[PATRONAT] Rozdział trzeci Anna Szafrańska "Jaśmina"
Rozdział 3
I need you like oxygen
Tie you to me, breathe you in
Prove it to me once again
Show me you love me
You know I get scared
I’m not just broken
I’m beyond repair.
Robin Schulz
& Winona Oak, Oxygen
Wierzgałam
zdrową nogą i chyba w coś kopnęłam, ale byłam zbyt spanikowana, by określić, co
to było. Poczułam szarpnięcie w talii i coś pchnęło mnie ku powierzchni. Moja
głowa przebiła taflę. Kaszląc, próbowałam pozbyć się wody, która zdążyła
wedrzeć się do moich ust.
–
Mam cię! Spokojnie, już cię mam!
Spazmatycznie
łapałam powietrze i uczepiona czyichś twardych, niemal sztywnych ramion
próbowałam zapanować nad łzami wyciśniętymi przez ból i strach. Panika
sprawiła, że miałam ściśnięte gardło, a w uszach słyszałam szum. Piszczenie. I
przytłumione krzyki dochodzące zza moich pleców. Próbowałam się uspokoić, ale
serce boleśnie obijało mi się o żebra, podsycając uczucie zagrożenia.
–
Trzymam cię. – Usłyszałam zduszony szept.
Ten
głos przebił się przez ścianę strachu. Tymon.
Powoli,
na przemian szczękając zębami i płacząc, podniosłam sztywno głowę. Jego twarz o
ostro zarysowanej trójkątnej brodzie znajdowała się tuż obok mojej. Był tak
blisko, że widziałam jego zlepione i mokre długie rzęsy. Mimo że Tymon
przemawiał do mnie spokojnie, jego twarz zdawała się napięta, a na policzku
dostrzegłam cyklicznie pojawiające się skurcze, gdy kompulsywnie zaciskał
szczękę. Jego ramię ciasno owinęło się wokół mojej talii, a ja, trzymając go za
kark, otoczyłam nogami jego biodra. Jak małpka. Udało mu się dopłynąć do
brzegu, a gdy już złapał grunt pod nogami, chwycił mnie pod nogi i jednym
ruchem wziął na ręce.
–
Spokojnie, to tylko skurcz – powiedział głośno, a ja, skołowana, dopiero teraz
dostrzegłam, że Arek, brodząc w płytkiej wodzie, wyszedł nam naprzeciw.
Ujął
delikatnie moją twarz i przyciągnął ją do siebie, jakby chciał sprawdzić, czy
na pewno jestem cała i zdrowa.
–
Jaśmina, błagam, nie strasz nas tak! – zagrzmiał karcąco, jednak jego dłonie
minimalnie zadrżały, gdy odgarniał moje mokre włosy przylepione do policzków.
–
Nie rozgrzałam się – pisnęłam przepraszająco. Odważyłam się podnieść spojrzenie
na brata. W jego stalowych oczach strach zmieszał się z ulgą i to sprawiło, że
łzy ponownie napłynęły mi do oczu. Tymon mocno mnie trzymał, więc ściągnęłam
ręce z jego karku i położyłam je na dłoniach Arka. – Pokonanie kilku długości
basenu to nie to samo co przepłynięcie jeziora – dodałam wstydliwie, mając
nadzieję, że powrót do moich zwyczajnych sarkazmów odrobinę rozluźni atmosferę.
–
No co ty nie powiesz – warknął Tymon przez zęby i zacieśniając uścisk wokół
moich ud, wyszedł na brzeg. – Zaniosę cię na koc.
–
Nie, luz, dam radę… – By pokazać mu, że już może mnie puścić, spróbowałam
poruszyć nogami, ale wtedy echo skurczu sprawiło, że skuliłam się, łapiąc za
lewą łydkę, całkowicie pozbawiona tchu. – O… kur-de!
–
O tym właśnie mówiłem!
Nie
mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słówka, gdy z policzkiem przyciśniętym
do twardego torsu Tymona dosłyszałam, jak szaleńczo biło jego serce. To pewnie
od wysiłku. Tak, z pewnością właśnie tak było, a jednak… Ten mocny rytm mnie
uspokajał, trochę wprawiał w zakłopotanie, ale z całą pewnością sprawił, że
wszystkie spięte mięśnie zaczęły się rozluźniać. Był taki znajomy…
Gwałtownie
wciągnęłam powietrze, gdy Tymon nagle posadził mnie na kocu rozłożonym przez
Lilkę. Zrobił to tak delikatnie, jakby obchodził się z jajkiem albo porcelanową
figurką. Burknął coś o kompresie i już go nie było. Patrząc w ślad za nim, gdy
równym, acz sztywnym krokiem zmierzał w stronę domku, ledwo zwróciłam uwagę na
Lilkę, która przysiadła tuż obok i zaproponowała, że rozmasuje mi nogę.
