[PATRONAT] Rozdział drugi Cora Reilly "Złączeni zemstą"
Rozdział drugi
Cara
Zgubiłam się. Wypicie
trzech kieliszków szampana nie pomogło mojemu zmysłowi orientacji. Ten dom był
labiryntem, najwyraźniej zbudowanym po to, by imponować i onieśmielać, a nie po
to, by czuć się swobodnie i naprawdę tu mieszkać. A przynajmniej ja nie
potrafiłabym czuć się w takim miejscu swobodnie, chociaż do tego mogły się
przyczyniać naturalnych rozmiarów portrety Falconego. Jego chłodne spojrzenie
zdawało się wszędzie za mną podążać.
Wygrzebałam z torebki telefon komórkowy, ale zaraz się zawahałam. Jak
wielkie zażenowanie poczułabym, gdybym zadzwoniła do Anastasii albo Trish i
powiedziała im, że zgubiłam się, szukając toalety? Nie dałyby mi o tym
zapomnieć. Po tańcu z Cosimem i tak panowała między nami napięta atmosfera. Nie
chciałam dawać im więcej amunicji, której mogłyby użyć przeciwko mnie.
Po raz kolejny zapragnęłam mieć przy sobie Talię. Mogłybyśmy razem się z
tego pośmiać, a ona jeszcze długo by mi to wypominała, lecz powodem jej żartów nie
byłaby złośliwość czy schadenfreude[1]. Nie
użyłaby tego przeciwko mnie w rozmowie z innymi ludźmi.
Zatrzymałam się nagle, z przerażeniem zdając sobie sprawę, że nie ufałam
Trish ani Anastasii. Pokręciłam głową. W takim właśnie świecie żyłam. Nie możesz od razu wszystkim ufać, nawet tak
zwanym przyjaciółkom – właśnie to zawsze powtarzał ojciec. Nigdy nie
chciałam wierzyć w te słowa. Odłożyłam telefon z powrotem do torebki. Nie
zamierzałam do nikogo dzwonić.
Matka nie wchodziła w grę.
Ani Cosimo. Nie, nie potrzebowałam kolejnego powodu do tego, żeby było
między nami niezręcznie. A poza tym prawie w ogóle go nie znałam. I przeczuwałam,
że tak właśnie miało pozostać do ślubu, a może nawet jeszcze długo po nim.
Cicho wypuściłam powietrze i ruszyłam dalej. W końcu musiałam zauważyć
coś znajomego, dzięki czemu mogłabym szybko wrócić na przyjęcie.
Skręciłam w kolejny nieznany mi korytarz – wszystkie wyglądały tak samo –
i wtedy zauważyłam kogoś stojącego kilka kroków dalej. Wreszcie, może
ten ktoś będzie potrafił wskazać mi drogę!
Moja radość zmieniła się w szok, a następnie w strach, kiedy zdałam sobie
sprawę z tego, na kogo wpadłam.
Growl.
Nie ruszył się. Po prostu stał w tym samym miejscu. Wysoki, robiący
wrażenie. Wyglądał, jakby spędził na tym korytarzu już trochę czasu.
Czekając na ofiarę. No i pojawiłam się ja, zupełnie sama. Nie bądź
śmieszna.
I chociaż bardzo chciałam wyśmiać tę myśl, to raczej nie była ona daleka
od prawdy. Podczas gdy strach i fascynacja walczyły w moim wnętrzu,
przypomniałam sobie, że przecież ten mężczyzna mnie nie dotknie. Mój ojciec
sporo znaczył dla Falconego, więc ja pewnie też. Może i Growl był bezlitosnym
zabójcą nieróżniącym się niemal niczym od maszyny lub potwora, ale z pewnością
musiał być sprytny, bo w przeciwnym razie nie zaszedłby tak daleko. A jednak,
mimo to, modliłam się, by zjawili się moi ochroniarze. Tylko czy widzieli w
ogóle, jak wychodzę z przyjęcia? Starali się dać mi i moim przyjaciółkom więcej
przestrzeni. A teraz żałowałam, że tak zrobili.
Growl patrzył na mnie oczami bez wyrazu. Garnitur zbyt ciasno opinał jego
szerokie ramiona, a spod białej koszuli wystawała odrobina czerni. Jeden
z jego wielu tatuaży. Nigdy ich nie widziałam, ale trudno było należeć do
naszych kręgów i nie usłyszeć jakichś historii na ich temat. Nawet ubrany w garnitur,
zamaskowany jako jeden z nas, nie mógł ukryć, kim naprawdę był. Widać było tatuaże
– drobną wskazówkę co do tego, jaki potwór krył się pod drogim strojem. Ciekawe,
jak wyglądał bez garnituru. Zaczerwieniłam się na tę niedorzeczną myśl. Wypiłam
zdecydowanie zbyt dużo alkoholu.
