąż nie znam daty,
tęsknie wyczekuję tego wyjątkowego dnia. Ivan będzie wspaniałym mężem, a ja
postaram się być dla niego idealną żoną. Zasługuje na to.
– Arino. – Głos ojca sprowadza mnie
na ziemię. Zamykam drzwi, odwracam się i mierzę się z jego spojrzeniem. Na
szybko próbuję wywnioskować, w jakim jest nastroju, ale nie wygląda na
wkurzonego. Kłótnia to ostatnie, na co mam ochotę po cudownym dniu. – Jutro
odbędzie się przyjęcie – informuje oschle, strzepując niewidzialny pyłek z
mankietu marynarki. Nienawidziłam tych cholernych przyjęć! Na każdym pojawiało
się mnóstwo ważnych osób obracających się w mafijnym świecie. Dla mnie było to
nic innego jak marne przedstawienie, odgrywanie ról, aby zrobić na ludziach
wrażenie. – Wiem, co sobie myślisz, jednak tym razem będzie to innego rodzaju
przyjęcie. Mam zamiar ogłosić na nim datę waszego ślubu.
Rozchylam usta, gapiąc się na ojca
z mieszanką podekscytowania, radości i lekkiego szoku. Nie wspominał nic na ten
temat, odkąd cztery miesiące temu sama go o to zapytałam. Zbył mnie machnięciem
ręki i słowami, że to zależy od niego, nie ode mnie. Teraz niemal mam ochotę go
uściskać, czego oczywiście nie robię. Nie mam pojęcia, czy nie odepchnąłby mnie
od siebie i nie poczęstował uderzeniem w policzek. Ojciec bywał
nieprzewidywalny.
– Kup sobie piękną sukienkę, koniecznie
długą. Na przyjęcie przybędą ważni dla mnie ludzie, dlatego masz zachowywać się,
jak na przyszłą żonę przystało. Żadnych sprzeciwów, humorków i pyskowania. Czy
to zrozumiałe? – Przytakuję, nerwowo przełykając ślinę. Nie sądziłam, że zrobi
z tego aż takie wydarzenie. – Dobrze, to wszystko. – Kiwam głową, mijam go i
czmycham do siebie, zanim mógłby dodać coś jeszcze.
Cholera! Wychodzę za
mąż!
***
Nazajutrz budzę się w wyśmienitym nastroju. Biorę
ciepły prysznic, zakładam białe dżinsy, szarą bluzkę oraz wygodne buty, aby móc
pobuszować po sklepach. Mam zamiar kupić najpiękniejszą kieckę, jaką widział
świat, i udowodnić ojcu, że nie jestem dzieckiem, za które wciąż mnie uważa.
Nie mogę doczekać się ślubu oraz
wyprowadzki z domu. Będę tęsknić za bratem i mamą, ale ojca nie będzie mi
brakować. Wreszcie wezmę głęboki oddech i zacznę żyć po swojemu; w pięknym
domu, z chłopakiem, którego pokochałam dwa lata temu. Niemal na samą myśl
czuję, jak na mojej szyi poluźnia się niewidzialna obroża, którą ojciec mi
założył, jak tylko skończyłam dziesięć lat. Właśnie wtedy zaczął oddzielać mnie
od matki, abym nie zrobiła się zbyt „miękka”. Nie interesował go mój płacz,
tęsknota, potrzeba bliskości. Był surowy, oschły i nigdy mnie nie przytulał.
Wiele razy dziwiłam się, jak mama
mogła przeżyć z nim tyle lat. Ten człowiek nie miał w sobie niczego dobrego,
liczyły się dla niego pieniądze, interesy oraz podziw innych ludzi. Rodzinę
stawiał na drugim miejscu i chociaż mało się nami interesował, zawsze żądał, żebyśmy
byli posłuszni i dumnie stali u jego boku, jeśli wymagała tego sytuacja. Nic
nie śmieszyło mnie tak, jak odgrywanie roli córeczki tatusia, którą chwalił się
przed znajomymi. Zdolnej, pięknie grającej na pianinie, kochającej zwierzęta
dziewczyny.
Opowiadał, że niebawem zacznę
studiować weterynarię, a jego serce rozpiera duma, że udała mu się tak cudowna
córka. Jaka szkoda, że po przekroczeniu progu domu, odwracał się do mnie
plecami i ponownie przestawałam dla niego istnieć.
Czasami myślałam, że mnie
nienawidzi, kiedy indziej byłam tego praktycznie pewna. Znałam wielu jego
znajomych, którzy zajmowali się dokładnie tym samym, a mimo to uwielbiali swoje
żony, dzieci i okazywali im czułość publicznie. Ojciec nigdy tego nie robił, z
wyjątkiem słów, które po chwili ulatywały niczym chmara motyli. Myślę, że taki
już był: oschły, obojętny i nieczuły.
Nie wszyscy ludzie posiadają serce.
