[PATRONAT] Rozdział trzeci Blair LeBlanc "The Guarded Heart"
ROZDZIAŁ
TRZECI
Cassian
CHŁOPAK?
Było dokładnie
odwrotnie.
Ja
i Rain pasowaliśmy do siebie jak sos sriracha do piwa. Nijak. Zraniłbym ją z
tysiąc razy, zanim zdążyłaby ze mną zerwać.
Zdawałem
sobie z tego sprawę, ale nie odezwałem się ani słowem.
Rain
rozproszyła moją uwagę, przesuwając dłonią po moim bicepsie. Oparła się na mnie
i przycisnęła usta do mojego policzka. Musnęła moją skórę i poczułem
napływające do krocza gorąco. Bliskość jej ciała sprawiła, że mój fiut stanął
na baczność. Zapomniałem o konsekwencjach, łaknąłem jej jak tlenu. Kiedy
spojrzałem w jej piękne oczy, cały świat przestał mieć dla mnie jakiekolwiek
znaczenie.
W
tych oczach zobaczyłem chęć usprawiedliwienia się, ale zachowałem na tyle
przytomności umysłu, by ją odepchnąć.
– Nie.
– Cassianie, proszę –
wyszeptała słodko. – Nie prosiłabym cię o to, gdyby nie było to dla mnie
istotne.
Wszystkie wkute
na blachę zasady ochroniarskiej etyki nakazywały mi zakończyć tę farsę, ale
silniejszy, wewnętrzny głos krzyczał, bym poczekał. To pewnie dlatego, że Rain
była niesamowicie spięta i wyglądała jak wcielenie desperacji. Wygoniłem z domu
niezliczoną ilość kobiet, ale jej sarnie oczy działały na mnie hipnotyzująco.
Coś było nie w
porządku. Potrzebowała mnie.
Kurwa.
– Witam – powiedziałem do jej
mamy i uśmiechnąłem się potulnie.
– Cześć, Cassian. Mam na imię
Marie. – Kiedy zobaczyłem jak wygląda, od razu zrozumiałem, skąd Rain wzięła
swoje poczucie stylu. Marie była ubrana w długą do kostek, bananowo-żółtą
sukienkę w biało–czarne kwiaty. Zaskoczyła mnie ta konserwatywna długość, bo
nie była stara i z pewnością nie miała się czego wstydzić. Ciemne, lekko
naznaczone siwizną włosy zaplotła we francuski warkocz. Ruszyła w moim kierunku,
wyciągając ramiona. Zauważyłem, że pokrywają je drobne blizny.
– Chodź no tu!
Marie przytuliła
mnie tak mocno, że poczułem jej kościste ciało. Nie przepadałem za
przytulankami, ale mimo to poklepałem ją po ramionach.
Cofnęła się z
uśmiechem.
– Wow
– powiedziała. – Przystojny, a do tego silny!
– Dziękuję.
Matka dziewczyny najwyraźniej miała w
dupie, że byłem znacznie starszy od jej córki. Wyglądała, jakby właśnie dostała
niespodziewany prezent.
– Nie
mówiłaś, że masz chłopaka!
– Niespodzianka!
– zachichotała Rain, rzucając się mamie w ramiona. – Dopiero co się poznaliśmy.
Wyglądały jak dwie identyczne jasno
świecące gwiazdy. Patrząc na ich pełne szczęścia twarze, czułem ból. Rain podeszła
z powrotem do mnie i przykleiła się do mojego boku. Fioletowe włosy opadły na jej
kremową koszulkę, która była na tyle krótka, że odsłaniała kawałek brzucha.
Była istnym
cudem.
– Miło cię poznać, Cassianie –
powiedziała Marie z uśmiechem.
– I wzajemnie – odpowiedziałem.
Odszedłem od
Rain i otworzyłem drzwi do domu. Marie zauważyła ten gest i obdarzyła mnie
ciepłym uśmiechem, przez moment zatrzymując wzrok na moich dłoniach. Oceniałem
ludzi na podstawie tego, w jaki sposób patrzyli na moje blizny. Przez lata
nauczyłem się rozpoznawać pewne schematy zachowań. Niemal wszyscy reagowali z
opóźnieniem, większość czuła strach i obrzydzenie. Niektórzy udawali, że nie
widzą mojego oszpecenia. Bardzo niewielu pytało, co mi się przytrafiło.
