[PATRONAT] Rozdział drugi Cora Reilly "Luca Vitiello"



ROZDZIAŁ DRUGI

Luca, 13 lat

Gdy wchodziliśmy do Foxy, ojciec ścisnął mnie za ramię jeszcze mocniej. Odwiedzałem to miejsce już kilka razy, gdy musiał pomówić o czymś z kierownikiem. Był to jeden z naszych najdroższych kurwidołków.
            Dziwki ustawiły się w rządku przy barze, a kierownik stanął obok nich. Skinął ojcu głową, a do mnie puścił oko. Ojciec odprawił go gestem.
            – Luca, masz trzynaście lat – stwierdził. Nie mogłem uwierzyć, że pamiętał o moich przypadających tego dnia urodzinach. Wcześniej nie zająknął się na ten temat ani słowem. – Jesteś w rodzinie od osiemnastu miesięcy. Nie możesz być równocześnie zabójcą i prawiczkiem.
            Zaczerwieniłem się i zerknąłem speszony na czekające kobiety. Wiedziałem, że usłyszały słowa ojca. Ale żadna się nie zaśmiała, pewnie za bardzo się go bały. Wyprostowałem się jak struna, chciałem, żeby patrzyły na mnie tak samo, jak na niego.
            – Wybierz dwie – polecił ojciec i wskazał głową na dziwki.
            Gdy zrozumiałem, po co mnie tam przyprowadził, moje wnętrze przeszył dreszcz. Podszedłem do kobiet powoli, próbowałem udawać opanowanego, choć nerwy skręcały mi żołądek na wszystkie strony. Miałem już prawie metr siedemdziesiąt, bardzo dużo jak na trzynastolatka, więc dorównywałem wzrostem stojącym na szpilkach kobietom. Nie miały na sobie zbyt wiele, tylko króciutkie spódniczki i staniki. Wodziłem wzrokiem po ich piersiach. Wszystkie miały duże cycki, nie potrafiłem przestać się gapić. Widziałem już kilka nagich kobiet w naszych klubach ze striptizem, ale zawsze przelotnie, nigdy z tak bliska. Wszystkie były ładne. Wybrałem jedną brunetkę i jedną blondynkę.
            Ojciec skinął głową. Jedna z nich złapała mnie za rękę i wyprowadziła przez tylne drzwi. Druga szła tuż za mną. Zostałem z nimi sam na sam, w obszernym apartamencie na tyłach Foxy. Przełknąłem ślinę, starałem się grać obeznanego w tych sprawach. Oglądałem pornole i słuchałem historyjek innych członków rodziny, ale to było coś zupełnie innego.
            Blondynka zaczęła się nieśpiesznie rozbierać, dotykała się po całym ciele. Gapiłem się na nią, lecz gdy poczułem naprężenie w spodniach, cały się spiąłem. Brunetka uśmiechnęła się sztucznie i podeszła do mnie. Spiąłem się jeszcze bardziej, ale pozwoliłem jej dotknąć mojej klatki piersiowej.
            – Ojej, ale już z ciebie duży chłopiec – powiedziała.
            Nie skomentowałem, tylko bacznie ją obserwowałem. Zerknąłem ponownie na blondynkę, która w międzyczasie zaczęła macać się po cipce. Zaschło mi w gardle. Brunetka wsunęła mi dłoń w bokserki, a ja wydałem z siebie drżące westchnienie.
            – Och, myślę, że ten sprzęt świetnie się sprawdzi, nie sądzisz?
            Skinąłem głową i dałem zaprowadzić się na wielkie, okrągłe łóżko na samym środku pokoju.

Luca, 17 lat

– Kurewsko się cieszę, że wyrywamy się od ojca, ale nie podoba mi się, że musimy obchodzić moje urodziny u Juniora – wymamrotał Matteo, wsadzając koszulę do spodni i oglądając efekt w lustrze. Przymierzał już czwartą. Kurwa, kiedy zrobił się z niego taki próżny sukinsyn? Z każdym rokiem było coraz gorzej. Kończył właśnie piętnaście lat i już nie dało się z nim wytrzymać.
