[PATRONAT] Rozdział czwarty Monika Serafin "Narzeczona na dłużej"



ROZDZIAŁ 4

Quinten

Wracałem do domu zmęczony, jakbym przebiegł maraton. Nie robiłem nic specjalnie wymagającego, lecz natłok myśli w głowie po prostu mnie przygniatał. Czułem się bezradny, kompletnie nie wiedziałem, co robić. Cały czas słyszałem oskarżycielskie słowa Tierry’ego. Nie dbałem o Elizabeth, która była w ostatnim czasie niezastąpiona, drwiłem z Layli, wykorzystując ją wedle swego widzimisię, a w dodatku nie potrafiłem zebrać się na odwagę, by jeszcze raz dać szansę sobie i Mackenzie. Nie mogłem wyrzucić przyjaciela z głowy, siedział tam i wciąż szeptał, niczym głos sumienia. I co najgorsze – miał rację.
Stanąłem na światłach, a na pasie obok zatrzymał się autobus. Od niechcenia spojrzałem na jego bok, gdzie jakiś spec od PR postanowił walnąć reklamę. Z wrażenia noga zsunęła mi się z hamulca i auto stoczyło się kilkanaście centymetrów. Reklama, którą woził po mieście autobus, należała do znanej firmy odzieżowej, która ostatnio wypuściła na rynek nową kolekcję. Twarzą tej linii została Layla Bach i to właśnie jej oczy spoglądały na mnie bez wyrazu, w formacie zdecydowanie za dużym, niż bym sobie życzył.
Światło zmieniło się na zielone i autobus odjechał. Zagapiłem się i dopiero klakson jakiegoś gościa za mną uświadomił mi, że powinienem ruszyć. Powoli naciskałem gaz, zjeżdżając z krzyżówki. Nagle poczułem się dziwnie roztrzęsiony; dłonie mi się spociły, a serce zabiło mocniej. Na przystanku, na którym zatrzymał się autobus, również wisiała reklama z Laylą i kilka przecznic dalej, na jednym z budynków, także się znalazła. Musiałem pokręcić głową, bo przez chwilę myślałem, że mam zwidy. Albo popadałem w paranoję, albo naprawdę wszędzie widziałem Laylę.
Najszybciej jak mogłem, dojechałem do wieżowca i wjechałem na podziemny parking. W tej chwili jedyne, czego pragnąłem, to zamknąć się w mieszkaniu, z dala od autobusów, przystanków i reklam naściennych, a potem wziąć długi, gorący prysznic.
Guziki koszuli zacząłem rozpinać już w drodze do łazienki, ale dopiero tam rozebrałem się zupełnie. Odkręciłem wodę pod prysznicem, lecz zanim wszedłem, ostatni raz spojrzałem na odbicie w lustrze. Spoglądała na mnie zmęczona i nieogolona twarz. Ostatnimi czasy nie miałem ochoty dbać o takie szczegóły, a po kilku dniach zarost kompletnie przestał mi przeszkadzać.
W powietrzu zaczęła unosić się para, więc wszedłem pod gorący strumień. Pozwoliłem wodzie płynąć po ciele, obmywać każdy jego skrawek. Byłem trochę zmarznięty, więc pierwsze zderzenie z ciepłem przyniosło ból, który po chwili stał się całkiem przyjemny. Trud całego dnia spływał ze mnie i ginął w odmętach odpływowej kratki.
Oparłem się o ścianę, pochylając głowę. Przymknąłem powieki i oddychałem spokojnie, starając się zrelaksować. Próbowałem wyrzucić z głowy obraz Layli, który prześladował mnie przez całą podróż do domu. Na próżno, wciąż w niej był. A jakby tego było mało, pobudzony gorącem, przypomniałem sobie wspólny prysznic; jej nagie ciało, kształtne piersi na mojej klatce piersiowej i dłonie na pośladkach.
Wyplułem wodę, która napłynęła mi do ust i bezsilnie uderzyłem pięścią w płytki. Nie chcę jej. Nie chcę jej. Nie chcę jej – powtarzałem w myślach jak mantrę. Uderzyłem jeszcze raz i jeszcze, aż poczułem ból. Przyćmił na chwilę wspomnienia, ale rozbudzony umysł podesłał mi coś innego…
Zastygłem, czując delikatny dotyk na ramieniu. Bałem się poruszyć, bałem się spojrzeć za siebie, bo bałem się tego, kogo mogłem zobaczyć. Drobna dłoń powoli przesuwała się po moich plecach, rysując na nich esy-floresy. To było tak przyjemne, że na chwilę znowu zamknąłem oczy. Odliczając w myślach do trzech, odwróciłem się, a doliczając do pięciu, rozchyliłem powieki. Z ust wyrwało mi się ciche westchnienie, prawie niesłyszalne, niczym niespokojny oddech.
– Mac…
Uciszyła mnie, dotykając palcem moich ust, i uśmiechnęła się lekko.
Całą jej sylwetkę spowijała para, ale w ogóle mnie to nie obchodziło. Była tu, przy mnie, realna. Czułem jej dotyk, widziałem, jak woda spływała po jej ramionach i plecach. Wpatrywałem się w jej twarz, tak śliczną i zarumienioną od gorąca.
Podeszła bliżej, a kiedy lekko mnie pocałowała, moje serce zamarło.
Wyciągnąłem rękę, żeby jej dotknąć, ale gdy tylko moje palce dosięgły twarzy, rozpłynęła się razem z parą. I znów zostałem sam, z dziurą w sercu i palącym poczuciem straty. Zacisnąłem pięści, mając wielką ochotę coś rozwalić. Nagle przestała się liczyć Layla, jej ojciec, Elizabeth, Tierry. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie, bo znowu byłem sam. Nawet moja zasrana wyobraźnia nie pozwalała mi się nacieszyć obrazem Mackenzie. Choć była to tylko głupia fantazja, nie mogłem nic poradzić na to, że bardzo chciałem, żeby była tu naprawdę.
A potem naszła mnie myśl.
Czy można tęsknić za czymś, czego się nigdy nie miało?

