Recenzja Vi Keeland, Penelope Ward „Park Avenue”
Niepospolita uroda Elodie Atlier była pułapką na
facetów, którzy zdradzali swoje kobiety. Agencja detektywistyczna nie była
jednak pracą jej marzeń, więc w końcu Elodie postanowiła poszukać lepszego
zajęcia. Tamtego dnia śpieszyła się na rozmowę z potencjalnym pracodawcą.
Niestety, miała pecha, niegroźną stłuczkę. Tamten gość miał drogi samochód,
wygląd greckiego boga i paskudne maniery. Po ostrej wymianie zdań rozstali się,
a Elodie miała nadzieję, że więcej tego bufona nie spotka. Nie miała więc
tęgiej miny, gdy okazało się, że stara się o pracę właśnie u niego.
Hollis LaCroix przyzwyczaił się, że ma władzę i
duże pieniądze. Nie znosił kobiet, które miały sekrety. Nie przepadał też za
tupetem i ciętym językiem. Ślicznotka, która uszkodziła mu samochód, a chwilę
potem, starając się o posadę niani jego bratanicy, wygarnęła mu od serca, natychmiast
spotkała się z jego ostrą reakcją. Mimo to, gdy emocje opadły, postanowił dać
jej szansę. W końcu trudno o idealną opiekunkę dla dziewczynki z problemami.
Hollis sam przed sobą nie chciał przyznać, że zarówno odwaga, jak i temperament
Elodie bardzo mu się spodobały.
Dziewczyna okazała się utalentowaną nianią.
Zbudowała więź z małą Hailey i wydawało się, że może być tylko lepiej. Prędko
jednak okazało się, że śliczną nianię i przystojnego pracodawcę łączy coś
więcej. Oboje starali się ukrywać wzajemną fascynację i pozwalali sobie
zaledwie na niewinny flirt. Zdawali sobie sprawę, że dzieliło ich zbyt wiele, a
ewentualny romans mógłby przynieść potężne komplikacje. Nie przypuszczali
jednak, z czym przyjdzie im się zmierzyć, gdy rzeczywiście się w sobie
zakochają...
Ucieszyłam się, kiedy w ręce wpadła mi kolejna powieść
duetu Vi Keeland i Penelope Ward, jak wiecie i niejednokrotnie tutaj
podkreślałam, że twórczość obu pań, czy to w duecie, czy w osamotnieniu jest
dla mnie przyjemna, pomaga w relaksowaniu się. Czytając książki tych autorek
otrzymuję interesującą fabułę i bohaterów, którzy są wielowymiarowi, ciekawi i
maja wiele do zaoferowania. Czym tym razem zaskoczą nas autorki?
Główną bohaterką książki „Park Avenue” jest Elodie, to młoda kobieta, która nie jest zadowolona ze
swojej pracy, dlatego pewnego dnia postanawia ją zmienić. Pracowała w pewnej agencji, która jest dość
specyficzna, zadaniem kobiety było wabienie mężczyzn i przyłapywanie ich na
skoku w bok. Miała męża, który pełnił posadę profesora historii sztuki, jednak
nie potrafił dotrzymać małżeńskiej obietnicy dotyczącej wierności. Małżeństwo
się rozpadło i trzeba było próbować naprawić swoje życie, chwycić je za rogi. Nie
mogła sobie pozwolić na to by rozpaczać zwłaszcza po kimś takim. Elodie zaczęła
aplikować na stanowisko opiekunki do dziecka u bardzo zamożnego mężczyzny.
Rozmowa kwalifikacyjna jest dość ciekawa i niecodzienna zwłaszcza, że kobieta
zaliczyła drobną kolizję z mężczyzną, który miał się okazać jej pracodawcą. Jest
przekonana o tym, że jest przekreślona na wstępie, jednak córka Hollisa,
nawiązuje nić porozumienia. Jak więc tutaj odmówić? Jak pozbyć się kobiety,
która dobrze dogaduje się z nastolatką? Zarówno Hollis, jak i Elodie mają swoje
własne cienie przeszłości, własne krzywdy, które ich zmieniły, pomimo tego, że
coś zaczyna między nimi się dziać. Elodie straciła zaufanie do facetów, trudno
się dziwić, kiedy mąż ją zdradził, chociaż jest świadoma tego, że nie każdy
samiec taki jest, a Hollis boryka się ze złamanym sercem. Czy dla tej pary jest
jakaś szansa? Czy zbiorą się na odwagę i zaczną słuchać własnych spragnionych
miłości serc?
„Park Avenue” jest historią, która na pewno na długo zapadnie mi w pamięć, uśmiecham się jak głupia do sera, kiedy myślę o tej dwójce bohaterów i wszystkich emocjach, które dostarczyły nam autorki za ich sprawą. Chemia między bohaterami jest namacalna i wyczuwalna, od razu dostrzegamy, że coś jest na rzeczy. Vi Keeland i Penelope Ward potrafią sprawić, że historia pochłonie czytelnika bez reszty, zaczyna się angażować kibicować bohaterom. Autorki nie tylko wywołały u mnie uśmiech, ale i chwile wzruszenia, a musicie przyznać, że to o czymś świadczy, prawda? Na czterystu stronach tekstu dzieje się wiele, to pierwsza tak obszerna książka autorstwa tych dwóch kobiet, która wpadła w moje ręce. Uważam, że jest świetna i się na niej nie zawiodłam, wyczekuję także kolejnych powieści tych autorek.
Komentarze
Prześlij komentarz