Marie nie robiła
zamieszania wokół nich. Weszła wprost do wyłożonego dywanem pokoju dziennego,
zastawionego przez pudła i meble. Na drugim końcu pomieszczenia znajdował się
stojący na linoleum stół kuchenny ze szklanym blatem. Lustra pokrywające całą
powierzchnię ścian stwarzały w maleńkim pomieszczeniu iluzję przestrzeni.
Według
protokołu, przed wpuszczeniem Rain do środka, powinienem sprawdzić cały dom.
Niestety, w momencie, kiedy Rain nazwała mnie swoim chłopakiem, protokół
poszedł się jebać. Ta dziewczyna wciąż łamała kolejne z moich zasad, a ja
pozwalałem jej na to, bo ulegałem jej delikatnemu spojrzeniu.
To było
nieakceptowalne.
Rain próbowała
zaciągnąć mnie na kanapę, ale się jej oparłem.
– Skarbie, zechcesz mnie
oprowadzić? – spytałem niewinnie.
Marie już
krzątała się po kuchni, trzaskając drzwiczkami szafek.
– Śmiało, Rain. Zrobię wszystkim
coś do picia.
– Okej – wymamrotała Rain,
pojmując ukryte znaczenie moich słów. – W porządku.
– Czego się napijesz, Cassian?
– zawołała Marie. – Piwo, wino, whisky?
– Poproszę wodę.
Chciałem
sprawdzić dom pod pretekstem małej wycieczki. Zatrzymaliśmy się w pomieszczeniu
ze sprzętem do ćwiczeń. Małe, kwadratowe okienko wpuszczało do środka odrobinę
światła słonecznego, oświetlającego grubą warstwę kurzu. Nie było tu nic
wartego uwagi i liczyłem na to, że Marie uzna, że chcieliśmy się chwilę poprzytulać.
Cholera, co było
ze mną nie tak?
Kiedy tylko zamknąłem
drzwi, Rain puściła moją dłoń i zmarszczyła brwi.
– Tak mi przykro – powiedziała.
Nigdy wcześniej nie słyszałem, żeby mówiła tak niskim głosem.
– Nie trać czasu na
przeprosiny.
– Travisa nie powinno tu być.
Mama mówiła, że miał wyjść. – Rain krążyła po małej przestrzeni, załamując
ręce. – On nie jest dobrym człowiekiem.
Poczułem ucisk w
żołądku. Powinienem był się domyślić widząc bladożółte obwódki na ramionach
Marie. Albo była narkomanką, albo ktoś ją krzywdził.
– To by wyjaśniało jej blizny.
Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?
– Co? – Rain zbulwersowała się.
– On jej nie bije. Ślady na rękach są od mezoterapii. Moja mama ma fioła na
punkcie pielęgnacji urody.
Gówno
prawda.
– Taki kit próbuje Ci wcisnąć?
Rain zbliżyła
się do mnie. Nienawiść do Travisa aż w niej wrzała, ale i tak była zła, że odważyłem
się powiedzieć to na głos.
– Travis nie jest agresywny –
warknęła, jak gdyby moja sugestia była dla niej obrazą. – Jest zwykłym pasożytem.
Nie ma pojęcia o moim ojcu ani o tym, że mieszkam w posiadłości wartej majątek.
Myśli, że mieszkam w akademiku i tonę w długach.
– Dlaczego?
– Bo próbowałby wyłudzić ode
mnie pieniądze. – Rain mówiła tak cicho, że już szeptała. – Jemu bym odmówiła,
ale mamie nie.
Podrapałem się w
czoło. Byłem na siebie wściekły. Rozwiązywanie takich problemów nie należało do
moich cholernych obowiązków.
– Cholera, Rain. Mogłabyś wziąć
się w garść – mruknąłem.
– Wiem.
– Twoja mama tego nie kupi.
– To nie ma znaczenia –
powiedziała gwałtownie. – Obiecałam jej, że Travis nie dowie się o tacie.
Zapomniała o
jednym niezwykle istotnym szczególe.
– Mam trzydzieści lat, a ty
dziewiętnaście. Nikt zdrowy na umyśle nie uwierzy, że jesteśmy parą.