Przez jego twarz przemknął cień niezadowolenia i zdałam sobie sprawę z
tego, ile czasu wpatrywałam się w niego, oceniając go. Pewnie nie udało mi się
zbyt dobrze ukryć tego, co o nim myślałam. Był to błąd, który w naszym świecie
mógł wszystko zniszczyć. Powinnam była dobrze o tym wiedzieć, bo właśnie tego
uczyli mnie rodzice.
Drzwi znajdujące się za nim wyglądały znajomo. Prowadziły do przedsionka.
Nie ruszyłam się. Jeśli chciałam wrócić na przyjęcie, musiałam znaleźć się bliżej
niego.
To było niedorzeczne. Nie byłam jakąś tam zwykłą dziewczyną. I nie
byliśmy w jakimś tam zwykłym domu. Nie mógł mi nic zrobić. Nawet on musiał
przestrzegać pewnych zasad, a jedną z nich było to, że znajdowałam się poza
jego zasięgiem, tak jak zresztą wszystkie inne dziewczęta z rodzin na podobnym
poziomie. Chociaż Anastasia często gadała głupoty, to akurat tu się nie myliła.
Wyprostowałam się i zrobiłam kilka pewnych kroków w stronę Growla. Jesteś
coraz bliżej przyjęcia, przypomniałam sobie, starając się uspokoić
łomoczące serce. Z jakiegoś powodu czułam, jakbym się skradała. Growl był
łowcą, a ja zwierzyną, co nie miało sensu, bo prawie w ogóle się nie ruszył, od
kiedy znalazłam się na korytarzu.
– Jestem Cara – odparłam przyciszonym głosem. Może gdyby udało mi się do
niego zagadać, to nie wydawałby się już tak niebezpieczny, ale Growl nie
zareagował, tylko dalej obserwował mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
Nagle drzwi znajdujące się za nim otworzyły się z rozmachem i na korytarz
wyszła moja matka.
Jej spojrzenie padło na mnie, a następnie przeniosło się na Growla. Twarz
kobiety momentalnie stężała.
– Cara, szukaliśmy cię z ojcem. Wracaj na przyjęcie – powiedziała,
zupełnie ignorując mężczyznę stojącego z nami na korytarzu.
Skinęłam głową i szybko wyminęłam Growla. Spojrzenie jego bursztynowych –
a nie ciemnych, tak jak zdawało się z daleka – oczu podążyło za mną, ale nadal
się nie odezwał. Kiedy znalazłam się tyłem do niego, przeszył mnie dreszcz i
musiałam powstrzymać się od zerknięcia zza ramienia.
Gdy tylko razem z matką wyszłyśmy z korytarza i znalazłyśmy się w
opuszczonym przedsionku, mocno złapała mnie za rękę.
– Co ty sobie myślałaś? Czemu byłaś z tym… tym mężczyzną? – Praktycznie
wypluła ostatnie słowo. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi, zlęknionymi oczami.
– Nie wierzę, że go tu wpuścili. Jego
miejsce jest w klatce, w kajdanach. Powinni trzymać go z dala od wszystkich
porządnych ludzi.
Wbiła paznokcie w moją rękę.
– Mamo, to boli.
Puściła mnie, a ja wreszcie rozpoznałam emocję malującą się na jej
twarzy. To nie była złość, lecz zmartwienie.
– Nic mi nie jest – zapewniłam z naciskiem. – Zgubiłam się i wpadłam na…
– Nie wiedziałam, jak powinnam go nazwać, ponieważ „Growl” brzmiało jak ksywka
i nie chciałam jej używać przy matce, jednak nie udało mi się niczego wymyślić.
– Cara, nie możesz tak po prostu łazić sobie po domu i nie myśleć o konsekwencjach
własnych czynów.
– Szłam do toalety. Nie łaziłam sobie po domu – oznajmiłam z oburzeniem.
– Cosimo to dobra partia.
Mrugnęłam, nie mogąc uwierzyć własnym uszom.
– Więc o to się tak martwisz.
Matka zrobiła długi wdech i przyłożyła dłoń do mojego policzka.
– Martwię się o ciebie. Ale to oznacza, że martwię się też o twoją
reputację. W tym świecie kobieta jest niczym, jeśli nie ma dobrej opinii.
