[PATRONAT] Rozdział drugi Anna Wolf "Ryzyko gangstera"
Rozdział 2
Siergiej
Piekło, to było piekło w najczystszej postaci. Ale urządziłem
im takie samo za to, co uczynili mojej rodzinie i mnie. Rodzina jest święta,
ale jeśli ktoś nie potrafi tego pojąć i próbuje nas zlikwidować, czeka go
śmierć.
Niczego nie żałuję. Dostali tylko
to, na co zasłużyli. Zawsze tak jest, że każdy dostaje tylko to, na co
zasługuje. Ja zapewne będę smażył się w piekle, ale jeszcze za życia sam potrafię
zgotować je innym. Jestem dobry w tym, co robię. Jestem jednym z najlepszych w
tej branży. Każdy, kto o mnie słyszał, wie, że powinien się mnie bać.
Nie jestem miły, podobny do
innych. Jestem Siergiej Szewczenko, szef wszystkich szefów i głowa mafii. Oto
ja. A każdy, kto jest odpowiedzialny za zniknięcie Avy z mojego życia, jest już
pieprzonym trupem.
Od jakiegoś czasu stoję w salonie
hotelowego apartamentu ze szklanką wódki w dłoni, patrząc przez okno na nocne
Vegas. Upijam spory łyk, nawet się nie krztuszę – kwestia przyzwyczajenia – i
oddycham powoli, wiedząc, że zaraz będę musiał do niej iść, a nie jestem
jeszcze gotowy.
Tam, za ścianą, jest moja
przeszłość i moja przyszłość.
Po minucie jednym haustem wypijam
alkohol i z wściekłością rzucam szklanką o ścianę. Rozbija się w drobny mak. Mam
w dupie to, że robię szkody. Płacę tyle za ten apartament, że mógłbym tu nasrać,
a i tak musieliby posprzątać. Więc pierdolę to, bo rośnie we mnie dzika furia na
myśl o tym cholernym domu na totalnym zadupiu, z którego zrobiono pierdolone
pole minowe. To miał być grób Antona, mój i…
Blać!
Zamykam oczy i ściskam palcami nos,
próbując się uspokoić, gdy po raz kolejny wracają do mnie wspomnienia tego
wszystkiego. Blada ręka i kawałek nogi… Tyle znalazłem pod stertą ziemi, gdy się
ocknąłem i wygrzebałem spod piachu. Wybuch pochował nas tam prawie żywcem, ale
nie byłem przygotowany na więcej. Widziałem wiele gówna w swoim życiu. Sam byłem
odpowiedzialny za straszne rzeczy, ale tamto… Chryste, pierdolony panie.
Mimo tego, że była pokryta brudem,
rozpoznałem ją. Wszędzie bym poznał te szafirowe oczy, które przez jedną krótką
chwilę otworzyły się i spojrzały prosto na mnie. Nawet po tylu latach pamiętałem
to spojrzenie, te tęczówki. Ale miejsce, w jakim ją znalazłem, rozgrzało moją
krew do czerwoności, i ona wciąż we mnie huczy, mimo zlikwidowania braci Dunin.
Bo wiem, że to jeszcze nie koniec. Dopadnę wszystkich, którzy mi ją zabrali na
tak długo. Dopadnę ich i zabiję z największą przyjemnością. Wypruję z nich
cholerne życie i będę patrzeć na ich śmierć. Nie dlatego, że jestem w mafii,
ale dlatego, że mafia to ja.
Ruszam do sypialni, jednak
zatrzymuję się przed drzwiami i wyciągam telefon. Wszystko musi pójść gładko.
Nie zamierzam mieć pierdolonych problemów związanych z powrotem do domu. Już mi
ich na jakiś czas wystarczy.
– Wszystko gotowe? – dopytuję
mojego człowieka.
– Tak, boss.
– Ona jest priorytetem.
– Oczywiście.
Nie mówię nic więcej, tylko się rozłączam.