Rain wzruszyła
ramionami i zobaczyłem, że do jej oczu napływa wilgoć.
– On uwierzy.
– A co z twoją mamą?
– A jakie to ma znaczenie? – syknęła
przez łzy. – Mama nie wyda mnie Travisowi. Ona nie chce, żeby ten gnojek
mieszał się w moje życie.
A właśnie, kurwa, że wyda.
Setki razy
widziałem tego typu sytuacje. Jakiś dupek znęca się nad kobietą i niszczy jej
relację z córką. Córka staje się zdesperowana. Zwyrodnialec niszczy wszystkich
wokół tak długo, dopóki ktoś nie umrze. Albo dopóki kobieta go nie zostawi.
Nie mogłem winić
Rain. Była pełną nadziei, bezinteresowną, słodką dziewczynką, która nie była
wystarczająco doświadczona przez życie. Była jak paczka słodyczy pozostawiona
na chodniku. Była magnesem dla drapieżników, a Travis chętnie zatopiłby w niej
swoje pazury.
Po moim trupie.
– Po prostu zachowuj się jak
mój chłopak – powiedziała Rain, wsuwając swoją drobną dłoń w moją. Było to
zaskakująco przyjemne uczucie. – Chodźmy, bo zaczną coś podejrzewać.
– Już coś podejrzewają.
Czy ja naprawdę
się na to zgodziłem?
Najwidoczniej tak.
Dałem Rain
poprowadzić się do zagraconego salonu. Nigdy wcześniej nie widziałem tylu
egzemplarzy Vogue w jednym miejscu. Sympatyczna Marie miała ogromny
problem z gromadzeniem różnego rodzaju szpargałów. Rain zaciągnęła mnie na
kwiatową sofę. Poduszki zaskrzypiały, a ja poczułem jej udo przy swoim.
Otoczyłem ją ramionami i przyciągnąłem do siebie, opierając podbródek na czubku
jej głowy. Miałem wielką ochotę, by pocałować ją w kark.
Nigdy wcześniej
nie byliśmy tak blisko. Ucałowałem czubek głowy Rain i tym niewinnym gestem
wywołałem rumieniec na jej policzkach.
Czy ona na mnie
leciała? Jej twarz nadal płonęła.
– Cass?
– Cassian. – Nachyliłem się do niej, muskając ustami jej policzek.
– Jesteś zdana na siebie. I masz u mnie dług.
Marie nagle
zmaterializowała się na środku pokoju, balansując tacą pełną napojów. Wyglądała
jak delikatny kwiat, który jakimś cudem przetrwał na wysypisku śmieci.
Postawiła moją szklankę wody na obdrapanym stoliku do kawy, po czym usiadła na sofie
i uśmiechnęła się szeroko.
– Wyglądacie razem tak uroczo –
powiedziała i odwróciła głowę. – Travis? Chodź, usiądź z nami.
– Idę – zawołał piskliwym
głosem. Wyciągnął piwo z lodówki i w końcu zaszczycił nas swoja obecnością. Był
wysoki i chudy, a spodnie w kolorze khaki nie spadały mu z tyłka tylko dlatego,
że nosił pasek. Spod czarnej brody wyłaniał się spiczasty podbródek. Ze swoimi
zakolami i krótkimi włosami przypominał mi Buzza Aldrina.
Jego ramiona
pokrywały symbole gangów i tribale, które pewnie wypatrzył w jakimś katalogu w
poczekalni u tatuażysty. Pod żadnym pozorem nie można było uznać go za
przystojnego. Promieniował aurą złego kolesia, która zapewne przyciągała
niektóre kobiety.
Travis otworzył
puszkę. Pianę, która wylała mu się na palce, wytarł w koszulkę. Z ponurym
westchnieniem opadł na kanapę. Zaczął mnie obserwować i groźne jego rysy twarzy
stężały.
– Travis, to jest Cassian –
powiedziała Marie, chwytając go za ramię i przytulając się. – Jest chłopakiem
Rain.
– Cześć – odezwałem się i
skinąłem na niego.
– Nigdy wcześniej nie słyszałem
tego imienia – powiedział drwiąco. – Francuskie?
– Nie mam pojęcia. Musiałbyś
spytać mojego taty.
