[PATRONAT] Rozdział drugi Anita Rafalska "I'm a babysitter"


Rozdział 2

KEITH

– Hej, myszko, co słychać? – Obudził mnie telefon od Drake’a.
– Hej. Nic specjalnego, obudziłeś mnie. – Ziewnęłam i przetarłam oczy. – Która jest w ogóle godzina?
– Dwunasta, dlatego się dziwię, że dopiero wstałaś.
– Która?! – krzyknęłam. Miałam dzisiaj szukać pracy, a zamiast tego śpię do południa.
– Mam propozycję. Wpadnę do ciebie i pojedziemy do urzędu. Tam zawsze wiszą jakieś ogłoszenia, co ty na to? Jestem niedaleko twojego domu.
– W sumie nie mam nic do stracenia. Czekam na ciebie. – Uśmiechnęłam się i zakończyłam połączenie.
Wstałam z łóżka dopiero pół godziny po zakończeniu rozmowy z przyjacielem, bo kołdra była zbyt miękka, abym mogła rozstać się z nią szybciej. Podeszłam do lusterka i się w nim przejrzałam. Nie wyglądałam aż tak źle. Przeczesałam włosy szczotką, a następnie otworzyłam szafę. Wyjęłam z niej białe rurki oraz czarną koszulkę na ramiączkach. Zrobiłam lekki makijaż i słysząc z dołu głos przyjaciela i mamy, zeszłam, aby się przywitać. Nie zauważając mnie, nadal prowadzili rozmowę. Drake zawzięcie tłumaczył coś mojej mamie, co chwila wybuchając śmiechem. Czasami denerwowała mnie jego punktualność. Wolałabym, aby spóźnienia zdarzały mu się częściej, dzięki czemu miałabym więcej czasu na doprowadzenie swojego wyglądu do porządku.
– Nie chcę wam przeszkadzać, ale chyba musimy już iść – przerwałam im, lekko się uśmiechając, a ich spojrzenia spoczęły na mnie.
– Hej, piękna. Czas szukać nowej roboty. – Drake pociągnął mnie za rękę w stronę drzwi. – Pani Alex, dziękuję za ciasto! – krzyknął do mojej mamy, gdy przekraczaliśmy próg domu.
Jechaliśmy w kierunku centrum. Pogoda dopisywała, mój humor też był nie najgorszy. Wysiedliśmy z auta i skierowaliśmy się w stronę wejścia do urzędu. Stresowałam się tym, że nie znajdę ciekawej oferty. Od razu powędrowałam wzrokiem do tablicy ogłoszeń.
Sprzątaczka, sprzedawczyni, kierowca, pracownik branży budowlanej…
– Keith, a opiekunka dla dziecka? – usłyszałam głos przyjaciela, po czym skierowałam wzrok na kartkę.
– No nie wiem. Chyba się nie nadaję. Co, jeśli to jakieś niegrzeczne dziecko? Przecież wiesz, że mam słabe nerwy, a moja cierpliwość szybko się kończy. – Drake zaśmiał się na te słowa.
– Ale może warto spróbować? Najwyżej zrezygnujesz. Napisali, że to facet szuka niani. – Wzruszył ramionami, a ja głośno wypuściłam powietrze.
– Podaj mi ten numer. – Wyciągnęłam telefon i zaczęłam zapisywać ciąg cyfr, które dyktował mi Drake. – Zadzwonię, gdy będziemy w bardziej ustronnym miejscu.
Ruszyliśmy do pobliskiej kawiarni, w której zwykle jadaliśmy ciasta i piliśmy cynamonową kawę. Lokal był ładny i bardzo przytulny, o tej porze nie było tu zbyt dużo klientów. Kiedy zajęliśmy stolik, zaraz podszedł do nas kelner. Muszę przyznać, że był przystojny. Mojemu przyjacielowi też się spodobał, co można było dostrzec gołym okiem.
– Dzień dobry, co mogę podać? – zapytał przystojniak, szczerze się uśmiechając.
– Poproszę kawę z bitą śmietaną i szarlotkę. – Złożyłam zamówienie i powstrzymywałam śmiech, bo Drake był w innym świecie. Dałabym sobie rękę uciąć, że w tym momencie wyobrażał sobie igraszki z pracownikiem kawiarni.
– Ja to samo. – Uśmiechnął się Drake. – I na deser twojego penisa – dodał, kiedy kelner już odszedł.
Nie mogłam nie wybuchnąć śmiechem.
– Boże, Keith. Widziałaś, jaki był gorący? Totalnie na mnie leciał. – Przyjaciel skrzyżował ręce, patrząc na mnie z rozmarzeniem.
