[PATRONAT] Rozdział trzeci Anna Szafrańska "Jaśmina"


Rozdział 3


I need you like oxygen
Tie you to me, breathe you in
Prove it to me once again

Show me you love me
You know I get scared
I’m not just broken
I’m beyond repair.

Robin Schulz & Winona Oak, Oxygen


Wierzgałam zdrową nogą i chyba w coś kopnęłam, ale byłam zbyt spanikowana, by określić, co to było. Poczułam szarpnięcie w talii i coś pchnęło mnie ku powierzchni. Moja głowa przebiła taflę. Kaszląc, próbowałam pozbyć się wody, która zdążyła wedrzeć się do moich ust.
– Mam cię! Spokojnie, już cię mam!
Spazmatycznie łapałam powietrze i uczepiona czyichś twardych, niemal sztywnych ramion próbowałam zapanować nad łzami wyciśniętymi przez ból i strach. Panika sprawiła, że miałam ściśnięte gardło, a w uszach słyszałam szum. Piszczenie. I przytłumione krzyki dochodzące zza moich pleców. Próbowałam się uspokoić, ale serce boleśnie obijało mi się o żebra, podsycając uczucie zagrożenia.
– Trzymam cię. – Usłyszałam zduszony szept.
Ten głos przebił się przez ścianę strachu. Tymon.
Powoli, na przemian szczękając zębami i płacząc, podniosłam sztywno głowę. Jego twarz o ostro zarysowanej trójkątnej brodzie znajdowała się tuż obok mojej. Był tak blisko, że widziałam jego zlepione i mokre długie rzęsy. Mimo że Tymon przemawiał do mnie spokojnie, jego twarz zdawała się napięta, a na policzku dostrzegłam cyklicznie pojawiające się skurcze, gdy kompulsywnie zaciskał szczękę. Jego ramię ciasno owinęło się wokół mojej talii, a ja, trzymając go za kark, otoczyłam nogami jego biodra. Jak małpka. Udało mu się dopłynąć do brzegu, a gdy już złapał grunt pod nogami, chwycił mnie pod nogi i jednym ruchem wziął na ręce.
– Spokojnie, to tylko skurcz – powiedział głośno, a ja, skołowana, dopiero teraz dostrzegłam, że Arek, brodząc w płytkiej wodzie, wyszedł nam naprzeciw.
Ujął delikatnie moją twarz i przyciągnął ją do siebie, jakby chciał sprawdzić, czy na pewno jestem cała i zdrowa.
– Jaśmina, błagam, nie strasz nas tak! – zagrzmiał karcąco, jednak jego dłonie minimalnie zadrżały, gdy odgarniał moje mokre włosy przylepione do policzków.
– Nie rozgrzałam się – pisnęłam przepraszająco. Odważyłam się podnieść spojrzenie na brata. W jego stalowych oczach strach zmieszał się z ulgą i to sprawiło, że łzy ponownie napłynęły mi do oczu. Tymon mocno mnie trzymał, więc ściągnęłam ręce z jego karku i położyłam je na dłoniach Arka. – Pokonanie kilku długości basenu to nie to samo co przepłynięcie jeziora – dodałam wstydliwie, mając nadzieję, że powrót do moich zwyczajnych sarkazmów odrobinę rozluźni atmosferę.
– No co ty nie powiesz – warknął Tymon przez zęby i zacieśniając uścisk wokół moich ud, wyszedł na brzeg. – Zaniosę cię na koc.
– Nie, luz, dam radę… – By pokazać mu, że już może mnie puścić, spróbowałam poruszyć nogami, ale wtedy echo skurczu sprawiło, że skuliłam się, łapiąc za lewą łydkę, całkowicie pozbawiona tchu. – O… kur-de!
– O tym właśnie mówiłem!