Moi ludzie wiedzą, co robić. Zostali odpowiednio wyszkoleni, zdają sobie sprawę,
że nie toleruję fuszerek. Za to grozi kulka. Każdy, kto ma ze mną do czynienia,
wie o tym. Ze mną się nie pogrywa.
Pcham drzwi od pokoju i patrzę na
śpiącą Avę. Podałem jej środki nasenne. Muszę się bardzo starać, żeby czegoś
nie rozpierdolić i nie podpalić pieprzonego świata. Wszystko w moim ciele się
spina i pozwalam na to. Chcę mieć w sobie złość. Złość jest dobra, nie pozwala
zapomnieć. Jest motorem napędowym. I wiem, że gdy nadejdzie czas, to właśnie ona
będzie grała pierwsze skrzypce. Pozwolę jej wypłynąć i przejąć nade mną
kontrolę. Moja bestia ujrzy światło dzienne, rozszarpując każdego, kto stanie jej
na drodze.
Zabójca mafii to ja, ale zabójca stał
się szefem. Szef wszystkich szefów to ja.
Normuję swój oddech i biorę śpiącą
Avę na ręce. Ma na sobie moje spodnie dresowe i podkoszulek. Mimo że jest
czysta, wygląda jak siedem nieszczęść i zapewne, gdyby tylko była przytomna,
zabiłaby mnie za to, ale musiałem ją umyć. Nie mogłem patrzeć na nią w takim
stanie, całą brudną i śmierdzącą. Zrobiłem to, gdy tylko zastrzyk usypiający,
który jej podałem, zaczął działać. I dzięki temu mogę ją teraz bez problemu
przetransportować. Nigdy nie naraziłbym jej na jeszcze większy stres. Nigdy,
kurwa, w życiu nie naraziłbym jej na więcej. Od teraz jest pod moją ochroną, a
każdy, kto się do niej zbliży na mniej niż powiew wiatru, jest trupem.
Drzwi od apartamentu otwiera mi
mój człowiek, po czym kierujemy się do windy. Nie spodziewam się ataku, ale
dobrze mieć przy sobie jakieś zabezpieczenie. Wchodzę do środka, gdzie czeka jeszcze
jeden z moich ludzi, po czym Jurij wchodzi za mną. Żaden z nich się nie odzywa,
nie muszą, ale kiwają mi głowami, że wszystko gotowe. Oni zawsze wiedzą, co
mają robić. Jurij wciska przycisk podziemnego parkingu, a gdy winda zatrzymuje
się na poziomie minus jeden, wychodzi jako pierwszy z bronią w ręku. Zwyczajne
środki ostrożności, nic więcej. Zawsze trzeba być przygotowanym, bo zbytnia
pewność siebie prowadzi do katastrofy.
– Trzy terenówki, środkowa jest
pana, szefie.
– Na lotnisko jedziemy w
odstępach. Wiecie, co macie robić.
– Oczywiście.
Tylko tyle albo aż tyle. Nie trzeba
nic dodawać. Wiedzą, że muszą wykonywać moje polecenia, ale to jest właśnie
lojalność, a może i strach. Lepiej dla nich, żeby się mnie bali, tylko głupiec
by tego nie robił.
Godzinę później siedzę w
prywatnym samolocie z Avą na kolanach. Nie mam zamiaru jej puścić. Załoga ma zakaz
przeszkadzania mi. Podczas lotu nikogo nie chcę widzieć prócz moich ludzi.
Zasada ograniczonego zaufania. To nic osobistego, ale nawet najbliżsi potrafią
zdradzić, a co dopiero obcy za odrobinę gotówki.
Gdy jesteśmy w powietrzu, w końcu
się odprężam. Opieram głowę o zagłówek szerokiego fotela i delektuję się tym,
że trzymam przy sobie jedyną kobietę, która znaczyła i znaczy dla mnie tak
wiele. Mamy tyle do nadrobienia, do omówienia. Chcę wiedzieć wszystko, a ona opowie
mi to, gdy będę trzymał ją w ramionach – tak jak przed laty, mimo że teraz jestem
już kimś innym.
