[PATRONAT] Rozdział pierwszy Monika Nerc "Dziedzic podziemia"
Catriona
Dzwonek
mojego telefonu brzmi w tej chwili jak alarm bombowy. Po omacku próbuję znaleźć
urządzenie na szafce nocnej, ale zamiast tego słyszę tylko huk, z jakim komórka
upada na podłogę.
– Cholera… – szepczę zirytowana.
Z wielką niechęcią otwieram oczy, a po kilku sekundach siadam
mozolnie na łóżku. Jestem tak zmęczona, że mogłabym zasnąć na stojąco. Walcząc
z zamykającymi się powiekami, zerkam przez okno, dostrzegając, że Warszawa
nadal jest pogrążona we śnie. Miasto, w którym rządzą pieniądze, również musi
odpocząć.
Kiedy podnoszę telefon z podłogi, natychmiast zauważam na
ekranie imię Niny.
– Czego chcesz? – pytam rozdrażniona. Zamiast jakiejkolwiek
odpowiedzi po drugiej stronie słuchawki rozlega się głucha cisza. Zaniepokojona
rozglądam się pospiesznie wokół, po czym dostrzegam zegar na ścianie, którego wskazówki
pokazują trzecią rano. – Jeśli znowu jesteś pijana i masz zamiar śpiewać hity Lady
Pank, to od razu informuję, jesteś już trupem – tłumaczę przez zaciśnięte
zęby.
– Kat… – zaczyna moja przyjaciółka drżącym głosem,
powstrzymując płacz. – Potrzebuję cię.
– Co się stało? – W moim tonie pojawia się obawa.
Znam Ninę dłużej niż dziesięć lat: jest silną kobietą, która
nie wie, co to płacz czy słabości. Jeszcze nigdy nie słyszałam jej w tak
żałosnym stanie. Jeśli coś nie szło po jej myśli, to zawsze znajdowała wyjście
z sytuacji, podnosząc dumnie głowę.
– Proszę cię, przyjedź tutaj – instruuje mnie. W tym samym
czasie słyszę kobiece głosy w tle, po czym Nina ot tak się rozłącza.
Wpatruję się w ścianę przez parę sekund, próbując zrozumieć,
co się właśnie wydarzyło. Od kiedy zostałam psem, który zawołany w środku nocy,
przyjdzie grzecznie, machając ze szczęścia ogonem? To nie jest odpowiedni czas
na takie refleksje, więc po prostu biorę kilka głębokich oddechów. Nie pomaga
to ani trochę w opanowaniu rosnącej we mnie irytacji, więc zaczynam liczyć do dziesięciu.
To również nie skutkuje, ale Ninie przecież mogło się stać coś poważnego, a ja
tracę czas, rozmyślając o głupotach. Zdążę jej to potem wygarnąć, chociaż
pewnie znowu zapomnę.
Nie zapalając światła, łapię pierwszy lepszy kardigan z
krzesła oraz kluczyki do samochodu, a następnie wychodzę w pośpiechu na klatkę
schodową. Wszyscy sąsiedzi smacznie śpią w wygodnych łóżkach, natomiast ja
biegam jak szalona po korytarzu. Wokół mnie panuje przerażająca cisza, przerywana
co jakiś czas przez dźwięk kropelek wody, spadających na kafelki z rur
podwieszonych pod sufitem. Staram się zachować spokój, ale w tej chwili do mnie
dociera, że naoglądałam się za dużo horrorów. Wiem, że przecież nie czyha na
mnie tutaj żaden zabójca z dziwnymi perwersjami, mimo to i tak zerkam za siebie,
by sprawdzić, czy nikt za mną nie idzie. Lepiej być uważnym, niż wykrwawić się
na podłodze, bo ktoś uderzył cię siekierą w plecy.