            Cesare rzucił mi wymowne spojrzenie. Od półgodziny czekaliśmy z nim i Romero, aż mój brat raczy się wyszykować.
            – Odrzucenie zaproszenia od kuzyna, który postanowił zorganizować ci imprezę, byłoby hańbiące – wyjaśnił Romero. Zabrzmiał, jakby był dwa razy starszy niż w rzeczywistości. Kilka dni temu skończył czternaście lat, a do rodziny mafijnej wstąpił kilka miesięcy wcześniej, gdy umarł jego ojciec. Jego rodzina potrzebowała pieniędzy, znaliśmy się z Romero od wielu lat.
            – Nie ufam mu – burknął Cesare. – Jemu i całej jego rodzinie, ponosi ich ambicja.
            Mój wuj Gottardo i jego syn Gottardo Junior nie skakali z radości, że zostanę capo po ojcu, ale w zasadzie to samo tyczyło się wszystkich moich wujów. Uważali, że sami byliby lepszymi szefami.
            – Zostaniemy kilka godzin, wrócimy i zrobimy sobie własną imprezę. Albo pojedziemy do jednego z klubów w Nowym Jorku.
            – Na serio myślisz, że będziemy na tyle trzeźwi, żeby jechać do Nowego Jorku? To kawał drogi z Hamptons – odparł Romero, marszcząc brwi.
            – Jakim cudem zrobiłeś się taki grzeczniutki? – zarechotał Matteo.
            Romero się zarumienił.
            – Matteo, chodź. Ludzie mają w dupie twoje koszule – powiedziałem podniesionym głosem, bo ewidentnie chodziło mu po głowie przymierzenie kolejnej.
            Posiadłość wuja Gottardo była niedaleko od naszej, więc poszliśmy z buta. Goryle otworzyli nam bramę i przeszliśmy długim podjazdem, Gottardo Junior czekał na nas przy drzwiach. Nachmurzył się na nasz widok.
            – Myślałem, że przyjdziecie sami.
            – Romero i Cesare nas nie odstępują – wyjaśniłem, wymieniając z nim uścisk dłoni. Następnie Junior złożył mojemu bratu życzenia. Wszyscy weszliśmy do okazałego przedsionka. Z głębi domu dobiegały ludzkie głosy i głośna muzyka. Zgodnie ze zwyczajem, odpiąłem kaburę i pochwę na nóż, a potem położyłem je na kredensie. Matteo, Romero i Cesare zrobili to samo, po czym kuzyn wprowadził nas na przyjęcie. Większość gości znałem tylko z widzenia, byli tam prawie sami przyjaciele Gottarda i jego brata Angela z Waszyngtonu.
            – Skąd się tu wziąłeś? – zapytałem, kierując się ku stanowisku z alkoholami. Dookoła nas tańczyło kilka półnagich dziewczyn. Junior zamontował im nawet rury.
            – Potrzebowałem kilka dni oddechu. Interesy wysysają z człowieka duszę.
            Skinąłem głową. Brać robiła nam ostatnio sporo problemów.
            – No, ale teraz się zabawmy! – Junior uśmiechnął się szeroko.
            Kilka godzin później wszyscy byliśmy totalnie najebani. Ja i Matteo tańczyliśmy z czterema dziewczynami. Zapowiadała się długa noc. Jedna z dziwek odstawiła przede mną twerking, jej rozdzielone mikroskopijnymi stringami półdupki połyskiwały cekinami. Romero zniknął z inną w jakimś zacisznym pokoiku. Może w końcu porucha. Cesare półleżał na fotelu z przymkniętymi oczami, a jego wybranka fachowo go ujeżdżała.
