[PATRONAT] Rozdział czwarty Małgorzata Piotrowska "Bad boys go to hell"
Olivia
Stanęłam w progu salonu, opierając się biodrem o framugę.
Obserwowałam tę całą szopkę, jaką mama odstawiała wokół Dana. Latała dookoła
niego, proponując mu różne rodzaje alkoholu. Nawet nie wiedziałam, że mamy w
domu whisky.
– Olivia, gdzie jest Mike?
Podniosłam na nią wzrok, kiedy usłyszałam
swoje imię. Uśmiechnęłam się mimowolnie, kiedy znowu pomyślałam o chłopaku
zwijającym się z bólu u mnie w pokoju. Byłam ciekawa, co mama by sobie
pomyślała, gdyby dowiedziała się, że kopnęłam go, zwalając z nóg. Pewnie by
mnie wydziedziczyła albo wysłała do jakiegoś ośrodka, gdzie uczą kontroli nad
gniewem czy coś.
– Mike potrzebuje chwili dla siebie. –
Uśmiechnęłam się, jednak widząc karcący wzrok mamy, szybko dodałam: – Jest w
toalecie.
Bacznie mi się
przyjrzała, szukając jakichkolwiek oznak, że go pobiłam albo zrobiłam inną
krzywdę. Nie zauważyła żadnych siniaków, zadrapań ani krwi, więc wróciła do
rozmowy z Danem.
Z zamyślenia wyrwały mnie kroki na schodach.
Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, że to Mike w końcu pozbierał się z
podłogi. Nie chodziło nawet o to, że mógł to być tylko on, bo reszta osób
będących w domu znajdowała się przed moimi oczami i rozmawiała o
bio-produktach. Już z daleka poczułam zapach jego perfum, a kiedy stanął obok,
stykając się ze mną biodrami, miałam ochotę pójść po nożyczki z kuchni i
wypróbowywać jeden z pomysłów, który przemknął mi przez głowę. Nie skończyłoby
się to dla niego dobrze. Jedynie myśl o późniejszej złości mamy sprawiła, że
powstrzymałam się przed głupotami, ale nie mogłam sobie darować komentarzy.
– Co się stało? – zapytałam, odwracając twarz
w jego stronę. – Masz minę jak mrówka po masturbacji. – Uśmiechnęłam się
niewinnie jak idiotka, która nie ma o niczym pojęcia. To go tylko bardziej
podjudzało.
– Wiesz, że to był cios poniżej pasa? –
Nietrudno było rozpoznać gniew w jego głosie.
– To akurat wiem. Miałam w szkole lekcje
anatomii.
– Ja też. – Gdy to powiedział, poczułam jego
dłoń na moim prawym pośladku. Mike ścisnął go boleśnie, a kiedy chciałam się
odsunąć, przycisnął mnie biodrem do framugi, wywołując tym samym ból drugiego
biodra. Posłałam mu najbardziej jadowite spojrzenie, chcąc dać do zrozumienia,
że powinien się odczepić, ale on tylko zaśmiał się, nic sobie z tego nie
robiąc. Najlepsze było to, że staliśmy przodem do rodziców, a oni nadal nic nie
zauważyli, zbyt wciągnięci w rozmowę.
Z ironią w myślach podarowałam mamie nagrodę „Matki roku”.
– Zemszczę się za to, wiesz o tym, prawda? –
głos chłopaka odciągnął moją uwagę od mamy. Miałam ochotę zacząć się śmiać,
widząc powagę na jego twarzy. Kto by pomyślał, że Michael Carter potrafi być
poważny!
– Powtórz, bo nierówno się oplułeś – odgryzłam
się.
– Ty mała... – nie dokończył, bo przeszkodziła
mu w tym moja mama, wołając nas do stołu. Podziękowałam jej w myślach za
perfekcyjny timing.
Atmosfera przy stole nie mogłaby być bardziej
sztywna. Rodzice byli czymś zestresowani, a przynajmniej mama na taką
wyglądała. Dan tylko patrzył w talerz, czasami zamieniając z nami jakieś
zdanie, a Mike był myślami kompletnie gdzie indziej. Powoli zaczęła narastać we
mnie frustracja. Kiedy pół godziny później doszliśmy do deseru i nadal nie
dowiedziałam się, o co chodzi z tą kolacją, moja irytacja sięgnęła zenitu.
Odłożyłam z głośnym brzdękiem szklankę z sokiem pomarańczowym na stół,
zwracając tym uwagę wszystkich.
– Czy może mi ktoś łaskawie powiedzieć, o co
chodzi?
Widziałam, jak mama zerka na Dana, nie
wiedząc, jak zacząć tę rozmowę. Kiedy Mike to zauważył, zmarszczył brwi, też
nie będąc pewnym, czego się spodziewać. Spojrzał na mnie z wyrzutem, tak jakbym
wiedziała, o co chodzi, i nic mu nie powiedziała. Wywróciłam oczami.
– Tak więc... – zaczął Dan, a mama widząc, że
zamierzam dodać swoje trzy grosze, powiedziała szybko:
– Nie, Liv, nikt się z nikim nie spotyka ani
nie jest w ciąży.
Znowu wywróciłam oczami. Wygląda na to, że
dobrze mnie zna.
– Mamy wyjazd służbowy i...
– I tyle? To po to ta cała afera? – Zdziwiona
wymachiwałam rękami. Tylko dlatego kazali mi się użerać z tym dupkiem? Przecież
mogłam spędzić ten wieczór z lodami orzechowo-karmelowymi, oglądając jakiś
serial na Netfliksie.
