[PATRONAT] Rozdział czwarty Monika Nerc "Dziedzic podziemia"
Grigoriy
Wszyscy
w klubie kłaniają przede mną głowy, bojąc się spojrzeć głęboko w oczy diabła,
który kroczy między nimi. Alkohol leje się litrami, muzyka zagłusza wszelkie
myśli, ale oni nawet po takim odurzeniu wiedzą, że muszą mi okazać szacunek. To
ja jestem tu władzą i dyktuję wszelkie zasady, robiłem to nawet zza krat
więzienia. Ten świat należy do mnie i wyłącznie, kurwa, do mnie.
Idę w stronę sekcji dla VIP-ów, by nikt nie był w stanie mi
przerwać. Nie mam dzisiaj czasu ani ochoty na lizanie mi dupy. Muszę skrupulatnie
przemyśleć kolejny krok, ponieważ nie mogę popełnić teraz nawet najmniejszego błędu.
Zerkam w stronę drzwi i dostrzegam, że w środku już czeka na mnie Siergiej.
– Załatwiłeś sprawę z młodym? – pytam go, siadając na kanapie.
Biorę szklankę z whisky, po czym wlewam całą jej zawartość do gardła. Czuję,
jak ogień trawi każdy milimetr mojego przełyku. Tego najbardziej brakowało mi w
więzieniu.
– Tak. Powinien zapamiętać nauczkę na dłuższy czas –
odpowiada. – Spodziewałem się, że będzie błagał o litość, płakał, ale przyjął
to jak prawdziwy mężczyzna. – Na jego twarzy pojawia się dumny uśmiech, jeśli
można cokolwiek zobaczyć spod tej brody.
– Jeśli jeszcze raz nawali, to nie będę taki łaskawy – mówię,
pokazując pustą szklankę kelnerce.
– Też mu to powiedziałem. – Wzdycha zirytowany. – Wspomniałem
mu delikatnie, że jeśli jeszcze raz coś takiego odpierdoli, nie będzie miał jak
trzepać kapucyna.
Stęskniłem się za tym. Czas w więzieniu był czasem straconym,
ale ta pizda, sędzina, nie dała się przekupić. Nawet mój prawnik się zarzynał, żebym
mógł wyjść na wolność, jednak wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. I
jeszcze ten jebany Sebastian musiał się wtedy pojawić. Same cholerne
utrudnienia.
– Czy moja przesyłka doszła do tego zdrajcy? – pytam,
wpatrując się w sufit. Nawet nie chcę wypowiadać jego imienia, ponieważ nie
powstrzymam siebie. Siergiej tylko kiwa głową w odpowiedzi, obawiając się mojej
reakcji. – Sądzisz, że zrozumie przekaz?
W paczce były wszystkie pierścienie martwych członków jego
małego zgrupowania, których zabiliśmy od wyjścia z więzienia. Myślałem, żeby
dodać również ich palce, bo wtedy byłoby mu łatwiej ich zidentyfikować, ale to
zostawię na później.
– Chłopak jest uparty, może być z nim trudno. Próbuje zjednać
sobie chłopaków z Pruszkowa – wyjaśnia, a ja popijam jeszcze więcej whisky.
Niestety ma rację, z Sebastiana był przebiegły skurwysyn. To przez niego
trafiłem do więzienia jak jakiś złamas z ulicy. Wiedział, kiedy uderzyć, żeby
jak najmocniej mnie to zabolało. Nie pozwolę, by ta sytuacja się powtórzyła.
Sądził, że jak pozbędzie się mnie z Warszawy, to bez trudu
przejmie całe terytorium, ale Siergiej dobrze się spisał. Gdy ja utknąłem w
więzieniu, on próbował utrzymać resztę chłopaków w spokoju i kazał im grzecznie
czekać. Inaczej doszłoby do wielkiej masakry, której nie dałoby się ukryć przed
mediami.