Wyrywam się z nocnych rozmyślań o potworach czających się w
mroku i schodzę na dół, próbując skupić się na czymś o wiele ważniejszym. W co
znowu mogła wpakować się Nina? Wiele razy musiałam ratować ją z problemów,
jednak dzisiaj jej głos brzmiał niesłychanie poważnie i tajemniczo. A co, jeśli
spadając ze sceny, zrobiła sobie krzywdę? Albo ktoś ją pobił? Może ktoś dosypał
jej narkotyków do drinka? Albo ktoś ją porwał? Z każdą minutą zaczynam się
coraz bardziej martwić. Próbuję zapanować nad okropnymi scenariuszami
kreowanymi z prędkością światła przez mój mózg, lecz nie idzie mi to za dobrze.
Przecież zadzwoniła do mnie, więc nie może być aż tak źle.
Trudno byłoby nie zauważyć klubu, w którym pracuje Nina. Nawet
najbardziej nieuważny człowiek dostrzegłby wielki różowy napis Gniazdo
Rozpusty wraz z podobizną pani wymachującej nogą. Zostawiam starego
mercedesa na opustoszałym w tej chwili parkingu. Czyżby w poniedziałek o
trzeciej nad ranem nie przychodził tutaj nikt poza takimi szaleńcami jak ja?
Co za niespodzianka.
Ochroniarz jak zawsze nie pilnuje wejścia do klubu, więc bez
problemu przemykam do środka. Jestem w stanie trochę zrozumieć tego pracownika:
po co pracować, skoro można pogapić się na nagie kobiety, kręcące swoimi
atutami? Dla mnie jest to kolejny plus, ponieważ nie muszę się z nikim wykłócać.
Nie jestem typowym bywalcem takich miejsc. Trudno byłoby mi ukryć brak fiuta w
spodniach. Otwieram drzwi do tego przybytku grzesznych przyjemności, a głośna muzyka
natychmiast uderza w moje uszy. Zapach potu oraz podniecenia wypełniają całą
przestrzeń wokół mnie, wywołując gęsią skórkę na moim ciele.
Nienawidzę tego miejsca, a mężczyznami przychodzącymi tutaj
po prostu się brzydzę. Wsadzają tancerkom pieniądze za majtki, tylko po to,
żeby one zaczęły się ocierać o ich tłuste ciała. Ignoruję to wszystko i idę
korytarzem, który został delikatnie oświetlony przez światła podłogowe
reagujące na ruch. Dawno nie czułam się aż tak niekomfortowo. Może trzeba było
zadzwonić po jakieś męskie wsparcie? Gratulacje
mózgu, szkoda, że dopiero teraz na to wpadłeś. Przecież Łukasz nie
odmówiłby mi w tej sytuacji, może nawet sam by to załatwił, a ja mogłabym
pospać w łóżku jak szczęśliwy niedźwiadek.
Moim oczom ukazuje się ogromna sala rozjaśniona kolorowymi światłami,
głównie w gamie czerwieni. Na samym środku znajduje się główna scena z
największym parkietem do tańca oraz oczywiście z centralnie ulokowaną rurą. Po
bokach ustawiono dwa mniejsze podesty, które są chwilowo puste. Centralne
podium jest okrążone sofami, na których siedzi trzech znudzonych mężczyzn,
oczekujących na kolejny występ. W całym klubie znajduje się maksimum dziesięć
osób i jest to o wiele większa liczba, niż się spodziewałam, jadąc tutaj.
Nagle coś miga mi z lewej strony. Pospiesznie odwracam głowę,
po czym zauważam, że na ścianie nad barem znajduje się podwieszany wybieg.
Blondynka w obcisłym stroju pada na podłogę, przyjmując pozycję, jakby właśnie
ujeżdżała przeszklony parkiet. Będę potrzebowała dużo alkoholu, żeby wymazać to
wszystko z pamięci.