***
W drodze na zakupy towarzyszy mi mama. Siedzi obok,
spoglądając przez szybę, a ja nucę do lecącej z radia piosenki. Jurij od czasu
do czasu zerka we wsteczne lusterko, jakby upewniał się, że nadal tkwię na
swoim miejscu. Dzisiejszy dzień zaczął się cudownie i nic nie będzie w stanie
zepsuć mi samopoczucia.
Naszym pierwszym celem jest
luksusowy dom towarowy Crocus City Mall.
Z zewnątrz przypomina nowoczesny pałac, z półokrągłą kopułą i fioletowym
podświetleniem, w środku zaś królują liście z całego świata, dzięki czemu można
poczuć się jak w ogrodzie.
– Na początek Versace.
Mama ciągnie mnie w dobrze znanym kierunku,
jako że właśnie ten projektant jest jej ulubionym. Nie protestuję, posłusznie
przekraczając próg eleganckiego butiku. Rozglądam się, ciesząc oczy kolorami.
Piękne ekspedientki zajmują się nami
iście po królewsku. Donoszą nowe sukienki, kombinezony, spódnice w
najróżniejszych wzorach, kolorach, długie lub krótkie. Mierzę je z radością, za
każdym razem opuszczając przymierzalnię krokiem modelki.
Mama kręci głową, kiedy w ślicznej
sukience tańczę do płynącej z głośników muzyki. Dwie pracownice zaciskają usta
na mój widok, lecz ja świetnie się bawię, popijając bezalkoholowego szampana.
Chyba nic nie jest w stanie popsuć mojego dzisiejszego nastroju. Tryskam
szczęściem, a moje serce rozsadza miłość do jasnowłosego chłopaka, który
niebawem będzie mój na zawsze.
– Kochanie, przymierz jeszcze tę. –
Mama podaje mi długą kreację w kolorze pudrowego różu. Jest bez rękawów, z
koronką i zapięciem na karku. – Pamiętaj, masz wyglądać pięknie, ale skromnie.
– Och, co za nuda! – burczę pod
nosem i okręcam się dookoła. Krwisto czerwona suknia wiruje wokół mnie, a
rozcięcie do uda ukazuje moją jasną skórę. – Zdecydowanie wolę tę, jest bardzo
seksowna.
– Widzę. Ojciec zszedłby na zawał,
kiedy tylko by cię w niej zobaczył, a przyjęcie szlag by trafił, Arino.
– No dobrze, przymierzę ją. – Wzdycham
pokonana, znikam w przymierzalni i pozbywam się cudownej sukni, na rzecz
drugiej, która o dziwo jest równie piękna, chociaż skromniejsza. Pasuje do
mojej karnacji, a koronka dodaje delikatności. – Wychodzę! – krzyczę do mamy,
po czym odsuwam zasłonę. Rodzicielka zasłania usta, a w jej oczach błyszczą łzy.
– Och, to znaczy, że ci się podoba? – Nie odpowiada, podchodzi do mnie i
przytula do siebie. Uśmiecham się lekko, głaszcząc jej szczupłe plecy.
Nie miała ze mną łatwo, jednak nigdy
się ode mnie nie odwróciła, kiedy ojciec terroryzował mnie swoimi zasadami.
Wielokrotnie mu się narażała, by stanąć w mojej obronie i spokojnie wytłumaczyć
sytuację. Ileż to razy walczyłam, by móc spotkać się z koleżankami, ileż razy
prosiłam, by odpuścił. Za każdym razem wygłaszał monolog tym surowym, oschłym
tonem, dając mi do zrozumienia, jak mało dla niego znaczyłam. To smutne, że był
tak niedostępnym dla mnie człowiekiem.
***
Wracamy do domu grubo po czternastej. Na miejscu
czekają już kosmetyczka oraz fryzjerka, które przygotują nas na dzisiejsze
przyjęcie. Siedzę jak na szpilkach, pozwalając upiąć moje włosy w koka. Młoda
dziewczyna robi mi perfekcyjny makijaż, wydymając usta, jakby zastanawiała się,
czy dobrała odpowiedni cień do powiek. Na co dzień nie maluję się zbyt mocno, natomiast
dzisiaj moje oczy są wyraźnie podkreślone, przez co sprawiają wrażenie
większych. Wyglądam inaczej, przede wszystkim dojrzalej. Nigdy nie dałabym
sobie osiemnastu lat, które skończę za dwadzieścia dwa dni. Liczę na to, że
nasz ślub odbędzie się niedługo po moich urodzinach. Im wcześniej wyniosę się z
domu, tym lepiej dla mnie.
O dziewiętnastej umieram z głodu!
Do przyjęcia pozostała godzina, ale znając siebie, wiem, że i tak nic tam nie
przełknę. Zamierzam więc wcisnąć w siebie cokolwiek, aby nie paść przed imprezą
i, broń Boże, nie przegapić ogłoszenia oficjalnej daty ślubu. Kiedy jednak
docieram na dół i mijam biuro ojca, docierają do mnie ciche głosy.