– Podchodzimy do lądowania,
proszę zapiąć pasy. – Kilka godzin później słyszę głos kapitana. Jesteśmy prawie
w Nowym Jorku. Owijam pasem nas oboje i czekam, aż koła dotkną ziemi.
Moi ludzie są już na zewnątrz,
ubezpieczając nasze wyjście. Przed przylotem wydałem im wyraźne instrukcje.
W ich towarzystwie wchodzę z Avą
na rękach i kieruję się do dużej terenówki, która zawiezie nas do mojego domu
na obrzeżach miasta, jakieś pięć kilometrów od Nowego Jorku – czyli cywilizacja
na wyciągnięcie ręki.
– Dobrze cię widzieć – odzywa się
Niki na powitanie, otwierając drzwi mojego domu. To facet od wszystkiego, ale również
mój przyjaciel. Gdy dostrzega, że kogoś wyciągam z samochodu, blednie.
– Ciebie również, Niki.
– Chyba nie… – Wskazuje na
dziewczynę. – Coś ty, kurwa, zrobił? Porwałeś ją? – dopytuje. Jego oczy robią
się coraz większe.
– To nie to, co myślisz, do chuja
– odpowiadam poważnie. Idę prosto do mojej sypialni. – Ona jest
priorytetem. Chronicie ją tak samo jak mnie, zrozumiano?
– Jasne – odpowiada, ale widzę,
że ciekawość go zżera. – Ale ty i kobieta? Kurwa, chyba piekło zamarzło. – Ten
dureń się śmieje, a ja mu na to pozwalam, bo tak jest prościej.
Łatwiej jest czasem nic nie mówić,
nie wyjaśniać, po prostu się nie odzywać. I właśnie to robię, a on może sobie
myśleć, co mu się podoba. Ja nie muszę się tłumaczyć przed nikim.
Zmierzam szerokim korytarzem na
schody prowadzące na górę. Są jeszcze pokoje gościnne, ale w tym przypadku nie
ma takiej opcji. Ona zostaje ze mną.
Niki otwiera drzwi od mojego
pokoju. Układam wciąż śpiącą Avę w pościeli. Patrząc na nią, czuję ból.
Wszelkie jego barwy i odcienie.
– Jeszcze piekło nie zamarzło,
ale dowiesz się pierwszy, gdy to się stanie – odpowiadam. I obaj wiemy, że jestem
w stanie rozpętać pieprzoną wojnę, jeśli będę musiał.
– Dobra. Ale, kurwa, musi mieć
cipkę ze złota, skoro widzę ją tutaj. W tym domu i twoim łóżku.
I to jest coś, czego nie daruję.
Zniewaga. Nie toleruję tego rodzaju gówna. Kobietę trzeba szanować, a on
właśnie moją obraził. Może tak robić z innymi, ale nie z Avą. Może być moim
przyjacielem, może być rodziną, może być, kurwa, kimkolwiek, ale właśnie
zasłużył sobie na wpierdol. Odwracam się i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia chwytam
go za szyję, przyszpilając do najbliższej ściany.
– Siergiej, co jest, kurwa? –
chrypi, gdy zaciskam palce na jego tchawicy.
– Nigdy tak o niej nie mów –
cedzę przez zaciśnięte zęby. – Jeżeli się dowiem, że choćby poczuła się przez
ciebie źle, to cię rozpierdolę. – Puszczam go i patrzę, jak łapie oddech i mruży
niespokojnie oczy.
– Jezu Chryste, odbiło ci! Co
jest z nią, kurwa, nie tak? Opętała cię? Od kiedy to kobieta jest ważniejsza od
reszty?
– Od kiedy tą kobietą jest Ava –
wyjaśniam, a on robi wielkie oczy i się cofa. Wie, kim ona jest. Kiedyś mu o
niej wspomniałem, ale od tamtej pory temat był tabu, aż do teraz.
– Ożeż pierdolona mać –
wykrztusza. – Ja… wybacz, kurwa, nie wiedziałem. Idę sprawdzić teren.
– Idź. – Pozwalam mu, wiedząc, że
później, cholernie później i tak czeka nas rozmowa.