Odrobinę zawstydzona, że tak zdenerwowałam przyjaciół, ujęłam jej dłoń i lekko
ścisnęłam.
–
Lilka, poważnie, już wszystko okej. Wiem, głupio zrobiłam, ścigając się z
Tymonem bez rozgrzewki, i przysięgam, że następnym razem będę uważać –
powiedziałam gładko, chociaż w myślach poprawiłam się, że następnego razu nie
będzie. Nie ma możliwości, bym przez jakiś czas znowu pływała w tym jeziorze.
Albo w ogóle. Na samo wspomnienie tamtego momentu pod wodą, gdy nie byłam w
stanie utrzymać się na powierzchni, uczucie paniki zaciążyło mi w piersi. – W
każdym razie wracaj do Oskarka. I przepraszam, że was zaniepokoiłam.
–
Po prostu… Uważaj. Proszę. – Westchnęła z trudem i szybko przytulając mnie do
siebie, wstała, by odejść do synka, którego uwagę od całego zamieszania zdołał
odwrócić Mat, zabierając go na łąkę z dala od jeziora.
Rozumiałam
to. Nigdy nie chciałabym wystraszyć Oskara. Wyrzuty sumienia żłobiły dziurę w
mojej skołowanej głowie.
Na
kocu przysiadła Laura, a z nią Malwina, natomiast Arek stanął nade mną i
widząc, że czuję się już nie najgorzej, zaczął mi prawić kazanie. Ostro wszedł
w tryb starszego brata, a ja z godnością przyjęłam krytykę i ukryte w niej
słowa niepokoju. Czułam się jak dzieciak, ale z całą pewnością zasłużyłam sobie
na to. Dopiero Malwina wyhamowała Arka i delikatnie mu podsunęła, by pozwolił
mi odpocząć. Westchnęłam krótko w podzięce, bo jak by nie patrzeć, Arek
potrafił mówić dobitnie i bez ogródek. W zamian Malwina poprosiła go, by
przeszli się wokół jeziora, a to da nam wszystkim czas, by wyciszyć emocje.
Miałam wspaniałą, mądrą, łaskawą przyjaciółkę, a teraz to już bratową. I
kochałam ją. Teraz podwójnie.
Kiedy
odeszli, położyłam się w cieniu drzewa i stękając, podciągnęłam lewe kolano do
piersi.
–
Aż tak cię boli? Może
rozmasuję? – spytała
Laura, a ja roześmiałam się cicho.
–
Nie, nie trzeba. Już przeszło – skłamałam, bo nadal czułam boleśnie spięte mięśnie
w łydce.
Laura
usiadła po turecku i zerwała długie źdźbło trawy, które zaczęła rolować w
palcach.
–
Wystraszyłaś go. Tymona – dodała, patrząc na mnie ukradkiem, na co ja
gwałtownie przełknęłam ślinę.
–
Chyba chciałaś powiedzieć, że was?
–
Nas też, ale… Żebyś widziała, jak wyglądał Tymon, kiedy obrócił się na nasze
krzyki – westchnęła, kręcąc głową. – Tak pobladł, że przez chwilę myślałam, że
i jego trzeba będzie ratować. Ale w sekundę rzucił się w twoją stronę i w mig
do ciebie dopłynął.
–
Może powinien startować w olimpiadzie – zironizowałam, nie dając po sobie
poznać, że tak naprawdę przejęłam się reakcją chłopaka.
–
Wiesz, nie chcę się wtrącać, ale czy ty i Tymon…? Czy wy…?
Moje
palce zamarły i na moment przestałam uciskać łydkę.
Mnie
samą dziwiło to, że nie mogłam dojść do ładu z własnymi uczuciami, które
stawały okoniem wobec zdrowego rozsądku. Kiedyś potrafiłam się odciąć od
otaczającego mnie świata, zamknąć na bodźce – po prostu być i istnieć, jak na
autopilocie. Czasami chciałam wrócić do tamtego stanu. Nieświadoma, czym jest
zakochanie czy miłość. Ale nauczyłam się kochać i wiedziałam też, jak smakuje
odrzucenie. Nie bałam się o siebie, lecz o to, jak moje uczucia skomplikują
kiedyś życie drugiej osobie.