Nie mogłam wykrztusić z siebie ani jednego słówka, gdy z policzkiem przyciśniętym do twardego torsu Tymona dosłyszałam, jak szaleńczo biło jego serce. To pewnie od wysiłku. Tak, z pewnością właśnie tak było, a jednak… Ten mocny rytm mnie uspokajał, trochę wprawiał w zakłopotanie, ale z całą pewnością sprawił, że wszystkie spięte mięśnie zaczęły się rozluźniać. Był taki znajomy…
Gwałtownie wciągnęłam powietrze, gdy Tymon nagle posadził mnie na kocu rozłożonym przez Lilkę. Zrobił to tak delikatnie, jakby obchodził się z jajkiem albo porcelanową figurką. Burknął coś o kompresie i już go nie było. Patrząc w ślad za nim, gdy równym, acz sztywnym krokiem zmierzał w stronę domku, ledwo zwróciłam uwagę na Lilkę, która przysiadła tuż obok i zaproponowała, że rozmasuje mi nogę. Odrobinę zawstydzona, że tak zdenerwowałam przyjaciół, ujęłam jej dłoń i lekko ścisnęłam.
– Lilka, poważnie, już wszystko okej. Wiem, głupio zrobiłam, ścigając się z Tymonem bez rozgrzewki, i przysięgam, że następnym razem będę uważać – powiedziałam gładko, chociaż w myślach poprawiłam się, że następnego razu nie będzie. Nie ma możliwości, bym przez jakiś czas znowu pływała w tym jeziorze. Albo w ogóle. Na samo wspomnienie tamtego momentu pod wodą, gdy nie byłam w stanie utrzymać się na powierzchni, uczucie paniki zaciążyło mi w piersi. – W każdym razie wracaj do Oskarka. I przepraszam, że was zaniepokoiłam.
– Po prostu… Uważaj. Proszę. – Westchnęła z trudem i szybko przytulając mnie do siebie, wstała, by odejść do synka, którego uwagę od całego zamieszania zdołał odwrócić Mat, zabierając go na łąkę z dala od jeziora.
Rozumiałam to. Nigdy nie chciałabym wystraszyć Oskara. Wyrzuty sumienia żłobiły dziurę w mojej skołowanej głowie.
Na kocu przysiadła Laura, a z nią Malwina, natomiast Arek stanął nade mną i widząc, że czuję się już nie najgorzej, zaczął mi prawić kazanie. Ostro wszedł w tryb starszego brata, a ja z godnością przyjęłam krytykę i ukryte w niej słowa niepokoju. Czułam się jak dzieciak, ale z całą pewnością zasłużyłam sobie na to. Dopiero Malwina wyhamowała Arka i delikatnie mu podsunęła, by pozwolił mi odpocząć. Westchnęłam krótko w podzięce, bo jak by nie patrzeć, Arek potrafił mówić dobitnie i bez ogródek. W zamian Malwina poprosiła go, by przeszli się wokół jeziora, a to da nam wszystkim czas, by wyciszyć emocje. Miałam wspaniałą, mądrą, łaskawą przyjaciółkę, a teraz to już bratową. I kochałam ją. Teraz podwójnie.
Kiedy odeszli, położyłam się w cieniu drzewa i stękając, podciągnęłam lewe kolano do piersi.
– Aż tak cię boli? Może rozmasuję? – spytała Laura, a ja roześmiałam się cicho.
– Nie, nie trzeba. Już przeszło – skłamałam, bo nadal czułam boleśnie spięte mięśnie w łydce.
Laura usiadła po turecku i zerwała długie źdźbło trawy, które zaczęła rolować w palcach.
– Wystraszyłaś go. Tymona – dodała, patrząc na mnie ukradkiem, na co ja gwałtownie przełknęłam ślinę.
– Chyba chciałaś powiedzieć, że was?
– Nas też, ale… Żebyś widziała, jak wyglądał Tymon, kiedy obrócił się na nasze krzyki – westchnęła, kręcąc głową. – Tak pobladł, że przez chwilę myślałam, że i jego trzeba będzie ratować. Ale w sekundę rzucił się w twoją stronę i w mig do ciebie dopłynął.
– Może powinien startować w olimpiadzie – zironizowałam, nie dając po sobie poznać, że tak naprawdę przejęłam się reakcją chłopaka.
– Wiesz, nie chcę się wtrącać, ale czy ty i Tymon…? Czy wy…?
Moje palce zamarły i na moment przestałam uciskać łydkę.
Mnie samą dziwiło to, że nie mogłam dojść do ładu z własnymi uczuciami, które stawały okoniem wobec zdrowego rozsądku. Kiedyś potrafiłam się odciąć od otaczającego mnie świata, zamknąć na bodźce – po prostu być i istnieć, jak na autopilocie. Czasami chciałam wrócić do tamtego stanu. Nieświadoma, czym jest zakochanie czy miłość. Ale nauczyłam się kochać i wiedziałam też, jak smakuje odrzucenie. Nie bałam się o siebie, lecz o to, jak moje uczucia skomplikują kiedyś życie drugiej osobie.