            Matteo dał klapsa potrząsającej dupą tancerce, na co ta pisnęła, obróciła się i otarła o jego krocze. Wokół nas kłębiło się coraz więcej dziewczyn. Zwaliłem się ciężko na fotel. Alkohol zbierał już swoje żniwo, jedna z dziewczyn uklęknęła przede mną i zaczęła masować mi fiuta przez spodnie. Druga zaszła mnie od tyłu i położyła mi dłonie na klatce piersiowej. Już miałem ją ochrzanić, że tak się zakrada, gdy nagle spadła na mnie i zachlapała mnie krew z jej rozharatanego gardła.
            – Kurwa!
            Dziwka zajmująca się moim fiutem rozszerzyła oczy. Zerwałem się z fotela i obracając, zasłoniłem się ręką, akurat, gdy Junior ciął nożem. Ostrze otworzyło mi przedramię. Dziwki zaczęły wrzeszczeć i biegać we wszystkie strony. Gdzie Matteo?
            Junior ponownie się na mnie zamachnął, ale staranowałem go barkiem, złapałem za gardło i przygniotłem do ściany. Otaczał nas niezły bajzel pełen krzyków i jęków. I wtedy rozległ się pierwszy strzał.
            Skupiłem się wyłącznie na Juniorze. Zamierzałem rozpierdolić go w puch. Zacisnąłem na jego gardle drugą dłoń i ścisnąłem z całych sił.
            – Ty jebany zdrajco – wycedziłem. Wyobrażał sobie, że mnie zabije?
            Oczy wychodziły mu już z orbit, ale ścisnąłem jeszcze mocniej, dopóki żyłki w jego pierdolonych gałkach ocznych nie zaczęły pękać, a jego kości trzeszczeć. Wierzgnął po raz ostatni, po czym pozwoliłem opaść jego ciału na podłogę. Jego krew zalała mi palce.
            Obróciłem się powoli i ujrzałem Mattea, siedział na innym napastniku i właśnie szykował się do poderżnięcia mu gardła.
            – Nie – rozkazałem bratu, ale było już za późno. Rozharatał skurwysyna.
            Oddychając ciężko, rozejrzałem się po otaczającym mnie burdelu. Cesare leżał pod ścianą, wyglądał na lekko oszołomionego. Miał rozcięcie na szyi i wpatrywał się w leżące przed nim zwłoki. Romero też ciężko dyszał, stał w samych bokserkach, z pistoletem w ręce. Dwie dziwki nie żyły, pozostałe płakały i patrzyły na mnie jak na diabła.
            Podszedłem do Romero i Cesare, mijając je bez słowa. Romero krwawił z rany w ramieniu. Matteo wstał na równe nogi, miał szeroko rozwarte oczy, wyglądał jak w amoku. Znałem podnietę zabijania aż za dobrze.
            – Kurwa, zmiażdżyłeś mu krtań gołymi rękami!
            – Ojciec nie będzie zadowolony – stwierdziłem, przyglądając się własnym dłoniom. Zabiłem już wielu ludzi, ale tym razem czułem się inaczej. To było bardziej osobiste, kurewsko podniecające. Czułem, jak z Juniora uchodziło życie, czułem, jak jego krtań pęka pod siłą moich dłoni… Kurwa, coś wspaniałego.
            – Wszystko w porządku? – zapytał Cesare, przyglądając mi się badawczo.
            Uśmiechnąłem się szyderczo. Myślał, że mam jakiś problem, bo właśnie udusiłem kuzyna?
            – Zadzwoń do ojca – poleciłem mu. – Bardzo źle? – zapytałem Romero.
            – Nic się nie stało – odparł ze wzruszeniem ramion. – Kula przeszła na wylot. Jeden kumpel Juniora był prawie tak szybki, jak ja.
            Kiwnąłem głową, ale w myślach bez przerwy odtwarzałem śmierć kuzyna. Moją uwagę przykuły niedraśnięte dziwki. Miały w tym jakiś udział? Podszedł do mnie Matteo.