To właśnie moja prawa ręka zapewniała wszystkich, że wrócę, i
każdy mu uwierzył. Mimo że byłem zamknięty za kratami, to i tak ja podejmowałem
decyzje, a nie jakiś Sebastian. Nic nie jest w stanie mnie powstrzymać.
– Każdy ma jakiś słaby punkt. On też. Tylko musimy poczekać –
stwierdzam, zapalając papierosa. – Chłopaki mają uważać bardziej niż normalnie.
Nikogo nie możemy stracić. Pokażemy temu złamasowi, że nie przejmie tutaj tak
łatwo władzy. – Biorę duży łyk alkoholu i nadal trzymając szklankę, dodaję: –
Król jest tylko jeden i kara spotka każdego, kto mu się sprzeciwi.
Zerkam na Siergieja, na którego twarzy właśnie pojawił się
uśmiech. Ja wszystko widzę i wiem. Nikt nie ucieknie od diabelskiej ręki
sprawiedliwości.
– Przypomnę paru osobom, że wróciłem i widziałem, co robili
podczas mojej nieobecności. To teraz jest najważniejsze – oznajmiam,
wydmuchując powietrze. – Niech poczują strach tak wszechogarniający, że znowu
na wzmiankę o moim imieniu każdy będzie srał po nogach. A potem reszta
przyjdzie na kolanach, błagając o litość. Najpierw musimy zabić wszystkich
szpiegów, Złotoustego również. Żadna cipa nie będzie wpychać swojego nosa tam,
gdzie jest niechciany. Niech ich ciała z wyrytym orłem zostaną powieszone na
Pałacu Kultury i Nauki.
Wpatruję się jeszcze raz w salę pełną tańczących osób. Nie
mają bladego pojęcia, co się dzieje w tym mieście. Żyją w spokojnej rutynie.
Ufają rządowi i mediom. Trzymają się swoich przyzwyczajeń i nie zwracają uwagi
na to, co się wyprawia pod nimi.
– Niech paru chłopaków ma na oku Sebastiana i jego ludzi. Z
dystansem. Ma ich nie zauważyć. Chcę wiedzieć o nim jeszcze więcej – rozkazuję,
bawiąc się pustą szklanką w dłoni. – Przypilnuj dostawy koki z Włoch. Jeśli
zniknie chociaż gram, to będę wiedział, komu mam wymierzyć karę. Masz być
czysty – warczę, a Siergiej natychmiast spuszcza głowę.
Nadal nie mogę uwierzyć w zdradę Sebastiana. To ja
wprowadziłem go do mojego klanu, a on się tak odwdzięcza, wbijając mi sztylet w
plecy. Myślałem, że będzie z niego posłuszny chłopak. To właśnie ten błysk
mordercy przekonał mnie do zwerbowania go. Zero zasad moralnych, wyłącznie
bezwzględność. Zamiast być wdzięcznym za szansę, którą mu dałem, to on za moimi
plecami powoli rozwalał mi klan. Będzie cierpiał skurwiel.
Zauważam zbliżające się do mojego boksu panienki. Nawet nie
zwracam uwagi na ich twarze. Są tak kuso ubrane, że widzę tylko ich trzęsące
się cycki. Zbyt dobrze wiem, co to jest. Pozdrowienia od samego właściciela. Nakazuję
im ręką podejść bliżej. Może dzięki nim na chwilę zapomnę o różowym kotku.
Zaprząta mi głowę, chociaż powinienem być skupiony na pracy.
Jedna z dziewczyn, ta odważniejsza, od razu zaczyna ocierać
się tyłkiem o moje krocze, nawet nie czekając na pozwolenie. Druga jest
bardziej skrępowana. Zbliża się o wiele wolniej i każdy jej krok jest niepewny.
Skupiam się na niej, bo przypomina mi pewną osobę.
– Twoja pierwsza noc w pracy? – pytam, rozsuwając szerzej
nogi, by tańcząca dziewczyna miała lepszy dostęp.
– Nie – szepcze, patrząc w podłogę.