Ale serce nie sługa. Nie mogłam mu rozkazywać. Nie słuchało się mnie…
Tymon pociągał mnie w tak wielu aspektach, że traciłam już rozeznanie, co najbardziej mi się w nim podobało – jego niezaprzeczalna dominująca fizyczność czy to, że jako jedyny potrafił mi odszczeknąć tak, że zapominałam języka w gębie, czy też to, jak reagowałam na jego bliskość. Nie pierwszy raz dotykał mnie w tak łagodny, delikatny sposób… Bał się o mnie… Świadomie odpychałam chłopaka, mając pewność, że to było jedyne słuszne wyjście. Nie chciałam komplikacji i Tymon doskonale o tym wiedział. Niestety, mylił się, myśląc, że mówiłam tu o sobie. Bałam się o niego. I tylko o niego.
Pospiesznie zerknęłam w stronę Laury, która wlepiła we mnie swoje duże czekoladowe oczy.
– Chyba żartujesz. – Wzruszyłam niedbale ramionami i ukradkiem uszczypnęłam się w dłoń, by wzbogacić swoje aktorstwo o odpowiednią mimikę. – Tymon? Mi? Podoba? To dzieciak! Ale z tego, co wiem, jest wolny, jeśli o to pytasz – dodałam, zmuszając się do mrugnięcia w jej stronę.
Nie powinnam być zazdrosna. Nie powinnam…
C-co? – bąknęła gwałtownie, zachłystując się powietrzem. – Nie! Znaczy… Lubię Tymona, ale nie w ten sposób!
Teraz to ja poczułam, jakbym dostała w twarz, a przed oczami stanęły mi wszystkie te momenty, gdy Laura z Tymonem zdawali się być ze sobą wyjątkowo blisko.
Nie?
– Nie! – Roześmiała się nerwowo. – Nie, bo… Dobra, to bardzo dziwne i pewnie za tydzień lub dwa mi całkowicie przejdzie, ale… – Przełknęła ślinę, odgarniając długie włosy za ucho. – Czy możliwe jest, by zakochać się w kimś od pierwszego wejrzenia?
Dopiero po chwili pokapowałam się, że Laura mówiła poważnie. I dodatkowo wstrzymała oddech, patrząc mi prosto w oczy i najwyraźniej czekając na moją odpowiedź.
Nerwowo zabębniłam palcami w kolano.
– Chodzi o tego faceta z wczoraj? Krystiana, dobrze pamiętam? – spytałam, na co dziewczyna wciągnęła powietrze z sykiem i jeśli to tylko możliwe, zaczerwieniła się jeszcze mocniej.
– S-skąd wiesz?
– Bo ja wiem wszystko! A tak naprawdę widziałam was w ogrodzie – odpowiedziałam, uśmiechając się pod nosem, chociaż nagła fala ulgi, która na mnie spłynęła, sprawiła, że chciało mi się śmiać w głos. – Flirtowaliście, co? – Mrugnęłam zachęcająco do Laury, która w zamyśleniu przygryzła dolną wargę.
– Chyba. Trochę. Sama nie wiem. – Wzdychając pokonana, z frustracją przesunęła palcami po włosach. – Wiesz, że nie mam w tym absolutnie żadnej wprawy. Poza tym, nawet nie wiem, czy mu się spodobałam. Nie jestem raczej typem dziewczyny, która wpasowuje się w powszechny kanon piękna – wyznała, teraz przygryzając w zamyśleniu wewnętrzną stronę policzka.
Wychyliłam się, by sięgnąć po jej rękę, i czekałam cierpliwie, aż w końcu odważy się spojrzeć mi w oczy.
– Laura, jesteś najbardziej uroczą dziewczyną, jaką znam, i mówię to z pełną odpowiedzialnością – powiedziałam, składając dłoń na sercu, na co Laura uśmiechnęła się leciutko. – I w sumie czuję się trochę lepiej, wiedząc, że chociaż coś odwróciło twoją uwagę od książek. Albo raczej ktoś. Masz jego numer?
– Mam – odparła niepewnie, czerwieniąc się po koniuszki uszu.