            – Kurwa, nie wierzę, że rodzony kuzyn chciał nas zajebać.
            – Miałeś przy sobie nóż – stwierdziłem.
            – Wiesz, że nigdzie się bez niego nie ruszam – odparł z niepokojącym uśmiechem.
            – Nigdy więcej nie oddam, kurwa, broni.
            Zbliżył się do nas Romero, wyglądał na nieco wstrząśniętego.
            – Myślicie, że wasz wuj i inni kuzyni maczali w tym palce?
            – Pewnie tak – mruknąłem. Wątpiłem, by Junior zaplanował coś takiego samodzielnie. Namówienie syna na taką akcję, zamiast ryzykowania własnym życiem, tak, to pasowało do starego Gottardo. Tchórz.
            – Po co tak ryzykował? Przecież nawet, jakby nas zabił, to ojciec by cię pomścił – zapytał Romero.
            – Nie – wycedziłem. – Gdybyśmy okazali się z Matteo na tyle głupi, żeby dać się zabić Juniorowi, to ojciec uznałby nas za słabe ogniwa. Pozwoliłby Ninie zajść w ciążę i zrobiłby sobie nowego dziedzica. Koniec pieśni.
            Matteo się skrzywił, bo wiedział, że to prawda. Obaj wiedzieliśmy.
            – Muszę się, kurwa, napić – warknąłem do jednej z dziwek. Pobiegła do barku i przyniosła mi whisky. Biorąc łyka, obserwowałem ją badawczo. – Wiedziałaś?
            Zaprzeczyła nerwowym ruchem głowy.
            – Nie. Powiedzieli nam, że to przyjęcie urodzinowe i że mamy tańczyć. To wszystko.
            Podszedłem ze szklanką w dłoni do jednego z foteli i ciężko usiadłem. Dziwka, której Junior poderżnął gardło, leżała obok w kałuży krwi. Po chwili Matteo, Romero i Cesare usiedli naprzeciwko, czekaliśmy na ojca i jego ludzi. Nie mieliśmy nic innego do roboty. Zabiliśmy Juniora i jego kumpli, więc nie było kogo przesłuchać, a Gottardo i Angelo siedzieli w Waszyngtonie. Wyłapałem spojrzenia Romera i Cesare, dostrzegłem w nich mieszankę szoku i respektu.
            – Kurwa. Inaczej sobie wyobrażałem ten dzień – stwierdził Matteo, kręcąc głową.
            Ojciec, Bardioni i kilku żołnierzy zjawili się niecałą godzinę później.
            Ojciec ledwie na nas spojrzał, podszedł prosto do mojego kuzyna.
            – Zmiażdżyłeś mu krtań? – zapytał, przyglądając się truchłu Gottarda Juniora. Wyłapałem w jego głosie szczyptę dumy. Nie potrzebowałem jego pierdolonych pochwał.
            Skinąłem głową.
            – Nie miałem broni, bo założyłem, że przyjmuje nas rodzina, a nie jebani zdrajcy. Zadławił się swoją zdradziecką krwią.
            – Zmiażdżył go jak imadło – skomentował Matteo.
            – Luca Imadło – powiedział ojciec z dziwnym uśmiechem.

***

To był kurewsko długi dzień, a potem kurewsko długie tygodnie, jedna gehenna za drugą. Chciałem pozabijać wszystkich wujów.
            – Mam dość, że traktują mnie jak pierdolone dziecko – oświadczyłem Matteo i ruszyłem ku wejściu do Sphere.
            Matteo uśmiechnął się od ucha do ucha i przeczesał włosy palcami, chyba po raz setny. Przyjdzie taki dzień, że dam mu w mordę i ogolę mu ten łeb, żeby przestał mnie wkurwiać tym ciągłym przylizywaniem fryzury.