– Z całą pewnością. – Uniosłam brwi i cicho się zaśmiałam. – Dobra, chyba czas zadzwonić.
Wyjęłam telefon z torebki, po czym wybrałam odpowiedni numer. Zanim nacisnęłam zieloną słuchawkę, zastanowiłam się nad tą decyzją jakieś dziesięć razy.
Cóż, raz się żyje.
Jeden sygnał, drugi, trzeci…
– Bill Stuart, w czym mogę pomóc? – usłyszałam rzeczowy głos mężczyzny.
– Dzień dobry. Dzwonię w sprawie pracy jako n-niana – zająknęłam się, bo naprawdę się stresowałam. To była moja szansa.
– Pani imię i nazwisko?
– Keith Wilson.
– Dobrze. Patrząc na grafik szefa, myślę, że jutro o godzinie trzynastej będzie pani mogła przyjść na rozmowę. – Sympatyczny rozmówca poinformował mnie o terminie spotkania. Na początku myślałam, że to numer osoby, która poszukuje opiekunki, jednak mężczyzna był najwyraźniej tylko jego pracownikiem.
– Dobrze, a gdzie mam się zjawić? – zapytałam, a w tym czasie kelner przyniósł zamówienie. Zapatrzyłem się na Drake’a, który rozbierał wzrokiem mężczyznę w bordowym fartuszku. Z trudem powstrzymywałam śmiech.
– Wie pani, gdzie znajduje się Morgan Corporation?
– Oczywiście. – Uniosłam brwi, zaskoczona. To była jedna z największych firm w Nowym Jorku. Dlaczego właśnie tam miałam mieć rozmowę o pracę?
– Świetnie. Proszę zjawić się o trzynastej. Gdy powie pani sekretarce swoje nazwisko, skieruje panią we właściwe miejsce. Dziękuję za rozmowę, do widzenia.
– Dziękuję, do widzenia. – Gdy się pożegnałam i rozłączyłam, odetchnęłam z ulgą.
Nie było aż tak źle, jak się spodziewałam.
– Wszystko słyszałem. Czyli jakiś nadziany tatuś szuka mamusi dla swojego dzieciaczka? Ciekawe. Może zostaniesz jego żoną? – Na słowa Drake’a szeroko otworzyłam oczy i wybuchnęłam śmiechem.
– Twoja wyobraźnia potrafi zdziałać cuda. Jest jeszcze opcja numer dwa: jest stary i obleśny, a jego dziecko jest tak rozpieszczone, że zrezygnuję z pracy po jednym dniu – odpyskowałam.
Po dwóch godzinach byłam w domu. Drake oczywiście musiał jeszcze kupić kilka rzeczy w galerii, jak to on. Nigdy nie potrafił pójść na miasto i wrócić bez chociażby nowych skarpetek. Ja zdecydowanie nie lubiłam robić zakupów w sklepach stacjonarnych. Szukanie ubrań w internecie było moim wybawieniem od spoconych ludzi i tłumów przeciskających się między sobą w pasażu.
– I jak, córciu? – zapytała mnie mama z troską w głosie, gdy zastałam ją na sofie w salonie. Usiadłam obok niej i głęboko westchnęłam.
– Jutro mam rozmowę o pracę. Jeśli się uda, będę nianią – odpowiedziałam obojętnie, bo szczerze mówiąc, nie czułam radości z tego powodu. Po prostu nie wierzyłam w swoje możliwości. Bałam się, że nie dogadam się z tym dzieckiem.
– Keith, to świetnie! – krzyknęła z podekscytowaniem i od razu mnie przytuliła.
To jeszcze nic pewnego – uprzedziłam ją.
Nie chciałam, aby robiła sobie nadzieję, bo mogą mnie nie przyjąć. Właściwie to nie miałam żadnych kwalifikacji. Opieka nad młodszym kuzynem czy malutką siostrzenicą raczej nie wliczają się do doświadczeń, które mogłabym umieścić w CV.
Po wypiciu kawy i posprzątaniu łazienki w końcu zabrałam się za przygotowania do jutrzejszej rozmowy. Myślałam o tym, co mogłabym powiedzieć, aby wydać się bardziej wiarygodna.
Nadszedł ten dzień – dzień rozmowy o pracę. Nie wiedziałam, co mam założyć. Postawiłam na czarną ołówkową spódniczkę, białą koszulkę i skórzaną ramoneskę. Nie chciałam przesadzić z elegancją, bo starałam się o pracę opiekunki, a nie sekretarki.