Gdy drzwi się zamykają, czuję się
lepiej. Nie mam ochoty na pieprzone gadki. Niki czasem mnie wkurza, ale to
prawie brat. Jest ze mną od piętnastu lat, od kiedy jego ojciec oddał go mojej
rodzinie. To wtedy się zakumplowaliśmy i stał się nietykalny. Jest dobry w tym,
co robi, może najlepszy. Jest zawsze, gdy go potrzebuję, i pomagam mu, kiedy on
czegoś chce. Jest lojalny i wie, że teraz będzie musiał taki być w stosunku do
Avy, mimo że jej nie zna. Teraz ja sam jej nie znam, pozostało tylko wspomnienie
czegoś, co być może już nie istnieje. Dawny
ja, ten sprzed kilkunastu laty, też nie istnieje, więc może i ona się zmieniła.
Może jest zupełnie inną osobą, kimś obcym. Ja nadal jestem. Na pewno jestem dla
niej.
Zrzucam z siebie ubranie i nagi
podchodzę do komody, z której wyciągam spodnie od piżamy. Nie chcę spać przy
niej w stroju Adama, ale z czasem się to zmieni. Okrążam łóżko i wygodnie
układam się niedaleko Avy, starając się zachować między nami dystans.
Jej cichy oddech jest niczym
muzyka dla mojej duszy. Jest znakiem, że ona żyje. Życie jest najcenniejsze, a
ktoś próbował go jej pozbawić.
Patrzę na Avę i złość znowu się
pojawia, płynie w moich żyłach niczym krew, kiedy spoglądam na jej wychudzone
ciało. Zaciskam dłonie w pięści i próbuję nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Nie
chcę być zwierzęciem, a ten, kto ją tam sprowadził, właśnie nim był.
Zero litości.
To właśnie spotka osobę
odpowiedzialną za jej ból.
Po minucie mam dosyć. Pierdolić
to, za długo czekałem, żeby teraz sobie tego odmawiać. Zagarniam Avę delikatnie
w ramiona i układam na swojej piersi. Chcę ją poczuć. I jej bliskość sprawia,
że pierwszy raz od piętnastu lat znowu mogę swobodnie oddychać.
Budzę się i czuję jej słodki
ciężar na sobie. Jest czwarta nad ranem, a ja nie mogę już zasnąć. Myśli
kotłują się w moim umyśle, gdy czuję pod palcami jej ciepłe i miękkie ciało.
Normalnie bym ją obudził i się z nią kochał, ale teraz nic tutaj nie jest normalne.
Sytuacja jest popierdolona tak bardzo, jak to tylko możliwe. Choć wyjątkowo nie
chcę, to muszę wstać i wyjść z tego pokoju, bo:
nie chcę jej
wystraszyć.
nie wiem, dlaczego tam
była.
nie wiem, kurwa, nic,
a to mnie doprowadza do pierdolonego szału.
Wciągam na siebie
czarne dresowe spodnie oraz tego samego koloru podkoszulek i na boska schodzę
do kuchni. Waham się między wódką a kawą. Ale tak naprawdę ani jedno, ani
drugie nie jest mi potrzebne, i tak jestem nakręcony. Zamiast tego otwieram
laptopa i poszukuję informacji na temat kobiety śpiącej w moim łóżku. W tym
kraju o każdym można coś znaleźć w sieci, więc liczę na to, że i o Avie coś
będzie. Godzinę później moja frustracja sięga zenitu. Nigdzie nie ma o niej żadnej
wzmianki, tak jakby w ogóle nie istniała. Jak to, do cholery, możliwe? Nie
można żyć i nie żyć. Zawsze coś jest, zdjęcie, cokolwiek. A może źle szukam?
– Kurwa mać! – klnę i
mam ochotę się na czymś wyładować.
– Siergiej? – Niki
wchodzi do kuchni, ale się nie ruszam, nie witam się z nim.
– O co w tym wszystkim
chodzi?
– Co masz na myśli?
– Domyśl się.