– Cóż, bardzo miło cię poznać –
mruknął i podał mi rękę. Nagle zakrztusił się piwem, wbił wzrok w moją dłoń i przyciągnął
ją do siebie. – Cholera, ziomek, co ci się stało?
Moje
przypuszczenia się potwierdziły. Travis był kutasem.
– Spadłem ze schodów –
powiedziałem, piorunując go wzrokiem.
Travis
rozdziawił gębę. Odstawił piwo na stolik, zerknął na bolesną minę Marie i
wybuchnął śmiechem. Spojrzał na mnie, a jego groźny uśmiech wydawał się niemal
radosny.
– Niezły jesteś – odezwał się
wolno. – Ile w ogóle masz lat?
– Trzydzieści – palnąłem
szybko, zanim Rain mogła się odezwać.
Marie
nachmurzyła się. Widocznie nie spodziewała się, że byłem dziesięć lat starszy
od jej córki. Wyglądała, jakby ją to zmartwiło. I słusznie. Nie obeszło mnie
to, bo wszystkie moje myśli zajęły słowa Travisa.
– Nieźle – powiedział
przeciągle. – Tym lepiej dla ciebie.
Marie mogła tego
nie dostrzec, ale ja wyłapałem szybkie spojrzenie, które rzucił w kierunku
Rain. Miałem ochotę zetrzeć mu ten zasrany uśmieszek z gęby. Obrzydzenie
skręciło mi wnętrzności, a ten dupek najzwyczajniej w świecie zajął się pochłanianiem
chrupków serowych z miski.
– Czym się zajmujesz, Cass?
Teraz tak mnie
chciał nazywać?
– Jestem ochroniarzem.
Travis spojrzał
na mój pasek.
– Gościu, czy ty masz przy
sobie broń?
Lepiej
nie obserwuj mnie zbyt uważnie.
– Tak – odparłem i zacisnąłem
szczękę.
– Kozacko – powiedział i
wyciągnął pięść, chcąc zbić ze mną żółwika. – Myślałem, że w Kalifornii trudno
o pozwolenie.
Bo
jest trudno.
– Nie jest, jeśli masz
odpowiednie uzasadnienie.
– Rozumiem – wymamrotał, wyglądając
na coraz bardziej zafascynowanego. – Jakich masz klientów?
– Różnych.
– Małomówny jesteś. Ale przy
kontakcie z tą tutaj to się akurat przydaje – zaśmiał się, klepiąc Rain po
nodze. Rain drgnęła, zaskoczona gestem i szybko zamaskowała ten odruch,
krzyżując nogi.
Poczułem
zaślepiającą mnie czystą furię. Odstawialiśmy cały cyrk ze związkiem, a on
wydawał się nic sobie z tego nie robić.
Nie
waż się jej dotykać. Miałem te słowa na końcu języka.
Zaśmiał się,
mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.
– Nie wyglądasz, jakbyś był w
jej typie.
A
może ty wyglądasz?
W jego ustach te
słowa brzmiały co najmniej pretensjonalnie.
– Przeciwieństwa się
przyciągają.
– Najwyraźniej – powiedział
wolno. – Myślałem, że Rain będzie wolała słodkiego chłopca z włosami w kolorze
tęczy i różową czapeczką, a nie The Rocka. W końcu zrobiła coś dobrze.
Przeszedł mnie
dreszcz wściekłości, pogarszając tylko to, co czułem, widząc Travisa
zerkającego na Rain. Czy on ją obrażał w mojej obecności? W obecności jej
chłopaka? Miałem tak siedzieć i po prostu słuchać? Być może Rain i Marie nie
oczekiwały niczego więcej, ale ja z całą cholerną pewnością nie miałem zamiaru
tego tolerować.
Pochyliłem się w
kierunku skurwiela tak, żeby przypadkiem nie uznał moich słów za żart.
– Nie obrażaj mojej dziewczyny.
Rain jest moja. Jeśli ktokolwiek ma ją ustawiać, będę to ja. Na pewno nie ty.
Mógł odpuścić
albo podjąć walkę. Miałem nadzieję, że spróbuje mnie uderzyć. Miałbym
przynajmniej wymówkę, żeby skopać mu tyłek.
