[PATRONAT] Trzeci rozdział "Dragon's Lair" Chantal Fernando


TRZY

Przez kolejny tydzień Eric próbuje mnie odzyskać. Wydzwania, przychodzi do mnie i dosłownie osacza mnie w szkole.
Ale to nie działa i nigdy nie zadziała. Wrócenie do niego nie ma najmniejszego sensu. Tak naprawdę to nawet sobie tego nie wyobrażam. Nie po tym, co zrobił. Skoro z nim skończyłam, to na dobre.
            Bezustannie mu powtarzam, że nigdy, przenigdy w życiu do niego nie wrócę. Powiedziałam, że mu wybaczam, ale nigdy nie zapomnę tego, co zrobił. Musi żyć dalej. Skoro najwyraźniej chce zaliczać inne kobiety, może to robić bez żadnych przeszkód, teraz wcale mu nie będę stała na drodze. Nie mógł zjeść ciastka i mieć ciastka – jednocześnie mieć u swego boku dobrą kobietę i móc bzykać, co popadnie, zachowując się, jakby wciąż był singlem. Mam wrażenie, że chce mnie odzyskać tylko dla świętego spokoju, ponieważ ta zmiana wytrąciła go z równowagi, tak jak i mnie. Dawałam mu jakieś poczucie komfortu, które chciałby odzyskać, nawet pomimo tego, że najwyraźniej wcale między nami się tak dobrze nie układało.
            W końcu docierają do niego moje słowa, bo zaczyna się umawiać z inną. Szczerze mówiąc, boli mnie to, ale wiem, że tak będzie najlepiej. Teraz przede wszystkim muszę skupić się na sobie. Nic nie mogę poradzić na to, że jestem zdezorientowana. Niespokojna. Mieliśmy wspólne plany na przyszłość, a teraz jestem zmuszona opracować nowe, tym razem nie uwzględniające byłego. Myśl o związanym z inną kobietą Ericu swego czasu mnie dobijała, lecz teraz tylko współczuję tej naiwniaczce, kimkolwiek ona jest. Chociaż mam nadzieję, że jej jednak nie zdradzi.
Z Trishą z kolei jeszcze nie rozmawiałam. Udajemy, że się nie znamy, co mi w zupełności odpowiada. Czekam tylko na chwilę, w której karma wykona za mnie całą robotę. Nie wiem, co się stało z dziewczyńskim kodeksem.
            – Cześć, Faye! – woła Eric, podchodząc do mnie. I pomyśleć, że prawie udało mi się wsiąść do samochodu zaparkowanego na uniwersyteckim parkingu. Chciałam tylko wrócić do domu, wziąć gorącą kąpiel i wskoczyć do ciepłego łóżeczka. No i może coś zjeść.
            – Cześć – odpowiadam, otwierając drzwiczki. Patrzę na nie z utęsknieniem. Było tak blisko.
            – Jak się masz? – pyta, opierając się o błotnik.
            – Dobrze – odpowiadam. – Co jest?
            – Słyszałem coś na twój temat… – urywa, marszcząc brwi.
            – No i? – pytam, zastanawiając się, do czego zmierza.
            – Słyszałem, że widziano cię w towarzystwie Deksa – mówi, a jego usta przypominają wąską kreskę. Usłyszał? Wow, to miasto jest zdecydowanie za małe. Ktoś widział mnie z Deksem? Gdzie? Na parkingu przed barem? W motelu? Czy wtedy, gdy podwiózł mnie do domu?
            – I? – powtarzam, marszcząc brwi.
            – I? Co ty sobie, kurwa, myślisz? – warczy, kręcąc głową. – Nie wiedziałem, że się z nim widziałaś albo rozmawiałaś. Dlaczego nic nie powiedziałaś?
            – To dziwne. – Stoję bez ruchu. – Nie miałam pojęcia, że mówiłeś mi, z kim mogę, a z kim nie mogę się spotykać. Och, no tak. Nie mówiłeś, więc pilnuj swoich spraw.
            – Pilnować swoich spraw? Nie dość, że to mój brat, to jeszcze nie jest porządnym człowiekiem – ostrzega, a jego ciemne oczy błagają mnie, żebym go wysłuchała. – Nie chcę, żebyś z nim zadzierała. Powiedz mi, co się stało, gdy się spotkaliście.