            – Luca, masz siedemnaście lat, nie jesteś jeszcze mężczyzną – powiedział, przedrzeźniając wuja Gottardo w irytująco doskonały sposób. Nie zapomniał o wymawianiu głosek przez nos, aż miałem ochotę wyrwać mu struny głosowe z krtani.
            Widziałem strach w jego oczach – odkąd udusiłem Juniora, widziałem ten sam strach w oczach wielu ludzi. Gottardo pozwalał sobie na takie odzywki, bo myślał, że jest bezpieczny, w końcu był moim wujkiem. Nie mieściło mi się w głowie, że ojciec uwierzył jemu i Angelowi… A może im nie wierzył, tylko rozkoszował się tym, jak teraz się przed nim płaszczyli? Po tamtej nocy wzmocnił ochronę, czyli wiedział, że nadal są wśród nas zdrajcy.
            – Jestem lepszym mężczyzną, niż oni wszyscy razem wzięci. Zabiłem więcej ludzi, zerżnąłem więcej dup, mam większe jaja.
            – Spokojnie z tym ego – zarechotał Matteo.
            – Masz pryszcza na czole – wyburczałem. Kłamałem, ale wiedziałem, że przy jego próżności tak najlepiej odpłacić mu za to, jakim jest upierdliwym dupkiem.
            Zgodnie z oczekiwaniami, natychmiast zaczął macać się po gębie w poszukiwaniu tej niewybaczalnej skazy. Po chwili opuścił ręce i zmrużył powieki. Tym razem to ja zarechotałem. Stanęliśmy przed bramkarzem Sphere. Powitał nas uprzejmym skinieniem głowy i usunął się z drogi. Wtedy jakiś facet, stojący z przodu długiej kolejki, krzyknął:
            – Ej, byliśmy pierwsi! Poza tym ten koleś jest za młody, żeby tu wejść!
            Spojrzeliśmy z Matteo na tego kretyna. Mówił o moim bracie i oczywiście miał rację. Piętnastolatka z całą pewnością nie powinni wpuszczać do tego typu klubu, ale w sumie mnie też. Wszyscy zakładali, że jestem starszy, bo byłem po prostu wyrośnięty.
            Popatrzyłem na brata porozumiewawczo i podeszliśmy do gościa z niewyparzoną mordą. Gdy stanąłem tuż przed nim, jego ułańska odwaga gdzieś wyparowała.
            – Problem?
            – Są jakiś zasady… – odparł.
            Matteo błysnął rekinim uśmiechem, który godzinami dopieszczał przed lustrem.
            – Może dla ciebie.
            – Od kiedy to chłopcy mogą wchodzić do takich klubów? Robicie tu bal maturalny czy co? – Tym razem Niewyparzona Morda zwrócił się do bramkarza.
            Matteo już zamierzał wyciągnąć nóż na oczach tych wszystkich ludzi, a mi nawet przeszło przez myśl, żeby pozwolić mu na trochę uciechy, gdy z kolejki odezwała się jakaś kobieta.
            – Bynajmniej nie wygląda mi na chłopca – zagadała zachęcająco do mojego brata.
            – Natomiast ty wyglądasz na moją następną zdobycz – powiedziała do mnie jej koleżanka.
            Uniosłem brew. Matteo, z jego urokiem słodkiego, słonecznego chłopczyka, zawsze przyciągał kobiety, jak widać mój urok – brutalnego drapieżnika – też miał swoje zalety. Obie były wysokie, blondwłose i cholernie seksowne.
            – Wpuść je – poleciłem bramkarzowi. Odsunął barierkę i obie się za nią wślizgnęły. – A ten tu i jego znajomi mają zakaz wstępu do Sphere – dodałem.
            Wchodziliśmy do klubu w akompaniamencie głośnych skarg Niewyparzonej Mordy, ale miałem go w dupie. Objąłem swoją dziewczynę, ona złapała mnie za tyłek i obdarzyła uwodzicielskim uśmiechem.