Ale
serce nie sługa. Nie mogłam mu rozkazywać. Nie słuchało się mnie…
Tymon
pociągał mnie w tak wielu aspektach, że traciłam już rozeznanie, co najbardziej
mi się w nim podobało – jego niezaprzeczalna dominująca fizyczność czy to, że
jako jedyny potrafił mi odszczeknąć tak, że zapominałam języka w gębie, czy też
to, jak reagowałam na jego bliskość. Nie pierwszy raz dotykał mnie w tak
łagodny, delikatny sposób… Bał się o mnie… Świadomie odpychałam chłopaka, mając
pewność, że to było jedyne słuszne wyjście. Nie chciałam komplikacji i Tymon
doskonale o tym wiedział. Niestety, mylił się, myśląc, że mówiłam tu o sobie.
Bałam się o niego. I tylko o niego.
Pospiesznie
zerknęłam w stronę Laury, która wlepiła we mnie swoje duże czekoladowe oczy.
–
Chyba żartujesz. – Wzruszyłam niedbale ramionami i ukradkiem uszczypnęłam się w
dłoń, by wzbogacić swoje aktorstwo o odpowiednią mimikę. – Tymon? Mi? Podoba?
To dzieciak! Ale z tego, co wiem, jest wolny, jeśli o to pytasz – dodałam,
zmuszając się do mrugnięcia w jej stronę.
Nie
powinnam być zazdrosna. Nie powinnam…
–
C-co? – bąknęła gwałtownie, zachłystując się
powietrzem. – Nie! Znaczy… Lubię Tymona, ale nie w ten sposób!
Teraz
to ja poczułam, jakbym dostała w twarz, a przed oczami stanęły mi wszystkie te
momenty, gdy Laura z Tymonem zdawali się być ze sobą wyjątkowo blisko.
–
Nie?
–
Nie! – Roześmiała się nerwowo. – Nie, bo… Dobra, to bardzo dziwne i pewnie za
tydzień lub dwa mi całkowicie przejdzie, ale… – Przełknęła ślinę, odgarniając
długie włosy za ucho. – Czy możliwe jest, by zakochać się w kimś od pierwszego
wejrzenia?
Dopiero
po chwili pokapowałam się, że Laura mówiła poważnie. I dodatkowo wstrzymała
oddech, patrząc mi prosto w oczy i najwyraźniej czekając na moją odpowiedź.
Nerwowo
zabębniłam palcami w kolano.
–
Chodzi o tego faceta z wczoraj? Krystiana, dobrze pamiętam? – spytałam, na co dziewczyna wciągnęła
powietrze z sykiem i jeśli to tylko możliwe, zaczerwieniła się jeszcze mocniej.
–
S-skąd wiesz?
–
Bo ja wiem wszystko! A tak naprawdę widziałam was w ogrodzie – odpowiedziałam,
uśmiechając się pod nosem, chociaż nagła fala ulgi, która na mnie spłynęła,
sprawiła, że chciało mi się śmiać w głos. – Flirtowaliście, co? – Mrugnęłam
zachęcająco do Laury, która w zamyśleniu przygryzła dolną wargę.
–
Chyba. Trochę. Sama nie wiem. – Wzdychając pokonana, z frustracją przesunęła
palcami po włosach. – Wiesz, że nie mam w tym absolutnie żadnej wprawy. Poza
tym, nawet nie wiem, czy mu się spodobałam. Nie jestem raczej typem dziewczyny,
która wpasowuje się w powszechny kanon piękna – wyznała, teraz przygryzając w
zamyśleniu wewnętrzną stronę policzka.
Wychyliłam
się, by sięgnąć po jej rękę, i czekałam cierpliwie, aż w końcu odważy się
spojrzeć mi w oczy.
–
Laura, jesteś najbardziej uroczą dziewczyną, jaką znam, i mówię to z pełną
odpowiedzialnością – powiedziałam, składając dłoń na sercu, na co Laura
uśmiechnęła się leciutko. – I w sumie czuję się trochę lepiej, wiedząc, że
chociaż coś odwróciło twoją uwagę od książek. Albo raczej ktoś. Masz jego
numer?
–
Mam – odparła niepewnie, czerwieniąc się po koniuszki uszu.