– No, to do dzieła! Jakaś kawa, spacer i inne utarte szlaki randkowe. Tylko nie wybieraj kina. To nie jest dobre miejsce na pierwsze randki.
– Dlaczego? – spytała niewinnie, kompletnie nie rozumiejąc, do czego zmierzam.
A ja, jako starsza (poniekąd) siostra, musiałam ją wprowadzić w tajniki randkowania.
– Tam nie idzie gadać. Tam robi się inne rzeczy – dodałam, sugestywnie poruszając brwiami. Przez chwilę Laura zasępiła się i gdy już dotarł do niej sens moich słów, jej czekoladowe oczy zrobiły się ogromne i nieświadomie rozchyliła usta. – No, to teraz już wiesz.
Odchrząkując speszona, zaczesała sobie wzburzone wiatrem włosy za ramię.
– Okej, czuję się do bólu uświadomiona, dzięki – wymamrotała skrępowana. Wstała odrobinę zbyt gwałtownie z koca, przez co niemal runęła na niego z powrotem. Poprawiła okulary na nosie i nim odeszła, obejrzała się na mnie lekko zaniepokojona. Przykucnęła, wbijając wzrok we wzorek na materiale. – Jaśmina?
No? – Przysunęłam się, by odpowiedzieć równie konspiracyjnym szeptem.
– Czy możesz… Możesz na razie nie mówić o tym Arkowi? Kocham go, ale czasami jest aż nazbyt opiekuńczy. Jeszcze mu przyjdzie do głowy odstawić coś w stylu męskiej pogadanki, a przecież poznaliśmy się z Krystianem dopiero wczoraj i tak naprawdę się jeszcze nie znamy i nie wiem, czy ja w ogóle mu się spodobałam…
Zapobiegawczo położyłam Laurze ręce na ramionach i delikatnie ścisnęłam barki.
– Zwolnij. Wdech. Mówię poważnie, zacznij oddychać. – Z trudem wstrzymałam chichot, ale to było tak podobne do Laury, ten jej nerwowy słowotok, nad którym nie potrafiła zapanować, gdy wybitnie się czymś przejmowała. Dopiero gdy odetchnęła głęboko, dodałam: – Obiecuję, że nic nie powiem Arkowi. Jesteś rozsądną, odpowiedzialną młodą kobietą i przede wszystkim, ufam ci. Ale jakby co, wal do mnie jak w dym. Wysłucham cię i jeśli będę potrafiła, doradzę. Skoro czujesz, że warto spróbować, to po prostu to zrób.
Laura gorliwie skinęła głową i uśmiechając się promiennie, przytuliła mnie do siebie, cicho dziękując.
– Po to tu jestem – wyszeptałam miękko, czochrając jej włosy.
Dziewczyna odchyliła się i spoglądając ukradkiem za mnie, mrugnęła dyskretnie, po czym pobiegła śladem Lilki i Mateusza. A ja zesztywniałam na całym ciele, zdając sobie sprawę z czyjejś obecności. Pytanie tylko, jak długo tam stał i ile słyszał.
Tymon bez słowa przyklęknął obok. W dłoniach trzymał żelowy kompres owinięty w kuchenny ręcznik. Wyciągnęłam po niego rękę, jednak on zamiast przekazać mi kompres, niespodziewanie objął mnie w talii i przesunął na kocu tak, bym mogła swobodnie oprzeć stopę o jego udo. Niestety, z rozpędu zderzyłam się z jego ramieniem, przez co do moich nozdrzy dotarła odurzająca woń, od której zakręciło mi się w głowie. Skóra Tymona emanowała orzeźwiającą mieszanką słońca, wiatru, wody i typowego dla mężczyzny piżmowego zapachu. W ogóle jakim cudem sam zapach mógł być tak kuszący? Pojawiła się pierwotna pokusa, by przesunąć językiem po wilgotnej skórze na jego karku albo po wyraźnie zarysowanych, pełnych wargach, które często przygryzał w skupieniu… Chciałam ich zakosztować, poznać smak, fakturę, przekonać się, czy naprawdę są tak miękkie, jak mi się wydawało…
– Co się stało, że zmieniłaś zdanie?