– Nie, Olivio – odezwał się znowu Dan. – To
nie będzie kolejny wyjazd w weekend. Nasza firma otwiera nowy wydział w
Australii i zostaliśmy poproszeni o przejęcie tymczasowej kontroli nad pracami.
– No to jak długo was nie będzie? Tydzień,
dwa? – Głos Mike’a zaskoczył mnie tak samo jak odpowiedź Dana.
– Teraz dostaliśmy kontrakt na pół roku, a co
dalej – nie wiemy.
Przy stole zapadła cisza. Każdy patrzył w swój
talerz, nie mając pojęcia, co powiedzieć.
– Nie jadę z tobą – wyrzuciłam z siebie
szybciej, niż zdążyłam pomyśleć.
– Tak też myślałam. – Widziałam urazę w oczach
mamy, mimo że nie chciała tego po sobie dać poznać. – Dlatego głowiliśmy się
nad jakimś rozwiązaniem.
– No i co takiego wymyśliliście? – Byłam zła.
Najpierw ściąga mnie tu ze szkoły z internatem po tym, jak wysłała mnie tam na
kilka lat, a teraz znowu miałabym się przenosić? Zostały mi dwa lata do
ukończenia liceum i ostatnie, o czym marzę, to zmienianie otoczenia co rok.
– Zamieszkasz z babcią na obrzeżach miasta.
Odpada. Musiałabym godzinę dojeżdżać pociągiem
do szkoły.
– Nie ma mowy. – Pokręciłam przecząco głową.
– Mike, ty zamieszkasz u ciotki Ellen – Dan
zwrócił się do syna, ale on tylko prychnął z uśmiechem.
– Nie. – Rozsiadł się wygodnie na krześle,
obserwując moją prawdopodobnie czerwoną ze złości twarz. – Dzisiaj znalazłem
sobie mieszkanie i współlokatora. Jutro się wyprowadzam.
Dan uniósł w niedowierzaniu brwi, jednak nic
nie skomentował. Znowu uwaga wszystkich skupiła się na mnie.
– Nie mogę zostać sama w domu? – zapytałam,
spoglądając błagalnie na mamę. – Przecież nic złego nie zrobię.
– Jesteś nieletnia, a poza tym nie ufam ci
wystarczająco, by zostawić cię w domu samą.
– Ale, mamo... – Wcale jej się nie dziwiłam,
że mi nie ufała. Musiała odebrać z sekretariatu tyle telefonów ze skargami, że
uciekałam z lekcji albo nie wracałam na noc do pokoju. Nie byłabym zaskoczona,
gdyby założyła mi elektroniczną opaskę na kostkę, by monitorować każdy mój
ruch.
– Nie ma żadnego „ale”, kwiatuszku. –
Spokojny głos mamy tylko bardziej podniósł mi ciśnienie. Zacisnęłam dłoń na
łyżce, wyginając ją lekko, ale nie obchodziło mnie to teraz. Próbowałam
opanować złość, bo wiedziałam, że jak wybuchnę i zacznę rzucać talerzami, to
nic tym nie wskóram, dlatego tylko odsunęłam ze zgrzytem krzesło, na którym
siedziałam, i nic nie mówiąc, ruszyłam do swojego pokoju. Może uda mi się ją
przekonać, kiedy będziemy same i ten zarozumiały uśmiech Mike’a przestanie mnie
irytować.
– To jakiś chory żart – wymamrotałam do siebie, kiedy
usłyszałam, jak ktoś podnosi się od stołu.
– Poczekaj, kwiatuszku. – Mike szczerzył się jak mysz do
sera, przedrzeźniając moją mamę. – Skoro i tak musisz się przeprowadzić za
miasto, to może zmienisz też szkołę? Będzie lepiej dla wszystkich.
To dolało oliwy do ognia. Chociaż miałam uczucie déjà vu,
znowu zamachnęłam się i z pięści uderzyłam go w twarz. Tym razem nie ruszył się
z miejsca. Minęło kilka sekund, zanim obrócił głowę z powrotem w moją stronę.
Usłyszałam pisk mamy, ale nic sobie z tego nie robiłam. Zwracałam uwagę jedynie
na wściekłość rosnącą w oczach Mike’a. Z wierzchu wydawał się spokojny, ale
wiedziałam, że to tylko gra aktorska. Pewnie gdyby nie było z nami rodziców,
wytargałby mnie za włosy.
Nawet nie zauważyłam, kiedy mama zniknęła w kuchni, by
przynieść paczkę mrożonego groszku zawiniętego w ścierkę. Podała go Mike’owi,
mówiąc, że ma sobie to przyłożyć do miejsca, w które go uderzyłam.
Więc powinnaś przynieść mu trzy okłady.
Głośne prychnięcie okazało się jednak błędem, bo w ten
sposób zwróciłam na siebie uwagę mamy. Jej płonące gniewem oczy wpatrywały się
we mnie, jakbym była z lodu, a ona chciała mnie stopić. Przeszły mnie ciarki na
myśl o nadchodzącej kłótni.
– Mike, tak bardzo cię przepraszam za zachowanie Olivii –
znowu zwróciła się w jego stronę.
Przestępowałam z nogi na nogę, nie wiedząc, co teraz ze sobą
począć. Mama użalała się nad Mikiem, jakbym mu co najmniej nos złamała, a
przecież nic takiego się nie stało. Przez przypadek mój wzrok powędrował ponad
ramieniem mamy i zatrzymał się na ojcu Mike’a. Zmarszczyłam brwi, widząc jego
reakcję. Nie spodziewałam się, że po tym, jak uderzę jego syna w twarz, będzie
się do mnie uśmiechał z zadowoleniem.
Komentarze
Prześlij komentarz