Mackenzie

Przewróciłam się na drugi bok i otworzyłam oczy. Miętus siedział na podłodze przy moim łóżku i patrzył na mnie, nawet nie drgnąwszy. Przez chwilę wyglądał, jakby obmyślał plan pozbycia się mnie z tego świata i mimowolnie wzdrygnęłam się na tę myśl. Podniosłam się, obserwując go uważnie, ale on tylko przekrzywił głowę, miauknął głośno, po czym wymaszerował z pokoju przez uchylone drzwi. Wiodłam za nim spojrzeniem, zanim zniknął mi z oczu. Zdziwiło mnie, jakim sposobem w ogóle wszedł do sypialni, bo wydawało mi się, że zamykałam drzwi nad ranem, kiedy wróciłam z pracy.
Odetchnęłam głęboko.
Słowo daję, ten kot mnie przerażał.
Pokręciłam głową, wyrzucając z niej niesympatyczne myśli o kocim mordercy, i uśmiechnęłam się na myśl o nadchodzącym spotkaniu z Joshem. Zaprosiłam go na obiad. Jade nie miała nic przeciwko, ale jakoś dziwnie na mnie spojrzała, gdy jej o tym powiedziałam. Nie miałam pojęcia, o co chodziło, a kiedy spytałam, czy ma jakieś zastrzeżenia, wzruszyła ramionami i mruknęła: „żadnych”. Zaraz się zmyła, więc nie mogłam dłużej drążyć tematu.
Znowu wybiegłam myślami w jakieś niepokojące miejsca. Skup się, Kenzie, musisz iść na zakupy – przypomniałam sobie. Czym prędzej wyskoczyłam z łóżka, ubrałam się i wypiłam kawę. Miętus cały czas znajdował się nieopodal, zerkając na mnie i od czasu do czasu miaucząc. Na wszelki wypadek nie odwracałam się do niego plecami.