Oczywiście mężczyzn to nie dotyczy. Mogą robić co chcą, a złe czyny nawet pomagają
ich reputacji, ale nas obowiązują inne standardy. My musimy być tym, czym oni
nie są. Musimy wynagradzać ich braki. Właśnie do tego jesteśmy stworzone. Musimy,
ty musisz być delikatna, potulna i cnotliwa. Mężczyźni chcą tego, co
widzą. Powinnyśmy głęboko chować swoje pragnienia, nawet jeśli mężczyźni
sami nie potrafią tego zrobić.
Nie po raz pierwszy mówiła mi coś takiego, ale przez to, jak podkreśliła
słowo „pragnienia”, zmartwiłam się, że zauważyła moją reakcję na bliskość
Growla.
Nie musiała się jednak martwić. Mój strach przed tym mężczyzną, przed
wszystkim, co sobą reprezentował, przed wszystkim, do czego był zdolny, zmiażdżył
nawet tę odrobinę podekscytowania, jaką mogłam przy nim poczuć.
Growl
Patrzyłem, jak znikają
mi z oczu. Zatrzasnęły się drzwi i znowu byłem sam. Nadal czułem jej waniliowy
zapach, który natarczywie łaskotał mój nos. Słodki. Takie dziewczyny zawsze wybierały
słodkie zapachy. Nie rozumiałem, dlaczego chciały wydawać się jeszcze bardziej
bezbronne, pachnąc jak delikatny kwiat.
Szarpnąłem kołnierz. Zbyt ciasny. I niewygodny. Cholernie niewygodny. Materiał
ocierał się bliznę, nienawidziłem tego. Uwierający, sztywny. Jak obroża dla
psa. Ten garnitur, ta koszula, to nie ja. Ludzie nigdy nie dawali mi o tym
zapomnieć.
Wyraz twarzy jej matki przypomniał mi, dlaczego nie lubiłem takich
wydarzeń. Ludzie nie chcieli na mnie patrzeć. Chcieli, żebym odwalał za nich
brudną robotę i lubili wycierać sobie mną gębę, jednak nie chcieli mnie w
pobliżu.
Miałem to w dupie.
Kompletnie nic nie znaczyli.
Oglądali mnie jak jakieś zwierzę cyrkowe. Byłem skandalem wieczoru.
Słodko pachnąca dziewczyna też zerkała w moją stronę. Wręcz gapiła się. Ona
i jej przyjaciółki przyglądały mi się z drugiego końca sali balowej.
Ale słodko pachnąca dziewczyna zaskoczyła mnie. Znałem jej imię.
Oczywiście, że znałem. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Falcone mówił o jej
ojcu i rodzinie bardzo często. Cara. Wkrótce miała się dowiedzieć, jak to jest popaść
w niełaskę.
Nie uciekła z krzykiem, chociaż byliśmy sami na korytarzu. Nawet nie
wyglądała na zbyt mocno przestraszoną. Oczywiście widziałem w jej oczach strach,
zawsze go widziałem, ale zobaczyłem też zaciekawienie – ponieważ byłem
potworem, którego wszyscy się bali i który ich fascynował.
Nie obchodziło mnie to. Była zwykłą dziewczyną. Dziewczyną z wyższych
sfer z ładną sukienką i jeszcze ładniejszą twarzyczką. Miałem w dupie to, co
ładne. Nic nie znaczyło. Było ulotne, można było odebrać je w okamgnieniu. A
jednak tego wieczoru szukałem jej kilka razy spojrzeniem. Wyobrażałem sobie,
jak zrywam z niej tę ładną sukienkę, wyobrażałem sobie, jak przesuwam swoimi
niegodnymi dłońmi po jej kształtach. Zamiast tego odwróciłem szybko wzrok i
wyszedłem z sali balowej, nie dając sobie szansy na zrobienie czegoś głupiego. Nigdy
nie miałem jej posiąść. Nie powinienem nawet wyobrażać sobie, że ją posiadam. Mogłem
tylko podziwiać ją z daleka. Tak było lepiej.
Cara
Tego dnia,
wkrótce po tym, jak wróciliśmy do domu, Talia zakradła się do mojego pokoju. W
bladym świetle wpadającym przez zasłony zauważyłam zarys szczupłej sylwetki
siostry. Przysiadła na skraju łóżka.
– Śpisz?
Uśmiechnęłam się. Może i była na mnie zła, ale jak zwykle wygrała jej
ciekawość.
– Nie – wyszeptałam.
– Opowiedz mi wszystko – poprosiła, kładąc się obok mnie na łóżku, tak
blisko, że poczułam na twarzy jej pachnący miętą oddech.