Wydałam z siebie dźwięk będący połączeniem sapnięcia i jęku przerażenia, bo w pierwszej chwili pomyślałam, że Tymon czyta mi w myślach, bądź co gorsze, zaczęłam mówić na głos. Ale Tymon nie patrzył na mnie. Ściągnął kompres z mojej łydki, a przesuwając po niej rozpostartymi palcami, zaczął ugniatać zesztywniałe mięśnie. Efektem tego masażu było to, że wszystkie włoski stanęły mi dęba, a z gardła wydostał się zduszony syk, który Tymon błędnie zinterpretował jako przebłysk bólu.
Nieco zmieszana reakcją swojego ciała, odgarnęłam wilgotne włosy na bok i kategorycznie odmawiałam podniesienia oczu na siedzącego na wprost mnie mężczyznę.
– W jakiej kwestii? – spytałam nonszalancko.
– Krystka. Mojego kumpla ze więźnia, jak to ujęłaś – odparł z przekąsem.
Lekko wzruszyłam ramionami, a czując, że mój puls powoli wraca do normy, odchyliłam się na kocu.
– Nie mam prawa wtrącać się w życie Laury. Tak jak Arek, nie chcę, by cierpiała, ale też nie mam zamiaru chować jej pod kloszem. Jest dorosła i jeśli czuje, że warto spróbować i się zaangażować… – Machnęłam ręką. – Niech płynie pod prąd i da tym uczuciom szansę.
– To ty wierzysz w miłość? Nawet taką od pierwszego wejrzenia? – wytknął kpiąco, przeszywając mnie na wylot ostrym, lodowatym wzrokiem. To zabolało. Bardziej, niż mogłam sądzić. Bo myślał, że nie potrafię kochać… Przesunęłam językiem po suchych ustach. Nie mogłam zebrać myśli. Potrzebowałam przestrzeni. – A ty gdzie się wybierasz? – zaoponował, gdy gramoliłam się, by wstać.
– A gdzie niby mogę? Do domu. Skoro już nie będę pływać, to nie zamierzam przesiedzieć bezczynnie kilku godzin. Pójdę coś zorganizować do jedze… – Nie zrobiłam nawet kilku kroków, gdy Tymon gładko wziął mnie na ręce. Zazgrzytałam wściekle zębami. – Nudzi ci się?
– Zanim doczołgasz się do domku, to tamci cię wyprzedzą.
Nie miałam siły się z nim kłócić.
– Cokolwiek – mruknęłam posępnie.
Całą drogę starałam się zapanować nad instynktowną chęcią przytulenia się do Tymona bądź chociaż wsparcia głowy na jego ramieniu. Raz nawet zaśmiał się pod nosem, że powinnam wyluzować, bo czuł, jakby niósł kłodę. Nie przymierzając, właśnie taka starałam się być. Postanowiłam milczeć. Milczenie czasem sprawiało, że pewne sprawy były łatwiejsze do rozwiązania, a uczucia odchodziły w niepamięć, jeśli nie wypowiedziało się ich na głos.
Tymon zaniósł mnie do domku i posadził na kanapie w salonie.
– Gdzie masz ciuchy? Jaśmina?
– Zostawiłam je na kocu Oskarka.
– Przyniosę ci je.
Z rozmysłem przesunęłam językiem po zębach. Musiałam go odepchnąć. Musiałam…
– Przestań – syknęłam bezsilnie. – Przestań być dla mnie miły.
Tym razem Tymon nie zareagował, gdy podpierając się na rękach, wstałam z kanapy i powoli podeszłam do schodów, gdzie zostawiłam swój plecak. Miałam w nim jakieś leginsy i koszulkę z długim rękawem na wypadek, gdybym wieczorem przy ognisku szczękała zębami.
– Jesteś moją szefową. Pracujemy razem. To chyba normalne, nie?
– Nie. Nie jest. – Gwałtownie pokręciłam głową i odwróciłam się z przygotowanym beznamiętnym spojrzeniem. – Nie, gdy mówisz do mnie…
Urwałam w połowie. Tymon stanął tuż za mną, a jego splecione na piersi ręce napięły się tak, jakby powstrzymywał chęć potrząśnięcia mną.
Jak? Jaśmina? – dodał, a wypowiadając moje pełne imię, zniżył głos do zmysłowego szeptu.
Zacisnęłam powieki, jakby to miało mi pomóc powstrzymać dreszcz, który spłynął wzdłuż mojego kręgosłupa.