***

Zbliżała się piąta, czyli godzina, na którą umówiłam się z Joshem. Ostatni raz sprawdziłam, czy wszystko jest przygotowane, talerze i sztućce czyste oraz czy nie wyglądałam jak strach na wróble. Wszystko wydawało się w jak najlepszym porządku. Nawet Jade pozwoliła mi uczesać sobie włosy w dwa dobierane warkocze, bo po całym dniu w szkole jej kitka została kitką tylko z nazwy. Cały czas obserwowała mnie jednak w milczeniu, niestety w samym spojrzeniu nie mogłam niczego zobaczyć.
– Gotowa? – zapytałam, patrząc na nią, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
– To chyba pytanie do ciebie, ciociu – odparła z powagą.
Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, o co jej mogło chodzić, ale kiedy pukanie się powtórzyło, przestałam o tym myśleć. Otworzyłam i uśmiechnęłam się do Josha.
Przywitał się, całując mnie w policzek, po czym wręczył mi bukiet kolorowych kwiatków. Nie znałam ich nazwy, ale wyglądały bardzo ładnie. A pachniały tak intensywnie, że aż zakręciło mnie w nosie. Ten zapach nie przypadł mi do gustu, mimo to grzecznie podziękowałam i wstawiłam je czym prędzej do wazonu. Niestety bukiet był tak wielki, że nie mógł stanąć na stole w kuchni, dlatego postawiłam wazon na stoliku w przedpokoju.
– Cześć, Jade – powiedział Josh, wręczając jej czekoladę. Moja siostrzenica spojrzała na niego jakoś tak bez wyrazu.
– Cześć – burknęła. – Dziękuję.
Przyglądałam się chwilę dziewczynce, zastanawiając się, co było nie tak. Cały dzień była jakaś dziwna, wcale nie żartowała i miała bardzo poważną minę. Zachowywała się jak nie ona i przez chwilę myślałam nawet, że jest chora. Jednak nie miała gorączki ani podkrążonych oczu, nawet nie pociągała nosem – ogólnie wyglądała na zdrową. Nie miałam więc zielonego pojęcia, co jej się stało, a wyciągnięcie z niej jakichkolwiek informacji graniczyło z cudem. Mruczała tylko, że wszystko w porządku.
– To co? Jemy? Nie jadłem dzisiaj za wiele, żeby mieć miejsce na twoje specjały – zaśmiał się Josh, przerywając tym niezręczną ciszę, która zapanowała. Drgnęłam i uśmiechnęłam się do niego.
– Mam nadzieję, że ci posmakuje.
Kiedy zajęłam się wyjmowaniem brytfanki z piekarnika, Josh rozpoczął wesołą pogawędkę. Opowiadał o tym, co widział na swoich wyprawach, jak wygląda podwodny świat. Słuchałam go z przyjemnością, bo mówił tak pięknie, że nie sposób było się nie rozmarzyć przy tych historiach. Od czasu do czasu zagadywał Jade, próbując wyciągnąć z niej jakieś informacje. Odpowiadała mu półsłówkami, ale widziałam, że była zainteresowana, gdy mówił o nurkowaniu i rafie koralowej. Nigdy nie widziała niczego podobnego, więc musiało ją to ciekawić. Jednak cały czas miałam wrażenie, że była jakaś naburmuszona.
Gdy zajęliśmy się jedzeniem, rozmowa trochę przycichła, ale wciąż trwała w przerwach między jednym kęsem a drugim.
Nie byłam najlepszą kucharką; prawdę mówiąc, nie byłam żadną kucharką. Dawałam sobie radę z ugotowaniem makaronu i nie przypalałam mięsa, ale moje umiejętności ograniczały się raczej do prostego spaghetti oraz pulpetów. Nie mogłam jednak przyjąć Josha i zaserwować mu makaronu z sosem, dlatego zajrzałam do magicznej książki mojej mamy i znalazłam przepis na kurczaka z curry. Chyba wyszło całkiem dobrze, a przynajmniej kiedy próbowałam, całość wydawała się zjadliwa. Lecz i tak przyglądałam się uważnie Joshowi, kiedy jadł, doszukując się na jego twarzy oznak niezadowolenia.
– Wszystko gra? – zapytał, kiedy zauważył, jak wnikliwie mu się przypatrywałam.
– Upewniam się, że nic ci nie jest…
– A co? Dosypałaś tam czegoś? – Posłał mi zawadiacki uśmiech i wcisnął do ust kolejny kawałek mięsa. Nie mogłam się nie uśmiechnąć, ale poczułam jednocześnie, jak moje policzki oblewają się rumieńcem. Spuściłam wzrok i wpatrzyłam się w swój talerz.