–
No, to do dzieła! Jakaś kawa, spacer i inne utarte szlaki randkowe. Tylko nie
wybieraj kina. To nie jest dobre miejsce na pierwsze randki.
–
Dlaczego? – spytała niewinnie, kompletnie nie rozumiejąc, do czego zmierzam.
A
ja, jako starsza (poniekąd) siostra, musiałam ją wprowadzić w tajniki
randkowania.
–
Tam nie idzie gadać. Tam robi się inne rzeczy – dodałam, sugestywnie poruszając
brwiami. Przez chwilę Laura zasępiła się i gdy już dotarł do niej sens moich
słów, jej czekoladowe oczy zrobiły się ogromne i nieświadomie rozchyliła usta.
– No, to teraz już wiesz.
Odchrząkując
speszona, zaczesała sobie wzburzone wiatrem włosy za ramię.
–
Okej, czuję się do bólu uświadomiona, dzięki – wymamrotała skrępowana. Wstała
odrobinę zbyt gwałtownie z koca, przez co niemal runęła na niego z powrotem.
Poprawiła okulary na nosie i nim odeszła, obejrzała się na mnie lekko
zaniepokojona. Przykucnęła, wbijając wzrok we wzorek na materiale. – Jaśmina?
–
No? – Przysunęłam się, by odpowiedzieć
równie konspiracyjnym szeptem.
–
Czy możesz… Możesz na razie nie mówić o tym Arkowi? Kocham go, ale czasami jest
aż nazbyt opiekuńczy. Jeszcze mu przyjdzie do głowy odstawić coś w stylu
męskiej pogadanki, a przecież poznaliśmy się z Krystianem dopiero wczoraj i tak
naprawdę się jeszcze nie znamy i nie wiem, czy ja w ogóle mu się spodobałam…
Zapobiegawczo
położyłam Laurze ręce na ramionach i delikatnie ścisnęłam barki.
–
Zwolnij. Wdech. Mówię poważnie, zacznij oddychać. – Z trudem wstrzymałam
chichot, ale to było tak podobne do Laury, ten jej nerwowy słowotok, nad którym
nie potrafiła zapanować, gdy wybitnie się czymś przejmowała. Dopiero gdy
odetchnęła głęboko, dodałam: – Obiecuję, że nic nie powiem Arkowi. Jesteś
rozsądną, odpowiedzialną młodą kobietą i przede wszystkim, ufam ci. Ale jakby
co, wal do mnie jak w dym. Wysłucham cię i jeśli będę potrafiła, doradzę. Skoro
czujesz, że warto spróbować, to po prostu to zrób.
Laura
gorliwie skinęła głową i uśmiechając się promiennie, przytuliła mnie do siebie,
cicho dziękując.
–
Po to tu jestem – wyszeptałam miękko, czochrając jej włosy.
Dziewczyna
odchyliła się i spoglądając ukradkiem za mnie, mrugnęła dyskretnie, po czym
pobiegła śladem Lilki i Mateusza. A ja zesztywniałam na całym ciele, zdając
sobie sprawę z czyjejś obecności. Pytanie tylko, jak długo tam stał i ile
słyszał.
Tymon
bez słowa przyklęknął obok. W dłoniach trzymał żelowy kompres owinięty w
kuchenny ręcznik. Wyciągnęłam po niego rękę, jednak on zamiast przekazać mi
kompres, niespodziewanie objął mnie w talii i przesunął na kocu tak, bym mogła
swobodnie oprzeć stopę o jego udo. Niestety, z rozpędu zderzyłam się z jego
ramieniem, przez co do moich nozdrzy dotarła odurzająca woń, od której
zakręciło mi się w głowie. Skóra Tymona emanowała orzeźwiającą mieszanką
słońca, wiatru, wody i typowego dla mężczyzny piżmowego zapachu. W ogóle jakim
cudem sam zapach mógł być tak kuszący? Pojawiła się pierwotna pokusa, by
przesunąć językiem po wilgotnej skórze na jego karku albo po wyraźnie
zarysowanych, pełnych wargach, które często przygryzał w skupieniu… Chciałam
ich zakosztować, poznać smak, fakturę, przekonać się, czy naprawdę są tak
miękkie, jak mi się wydawało…
–
Co się stało, że zmieniłaś zdanie?
