Recenzja Vi Keeland, Penelope Ward „Park Avenue”

Niepospolita uroda Elodie Atlier była pułapką na facetów, którzy zdradzali swoje kobiety. Agencja detektywistyczna nie była jednak pracą jej marzeń, więc w końcu Elodie postanowiła poszukać lepszego zajęcia. Tamtego dnia śpieszyła się na rozmowę z potencjalnym pracodawcą. Niestety, miała pecha, niegroźną stłuczkę. Tamten gość miał drogi samochód, wygląd greckiego boga i paskudne maniery. Po ostrej wymianie zdań rozstali się, a Elodie miała nadzieję, że więcej tego bufona nie spotka. Nie miała więc tęgiej miny, gdy okazało się, że stara się o pracę właśnie u niego. 
Hollis LaCroix przyzwyczaił się, że ma władzę i duże pieniądze. Nie znosił kobiet, które miały sekrety. Nie przepadał też za tupetem i ciętym językiem. Ślicznotka, która uszkodziła mu samochód, a chwilę potem, starając się o posadę niani jego bratanicy, wygarnęła mu od serca, natychmiast spotkała się z jego ostrą reakcją. Mimo to, gdy emocje opadły, postanowił dać jej szansę. W końcu trudno o idealną opiekunkę dla dziewczynki z problemami. Hollis sam przed sobą nie chciał przyznać, że zarówno odwaga, jak i temperament Elodie bardzo mu się spodobały.
Dziewczyna okazała się utalentowaną nianią. Zbudowała więź z małą Hailey i wydawało się, że może być tylko lepiej. Prędko jednak okazało się, że śliczną nianię i przystojnego pracodawcę łączy coś więcej. Oboje starali się ukrywać wzajemną fascynację i pozwalali sobie zaledwie na niewinny flirt. Zdawali sobie sprawę, że dzieliło ich zbyt wiele, a ewentualny romans mógłby przynieść potężne komplikacje. Nie przypuszczali jednak, z czym przyjdzie im się zmierzyć, gdy rzeczywiście się w sobie zakochają...



Wydawnictwo: Editio Red
Rok wydania:  2020
Format: Książka
Liczba stron: 400


Ucieszyłam się, kiedy w ręce wpadła mi kolejna powieść duetu Vi Keeland i Penelope Ward, jak wiecie i niejednokrotnie tutaj podkreślałam, że twórczość obu pań, czy to w duecie, czy w osamotnieniu jest dla mnie przyjemna, pomaga w relaksowaniu się. Czytając książki tych autorek otrzymuję interesującą fabułę i bohaterów, którzy są wielowymiarowi, ciekawi i maja wiele do zaoferowania. Czym tym razem zaskoczą nas autorki?


Główną bohaterką książki „Park Avenue” jest Elodie,  to młoda kobieta, która nie jest zadowolona ze swojej pracy, dlatego pewnego dnia postanawia ją zmienić.  Pracowała w pewnej agencji, która jest dość specyficzna, zadaniem kobiety było wabienie mężczyzn i przyłapywanie ich na skoku w bok. Miała męża, który pełnił posadę profesora historii sztuki, jednak nie potrafił dotrzymać małżeńskiej obietnicy dotyczącej wierności. Małżeństwo się rozpadło i trzeba było próbować naprawić swoje życie, chwycić je za rogi. Nie mogła sobie pozwolić na to by rozpaczać zwłaszcza po kimś takim. Elodie zaczęła aplikować na stanowisko opiekunki do dziecka u bardzo zamożnego mężczyzny. Rozmowa kwalifikacyjna jest dość ciekawa i niecodzienna zwłaszcza, że kobieta zaliczyła drobną kolizję z mężczyzną, który miał się okazać jej pracodawcą. Jest przekonana o tym, że jest przekreślona na wstępie, jednak córka Hollisa, nawiązuje nić porozumienia. Jak więc tutaj odmówić? Jak pozbyć się kobiety, która dobrze dogaduje się z nastolatką? Zarówno Hollis, jak i Elodie mają swoje własne cienie przeszłości, własne krzywdy, które ich zmieniły, pomimo tego, że coś zaczyna między nimi się dziać. Elodie straciła zaufanie do facetów, trudno się dziwić, kiedy mąż ją zdradził, chociaż jest świadoma tego, że nie każdy samiec taki jest, a Hollis boryka się ze złamanym sercem. Czy dla tej pary jest jakaś szansa? Czy zbiorą się na odwagę i zaczną słuchać własnych spragnionych miłości serc?

„Park Avenue” jest historią, która na pewno na długo zapadnie mi w pamięć, uśmiecham się jak głupia do sera, kiedy myślę o tej dwójce bohaterów i wszystkich emocjach, które dostarczyły nam autorki za ich sprawą. Chemia między bohaterami jest namacalna i wyczuwalna, od razu dostrzegamy, że coś jest na rzeczy. Vi Keeland i Penelope Ward potrafią sprawić, że historia pochłonie czytelnika bez reszty, zaczyna się angażować kibicować bohaterom. Autorki nie tylko wywołały u mnie uśmiech, ale i chwile wzruszenia, a musicie przyznać, że to o czymś świadczy, prawda? Na czterystu stronach tekstu dzieje się wiele, to pierwsza tak obszerna książka autorstwa tych dwóch kobiet, która wpadła w moje ręce. Uważam, że jest świetna i się na niej nie zawiodłam, wyczekuję także kolejnych powieści tych autorek. 





Komentarze

Popularne posty