Nie powinnam podsłuchiwać… nie wolno mi tego
robić, niemniej ciekawość, z kim rozmawia ojciec, wygrywa. Na pewno jest to
mężczyzna, ponieważ jego głos jest głęboki, niski i, chociaż świetnie posługuje
się angielskim, ma dziwny akcent.
Przyciskam plecy do ściany,
pochylając się odrobinę, żeby przypadkiem nie dotknąć lekko uchylonych drzwi i nie
zdradzić tym samym swojej obecności. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co tym
razem zrobiłby mi ojciec. Niejeden raz pokazał mi próbkę swojej brutalności.
Jak wtedy, gdy musiałam patrzeć na torturowanego w piwnicy zdrajcę. Miałam
zaledwie czternaście lat. Pewnego wieczoru Sasha zaprowadził mnie na dół, do
miejsca, którego wystrzegałam się za wszelką cenę, i postawił przed celą. To
pomieszczenie służyło mu do rozprawiania się ze zdrajcami bądź tymi, którzy
zaleźli mu za skórę.
Na początku nie rozumiałam, dlaczego
tam byłam i musiałam patrzeć na człowieka krzyczącego z bólu, torturowanego w
okrutny sposób, a na końcu pozbawionego życia.
Nigdy nie zdołam zapomnieć tego przerażającego
widoku: wpatrzonych we mnie oczu, niemego błagania o pomoc i ostatecznego ciosu,
który zbryzgał moją twarz krwią. Nie mam pojęcia, jakiej broni użył jeden z
przydupasów ojca, by zrobić dziurę w ciele tego nieszczęśnika i przyozdobić
ścianę na czerwono. Po tym dniu koszmary nawiedzały mnie przez wiele miesięcy.
– Cieszę się, że nasze interesy tak
dobrze się układają. Liczę na to, że z każdym dniem będzie lepiej.
– Możesz na to liczyć, Sasha, jeśli
tylko będziesz postępował zgodnie z planem. Jestem bardziej niż szczęśliwy, że
obdarzyłeś mnie zaufaniem i przedstawiłeś swoim dostawcom. – Wzdrygam się na
ten przebiegły ton głosu. Swoją drogą to dziwne, że ojciec odstąpił komuś
własne znajomości. Głupia nie byłam, wiedziałam, na czym polegają interesy ojca
i to, czym się zajmował. Posiadał mnóstwo kasyn, restauracji oraz burdeli, a przy
okazji przemycał też prochy. Gdyby trafił do więzienia, nigdy nie opuściłby
jego murów. – Jestem pewien, że dobrze wykorzystam te kontakty.
– Wierzę. Ja dziękuję ci za
transport. Zrobię z niego dobry użytek.
– Ależ nie ma za co. Liczę, że
towar ci się spodoba. Mauricio odwala kawał dobrej roboty, przekonasz się.
– Z pewnością. Cieszę się, że
weźmiesz udział w dzisiejszym przyjęciu. To ważny dzień dla mojej córeczki. – Przewracam
oczami na ostatnie słowo. Nazywa mnie tak tylko przy obcych ludziach, odgrywając
w ten sposób rolę dobrego tatusia.
– Tak. – Zapada dziwna cisza i
myślę nawet, że rozmowa dobiegła końca. Przysuwam się bliżej i próbuję
cokolwiek zobaczyć, lecz szpara w drzwiach mi na to nie pozwala.
***
O dwudziestej trzydzieści schodzę na dół. Kiedy
tylko pojawiam się na schodach, wszystkie rozmowy milkną, nawet kwartet
smyczkowy przestaje grać. Przywykłam do tego, że jestem ozdobą swojej rodziny,
niemniej dzisiaj czuję się onieśmielona i lekko zestresowana. Na drżących
nogach pokonuję schodek po schodku, modląc się w duchu, by nie zaliczyć wpadki
i nie zbłaźnić się przy takiej ilości zaproszonych przez ojca gości. Na
szczęście udaje mi się bezpiecznie dotrzeć do celu.
Oddycham z ulgą, przyklejam na
twarz uśmiech, a następnie szukam wzrokiem ojca. Gdy nasze spojrzenia się
krzyżują, marszczę brwi na widok stojącego obok niego mężczyzny. Jest wysoki,
świetnie zbudowany i ma ciemne niczym smoła włosy, a jego oczy skupione są na
mnie. Odnoszę wrażenie, że przewierca mnie na wylot, przez co się czerwienię i
mam ochotę spieprzać w cholerę.
Nim mam szansę wykonać krok, przede
mną pojawia się mój przyszły mąż, rozwiewając niepokój oraz strach. Wygląda
obłędnie w czarnym smokingu, z idealnie wymodelowanymi włosami, posyłając mi to
przepełnione miłością spojrzenie. Jest piękny. Nie mogę się napatrzeć w te
hipnotyzujące tęczówki i choć to nie jest możliwe, moja miłość do niego rośnie.
– Witaj, przyszła żono. – Uśmiecha
się szeroko, przytula do siebie i całuje w skroń. Czy ktoś może mnie
uszczypnąć? Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę.
Komentarze
Prześlij komentarz