Czubki uszu
Travisa zapłonęły czerwienią, a on rozdziawił gębę.
– Myślisz, że możesz sobie
wejść do mojego domu i mi rozkazywać?
– Mogę, jeśli to dotyczy mnie.
Byłem tak
wściekły, że niemal nie poczułem dłoni Rain na moim udzie. Nie zareagowałem,
więc się wtrąciła.
– Wszystko w porządku. Travis
tylko żartował.
Travis szybko
dopił swoje piwo, zupełnie ignorując błagalne spojrzenia Marie. Zgniótł
aluminiową puszkę.
– Szanuję gościa wstawiającego
się za swoją dziewczyną. Wybacz nadepnięcie na odcisk, bracie.
Nie
jesteś moim bratem.
Mruknąłem,
potwierdzając, że słyszałem jego szczeniackie przeprosiny. Dług Rain u mnie
wciąż rósł. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem na randce typu „poznaj moich
rodziców”. Ta konkretna przerodziła się w katastrofę.
– Cassian, może w takim razie
powiesz nam, skąd jesteś? – powiedziała Marie wysokim głosem.
Wybrałem
podkoloryzowaną wersję, którą wcisnąłem Rain w trakcie naszego pierwszego
spotkania.
– San Leandro. Mieszkałem tam
od zawsze, zanim przeniosłem się do Walnut Creek.
– Nie pierdol? – powiedział
Travis, szturchając Marie łokciem. – Powinieneś czasem wpaść do nas na kolację.
Co nie, skarbie?
Kuuurwa.
Marie spróbowała się uśmiechnąć, ale nadal była zbyt zdenerwowana.
– No pewnie.
Travis zmarszczył brwi.
– No weź. Jest
najlepszym, co przytrafiło się tej dziewczynie. Mogłaby randkować z jakimś
przegrywem, ale znalazła prawdziwego faceta. – Pochylił w moją stronę, żeby
poklepać mnie po ramieniu.
Miałem ochotę wypalić sobie miejsce, w którym mnie dotknął. A potem
złamać mu rękę. Najgorsze było to, że chyba mnie polubił.
W miarę, jak odpowiadałem Travisowi na kolejne idiotyczne pytania,
napięcie powoli opadało. Wypytywał mnie o wszystko, zaczynając od tego, ilu
ludzi zabiłem, a kończąc na tym, z iloma celebrytkami spałem. W obydwu
przypadkach odpowiedź brzmiała tak samo – zero. Miałem nadzieję, że go znudzę, ale gnojek
wydawał się coraz bardziej zainteresowany. Rozmawianie z tym bezmózgim
patafianem było dla mnie torturą. Kończyła mi się cierpliwość i obawiałem się,
że mogę w końcu eksplodować. Sposób, w jaki Travis patrzył na córkę swojej
kobiety sprawiał, że cierpła mi skóra.
W trakcie kolejnej wymiany zdań Travis znów spróbował mnie sprowokować.
– Tak między
nami, co ty w niej w ogóle widzisz?
Spojrzałem na Rain, która w międzyczasie usiadła z Marie przy stole. Na
jej twarz wypłynął pełen napięcia uśmiech. Przesunęła dłoń po blacie i położyła
na zaciśniętej pięści matki. Patrzyłem na kobietę delikatną, piękną i pełną
nadziei.
Nie były to zalety interesujące Travisa. Chciał usłyszeć o jej cyckach
i tyłku, więc usłyszy.
Przynajmniej teraz.
– Widzę to, co każdy
prawdziwy facet – powiedziałem. Travis wyszczerzył zęby, bezgłośnie wypowiadając
„o
tak”.
Boże, był odrażający.
– Cassian –
powiedziała Rain chrapliwie. – Powinniśmy już iść.
Całe, kurwa, szczęście.
Travis wyglądał na zawiedzionego.
– Naprawdę
musicie?
Rozbawiła mnie jego konsternacja.
– Mamy zarezerwowany stolik w restauracji –
powiedziałem, wstając.
Coś się wydarzyło pomiędzy Rain i jej matką. Zarumieniona Marie prosiła
ją o coś cicho, ale dziewczyna to ignorowała. Przygryzła wargę i wpatrywała się
we mnie. Wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Nawet ten dupek to
zauważył.