Nie mogłam się jednak powstrzymać: jeszcze raz na niego zerknęłam. Wyglądał na zadowolonego, może nawet szczęśliwego. Uśmiechał się lekko pod nosem, a wokół jego ust pojawiły się delikatne zmarszczki. W zielonych oczach migotał jakiś blask. Przez chwilę znów poczułam się jak zakochana po raz pierwszy nastolatka. Był przystojny i uprzejmy. Kochany.
Poczułam kopnięcie pod stołem, więc wzdrygnęłam się.
– Na pewno wszystko dobrze? – zapytał Josh, zaskoczony moim nagłym podskokiem na krześle.
– Tak, tak, tylko… jakoś zimno mi się zrobiło – skłamałam gładko, spoglądając na Jade, która patrzyła na mnie uważnie, jedząc kurczaka. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się, dlaczego mnie kopnęła. Widziałam, że machała nogami pod stołem, więc może mi się wydawało? Może nie zrobiła tego specjalne? Ale w takim razie dlaczego nie przeprosiła? – Pójdę po jakiś sweter.
Wstając od stołu, cały czas patrzyłam na Jade, jednak dziewczynka wyglądała normalnie. Może brakowało na jej ustach uśmiechu, ale zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Jakby nawet nie zauważyła, że mnie kopnęła.
Weszłam do pokoju i chwyciłam pierwszy lepszy kardigan wiszący na krześle. Kiedy go zakładałam, coś upadło na podłogę. Zaskoczona schyliłam się i podniosłam wycinek z gazety sprzed kilku tygodni. Zdjęcie przedstawiało mnie i Quintena Warricka na balu z okazji jego trzydziestych urodzin i rozpoczęcia działalności charytatywnej.
Przez chwilę patrzyłam na stronę, zastanawiając się, po co w ogóle ją zatrzymałam. Powinnam była ją wyrzucić dawno temu. Lecz nie mogłam. Wyglądaliśmy pięknie na tej fotografii i lubiłam na nią patrzeć. Przez chwilę mogłam sobie wtedy wyobrażać, że to wszystko działo się naprawdę i wcale się nie skończyło.
A potem przypominałam sobie, że nie byłam jego narzeczoną. Spotykał się z kimś innym, a ja nie byłam już nawet jego asystentką. W oczach zebrały mi się łzy i miałam ochotę wrzeszczeć. Żeby więc zapobiec takiemu rozwojowi wypadków, szczególnie mając w kuchni gościa, szybko schowałam kartkę z gazety do szuflady biurka. Spojrzałam w małe lusterko, żeby upewnić się, że oczy mi się nie zaczerwieniły, po czym wróciłam do kuchni.
– Co tu tak cicho? – zapytałam, siadając na swoim miejscu. Mojej uwadze nie umknął fakt, że żadne z nich się nie odzywało. Josh siedział jakiś zamyślony, mechanicznie wkładając do ust kolejne porcje obiadu, natomiast Jade – ku mojemu zaskoczeniu – uśmiechała się lekko pod nosem, dalej machając nogami.
– Skończyłam, mogę już iść do siebie? – Odsunęła talerz i spojrzała na mnie.
– Oczywiście – odpowiedziałam.
Uśmiechnęła się, wstała i wyszła z kuchni, ostatni raz patrząc przelotnie na Josha.
– O co chodzi? – spytałam, kiedy usłyszałam ciche trzaśnięcie drzwi jej pokoju.
– Co?
Josh zerknął na mnie, a przez chwilę na jego twarzy malowało się zdezorientowanie. Jakby kompletnie nie wiedział, gdzie się znajdował.
– Josh, wszystko dobrze? Pobladłeś – wymamrotałam przestraszona. – Nie smakowało ci? Było niedogotowane? Wiedziałam, że powinnam dłużej…
– Nie, nie – zapewnił szybko, na powrót nabierając kolorów na twarzy. Uśmiechnął się zawadiacko. – Było bardzo dobre, naprawdę. Dziękuję, dawno już nie jadłem domowego obiadu.
Położył dłoń na mojej i przez chwilę patrzył na nasze złączone palce. Czułam jego ciepło, takie przyjemne i delikatne, a jednocześnie tak obce. Przez krótki moment nie byłam w stanie się poruszyć. W mojej głowie rozpoczęła się burza, próbowałam zrozumieć to, co we mnie siedziało. Jako nastolatka szalałam za Joshem, naprawdę go kochałam. Był moją bratnią duszą i wiązało się z nim kilka naprawdę przyjemnych wspomnień. Patrząc teraz na niego, czułam, jak budzi się stare uczucie. Nie byłam jednak pewna, czy mogłabym nazwać je miłością – może bardziej sympatią, zauroczeniem. Sentymentem. Nadal pamiętałam jego gorące pocałunki na mojej skórze i nasz pierwszy raz.
Spojrzał na mnie i zrobiło mi się gorąco.