– Uwierz mi, nie było nawet w połowie tak ciekawie, jak mogłoby się
wydawać. Ale spodobałyby ci się te wszystkie ładne sukienki.
– Musiało wydarzyć się coś ciekawego. Jaki był Falcone? Był straszny?
– Był straszny i przyprawiał mnie o ciarki, ale wiesz, kto był jeszcze
straszniejszy?
Pokręciła głową, wstrzymując oddech.
– Growl. Poznałam go na korytarzu.
– Growl – powtórzyła z powątpiewaniem. – Kto to?
– Egzekutor Falconego. Ma tatuaże na całym ciele i nie może normalnie
mówić. Tylko warczy.
– Naprawdę? – Myślała, że próbuję ją nabrać.
– Naprawdę.
– Rozmawiałaś z nim?
– Nie – przyznałam, żałując, że nie usłyszałam jego głosu. – Tylko się na
mnie gapił. To było dziwne.
– Szkoda, że mnie tam nie było. Zamiast tego przez cały wieczór oglądałam
telewizję.
– Przykro mi – powiedziałam cicho i dotknęłam ramienia siostry. – Może
następnym razem rodzice się zgodzą, żebyś poszła.
– Wątpię w to – wymamrotała, po czym usiadła. – Muszę już iść. Nie chcę,
żeby matka mnie złapała. – Zeskoczyła z łóżka i podeszła na palcach do drzwi, jednak
zanim wyszła, dodała jeszcze: – A tak w ogóle, to śmierdzi ci z ust alkoholem.
Rzuciłam w nią poduszką, ale zdążyła wyślizgnąć się z pokoju, więc
poduszka odbiła się od drzwi.
Nadal czułam podekscytowanie wywołane wydarzeniami tego wieczoru. Nie
mogłabym teraz zasnąć. Niepewnie wsunęłam dłoń pod kołdrę, a następnie pod
spodenki od piżamy. Palce odnalazły to słodkie miejsce między nogami i
odpowiedziały na potrzebę, która wołała do mnie, od kiedy po raz pierwszy
zobaczyłam Growla. Ciemność przesłoniła mój opór oraz obawę, że zostanę
złapana. Nawet słowa matki, odbijające się teraz echem w mojej głowie, nie
mogły mnie powstrzymać. Zachowuj się poprawnie i cnotliwie. To jest grzech.
Na widok tego strasznego ode mnie mężczyzny poczułam łaskotanie w
podbrzuszu, któremu nie potrafiłam się oprzeć. To jest złe!, krzyczał umysł, ale wyparłam tę myśl. Ciało wreszcie
zadrżało, spełnione. Czułam podekscytowanie, kiedy wyobrażałam sobie tego
niebezpiecznego mężczyznę.
Lecz kilka sekund później ogarnęło mnie dobrze znane mi uczucie – byłam
brudna. To był grzech. Matka nie przestała powtarzać tych słów, od kiedy dwa
miesiące wcześniej przyłapała mnie na dotykaniu się. Od tamtej chwili ani razu nie
uległam grzesznym potrzebom, aż do tej nocy.
Wzięłam głęboki oddech, chcąc, żeby serce przestało mi tak szybko bić.
Chcąc, żeby ciało przestało przypominać o tym, co zrobiłam.
Od chwili, gdy matka mnie przyłapała, panowało między nami napięcie. Nie
mogłam tego znieść. Unikała patrzenia mi w oczy, a ja robiłam to samo. Tak
właściwie cieszyłam się z prędko zbliżającego się ślubu, ponieważ dzięki niemu
miałam szansę na ucieczkę przed osądami matki. Nawet teraz, wspominając to,
czułam tę samą falę czystego wstydu, jaka mnie zalała. Nadal pamiętałam też
zszokowany wyraz twarzy matki. To nie był pierwszy raz, kiedy się dotykałam,
ale dopiero wtedy naprawdę zrozumiałam, jak złe to było. Poprzysięgłam sobie,
że już nigdy nie pozwolę, żeby ciało znowu przejęło kontrolę nad umysłem, a
teraz złamałam tę obietnicę. Pod osłoną nocy znowu pozwoliłam swoim palcom
zbłądzić, a to wszystko przez mężczyznę, o którym nie powinnam nawet myśleć, a
co dopiero fantazjować. To jest złe.
Byłam słaba, byłam grzesznikiem, lecz w tych krótkich chwilach
przyjemności czułam się bardziej wolna niż w jakimkolwiek innym momencie życia.
Komentarze
Prześlij komentarz