            Matteo i jego blondyna już zaczęli się ślimaczyć.
            – Jest tu jakieś miejsce, gdzie moglibyśmy się popieprzyć? – zapytała moja blondyna, mocno się o mnie ocierając.
            Uśmiechnąłem się półgębkiem. Takie lubiłem najbardziej. Łatwe kobiety, które nie zadawały zbędnych pytań.
            – Pewnie – odparłem i zrewanżowałem się jej uszczypnięciem w tyłek.
            – Kutasa też masz takiego wielkiego? – zapytała, gdy wprowadzałem ją do składziku na tyłach.
            – Sprawdź sobie – wymamrotałem. I sprawdziła. Gdy tylko zamknąłem drzwi, uklękła i wyssała mnie tak, że miałem mroczki przed oczami. Ciągnęła zawodowo, a jej szminka zostawiała na moim fiucie czerwone ślady. Odchyliłem głowę i zamknąłem oczy.
            – Kurwa… – wycedziłem, gdy zmieściła całego. Była lepsza od większości dziwek, z którymi miałem do czynienia, a przecież doskonaliły swoje rzemiosło całymi latami. Oparłem się swobodnie o drzwi, zaraz miałem spuścić się jej do gardła.
            Jednak w pewnym momencie drgnęła i naprężyła się w sposób, który wzbudził we mnie czujność. Instynktownie otworzyłem oczy, na ułamek sekundy zanim wbiła mi coś w udo. Uderzyłem ją w rękę. Z jej dłoni wypadła strzykawka, zaczęła szukać jej po podłodze. Złapałem ją za gardło i odepchnąłem z całej siły. Jej potylica uderzyła o półki magazynowe z przyprawiającym o mdłości chrupnięciem. Zwaliła się na ziemię bez życia. Dysząc ciężko, spojrzałem na strzykawkę. Co za gówno chciała mi podać?
            Podciągnąłem spodnie i stanąłem nad nią w rozkroku. Nawet nie chciało mi się sprawdzać pulsu, sposób, w jaki wykrzywił się jej kark, nie pozostawiał żadnych wątpliwości. Schyliłem się i zsunąłem jej spodnie odsłaniając biodro. Miała bliznę po wypalonym tatuażu. Wiedziałem nawet po jakim: dwóch skrzyżowanych kałasznikowach pierdolonej Braci. Tatuowali je wszystkim swoim dziwkom.
            – Kurwa – warknąłem. Zastawili pułapkę, a ja wszedłem prosto w sidła, zacząłem myśleć kutasem, opuściłem gardę. Czy przyjęcie u kuzyna nie było wystarczającą nauczką?
            Wyprostowałem się. Kurwa. Matteo. Wybiegłem ze składziku i zacząłem przeszukiwać resztę pomieszczeń na tyłach klubu. Ani śladu po nim ani drugiej zdradzieckiej kurwie, bo zapewne też nią była. Wpadłem na parkiet, rozejrzałem się, ale nigdzie w tłumie nie dostrzegłem brata. Gdzie się podział?
            Wyszedłem z klubu, minąłem długą kolejkę i skręciłem w ciasną uliczkę za Sphere. Matteo był w pełni zaangażowany w gałowanie. Też miał zamknięte oczy. Byliśmy jebanymi debilami. Żadne obciąganie nie było warte przekreślenia pierwszej zasady naszego świata: nie ufaj nikomu.
            Dziwka sięgnęła po coś do torebki.
            – Matteo! – krzyknąłem i wyciągnąłem pistolet. Otworzył oczy, na jego twarzy pojawiła się mieszanka irytacji i dezorientacji. Zrozumiał, co się dzieje, gdy zobaczył, co dziwka trzyma w ręce. Sięgnął po nóż, a ona zamachnęła się strzykawką. Nacisnąłem spust, kula trafiła prosto w głowę i odrzuciła dziwkę o kilka metrów do tyłu. Upadła na bok, strzykawka wyturlała się z jej dłoni.