Spojrzał na Marie, która nagle jakby przygasła.
– Co się z tobą
dzieje? Od rana zachowujesz się dziwnie – burknął.
– Pa, mamo –
powiedziała Rain śmiertelnie poważnym tonem. – Chodźmy, Cassian.
– Bardzo miło
było cię poznać – powiedziałem, podchodząc do Marie.
Jej jasne oczy przepełniało cierpienie.
– Ciebie również.
Pożegnałem się z Travisem, który westchnął współczująco, jakby chciał
powiedzieć: kobiety,
co poradzić.
– Na razie – powiedział. –
Odezwij się w sprawie kolacji.
Idź do diabła.
Rain stała już
na zewnątrz, wpatrując się w suchy trawnik. Słońce nadawało jej twarzy koloru,
ale czułem bijącą od niej melancholię. Przeszła przez podwórko i wyszła na
ulicę, kierując się w stronę ścieżkę rowerowej. Poszedłem za nią, wydeptując ślad
w zaniedbanej trawie.
– Dziękuję
– powiedziała i zatrzymała się, zaciskając kurczowo dłoń na metalowym łańcuchu
oddzielającym ścieżkę rowerową od chodnika. – Nie musiałeś mnie bronić. To było
bardzo uprzejme.
– To nie miało nic wspólnego z
byciem uprzejmym. Travis to skurwiel.
Uśmiech
rozjaśnił jej smutną twarz.
– Tak, to prawda. Nie znoszę
go.
– Ja też. Dlaczego twoja mama
go nie rzuci?
– Nie wiem. – Po jej policzku
spłynęła łza. – Mówi, że go kocha.
Poczułem się,
jakby ktoś mnie dźgnął nożem. Och, biedna Rain.
– Nie dasz rady tego już
naprawić.
– Myślałam, że… że może jeśli
będę jej wciąż pokazywała, jaki jest koszmarny, to go zostawi – wymamrotała, drżąc.
– Nie poddam się. Zmuszę ją, żeby poszła po rozum do głowy.
– Nie możesz. Nikt nie może. –
Nie miałem przy sobie chusteczek, więc poluzowałem mój jedwabny krawat i
otarłem nim jej łzy. – Ona musi sama podjąć decyzję.
Rain
podskoczyła, czując mój dotyk. Miała wymalowany na twarzy taki sam smutek, co
setki mieszkanek Walnut Creek na zdjęciach z portali randkowych.
– Co z tego, że nazywam się
Montgomery, skoro nie mogę nawet pomóc mojej mamie?
– Nie mam pojęcia.
– Muszę coś z tym zrobić. Travis
jest…
– Zła wiadomość – powiedziałem,
przerywając jej. – Nie chcę, żebyś kiedykolwiek znalazła się w jego pobliżu.
Wyglądała, jakby
ją zatkało.
– Co? – wykrztusiła.
– Mówię poważnie. Nie możesz
odwiedzać mamy, kiedy on tam będzie.
– Nie rozdzielisz mnie z moją
mamą – powiedziała z desperacją w głosie. – Cassian, nie!
– Nie martwię się o nią,
skarbie.
– Cassian, błagam!
– Travis jest wykolejeńcem.
– Myślisz, że nie zdaję sobie z
tego sprawy? – Rain zaparła się plecami o łańcuch i odwróciła głowę, jakby sądziła,
że będzie w stanie mi uciec. – Travis jest notowanym kryminalistą, a moja mama
z nim żyje. Nawet nie wiesz, jak bardzo spędza mi to sen z powiek. To jest po
prostu koszmar.
– Nikt by sobie z tym nie
poradził, a już zwłaszcza dziewiętnastolatka.
Gwałtownie odwróciła głowę.
– Nie traktuj mnie jak dzieciaka!
Podszedłem
bliżej i chwyciłem jej dłonie.
– Zrobiłem, co chciałaś. Teraz
ty zrób coś dla mnie. Trzymaj się z daleka od faceta swojej mamy.
– Cassian, proszę! Travis by
mnie nie skrzywdził. Jest po prostu dziwakiem.
– Dziwakiem z wytatuowanymi na ramionach
symbolami gangów.
Wyrwała się z mojego uścisku.