– Nie prowokuj mnie,
Nikita – mówię ostrzegawczym tonem.
– Dobra – unosi ręce w
geście poddania – ale chodzi mi o… Avę.
– Sam bym, kurwa, chciał
to wiedzieć.
– Ale skąd ją
wytrzasnąłeś? Tak się nagle pojawiła, jak królik z kapelusza?
– Właśnie tak. A wiesz,
gdzie ją znalazłem? No wiesz?! – Puszczają mi nerwy. – W pierdolonej norze
pośrodku niczego. Chuj wie, dlaczego tam była. Ale gdyby nie to, że Dunin
porwał żonę mojego kuzyna, nigdy bym się nie dowiedział o mojej Avie. Wciąż
przed oczami mam jej obraz w tym miejscu. Przysięgam, że gdybym mógł,
wskrzesiłbym tego sukinsyna, a potem pogrzebał żywcem, wpuszczając
skarabeusze.
– Śmierć faraona? Ja
pierdolę, znam cię od dawna, ale to… – Niki gwałtownie gestykuluje – …to jest
znacznie więcej. Nigdy tak naprawdę o niej nie zapomniałeś, co?
– Nigdy. Ona jest tą
jedyną. Wiedziałem to wtedy i wiem teraz.
– Tak, ale poza tym nic
o niej nie wiesz – wytyka mi, jakbym nie był tego świadomy. Nie trawię, gdy ktoś
mi mówi coś takiego.
– I to jest kurewski
problem. Nigdzie nie ma o niej wzmianki. Ona nie ma kont społecznościowych jak
normalny człowiek, nie istnieje w tym cholernym wirtualnym świecie.
– Normalny człowiek?
Naprawdę? – prycha. – A ty masz tego typu rzeczy? Bo nie wydaje mi się, żebyś
wrzucał zdjęcia na Instagram ze swoimi kolejnymi zadaniami, chwaląc się nimi
jak normalny człowiek, więc nie pierdol.
– Kurwa, wiesz, o co
mi chodzi – mówię sfrustrowany. – Ja to jestem ja, ale ona to zupełnie coś
innego.
– Może ona też jest
kimś innym, niż zakładasz. Wziąłeś to pod uwagę?
– Co masz na myśli? –
Marszczę brwi i przyglądam mu się uważnie. Zaraz mnie oświeci. Nie znoszę tego
jego zadowolonego uśmiechu, ale czasami potrafi w takich sytuacjach myśleć rozsądniej
niż reszta moich ludzi. Za to go cenię i dlatego mam go przy sobie. Ale nie
jest sprytniejszy ode mnie.
– A chociażby to,
dlaczego wtedy zniknęła. Jeżeli była tylko zwykłą dziewczyną z sąsiedztwa, to
nie było powodu, żeby ją usuwać z twojego życia. Nie zastanawiało cię to? Nigdy
o tym nie myślałeś?
– Zapytałem o to ojca,
ale zbył mnie. A mama powiedziała, że powinienem o niej zapomnieć. I cokolwiek
to miało znaczyć, rozpętało pierdolone piekło. Złość była jedynym znanym mi
wtedy uczuciem – wyznaję. Jednak część tej prawdy wciąż pozostaje w mroku.
Nigdy nie podzieliłem się z Nikim pewnymi fragmentami z mojego życia. One
należą tylko do mnie i nie są zbyt przyjemne, bo ja nie jestem przyjemnym
facetem.
– Rozumiem. – Kiwa
głową. – Spieprzona sprawa, ale rodzi się inne pytanie. Kim tak naprawdę jest
Ava? Bo jakoś, kurwa, nie wierzę, że tylko dziewczyną, która była pod opieką
twojej rodziny i mieszkała obok ciebie. Co prowadzi nas do pytania: kim jest
jej rodzina? Bo dam sobie rękę uciąć, że karmiono cię gównianymi wykrętami.
Twoi starzy wiedzieli znacznie więcej, niż ci powiedzieli. Jesteś dzieckiem z
trójcy, więc zakładam, że po prostu zrobiono coś, żeby wasza znajomość nie
zaszła za daleko. Brzmi znajomo? Coś dzwoni?