– Nie rób tego – ostrzegłam.
Wycofałam się do łazienki, ale gdy otwierałam drzwi, Tymon przyszpilił mnie do ściany. Stałam pomiędzy jego wyciągniętymi ramionami i bałam się podnieść głowę. Górował nade mną, a powietrze stało się ciężkie, przesycone jego zapachem.
– Więc tym razem to ci przeszkadza? Że jestem miły? – syknął niedowierzająco, a żyły na jego przedramionach uwypukliły się i zaczęły wściekle pulsować. – To całkiem dobrze się składa, że na jakiś czas zniknę ci z oczu. Staż u Mirka, zapomniałaś?
– Nie, nie zapomniałam – bąknęłam, kręcąc głową, i w myślach przeklęłam samą siebie.
Przez moment wystraszyłam się, że Tymon zamierza odejść z PInk Tattoo. To uczucie było porównywalne do tego, jakbym się topiła. Odbierało mi tlen, a w piersi czułam pustkę.
– To dziwne. Przez chwilę miałem wrażenie, że to cię ruszyło.
– Już dawno ci mówiłam, że ewidentnie masz coś ze wzrokiem – rzuciłam ostro i chciałam przejść pod wyciągniętym ramieniem Tymona, jednak on ponownie zagrodził mi drogę. Nie patrząc na niego, syknęłam przez zęby: – Dasz mi w końcu przejść?
Na oparach cierpliwości czekałam, aż w końcu odpuści, ale Tymon najwyraźniej nie miał zamiaru ruszyć się z miejsca. I gdy ponownie chciałam go wyminąć, przysunął się do mnie tak, że zmuszona byłam się cofnąć. Nie poprzestał na tym i stawiając krok za krokiem, zrównał się ze mną, a jego nagi tors nacisnął na moje piersi. Moim ciałem wstrząsnęło pragnienie – chciałam dotknąć Tymona, wyjść mu naprzeciw i podsunąć mu swoje usta… Gwałtownie odwróciłam głowę, gdy pochylił się ku mnie. Niezrażony moją ucieczką, wsparł czoło o moją skroń. Z wolna przesunął nosem po moim policzku. Wdychając mój zapach, przytrzymywał go w płucach i drżąco wypuszczał powietrze. Zadrżałam, czując, jak jego ciepły oddech muska moją wilgotną skórę. Z całej siły wbiłam paznokcie w dłoń. Usta Tymona znalazły się przy moim uchu. Jego gorące wargi pieszczotliwie ocierały się o wrażliwy płatek za każdym razem, gdy brał chrapliwy wdech. Jego bliskość mąciła mi w głowie. Moje zmysły szalały, reagując na każdy bodziec, skóra stała się czuła na jego przelotny dotyk… Byłam o krok, by zdesperowana prosić, aby w końcu mnie pocałował, bym przestała spalać się od środka…
– Skoro ja jestem ślepy, w takim razie jaka ty jesteś?
Wokół mnie zawirowało powietrze, gdy Tymon z wściekłością zatrzasnął za sobą drzwi. Uchyliłam powieki. Byłam sama. Odszedł tak, jak go prosiłam… Jak wtedy, gdy…
Wstrzymując łzy, czmychnęłam do łazienki i przekręciłam zamek w drzwiach. Zrzuciłam z siebie wilgotny strój kąpielowy i natychmiast weszłam pod prysznic, puszczając strumień lodowatej wody. Tego potrzebowałam. Ostudzenia emocji. I żeby nikt nie usłyszał mojego płaczu.
Bo chciałam kochać. I kochałam prawdziwie.
Ale tego nikt nie mógł wiedzieć. Nie mogłam tego okazać, szczególnie Tymonowi.
Nie mógł poznać prawdy o tym, jak byłam… uszkodzona.
I że tak naprawdę tylko siebie nigdy nie pokochałam.
Słone łzy mieszały się z wodą płynącą z deszczownicy.
Nie żałowałam siebie. Taka już byłam i nic nie mogło sprawić, bym przestała myśleć o sobie w ten sposób. Słowa, które usłyszałam w przeszłości, trwale zapisały się w mojej pamięci i wyryły w duszy oraz w sercu.
Byłam wybrakowana.
To właśnie słyszałam najczęściej.




Komentarze

Popularne posty