Boi się i nie dziwię się jej ani trochę. Nie jestem
najdelikatniejszym klientem, ale taka jest jej praca. Trzeba było się lepiej
uczyć, to miałaby lepszą przyszłość.
– To na co tam czekasz? Myślisz, że będę czekał całą noc, aż
wreszcie do mnie podejdziesz? – warczę, tracąc nerwy.
Biorę głęboki oddech, bo przecież miałem się tutaj
zrelaksować. Skupiam całą uwagę na tancerce. Odwróciła się do mnie przodem,
więc mam idealny wgląd w jej jędrne cycki. Pewnie sztuczne, ale nadal miło na
nie popatrzeć.
– Rozepnij mi spodnie – rozkazuję jej. – Możesz iść do domu,
Siergiej – instruuję go, nawet nie patrząc w jego stronę.
Wiedziałem, że będzie w stanie mnie zrozumieć. W więzieniu
nie miałem jak sobie poużywać. Tutaj mogę robić, co mi się żywnie zapragnie, i
nikt się nie odważy mi przerwać.
Skupiam się na ruchach ręki dziewczyny między moimi nogami.
Stanął mi od razu, kiedy pomyślałem o Catrionie, więc nie jest to zasługa tych
panienek, jednak i tak się do czegoś przydadzą. W końcu prezentów nie można
odmawiać.
Przyciągam za szyję tę nieśmiałą pannę do swojej twarzy. Jej
oczy rozszerzają się z przerażenia, jednak nawet nie próbuje się wyrywać.
– Jakie dostałaś instrukcje od szefa? – pytam, zrywając jej
stanik. – Powiedział ci, co lubię? – Druga dziewczyna zaczyna bardzo powoli
ssać mojego fiuta. To się dopiero nazywają wyćwiczone usta. Wolałbym wypieprzyć
jej te usta szybko i agresywnie, ale dzisiaj mogę spróbować czegoś nowego.
– Powiedział tylko, że dzisiaj należymy do pana i mamy spełnić
każde życzenie – odpowiada.
Zawsze lubiłem tego typa. Wie, jak sprawić, by klient
przyszedł ponownie. Jednak nadal z tyłu głowy nie mogę zapomnieć o Catrionie.
Powinienem potrafić się nacieszyć tą chwilą. Od paru miesięcy nie byłem w
trójkącie. Mógłbym pieprzyć je tak mocno, jak chcę, przez całą noc. Brać i nic
nie dawać, ale znowu przypominam sobie jej piwne oczy skupione na mnie.
– Przestań – warczę do dziewczyny robiącej mi loda, mimo to
ta nie przerywa. – Przestań, do kurwy nędzy! – wrzeszczę jeszcze głośniej.
Łapię ją za włosy, po czym odpycham od siebie. Obie wpatrują
się we mnie zmieszane i nadal się nie ruszają.
– Powiedzcie swojemu szefowi, że byłem zadowolony – rzucam
wkurwiony, trzymając się obiema rękami za głowę.
– Ale… – zaczyna mówić ta od fiuta, ale walę pięścią w stół,
przez co wszelkie protesty cichną.
– Wypierdalać stąd! – wrzeszczę na cały głos, nawet nie
patrząc w ich kierunku.
Panienki wybiegają w popłochu, zostawiając mnie ze sterczącym
fiutem. Co jest ze mną nie tak? Spoglądam na zamknięte drzwi, nie potrafiąc
pohamować gniewu.
– Blać[1]!
– krzyczę jeszcze raz i rozwalam szklankę o podłogę. Kładę się na kanapie i
staram się oddychać głęboko. Powinienem o niej zapomnieć.
– Szefie – odzywa się niepewnie jeden z ochroniarzy,
wsadzając do pokoju tylko głowę.
– Przynieś mi butelkę whisky – instruuję go podminowany, z
całych sił próbując okiełznać napad gniewu.
Jeśli nie mogę nikogo przelecieć, to chociaż się napiję.
Komentarze
Prześlij komentarz