– Czy ty chcesz przez
to, kurwa, powiedzieć, że nie była dla mnie odpowiednia? – warczę.
– Nie. – Potrząsa
głową. – Chociaż może być też tak, że nie ona dla ciebie, tylko ty dla niej. Może
w ten sposób to działało?
– Że co? Pierdolisz
jak potłuczony. Że niby ja dla niej? – pytam, choć wiem, o co mu chodzi, jednak
chcę to usłyszeć od niego.
– Pamiętasz rozmowę, którą
kiedyś podsłuchaliśmy? Kiedy zapomnieli zamknąć drzwi? Przypominasz to sobie?
Wzdycham, bo to nie
było coś, co chciałem wiedzieć czy było mi potrzebne. Pamiętam słowa rodziców,
jakby to było wczoraj. Ale szczerze powiedziawszy, gówno mnie to wtedy obchodziło.
Miałoby to jednak jakiś sens. Słyszałem, jak wtedy mówili, że nie pasują do
siebie i nie można dopuścić między nimi do niczego więcej. Ale nigdy nie
dociekałem, o kim była mowa. Kim byli ci „oni”. Teraz wiem.
– I? – Wpatruję się w
niego intensywnie, jednocześnie krzyżując ramiona na piersi.
– Aż do teraz wydawało
mi się to czystą fikcją, ale… – Niki odchrząkuje – …ale co, jeśli Ava pochodzi
z jakiejś wpływowej rodziny i została przyrzeczona komuś innemu, komuś, kto nie
był tobą?
– Pierdolisz!
– Być może nie. Wiesz,
takie rodzinne koligacje w zamian za biznes, spokój i porządek. – Mój żołądek
opada do podłogi. – Co, jeśli wasza znajomość zagrażała tym planom?
– Nie moja Ava, nie
ona. – Wstaję tak gwałtownie, że o mało nie strącam laptopa.
– Kurwa, Siergiej. – Przyjaciel
łapie mnie za ramię, ale strząsam jego dłoń, więc rozsądnie się cofa. – To by
wiele wyjaśniało.
– Że niby, do cholery,
co? Jakiś chory sukinsyn miał ją sobie wziąć jak jakąś pierdoloną rzecz? Miała
być transakcją i przy okazji dobrą cipką do ruchania?! – wybucham, mimo że sam
o tym pomyślałem, kiedy tylko zaczął mi mówić o swojej teorii. Ale to nie
znaczy, że do tego dopuszczę. – Po moim, kurwa, trupie. Ona należy do mnie,
zawsze należała i to się nie zmieni! – ryczę.
– To jest tylko jedna
z opcji, stary. Uspokój się, do chuja pana. Może to ten ktoś chciał się jej
pozbyć? A może została porwana w jakimś innym celu? Tego, do cholery, nie
wiemy. Niczego nie wiemy.
– Ale dowiemy się i
lepiej dla tego kogoś, kto jest temu wszystkiemu winien, żeby żadna z tych
opcji nie była prawdziwa, bo przysięgam, że zyskam nowy przydomek. A teraz
lepiej zacznij kopać, bo ktoś musi za to wszystko zapłacić – rzucam na odchodne
i ruszam do sypialni.
Wchodzę do pokoju i po
cichu zamykam za sobą drzwi. To wszystko, co powiedział mi Niki, rzuca nowe światło
na sprawę Avy. Jednak pewna rzecz nie daje mi spokoju. W jaki sposób tak szybko
powiązał ze sobą pewne fakty? Jest to podejrzane, i to aż za bardzo. Niki nigdy
nie był aż tak dobry w te klocki. Uświadamia mi to, że wciąż nie wiem, kto jest
kretem, i muszę się mieć na baczności.
Może nim być każdy. Każdy,
kto chciałby się na mnie zemścić, a lista takich osób jest w chuj długa.
