[PATRONAT] Prolog Cora Reilly "Luca Vitiello"
PROLOG
Byłem
chłopakiem, który zabił pierwszego człowieka w wieku jedenastu lat.
Byłem siedemnastolatkiem, który
zmiażdżył kuzynowi krtań.
Byłem mężczyzną, który bez cienia
wyrzutów sumienia kąpał się we krwi wrogów, który rozkoszował się ich wrzaskami
jak sonatami jebanego Mozarta.
Człowiek nie rodzi się potworem,
dopiero później się nim staje.
Gówno prawa.
Urodziłem się potworem. Okrucieństwo
płynie w moich żyłach niczym jad. Płynęło w żyłach wszystkich mężczyzn z rodziny
Vitiello, przechodziło z ojca na syna. Nieskończona spirala potworności.
Urodziłem się potworem, a ostrze,
pięści i surowość ojca zrobiły ze mnie jeszcze gorszego potwora.
Wychowano mnie na capo,
miałem rządzić bez litości, bez chwili namysłu siać brutalność.
Wychowano mnie, żebym niszczył
innych.
Gdy oddali mi Arię za żonę, wszyscy wyczekiwali
z zapartym tchem, kiedy ją zniszczę, tak jak mój ojciec niszczył swoje kobiety.
Kiedy z bezwzględną brutalnością zdepczę jej niewinność i dobroć siłą mojego
okrucieństwa.
Mógłbym ją zniszczyć bez trudu.
Przychodziło mi to naturalnie.
Potwór od urodzenia, wychowany na
potwora, zobowiązany do bycia potworem, a później capo.
I byłem tym z radością. Potworem,
którego wszyscy się bali.
Dopóki nie pojawiła się ona. Aria.
Przy niej nie musiałem ukrywać mojego
mroku.
Siła jej światła przewyższała siłę mojego
mroku.
Przy niej nie chciałem być zły.
Chciałem ją chronić przed tą częścią mojej natury.
Ale urodziłem się potworem.
Wychowano mnie, żebym niszczył innych.
Oszczędzenie Arii wiązało się z
wysoką ceną.
Potwór, taki jak ja, nie powinien
ryzykować konieczności spłaty takiego długu.
Komentarze
Prześlij komentarz