            – A ty niby jesteś porządnym człowiekiem? – pytam z błyszczącymi oczami. – Słuchaj, Eric, dziękuję, że mnie pilnujesz, ale to wcale nie jest konieczne. Tak, wpadłam na Deksa. Nie widziałam go od kilku lat, a ty mi powiedziałeś, że się wyprowadził i najwidoczniej pominąłeś kilka szczegółów.
            Widzę, że jego ciało lekko drży, ale nie zamierza się poddawać. Nie wie, że spałam z jego bratem, ale mimo to zaczyna wariować. I tu się nasuwa pytanie: dlaczego tak jest?
            – W czym problem? – pytam z ciekawości, cały czas starając się zachowywać zupełnie normalnie.
            – Bo to Dex. – Eric przewraca oczami, co u faceta nie wygląda zbyt ciekawie. – Jest pieprzonym kryminalistą, Faye. Jest niebezpieczny.
            – Jest twoim bratem. – Tym razem to ja przewracam oczami. – Nigdy nie zrobił nic, by nas skrzywdzić. – Eric zaciska zęby, lecz ja się tylko uśmiecham. – Jesteś o niego zazdrosny, prawda? – domyślam się. Zdecydowanie o to chodzi. Dex jest… no cóż, Deksem.
            Eric mruży oczy i zaciska zęby.
            – Kiedy tamtego dnia na ciebie czekałem, słyszałem motocykl podjeżdżający pod twój dom. Początkowo to nie miało najmniejszego znaczenia. Twojego samochodu nie było na podjeździe, więc to Dex musiał cię podwieźć. Pytanie brzmi, Faye, co wy tak właściwie robiliście?
            No do jasnej cholery.
            – Poszłam do baru, sama. Wpadłam tam na Deksa. Spędziliśmy razem trochę czasu i podwiózł mnie do domu.
            – No jasne – drwi Eric, potrząsając głową. – Słyszałaś o Wind Dragons?
            – Oczywiście, że słyszałam. Kto o nich nie słyszał? – Ponownie przewracam oczami.
            Klub Motocyklowy Wind Dragons był znaną grupą. Nie słyszałam o jego członkach niczego dobrego, dla nich najwidoczniej zażywanie narkotyków oraz seks były sposobem na życie. Można powiedzieć, że czerpali ze wszystkiego garściami i nikogo nie zamierzali za to przepraszać. Tak naprawdę to nigdy nie miałam do czynienia z żadnym z nich, więc nie znam o nich całej prawdy. Wiem tylko to, co usłyszałam kiedyś od innych. Ludzie zazwyczaj trzymali się od bikerów[1] z daleka i nigdy nie chcieli z nimi zadzierać, bo mogliby pożegnać się z życiem. Członkowie klubu zawsze się wspierali i pilnowali siebie nawzajem, w myśl zasady: „Zadrzyj z jednym, a zadrzesz ze wszystkimi”.
            Na twarzy Erica pojawia się zadowolenie. I wcale mi się ono nie podoba.
            – Dex jest ich Wiceprezydentem.
            – Pierdolenie. – Zamieram na kilka sekund.
            A potem przypominam sobie tatuaż na jego plecach.
            Śmiertelnie groźny smok.
            Motor.
            Ten mrok.
            Byłam w stanie wyobrazić sobie Deksa jako członka MC[2]. Miał w sobie coś z drapieżnika.
            Był w gorącej wodzie kąpany.
            Tak naprawdę to gdybym go nie znała, pewnie trzymałabym się od niego z daleka. W końcu to typ drania. Ale to także mój Dex, chłopak, z którym dorastałam. Zawsze najpierw będę go widziała w tym świetle.
            – Jak to się stało, że nigdy o tym nie wspominałeś? – pytam, wpatrując się w niego podejrzliwym wzrokiem. Wychodzi na to, że nie powiedział mi wielu rzeczy na temat brata i chciałabym się dowiedzieć dlaczego.
            Na twarzy Erica pojawia się jakiś bliżej nieokreślony grymas. Ani trochę mi się to nie podoba. I wciąż mi czegoś nie mówi.
            – Zawsze czułaś do niego miętę, Faye. Nie myśl sobie, że jestem ślepy i tego nie widziałem – warczy, drapiąc się po karku. – Zawsze byłaś jego największą fanką.
            – Byłam wtedy dzieciakiem. – Po raz trzeci przewracam oczami. – Poważnie, odpuść sobie.
            – Nigdy nie myślałem, że będziesz na tyle głupia, by zadawać się z nim i jego głupimi przyjaciółmi – mówi. – Poczekaj, aż twoja matka się o tym dowie. Zabije cię.