Gdy wybiła dwunasta trzydzieści, byłam gotowa do wyjścia. Biuro znajdowało się jakieś dwadzieścia minut drogi ode mnie. Pożegnałam się z mamą, która dała mi kopniaka na szczęście. Stanęłam przed wysokim wieżowcem i szczerze mówiąc, zawahałam się przed wejściem do budynku. Był, jakby to powiedzieć… Za wysokie progi na moje nogi. Przeszłam przez obrotowe drzwi, a obcasy stukały o białą posadzkę, roznosząc echo. Rozglądałam się wokół, aż zauważyłam recepcję. Podeszłam do kobiety, która zajmowała to stanowisko. Była ubrana w białą koszulę, i jeśli jakiś mężczyzna chciałby ujrzeć jej stanik, bez większego wysiłku by to zrobił, bo większość górnych guzików była rozpięta. Najwidoczniej szef miał specjalne wymagania, przez które, szczerze mówiąc, miałam ochotę przewrócić oczami.
Też mi dress code.
Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – zapytała blondynka z uśmiechem, a jej głos był pogodny.
– Byłam umówiona na spotkanie z panem Morganem, moje nazwisko to Wilson – odpowiedziałam recepcjonistce, czując coraz większy ból brzucha. Chyba dopiero teraz dopadł mnie prawdziwy stres.
– Proszę jechać windą na czterdzieste piąte piętro. Tam będzie czekał pan Stuart i zaprowadzi panią do pana Morgana. – Skierowała mnie gestem ręki w stronę windy.
Nacisnęłam przycisk i pomyślałam, że zanim dotrę na to piętro, miną wieki. Najwyższe mieszkanie, w którym miałam okazję przebywać, było na dziesiątym piętrze. Obskurna kawalerka, do której w życiu bym nie wróciła. Niestety w wieku osiemnastu lat zapragnęłam samodzielności i uwolnienia się od mamy. Prędko wróciłam z podkulonym ogonem, gdy zorientowałam się, że pensja z nocnych zmian w sklepie monopolowym nie wystarcza na czynsz oraz godne życie. Mama jak to mama – przyjęła mnie z uśmiechem na ustach. Wtedy znalazłam pracę w barze, gdzie pracowałam ponad rok. Miejsce samo w sobie było w porządku, ale ludzie już niezbyt. Któregoś dnia Drake powiedział mi, że szukają pracowników do znacznie lepiej prosperującego baru, w którym on sam pracował. Zgodziłam się bez wahania.
Kto by pomyślał, że na koniec wyląduję tutaj – starając się o pracę niani dla dziecka.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk i drzwi windy rozsunęły się. W pomieszczeniu ujrzałam starszego, wysokiego mężczyznę. Miał poważny wyraz twarzy, jednak gdy mnie zobaczył, od razu się lekko uśmiechnął, co zresztą odwzajemniłam.
– Dzień dobry. Pani Wilson? – zapytał, przyglądając mi się dokładnie.
– Tak, to ja – odrzekłam. Chciałam sprawić wrażenie spokojnej i ukryć stres, ale chyba mi to nie wyszło.
– Bill Stuart. – Podał mi dłoń, którą uścisnęłam. Więc to z nim rozmawiałam. – Proszę za mną. – Mężczyzna szedł wzdłuż korytarza, a ja podążałam za nim. Podziwiałam wystrój całego budynku. Byłam pod wrażeniem dekoracji i ogólnego wyglądu pomieszczeń. Widać, że prezes miał wszystko pod kontrolą. Mimo że budynek był ogromny, wszędzie panował porządek, a pracownicy chodzili jak w zegarku. Moje rozmyślenia przerwał głos pana Stuarta.
– Proszę chwilę poczekać, nalać sobie wody, a ja wrócę za pięć minut i wtedy wejdziemy do gabinetu pana Morgana. – Po tych słowach widziałam tylko, jak wchodzi do jakiegoś pomieszczenia. Zrobiłam, co mi kazał, i grzecznie czekałam, siedząc na szarym fotelu, który, swoją drogą, był cholernie niewygodny.
Czułam, że to będzie bardzo stresująca rozmowa.


Komentarze

Popularne posty