Zacisnęłam palce na jego, uśmiechając się lekko. Sama nie wiedziałam, co chciałam w ten sposób przekazać. Co chciałam uzyskać. Nie miałam pojęcia, co powinnam czuć, czego powinnam chcieć. Skoro ON potrafił ruszyć naprzód, to ja też mogłam to zrobić. I może to właśnie Josh, miłość z dawnych lat, miał mi w tym pomóc? Może nadszedł czas, by obudzone sentymenty uleczyły roztrzaskane nadzieje.
Przybliżył się, a ja nie uciekałam. Pozwalałam mu na to. Chciałam przekonać się, jakby to było… Chciałam dowiedzieć się, jak smakuje zapominanie.
Przeszkodziło nam w tym krótkie chrząknięcie.
Podskoczyłam ze strachu, jakbym została przyłapana na gorącym uczynku. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącą w progu Jade.
– Zapomniałam o czekoladzie – powiedziała, przyglądając mi się ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy. Przeszła obok, zabrała tabliczkę ze stołu i rzuciła oskarżycielskie spojrzenie Joshowi. Serce waliło mi tak mocno i byłam w takim szoku, że w ogóle nie zareagowałam na jej zachowanie.
Wyszła z kuchni bez słowa.
– Ona mnie nie lubi…
– Co? Nonsens, po prostu nie zna cię zbyt dobrze – powiedziałam skrępowana. Nie patrzyłam na Josha, kiedy wstałam, by zająć się brudnymi naczyniami.
– Nie, mówię ci, ona naprawdę mnie nie lubi. Całe popołudnie prawie się nie odzywała. – Podniósł się i pomógł mi wkładać talerze do zlewu.
– Nie zwracaj na nią uwagi, ma dzisiaj zły humor. Na mnie też dziwnie patrzy od rana…
Kiedy ze stołu zniknęło wszystko, oparłam się o blat i spojrzałam na niego. Tego dnia miał na sobie czarną koszulkę oraz jasne dżinsy. Był ode mnie wyższy i zdawało mi się, że wyglądał na większego, niż go zapamiętałam. Na pewno w jego postawie kryła się jakaś siła i moc, które dziwnie mnie onieśmielały, ale jednocześnie przyciągały.
On też mi się przyglądał, a w końcu uśmiechnął się w sposób, w jaki tylko on potrafił – zawadiacki i seksowny – którym nieraz już doprowadzał mnie do zawału serca, kiedy jeszcze chodziliśmy do liceum. Podszedł, ale nawet nie drgnęłam. Obserwowałam jego mięśnie poruszające się pod materiałem koszulki i spodnie opinające się na udach. Dziwnie podobał mi się ten widok.
– Tym razem bez podchodów – wymruczał, zanim mnie pocałował. Zdążyłam jeszcze zauważyć lekki uśmieszek, a później przymknęłam oczy, czując jego usta na swoich. Dłonie na biodrach. Ciepłą skórę ramion pod palcami. Nie był zachłanny ani dominujący, pocałunek nazwałabym przyjemnym, lecz…
Było w tym coś jeszcze.
Moje serce nie przestało bić, ciało nie zadrżało. I choć cały czas miałam świadomość, że Josh nie był Quintenem, nie zebrało mi się na płacz z tego powodu. Przeżyłam ten pocałunek, cieszyłam się z niego i – co najważniejsze – świat się przy nim nie zawalił. Czy to było ruszanie naprzód?
Głośny trzask tłuczonego szkła zmusił nas do tego, żeby się od siebie odsunąć. Zmarszczyłam czoło i wyszłam do przedpokoju, skąd pochodził ten hałas.
– Niech to! – wykrzyknęłam, wpatrując się w szczątki wazonu leżące na podłodze i rozsypane dookoła kwiaty. Odszukałam wzrokiem sprawcę tego wypadku. Miętus siedział na stoliku, na którym wcześniej postawiłam bukiet w wazonie, i lizał przednią łapkę. Spojrzał na mnie spokojnie, po czym wrócił do poprzedniej czynności, nic sobie nie robiąc z mojej rozzłoszczonej miny. – Durny kot!
– Co się stało?
Jade wychyliła głowę z pokoju.
– Jade, nie wychodź, możesz się pokaleczyć – mruknęłam, więc dziewczynka grzecznie stanęła w progu, patrząc na roztrzaskane szkło i kałużę rozlewającą się po zniszczonych przez wypadek z pękniętą rurą panelach.
Josh schylił się i zaczął powoli zbierać kawałki szkła.
– Przynieś kosz – poprosił. Pokiwałam głową i prędko podałam mu pojemnik.
Kolejne kilka minut spędziliśmy w przedpokoju, zbierając odłamki, podnosząc kwiaty i wycierając wodę. Kiedy już wszystko było posprzątane, a Jade wróciła do siebie, zabierając przy okazji Miętusa, Josh uśmiechnął się do mnie.
– Ten kot chyba też mnie nie lubi – powiedział, nachylając się do mojego ucha. Otulił mnie jego ciepły oddech, wywołując lekkie ciarki na ciele. Mężczyzna zaśmiał się, ale mnie nie było do śmiechu.