Próbuję nie zwrócić uwagi żadnego z klientów i przemykam
niezauważenie jak ninja. Nina raz łaskawie mi wytłumaczyła, gdzie znajduje się
przebieralnia, więc liczę, że nie pomylę drzwi. Inaczej mogłabym zobaczyć o
wiele więcej, niż bym chciała. Udaje mi się namierzyć czerwoną bramę, a następnie
biegnę do niej tak szybko, jakby od tego zależało moje życie. Niespodziewanie w
środku zauważam nagie kobiety, które ani trochę nie czują skrępowania. Dwie
tancerki bez staników ze sobą rozmawiają, a inna właśnie depiluje cipkę. Szczęka
opada mi na samą podłogę przez ten widok. Przepraszam je cicho, przemykam obok,
po czym biegnę do łazienki.
– Nina? – wołam przyjaciółkę, przechodząc obok kabin.
Znienacka jedne z drzwiczek się otwierają, mijając mój nos o milimetry.
Na podłodze siedzi zapłakana Nina z rozmazanym po całej
twarzy makijażem. Jej wielkie niebieskie oczy są przepełnione smutkiem, a łzy
spływają po wyrazistych kościach policzkowych. Nie wygląda na to, by ten
wodospad miał szybko wyschnąć. Bez większego namysłu przysiadam obok niej i mocno
ją przytulam.
– Teraz mi powiesz, co się stało? – szepczę jej do ucha,
delikatnie ją kołysząc.
– Mój kostium – odpowiada rozżalona Nina. – Zniknął. Jestem
pewna, że któraś z tych zdzir go ukradła.
Moje podenerwowanie zaczyna zbliżać się do granicy wybuchu,
ale staram się jeszcze zachować jakimś cudem spokój. Liczę do stu, zanim pozwolę
ustom się otworzyć.
– Masz przecież dziesięć różnych strojów u siebie w szafie –
stwierdzam, odsuwając ją od siebie. Nawet w tej chwili ma na sobie strój
łudząco przypominający jej kreację do tańca, czyli stanik i kuse majtki.
– Ale tamten sama uszyłam! – tłumaczy podniesionym tonem.
– Myślałam, że coś ci się stało! – warczę wkurzona, potrząsając
głową w niedowierzaniu.
– Poza tym resztę kostiumów musiałam wyrzucić – mówi cicho. –
Został mi tylko tamten jeden.
Wzdycham głęboko przed ponownym spojrzeniem na nią.
Kruczoczarne włosy opadają na jej twarz, tak że przypomina upadłą anielicę. Jest
spełnieniem grzesznych pragnień każdego mężczyzny.
– A co w tej chwili masz na sobie? – pytam zbita z tropu,
przyglądając się bacznie ubraniu.
– To jest przecież bielizna! – odpowiada mi zdenerwowana. Nie
wiem, co to za różnica, ale nie będę się z nią kłócić.
– Wstawaj, jedziemy do domu. – Chwytam ją za ramiona, po czym
podciągam do góry.
Jest wyższa ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów, a fakt,
że nie założyłam przed wyjściem obcasów, tylko pogarsza moją sytuację – sięgam
jej idealnie pod pachę.
Przypadkiem zerkam w lustro i dopiero teraz dostrzegam, w
czym wyszłam. Różowe legginsy w lamparcią skórkę oraz bluzka z Garfieldem nie są
odpowiednie do opuszczenia własnego mieszkania. Nawet czarny kardigan z koronką
nie jest w stanie tego uratować, tylko jeszcze bardziej pogarsza tę stylizację.
Wyglądam, jakbym uciekła z domu wariatów. Pora jak najszybciej się stąd
ewakuować, ratując resztki godności.
– Dobrze, że nie założyłaś kostiumu z jednorożcem. – Odwracam
głowę w stronę Niny, której magicznie poprawił się humor. Zaczęła się ze mnie śmiać,
nawet nie zwracając uwagi, że zabijam ją wzrokiem.
– Ruszaj swój kościsty tyłek. Nie mam całej nocy – warczę, próbując
zakryć jak najwięcej własnego ciała.
