[PATRONAT] Rozdział czwarty "Uwieść ochroniarza" Katarzyna Kubera



4
Clark

Dziewczyna wychodzi z pokoju, trzaskając drzwiami, aż futryny się trzęsą. Chowam twarz w dłoniach i wypuszczam przeciągle powietrze. To będzie trudniejsze, niż mógłbym przewidzieć.
– Kurwa – klnę pod nosem i targam krótkie włosy.
Tom mówił, że jego córka lubi imprezować, w końcu to taki wiek, ale myślałem, że jest normalna. Ona jednak zdecydowanie nie jest normalna – tylko szalona. Jest chodzącym złem w czystej postaci.
Rozpuszczona do granic możliwości.
Ćpa, pije, imprezuje i do tego próbuje mnie uwieść.
Ta małolata zwariowała, jeżeli myśli, że do czegoś dojdzie. Śmieję się, bo ta sytuacja jest absurdalna.
Muszę się nauczyć sobie z nią radzić. Jest irytująca tak bardzo, że mam ochotę przetrzepać jej skórę albo zamknąć na całą noc w piwnicy. Chciałbym zbudować z nią relację na stopie koleżeńskiej, by nasza współpraca układała się gładko, ale to chyba nie jest możliwe. Nie nadajemy na tych samych falach. Julliet jest bezczelna i zapatrzona w czubek własnego nosa.
Chwilę się zastanawiam nad jej urodą. Brązowe włosy wyglądają jak z reklamy szamponu, a usta, w malinowym odcieniu, jakby były stworzone do całowania.
Tak. Julliet jest piękna.
Jest kobieca pomimo tego, że ledwo skończyła liceum.
A to niedobrze, że to zauważyłem.
Nie powinienem.
Ciekawe, na ile jest jeszcze niewinna. Prawdopodobnie już nic niewinnego w niej nie zostało. To spojrzenie spod rzęs, które znam tak dobrze, należy do kobiety mającej na myśli bardzo konkretne rzeczy – takie, jakie lubi każdy normalny mężczyzna. Dołóż do tego zmysłową figurę i trudno pozostać obojętnym. Trzeba przyznać, że jest pełna seksapilu, dopóki nie otwiera tych bezczelnych ust.
Wytrzeszczam oczy, gdy zdaję sobie sprawę z własnych przemyśleń. Pociąga mnie moja podopieczna. Moja nieznośna podopieczna. Ledwie ją poznałem, a już mam cholerny problem.
Zerkam na namiot tworzący się pomiędzy nogami.
Tak. Zdecydowanie mam problem.
Podnieca mnie ta gra, w którą ona najwidoczniej chce mnie uwikłać.
To jednak tylko natura, nic nie poradzę, że jestem zdrowym facetem.
Muszę trzymać ją na dystans i nie dopuszczać do sytuacji, w których miałaby okazję znowu się tak zbliżyć. Muszę pokazać, gdzie jej miejsce, już teraz, na samym początku – a z pewnością nie jest ono obok mnie. Zakładam luźną koszulkę i poprawiam spodnie z ukrytą kaburą, po czym wzdycham i postanawiam poszukać Julliet. Nie ufam jej na tyle, by być pewnym, że na mnie poczeka.
– No w końcu. Musimy już iść, bo się spóźnimy – rzuca niecierpliwie dziewczyna, gdy tylko mnie zauważa. Mrużę oczy i przyglądam się jej chwilę, na co ona lekko się uśmiecha.
– Jedziemy samochodem?
– Idziemy pieszo. To niedaleko – odpowiada.
– Dobrze, po drodze pogadamy. Musisz mi opowiedzieć wszystko na temat tego, co robisz. Jaki masz rozkład dnia, o której wstajesz, gdzie wychodzisz, czy masz jakieś dodatkowe zajęcia, każdy szczegół. Twój ojciec przekazał mi informacje, ale skończył się rok szkolny i teraz wiele kwestii ulegnie zmianie. A ja muszę wiedzieć, jak planować czas.
Patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
– Są wakacje. Zamierzam odpoczywać – prycha. – Bez przesady, kurwa, żebym zakuwała jeszcze latem.
Schylam głowę, by nie zauważyła, że rozbawiła mnie jej odpowiedź.
– Młoda damo, trochę więcej ogłady i szacunku. Jestem twoim ochroniarzem, nie kolegą. Nie będziemy tak rozmawiać – temperuję ją przekornie.
Julliet tylko się śmieje, jakby wiedziała lepiej.
– Po prostu mnie pilnuj. Nie spuszczaj z oka i będzie dobrze. – Mruga rozbawiona.
Po chwili wychodzimy na zewnątrz. Julliet pewnym krokiem i z dumą idzie przed siebie, co jakiś czas z kimś się witając. Dzień jest upalny, a ulica ruchliwa. Idę za nią w bezpiecznej odległości, skanując uważnie otoczenie. Nie mogę dopuścić do tego, by stała się jej jakakolwiek krzywda.
Kilkadziesiąt minut później siedzę w kościelnej ławce i patrzę na córkę prawdopodobnie przyszłego prezydenta, która gardłowo śpiewa do mikrofonu kościelną pieśń. Niewątpliwie ma ogromny talent. Każdy dźwięk jest idealnie wyważony, zarówno w przypadku najniższych, jak i najwyższych nut. Ciarki przechodzą mi po kręgosłupie, a włoski na ramionach stają, gdy wsłuchuję się w jej melodyjny głos. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Czuję się tak, jakbym przyszedł do opery. Przyglądam się jej uważnie. Ona z kolei patrzy na mnie. Oczy Julliet przewiercają mnie na wylot, a każde słowo, chociaż grzeczne, brzmi bardzo nieprzyzwoicie. A może tylko ja to tak odbieram?
Jedno jest pewne – to diablica w najczystszej postaci.



Komentarze

Popularne posty