– Prowadzenie z tobą rozmowy
jest tak frustrujące. Jesteś tak wyprany z emocji, że mam wrażenie, jakbym
kłóciła się ze ścianą.
– Nie zgodzę się z tym –
powiedziałem łagodnie.
– Dziękuję, Cassian –
parsknęła. – Cały czas pokazujesz mi, kim nigdy nie chciałabym się stać.
Poszła w
kierunku auta, więc podążyłem za nią.
Rozwydrzona
księżniczka.
ZACZĘŁA SIĘ
ZMIANA QUENTINA.
Bogu dzięki.
Kiedy wróciliśmy
do domu, Rain zdążyła już ochłonąć, ale ja dalej byłem wściekły. Spotkanie z
jej rodziną bardzo mnie zaniepokoiło. Nie mogłem trzymać jej z dala od jej
własnej mamy, a nie chciałem angażować Montgomery’ego. To byłoby już pójście o
krok za daleko.
Quentin wyszedł
na ganek i sprzedał mi kuksańca. Miał na sobie parę jeansów i koszulę w kratę,
a włosy postawił na żel. Wyglądał, jakby wybierał się na całonocną imprezę.
Widząc szeroki
uśmiech Rain, zrobiłem się jeszcze bardziej podejrzliwy.
– Gotów? W Chapel gra dziś
zespół folkowy – powiedziała.
– O, to cudnie. – Quentin
rozpromienił się. – Nie mogę się doczekać!
Muzyka folkowa
podobała się Quentinowi mniej więcej tak, jak mi wycie pieprzonej Taylor Swift.
Nie przeszkadzało mu to, by kłamać w żywe oczy. Rain gorączkowo szukała czegoś
w torebce, aż w końcu ją upuściła. Obydwoje się po nią schylili i przypadkowo
się zetknęli.
– Dzięki – powiedziała, oblewając
się rumieńcem. – Kojarzysz Fleet Foxes? To zespół w ich stylu.
– Uwielbiam ich!
Gówno
prawda, chciałem krzyknąć. Nie dalej jak wczoraj, Quentin
słuchał fińskiego death metalu na cały regulator.
Czy on z nią flirtował?
Gwałtownie
otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Nadal słyszałem ich rozmowę przez okno.
– Serio? – Rain była pod
wrażeniem. – Kogo jeszcze słuchasz?
– Lorde, Lany del Rey, Gorillaz…
– Ja
też! – krzyknęła podekscytowana. – Gorillaz niedługo będą w San Francisco. Mam
bilety na ich koncert. Chcesz pójść ze mną?
Czy ona właśnie
zaproponowała mu randkę?
– Wchodzę w to – odpowiedział.
Trzęsąc się ze
złości, wbiłem wzrok w ścianę i wyobraziłem sobie, że duszę Quentina.
– To trochę żałosne, ale
kupiłam je z nadzieją, że znajdę kogoś, kto ze mną pójdzie. A skoro moi
przyjaciele mają mnie gdzieś…
– Nie bierz tego do siebie.
Dziewiętnastolatkowie to zazwyczaj skończone dupki.
– Nawet ja?
– Nie ma mowy! Ty jesteś super.
Przestań
ją podrywać, ty dupku.
– Dzięki – powiedziała z
radością. – To super, że słuchasz Lorde.
Słodki
Jezu, Rain. On nie słucha żadnej Lorde. Po prostu chce ci się dobrać ci do
majtek.
– No – powiedział Quentin. –
Raczej nie jestem w wieku jej typowych fanów.
– To nic, Q – powiedziała
miękko.
Quentin zaśmiał
się wstydliwie, a ja myślałem, że eksploduję. Czy on myślał, że miał u Rain
jakiekolwiek szanse?
– Dzięki, lala – wymruczał. –
Chodźmy.
Sukinsyn
totalnie na nią leciał.
W miarę jak się
oddalali, słyszałem coraz mniej z ich rozmowy. Po chwili pozostałem w zupełnej ciszy,
czując już tylko przepełniający mnie gniew. Wrzuciłem brudny kubek Quentina do
zlewu, roztrzaskując go na drobne kawałeczki.
Jeśli ktokolwiek
miał pieprzyć Rain, to będę to tylko ja.
Komentarze
Prześlij komentarz