Tancerki wyszły na sceny, więc Nina może zabrać rzeczy bez
zbędnych pytań, a następnie ruszamy do wyjścia. Światła w sali pociemniały i
zostały skupione w strefach, gdzie odbywają się pokazy. Gdy z głośników zostaje
puszczona piosenka Earned It, na główny parkiet wychodzi dziewczyna,
która przed chwilą się jeszcze goliła. Dostrzegam jej długie nogi, nieziemską
sylwetkę i do tego te płomienne włosy. Ma na sobie złoty strój z mnóstwem
diamencików podkreślających jej urodę. Nagle Nina rusza biegiem w stronę
tancerki, po czym się na nią rzuca.
– Ty głupia, tania szmato! – wrzeszczy moja przyjaciółka.
To pomaga mi się wyrwać z chwilowego otępienia. Klnę pod
nosem i nie czekając dłużej, wskakuję na podest. Obie dziewczyny szamoczą się
po parkiecie jak dzieci z przedszkola walczące o tę samą zabawkę. Nagle Nina siada
na rywalce okrakiem, a potem zaczyna ją podduszać.
– Kto ci pozwolił dotykać moich rzeczy?! – pyta, zaciskając
dłonie coraz mocniej na szyi rudowłosej kobiety.
Łapię Ninę od tyłu, starając się odciągnąć ją od biednej
dziewczyny. Może faktycznie była winna tej sytuacji, ale czy to powód do robienia
takiego przedstawienia? Powoli zbliżamy się do krawędzi, a ja nadal trzymam
przyjaciółkę mocno w talii. Jeśli teraz ją puszczę, to z tamtej tancerki
zostanie mokra plama na podłodze.
– Jesteś zazdrosna, bo to ja wyglądam lepiej w tym kostiumie –
stwierdza ruda leżąca na ziemi i piekło rozpoczyna się od nowa.
Nina wydaje dźwięki jak rozjuszony byk, po czym znienacka
wyrywa się z mojego uścisku. Przypadkowo popycha mnie do tyłu, przez co moja
noga zwisa w powietrzu poza sceną. Serce bije mi jak szalone, kiedy spadam do
tyłu jak kłoda. Z impetem uderzam tyłkiem w podłogę, jednak moja głowa trafia
na coś bardziej miękkiego. Dzięki Bogu, że te sofy są tak blisko sceny,
ponieważ właśnie uratowały mnie przed wizytą w szpitalu. Zaczerpuję głęboki
oddech, a po paru sekundach unoszę powieki. Dopiero teraz dostrzegam wpatrzone
we mnie szare oczy.
Nie jestem w stanie poruszyć nawet jednym palcem, bo z
jakiegoś powodu czuję się zahipnotyzowana przez te tęczówki. Jakby zniknął cały
panujący wokół chaos, pozostawiając wyłącznie te tajemnicze oczy oraz ich
właściciela. Powinnam się ruszyć, jakoś zareagować, lecz nie jestem w stanie. Moja
przyjaciółka potrzebuje pomocy, ale dla mnie wszystko dzieje się jak w
zwolnionym tempie. Mężczyznę otula mroczna i dzika aura, która jeszcze bardziej
mnie do niego przyciąga.
– Złotousty ściąga coraz dziwniejsze kurwy. – Słyszę obok
siebie męski szept, jednak nie jestem w stanie skupić na nim uwagi. Zostałam
zamknięta w więzieniu szarości i nic innego dla mnie nie istnieje.
Niespodziewanie jego wyraz twarzy z zaskoczonego zmienia się
w pewny siebie, a lewy kącik wąskich ust wędruje w górę, jakby mężczyzna się
uśmiechał, choć ten ruch bardziej przypomina drapieżnika patrzącego na kolejną
ofiarę. Dopiero teraz zauważam bliznę przecinającą całą twarz od prawego oka
przez nos i policzek oraz jeszcze jedną, która znajduje się poniżej, znacząc jego
usta. Moje ciało sztywnieje ze strachu, gdy myślę o tym, co musiało mu się
przytrafić, że został tak paskudnie okaleczony. Powoli przybliża do mnie swoją
głowę, a ja nadal tkwię zamknięta w celi stalowych oczu.