***

Kiedy Josh wyszedł, zapukałam do pokoju Jade, chcąc z nią poważnie porozmawiać. Oczywiście nie podejrzewałam jej o sabotowanie mojego spotkania z facetem, w końcu to był tylko niewinny obiad, ale nie mogłam powstrzymać niepokojących myśli. Widziałam, jak na niego patrzyła i jak zachowywała się przez całe popołudnie. Teoretycznie była grzeczna, odpowiadała na zadawane pytania, ale sama z siebie nic nie mówiła. Wolałam więc upewnić się, że moje ewentualne randkowanie z Joshem jej nie przeszkadza i w razie czego zgasić niepewność w zarodku. Bo co, jeśli się obawiała, że o niej zapomnę czy coś? Chyba adoptowane dzieci mogły mieć podobne myśli, prawda?
– Jade – zaczęłam, przycupnąwszy na jej łóżku. Dziewczynka siedziała przy biurku, rysując coś na kartce. Rzuciła mi przelotne spojrzenie, ale nie przerwała tego, co robiła. – Mogłabyś na chwilę przestać rysować i spojrzeć na mnie?
Niechętnie odłożyła kredkę i obróciła się.
– Chciałam cię zapytać, czy wszystko w porządku?
– Co masz na myśli? – spytała, marszcząc czoło.
– No wiesz… Byłaś dzisiaj… trochę oschła. To znaczy… nieobecna. Nie żartowałaś jak normalnie. Zawsze masz tyle do powiedzenia – wytłumaczyłam. – Josh boi się, że go nie lubisz.
– Lubię go – powiedziała.
Odetchnęłam z ulgą.
– Więc nie masz nic przeciwko, żebyśmy się spotykali?
– A ty go lubisz? – zapytała.
– Tak, Jade. Bardzo.
– Nie mam nic przeciwko – stwierdziła, po czym wróciła do rysunku.
Patrzyłam na nią, bo choć powiedziała, że wszystko było dobrze, miałam wrażenie, że kłamała. Coś mi w niej nie pasowało, ale nie potrafiłam do końca powiedzieć co. Nie wierzyłam w to, co mówiła, i czułam się z tym paskudnie – zawsze jej ufałam. Tym razem jednak udawała, że nic jej nie obchodzi moja znajomość z Joshem, podczas gdy na pewno coś było na rzeczy. Zamiast jednak wyjaśnić, o co chodziło, machała nogami i zaczęła nawet nucić coś pod nosem, wypełniając różowym kolorem sukienkę, którą przed chwilą narysowała.
– Okej – wymamrotałam, wstając. – Skoro tak.
Złapałam za klamkę, a wtedy Jade dodała jeszcze jedną rzecz:
– Quina też lubiłaś.
– Co to znaczy? – zapytałam, szczerze zdziwiona. Dlaczego w ogóle wspomniała jego imię? O co jej chodziło?
Jade wzruszyła tylko ramionami, nie przerywając rysowania.
Wróciłam do swojego pokoju, mając w głowie jeszcze większy mętlik. Już kompletnie nie wiedziałam, co się działo. Miała do mnie jakieś wyrzuty? Za co? Dlaczego powiedziała, że „Quina też lubiłam”? Co to miało znaczyć? Wiedziałam, że zbliżyła się do Warricka i musiało jej być nie w smak, że nagle przestaliśmy się spotykać, ale nie musiała od razu wyjeżdżać z podobnym tekstem. Zabolało mnie to. Tak, lubiłam Quintena. Tyle że on nie lubił mnie, co wielokrotnie mi uświadamiał. Miałam z tego powodu przepraszać? Czuć się źle?
Prychnęłam.
Nie. Nie będę więcej płakać z powodu tego, co się stało. Pieprzyć Warricka. A Jade będzie musiała jakoś przeboleć obecność Josha. 



Komentarze

Popularne posty