            To była całkowita prawda. Moja matka jest dość ograniczona i osądza każdego, kto nie ma wyższego wykształcenia lub nie pasuje do jej wyobrażenia na temat tego, jacy powinni być ludzie. Pogodziła się z tym, że umawiam się z Erikiem, dopiero gdy odkryła, że jest ambitny i chce zostać prawnikiem. Status, pieniądze i wizerunek publiczny miały dla niej największe znaczenie. Szczerze mówiąc, miała kij w dupie i oceniała każdego, kto się od niej różnił. Mój ojciec zawsze zgadzał się z tym, co mówiła i nigdy nie miał własnego zdania na jakikolwiek temat. Nie zamierzałam nigdy poślubić faceta, który będzie tak słaby jak on – nie mogłabym obdarzyć kogoś takiego szacunkiem.
            – Wiem, że spotykał się z taką jedną dziewczyną. Jak ona miała na imię? – ciągnie Eric, zupełnie nieświadomy, że prowadzę ze sobą dialog. – Jest dość piękna.
            – Kto wie – odpowiadam, zwracając uwagę na to, że się umawiał, a nie umawia.
            – Nie chcesz wiedzieć, kim jest twoja konkurentka? – pyta, unosząc brew. – Widziałem niektóre panny, które się koło niego kręciły. Mogłyby pojawiać się na okładkach magazynów.
            Czy Eric zawsze był takim dupkiem? Czy może dopiero teraz to dostrzegam?
            – Nie, chcę jedynie, żeby ta rozmowa dobiegła końca. – Przecieram oczy, nie mając ochoty myśleć o Deksie otoczonym przez mrowie pięknych kobiet, z którymi nigdy nie będę mogła się równać. – Myślałam, że się z nim nie spotykałeś.
            – Niestety, zdarzyło się, że wpadłem na niego kilka razy. – Wzrusza ramionami.             Kolejna rzecz, o której mi nie powiedział. – Wiesz co, po jednej wspólnej nocy znudzi się i cię zostawi. A wtedy nie przychodź do mnie z płaczem i złamanym sercem – szydzi, a potem się odwraca.
            – No cóż, już raz miałam złamane serce i jakoś przeżyłam. Przeżyję również i drugi – odpowiadam, nie mogąc się powstrzymać, żeby mu nie dogryźć.
            – Popełniłem błąd – odpowiada, wzdychając, jakby w ten sposób chciał okazać szczery żal.
            – Mam nadzieję, że była tego warta – mówię. Dlaczego w ogóle o tym wspominam? Żadne złośliwe komentarze ani słowa o żalu i bólu niczego nie zmienią. Co się stało, już się nie odstanie.
            – Nie była – przyznaje, patrząc na swoje dłonie. – Wydaje mi się, że byłem z tobą od zawsze i po prostu chciałem się zabawić z kimś innym.
            Opuszczam wzrok, gdy w końcu słowa prawdy opuszczają jego usta.
            – Muszę już jechać, dobra?
            – Po prostu pamiętaj o tym, co ci powiedziałem na jego temat – oznajmia, a w jego głosie słyszę nutę ostrzeżenia. – Wcale go nie znasz, Faye. Dex już nie jest chłopakiem, który da ci czekoladę i będzie miał na ciebie oko. Jest wyjętym spod prawa bikerem. Pamiętaj o tym.
            – W porządku, zanotowałam – mówię, wślizgując się do samochodu.
Eric odchodzi, a ja w końcu ruszam w kierunku domu. To całe zamieszanie i tak było niepotrzebne, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że już więcej nie spotkam Deksa.

***

Pięć tygodni później

Doktor Reeves wchodzi do gabinetu i siada na krześle. Jest uprzejmym mężczyzną po pięćdziesiątce i od kilku lat moim lekarzem. Jestem pewna, że gdzieś ma schowany słoik z lizakami, który tylko czeka aż przyjdę na wizytę. Widział mnie w najgorszym wydaniu i zdecydowanie czuję się komfortowo w jego obecności.
            – Panie doktorze, potrzebuję leków – mówię. – I to mnóstwa leków. Wie pan, jak bardzo nienawidzę wymiotować.
            Zwykle, słysząc jak wygaduję głupoty, się uśmiecha. Dzisiaj jednak tak nie jest.
            – Faye, obawiam się, że to nie grypa jest przyczyną mdłości.