– Stęskniłaś się za mną, kiska[1]?
– pyta mnie.
Słysząc jego ochrypły głos, wracam do rzeczywistości jak rażona
prądem. W tej samej chwili dostrzegam, że moja ręka leży bardzo blisko jego
krocza. Czuję, jak policzki zamieniają się w dwa jaskrawe pomidory.
– Najmocniej przepraszam – szepczę zażenowana, jak
najszybciej się cofając. Niespodziewanie uderzam głową o parkiet tak mocno, że
na chwilę zostaję zamroczona. Od kiedy robią je takie wysokie? Widzę tylko
przerażającą ciemność, która mnie pochłania. Bogowie dzisiaj pogrywają sobie z
moim życiem.
Jedną ręką łapię się za potylicę, a drugą pomagam sobie wstać,
po czym jak niezgrabna gazela wskakuję po raz drugi na scenę. Dziewczyny turlają
się po całym parkiecie, wykrzykując mnóstwo wulgaryzmów. Wzdycham głęboko, gdy
ruda tancerka siada okrakiem na Ninie, a potem bije ją po twarzy.
Moja cierpliwość się skończyła, więc łapię dziewczynę za
włosy, powstrzymując ją od zadania kolejnych ciosów. Okazuje się to zaskakująco
łatwe, lecz w tym samym czasie Nina ciągnie za górną część kostiumu, aż mnóstwo
diamencików spada na podłogę. Pospiesznie skupiam wzrok na dziewczynie, dostrzegając,
że jej stanik został rozwalony i właśnie świeci piersiami przed widownią. Czy
ta noc kiedyś się skończy? Pomagam przyjaciółce wstać, po czym wpadam w pułapkę
szarych oczu, które bacznie obserwują mój najmniejszy ruch. Ta dzikość
otaczająca mężczyznę sprawia, że czuję się jak zraniona zwierzyna, której
strach jest podsycany przez wilka.
– Zwalniasz mnie?! – wrzeszczy Nina. – Dobry żart. Jeszcze
będziesz żałował tej decyzji. Oni wszyscy przychodzili tylko dla mnie, a nie
dla twoich dup brzydkich jak noc. – Przyjaciółka ciągnie moje ramię, ratując mnie
z tego więzienia przerażającej nicości.
Przez nasze przedstawienie wszyscy szepczą między sobą,
wytykając nas palcami. Wzdycham zażenowana, po czym idę za Niną. Po wyjściu na
zimne powietrze Warszawy przyjaciółka nieoczekiwanie zdejmuje spodnie, które wcześniej
założyła, wypina się, a potem ostentacyjnie wali się po tyłku.
– Jeszcze będziesz mnie błagał, żebym wróciła! – krzyczy na
cały głos, a ja nie potrafię powstrzymać śmiechu. Staram się naciągnąć na nią ubranie,
jednak ona tylko mocniej się szarpie.
– Do kogo ty wrzeszczysz, wariatko? Nikogo tam nie ma! –
odpowiadam jej, wiążąc jej spodnie w pasie.
– Och, on tam jest – mówi, wskazując na szyld klubu. – Tak
jak zawsze – dodaje nieco ciszej. Wpatruję się we wskazane przez nią miejsce,
lecz niczego nie widzę.
– Sypiałaś z szefem? – rzucam zainteresowana, a ona odpowiada
tylko tym dobrze mi znanym zboczonym uśmiechem. – Po co ja w ogóle pytam?
Przecież ty przeleciałaś już całą Warszawę.
Aura smutku bezpowrotnie znika i wraca stara dobra Nina.
Biorę ją pod ramię, a następnie ciągnę w stronę samochodu. Trzeba tę wariatkę
szybko zawieźć do domu, to może jeszcze uda mi się chwilę pospać.
Komentarze
Prześlij komentarz