Ciepło… to pierwsza rzecz, jaką
rejestruję, jednak boję się otworzyć oczy, bo może to tylko wytwór mojej
wyobraźni. Drugą rzeczą jest to, że mogę swobodnie oddychać. Ostatni raz, gdy
to robiłam, zapach ziemi wypełniał moje nozdrza. Teraz… teraz jest inaczej. Z
mocno bijącym sercem rozchylam powieki i mój wzrok spoczywa na dużym oknie, z
którego rozpościera się taki widok, że przestaję oddychać.
Umarłam. Musiałam
umrzeć.
Moje płuca protestują,
więc biorę haust powietrza, wciąż nie będąc pewna, czy żyję, czy może jednak
nie. Mimo że to nie wygląda jak niebo, nie ruszam się, ale moje dłonie
zaczynają wędrówkę. Palce badają okrywający mnie materiał, który w dotyku przypomina
bawełnę. Tak dawno niczego podobnego nie czułam. Powoli podciągam się do
pozycji siedzącej i przyglądam się niepewnie pomieszczeniu, bo nie wiem, gdzie
jestem. Moim oczom ukazuje się duży pokój, urządzony raczej skromnie, ale mimo
to i tak prezentujący się jak drogie cacko. Ściany w kolorze kawy z mlekiem,
duże wygodne fotele obite pluszem. Ciężkie zielone kotary spływają do samej
podłogi, układając się w fałdy. A gdy obracam głowę i spoglądam przez okno,
ponownie mam wrażenie, że to nie jest rzeczywiste. Tak dawno nie widziałam nieba.
W tej chwili świta, dzień powoli budzi się do życia, a wschodzące słońce maluje
na niebie wstęgi różu i pomarańczy. Zdecydowanie umarłam, lecz wątpię, żebym
trafiła do nieba.
Moje rozmyślania przerywa
ciche skrzypienie podłogi, które dociera gdzieś z korytarza. Spinam się cała i
czekam, patrząc na drzwi, które po kilku sekundach otwierają się powoli.
Zamieram na widok łysego faceta stającego w progu. Mimowolnie się wzdrygam, ale
nie potrafię oderwać o niego wzroku, a on nie robi nic innego, jak tylko stoi
tam i mi się przygląda. Ma na sobie czarne dresowe spodnie oraz podkoszulek,
który podkreśla jego mięśnie. Mężczyzna jest onieśmielająco duży i w pewien
sposób surowy. Jego kwadratowa szczęka, wydatne kości policzkowe oraz niewielki
zarost dodają mu tajemniczości.
– Obudziłaś się – odzywa
się ochrypłym głosem, od którego przechodzi mnie dreszcz.
Robi krok w moją
stronę, ale ja nie jestem w stanie niczego powiedzieć. Moje gardło jest
ściśnięte z nerwów, gdy zbliża się powoli. Zatrzymuje się jakiś metr ode mnie i
cały czas na mnie patrzy. Paraliż… to chyba dobre określenie na to, co się
teraz ze mną dzieje.
– Skarbie – mówi do
mnie miękko i z czułością przeczącą jego wyglądowi. Jego oczy iskrzą się od emocji,
podczas gdy w mojej głowie następuje zamęt. Totalny chaos.
Chaos to ja.
– Kim ty jesteś? – Gdy
tylko te słowa opuszczają moje usta, wyraz jego twarzy momentalnie się
zmienia. Coś w jego oczach, zielonych oczach, twardnieje. Wieje od niego
chłodem.
– Nie poznajesz mnie, Ava?
– Robi krok w moją stronę. – To ja, Siergiej. Pamiętasz mnie?
Patrzę na niego, ale w
mojej głowie nic nie chce wskoczyć na swoje miejsce. Uderzam pięścią w czoło i
potrząsam głową, bo jego imię nic mi nie mówi. Pustka, mój mózg to jedna wielka
czarna dziura.
– Ja… ja nic nie
pamiętam. Nie znam cię – wyznaję, a jego zielone oczy nadal są we mnie
wpatrzone. Łapię się za skroń, kiedy powala mnie potężny ból głowy prowadzący ku
ciemności.
Komentarze
Prześlij komentarz