            – No dobrze. – Marszczę brwi. – Więc co się dzieje? Dopadło mnie coś innego? Wiedziałam, że kiedy zepsuł mi się samochód, nie powinnam jechać na uczelnię autobusem. Jak jeden facet obok mnie zaczął kaszleć, to dosłownie widziałam, jak pluł zarazkami.
            – Jesteś w ciąży, Faye – oznajmia.
            W ciąży? Chyba musiałam się przesłyszeć.
            Mrugając, próbuję przetrawić tę nową myśl.
            – Przepraszam, ale nie wydaje mi się. Jest pan pewien, że to moje wyniki? Widziałam kiedyś w telewizji program o tym, że lekarze niekiedy mylą teczki pacjentów.
            Teraz na jego twarzy pojawia się uśmiech.
            – Wynik testu jednoznacznie pokazuje, że jesteś w ciąży.
            Rozglądam się po gabinecie z nadzieją, że ktoś zaraz wyskoczy i powie mi, że zostałam wkręcona.
            – Nie rozumiem.
            Widzę, że doktorowi lekko drży warga.
            – Kiedy ostatni raz uprawiałaś seks? I kiedy miałaś ostatnią miesiączkę?
            – Nigdy nie uprawiałam seksu bez prezerwatywy – wyrzucam z siebie, załamując ręce.
            – Faye…
            – Wydaje mi się, że sześć tygodni temu – mówię niechętnie.
            Z przestępcą.
            Z mężczyzną, którego nigdy więcej miałam nie spotkać.
            Ale przecież zabezpieczyliśmy się!
            Wyobrażam sobie, że będę musiała wypełnić odpowiedni formularz i podać nasze dane. Zastanawiam się, czy to wypali, jeśli w rubryce „zatrudnienie” wpiszę, że Dex to „kryminalista-motocyklista”.
            – Jak pewnie wiesz, prezerwatywy nie zabezpieczają w stu procentach – przypomina mi spokojnie. W moim umyśle pojawia się fragment jednego odcinka Przyjaciół i nagle mam ochotę krzyczeć, że taką informację powinno się umieszczać na opakowaniu.
            – Pamięta pan, co się stało, gdy brałam tabletki – mówię. Próbowałam je zażywać przez miesiąc, lecz wcale mi nie służyły. Przybrałam na wadze i generalnie czułam się jak gówno. Doktor Reeves powiedział, że możemy spróbować z innymi, lecz oświadczyłam, że wolę używać prezerwatyw. Zawsze z Erikiem się zabezpieczaliśmy, mimo że próbował tych niesławnych gadek w stylu „obiecuję, że wyciągnę”.
            Taa… nie ma takiej opcji.
            – Nie krytykuję cię, Faye, ale faktem jest, że jesteś w ciąży – mówi uprzejmie, wyciągając z szuflady biurka kilka ulotek.
            – Rozumiem – oświadczam, wpatrując się w pustą przestrzeń gdzieś za jego plecami.
            I wtedy naprawdę to do mnie dociera.
            Życie właśnie przelatuje mi przed oczami.
            Dociera do mnie, że w ruinę obraca się zarówno moja kariera, jak i plany na życie. Ulatniają się. Zanikają.
            Rozpływają się.
            – Zawsze jest jakieś wyjście – mówi, przerywając moje dramatyczne rozmyślania. Przesuwa w moją stronę leżące na biurku ulotki. Nie, nie ma. Nie mam żadnego wyjścia, moje życie właśnie się skończyło. Rodzice wyrzucą mnie z domu, edukacja zejdzie na dalszy plan, bo będę zajęta zmienianiem pieluch. Jakby tego było mało, ojciec dziecka jest bikerem. To maleństwo nie ma najmniejszych szans. Szanuję prawo kobiet do podejmowania decyzji, ale nigdy nie mogłabym zdecydować się na aborcję. To po prostu nie dla mnie. Wstaję, panującą w gabinecie ciszę przerywa dźwięk szurającego po podłodze krzesła.
            – Urodzę je – oznajmiam głośno. To deklaracja. Obietnica.
            A innych niech trafi szlag.
            Lekarz rozmawia ze mną, poleca książki, które powinnam przeczytać i mówi mi, żebym brała kwas foliowy i inne rzeczy. Opuszczam jego gabinet osłupiała.
            W głowie zaczynam układać nowy plan.
            Po pierwsze, muszę odłożyć pieniądze.
            A potem ja i dziecko stąd spadamy.