            Matteo, z nożem w ręku i stojącym fiutem w pełnej okazałości, spojrzał na ciało. Podszedłem do niego i pokazałem mu wypalony znak na jej biodrze.
            – Szkoda, że nie poczekała z tym atakiem aż dojdę – wymamrotał pod nosem.
            Wyprostowałem się i uśmiechnąłem kwaśno.
            – Może byś podciągnął gacie? Na razie sprzęt nie będzie ci potrzebny.
            Podciągnął spodnie, zapiął pasek i spojrzał na mnie.
            – Dzięki za uratowanie dupy. – Uśmiechnął się cwaniacko, ale wiedziałem, że nie jest mu do śmiechu. – Czy chociaż ty doczekałeś szczęśliwego zakończenia, zanim twoja zdobycz spróbowała cię załatwić?
            Pokręciłem głową.
            – Brać prawie nas dopadła. Zachowaliśmy się jak jebani durnie, daliśmy się tym kurwom wodzić za kutasa, jak napaleni nastolatkowie.
            – Przecież jesteśmy napalonymi nastolatkami – zażartował Matteo, chowając nóż.
            Spojrzałem na martwą kobietę.
            – Druga kurwa też martwa? – zapytał mój brat.
            – Skręcony kark – potwierdziłem.
            – Twoje pierwsze kobiety – powiedział ostrożnie i spojrzał badawczo na moją twarz. Bóg jeden wie, czego w niej szukał. – Masz poczucie winy?
            Wpatrywałem się w rozlewającą się po asfalcie krew i w martwe oczy dziwki. Moje ciało odczuwało przede wszystkim gniew. Gniew na siebie samego, że okazałem się tak łatwym celem, bo założyłem, że piękna kobieta nie może stanowić zagrożenia. Poczułem też obezwładniającą furię, że Brać próbowała mnie zabić. I – co grosza – Mattea.
            – Nie – odparłem. – Żałuję tylko, że zabiłem je przed zadaniem kilku pytań. Teraz będziemy musieli złowić kilku dupków z Braci i wydusić informacje od nich.
            Matteo podniósł strzykawkę. Zmroziło mnie, wystraszyłem się, że może zakazić się trucizną przez skórę. Nie miałem wątpliwości, że cokolwiek w niej było, gwarantowało śmierć w cierpieniu.
            – Musimy się dowiedzieć, co jest w środku.
            – Najpierw, to musimy się pozbyć dwóch ciał, zanim goście albo policja się pokapują. – Przyłożyłem komórkę do ucha, dzwoniąc do Cesare. – Potrzebuję cię w Sphere. Szybko.
            – Dobra. Daj mi dziesięć minut – odparł, brzmiąc na rozespanego.
            Cesare był bardziej moim człowiekiem niż żołnierzem ojca i ufałem, że w razie konieczności, będzie trzymał gębę na kłódkę.
            – Ojciec nie będzie zadowolony – stwierdziłem.
            – Tym, że wleźliśmy w pułapkę, czy tym, że Brać chciała nas zabić? – zapytał Matteo i spojrzał na mnie z zaciekawieniem.
            – Tym pierwszym, drugim może też.
            – Zaczyna mnie męczyć, że co chwilę ktoś chce nas zabić – stwierdził, choć raz na poważnie, Matteo.
            Wziąłem głęboki oddech.
            – Ano tak już jest. I zawsze będzie. Możemy ufać tylko sobie nawzajem.
            Matteo pokręcił głową.
            – Spójrz na ojca. On nie ufa nikomu. Nawet Ninie.
            Biorąc pod uwagę, jak traktował żonę, słusznie robił, że jej nie ufał. W naszym świecie małżeństwa rzadko rodziły zaufanie, a jeszcze rzadziej miłość.




Komentarze

Popularne posty