Wydałam
z siebie dźwięk będący połączeniem sapnięcia i jęku przerażenia, bo w pierwszej
chwili pomyślałam, że Tymon czyta mi w myślach, bądź co gorsze, zaczęłam mówić
na głos. Ale Tymon nie patrzył na mnie. Ściągnął kompres z mojej łydki, a
przesuwając po niej rozpostartymi palcami, zaczął ugniatać zesztywniałe
mięśnie. Efektem tego masażu było to, że wszystkie włoski stanęły mi dęba, a z
gardła wydostał się zduszony syk, który Tymon błędnie zinterpretował jako
przebłysk bólu.
Nieco
zmieszana reakcją swojego ciała, odgarnęłam wilgotne włosy na bok i
kategorycznie odmawiałam podniesienia oczu na siedzącego na wprost mnie
mężczyznę.
–
W jakiej kwestii? – spytałam nonszalancko.
–
Krystka. Mojego kumpla ze więźnia, jak to ujęłaś – odparł z przekąsem.
Lekko
wzruszyłam ramionami, a czując, że mój puls powoli wraca do normy, odchyliłam
się na kocu.
–
Nie mam prawa wtrącać się w życie Laury. Tak jak Arek, nie chcę, by cierpiała,
ale też nie mam zamiaru chować jej pod kloszem. Jest dorosła i jeśli czuje, że
warto spróbować i się zaangażować… – Machnęłam ręką. – Niech płynie pod prąd i
da tym uczuciom szansę.
–
To ty wierzysz w miłość? Nawet taką od pierwszego wejrzenia? – wytknął kpiąco,
przeszywając mnie na wylot ostrym, lodowatym wzrokiem. To zabolało. Bardziej,
niż mogłam sądzić. Bo myślał, że nie potrafię kochać… Przesunęłam językiem po
suchych ustach. Nie mogłam zebrać myśli. Potrzebowałam przestrzeni. – A ty
gdzie się wybierasz? – zaoponował, gdy gramoliłam się, by wstać.
–
A gdzie niby mogę? Do domu. Skoro już nie będę pływać, to nie zamierzam
przesiedzieć bezczynnie kilku godzin. Pójdę coś zorganizować do jedze… – Nie
zrobiłam nawet kilku kroków, gdy Tymon gładko wziął mnie na ręce. Zazgrzytałam
wściekle zębami. – Nudzi ci się?
–
Zanim doczołgasz się do domku, to tamci cię wyprzedzą.
Nie
miałam siły się z nim kłócić.
–
Cokolwiek – mruknęłam posępnie.
Całą
drogę starałam się zapanować nad instynktowną chęcią przytulenia się do Tymona
bądź chociaż wsparcia głowy na jego ramieniu. Raz nawet zaśmiał się pod nosem,
że powinnam wyluzować, bo czuł, jakby niósł kłodę. Nie przymierzając, właśnie
taka starałam się być. Postanowiłam milczeć. Milczenie czasem sprawiało, że
pewne sprawy były łatwiejsze do rozwiązania, a uczucia odchodziły w niepamięć,
jeśli nie wypowiedziało się ich na głos.
Tymon
zaniósł mnie do domku i posadził na kanapie w salonie.
–
Gdzie masz ciuchy? Jaśmina?
–
Zostawiłam je na kocu Oskarka.
–
Przyniosę ci je.
Z
rozmysłem przesunęłam językiem po zębach. Musiałam go odepchnąć. Musiałam…
–
Przestań – syknęłam bezsilnie. – Przestań być dla mnie miły.
Tym
razem Tymon nie zareagował, gdy podpierając się na rękach, wstałam z kanapy i
powoli podeszłam do schodów, gdzie zostawiłam swój plecak. Miałam w nim jakieś
leginsy i koszulkę z długim rękawem na wypadek, gdybym wieczorem przy ognisku
szczękała zębami.
–
Jesteś moją szefową. Pracujemy razem. To chyba normalne, nie?
–
Nie. Nie jest. – Gwałtownie pokręciłam głową i odwróciłam się z przygotowanym
beznamiętnym spojrzeniem. – Nie, gdy mówisz do mnie…
Urwałam
w połowie. Tymon stanął tuż za mną, a jego splecione na piersi ręce napięły się
tak, jakby powstrzymywał chęć potrząśnięcia mną.
–
Jak? Jaśmina? – dodał, a wypowiadając moje pełne
imię, zniżył głos do zmysłowego szeptu.
Zacisnęłam
powieki, jakby to miało mi pomóc powstrzymać dreszcz, który spłynął wzdłuż
mojego kręgosłupa.
–
Nie rób tego – ostrzegłam.
Wycofałam
się do łazienki, ale gdy otwierałam drzwi, Tymon przyszpilił mnie do ściany.
Stałam pomiędzy jego wyciągniętymi ramionami i bałam się podnieść głowę.
Górował nade mną, a powietrze stało się ciężkie, przesycone jego zapachem.
–
Więc tym razem to ci przeszkadza? Że jestem miły? – syknął niedowierzająco, a żyły na
jego przedramionach uwypukliły się i zaczęły wściekle pulsować. – To całkiem
dobrze się składa, że na jakiś czas zniknę ci z oczu. Staż u Mirka, zapomniałaś?
–
Nie, nie zapomniałam – bąknęłam, kręcąc głową, i w myślach przeklęłam samą
siebie.
Przez
moment wystraszyłam się, że Tymon zamierza odejść z PInk Tattoo. To uczucie
było porównywalne do tego, jakbym się topiła. Odbierało mi tlen, a w piersi
czułam pustkę.
–
To dziwne. Przez chwilę miałem wrażenie, że to cię ruszyło.
–
Już dawno ci mówiłam, że ewidentnie masz coś ze wzrokiem – rzuciłam ostro i
chciałam przejść pod wyciągniętym ramieniem Tymona, jednak on ponownie
zagrodził mi drogę. Nie patrząc na niego, syknęłam przez zęby: – Dasz mi w
końcu przejść?
Na
oparach cierpliwości czekałam, aż w końcu odpuści, ale Tymon najwyraźniej nie
miał zamiaru ruszyć się z miejsca. I gdy ponownie chciałam go wyminąć,
przysunął się do mnie tak, że zmuszona byłam się cofnąć. Nie poprzestał na tym
i stawiając krok za krokiem, zrównał się ze mną, a jego nagi tors nacisnął na
moje piersi. Moim ciałem wstrząsnęło pragnienie – chciałam dotknąć Tymona,
wyjść mu naprzeciw i podsunąć mu swoje usta… Gwałtownie odwróciłam głowę, gdy
pochylił się ku mnie. Niezrażony moją ucieczką, wsparł czoło o moją skroń. Z
wolna przesunął nosem po moim policzku. Wdychając mój zapach, przytrzymywał go
w płucach i drżąco wypuszczał powietrze. Zadrżałam, czując, jak jego ciepły
oddech muska moją wilgotną skórę. Z całej siły wbiłam paznokcie w dłoń. Usta
Tymona znalazły się przy moim uchu. Jego gorące wargi pieszczotliwie ocierały
się o wrażliwy płatek za każdym razem, gdy brał chrapliwy wdech. Jego bliskość
mąciła mi w głowie. Moje zmysły szalały, reagując na każdy bodziec, skóra stała
się czuła na jego przelotny dotyk… Byłam o krok, by zdesperowana prosić, aby w
końcu mnie pocałował, bym przestała spalać się od środka…
–
Skoro ja jestem ślepy, w takim razie jaka ty jesteś?
Wokół
mnie zawirowało powietrze, gdy Tymon z wściekłością zatrzasnął za sobą drzwi.
Uchyliłam powieki. Byłam sama. Odszedł tak, jak go prosiłam… Jak wtedy, gdy…
Wstrzymując
łzy, czmychnęłam do łazienki i przekręciłam zamek w drzwiach. Zrzuciłam z
siebie wilgotny strój kąpielowy i natychmiast weszłam pod prysznic, puszczając
strumień lodowatej wody. Tego potrzebowałam. Ostudzenia emocji. I żeby nikt nie
usłyszał mojego płaczu.
Bo
chciałam kochać. I kochałam prawdziwie.
Ale
tego nikt nie mógł wiedzieć. Nie mogłam tego okazać, szczególnie Tymonowi.
Nie
mógł poznać prawdy o tym, jak byłam… uszkodzona.
I
że tak naprawdę tylko siebie nigdy nie pokochałam.
Słone
łzy mieszały się z wodą płynącą z deszczownicy.
Nie
żałowałam siebie. Taka już byłam i nic nie mogło sprawić, bym przestała myśleć
o sobie w ten sposób. Słowa, które usłyszałam w przeszłości, trwale zapisały
się w mojej pamięci i wyryły w duszy oraz w sercu.
Byłam
wybrakowana.
To
właśnie słyszałam najczęściej.
Komentarze
Prześlij komentarz