***

Jestem w trzecim miesiącu ciąży, gdy matka w końcu to zauważa. I wtedy wszystko idzie w cholerę. Rodzice naprawdę wyrzucają mnie z domu. Bez dyskusji. Bez kolejnej szansy. Matka mówi, że mam czas do końca dnia, aby się wynieść. Ojciec wygląda na przygnębionego, ale nie ośmiela się postąpić wbrew jej woli.
            Przyniosłaś wstyd nam oraz sobie. Możesz wrócić do domu, jeśli zdecydujesz się na aborcję. Inaczej nawet o tym nie myśl! Co ludzie powiedzą?! Powinnam była się domyślić, że zaciążyłaś. Jesteś takim rozczarowaniem, Faye!
            Nigdy nie powinni mieć żadnego dziecka. A ja zadbam o to, by być lepszą matką niż ona – będę uczyła się na ich błędach, będę ich unikała. Od początku wiedziałam, że wyrzucą mnie ze swojego życia w chwili, gdy dowiedzą się o dziecku. Jak się okazało, miałam rację, ale ten fakt nie sprawia, że to wszystko mniej boli. Próbuję odepchnąć od siebie to uczucie, na razie nie mam czasu na roztrząsanie go. Mam teraz o wiele ważniejsze sprawy na głowie.
            Na szczęście przez ostatnie miesiące odkładałam każdego centa, przygotowując się właśnie na tę chwilę. Sprzedałam trochę złotej biżuterii oraz to, co mogłam, nawet swojego Xboxa. Nie potrzebuję już tego typu rzeczy. Plan na przyszłość i odrobina stabilności to chwilowo jedyne, czego potrzebuję. Po raz ostatni rozglądam się po swoim pokoju, zapamiętując każdy szczegół: królewskich rozmiarów łoże z białą, bawełnianą pościelą, kremowe ściany i drewnianą podłogę. Są tu jeszcze pluszowe misie z dzieciństwa, których nie miałam już gdzie spakować. Wyjątek stanowi mój ulubiony pluszak, którego zamierzam podarować swojemu dziecku. To brązowy miś imieniem Coco, pamiętam, że w dzieciństwie był moją najukochańszą zabawką. Wzdycham i zamykam drzwi do sypialni, tym samym zamykając pewien rozdział w swoim życiu. Nie ma sensu rozmyślać o przeszłości – nadszedł czas, by iść naprzód.
            W kuchni przechodzę obok matki, która nie odzywa się ani słowem. Nawet jak widzi, że wychodzę z domu z torbami w rękach. Ojciec jest w pracy, nie mam pojęcia, jak by zareagował, gdyby miał ze mną porozmawiać ostatni raz przed odejściem. Czy powiedziałby mi, że jest mu przykro? Że mogę wrócić do domu, jeśli coś się stanie? Szczerze w to wątpię. Matka posłałaby mu jedno spojrzenie i natychmiast wyleczyłby się z tego typu uprzejmych myśli.
            Podchodzę do samochodu, otwieram go i zaczynam pakować swoje rzeczy do środka.
            Gdy wrzucam ostatnią torbę, widzę, że obok zatrzymuje się Eric w swoim wstrętnym aucie.
            – Dokąd się wybierasz? – pyta, podbiegając do mnie. Marszczy brwi, widząc na siedzeniach wszystkie moje rzeczy.
            – Wydaje mi się, że mieszkasz tam – mówię, wskazując na dom po drugiej stronie.
            – Gdzie jedziesz, Faye? – Marszczy brwi.
            – Jadę na małe wakacje – mówię tonem, który ma dać mu do zrozumienia, że nie jestem w nastroju na takie pierdolenie. Jak się z kimś rozstajesz, myślisz, że jednocześnie kończą się te całe dramy i bóle głowy, jednak takie myślenie jest dalekie od prawdy. Dramy i bóle głowy oczywiście zostają, traci się jedynie bonus w postaci seksu.
            Łapie mnie za ramię, wygląda jednocześnie na zaniepokojonego i zmieszanego.
            – Co tu się, kurwa, dzieje?
            Tracę nad sobą panowanie, które już i tak wisiało na włosku.
            Miesiące ukrywania się, stres i płacz, wszystko w końcu się ze mnie wylewa.
            – Jestem w ciąży, nie mam gdzie się podziać, więc wyjeżdżam z miasta i już nie wrócę. A teraz, proszę, spierdalaj mi z drogi!
            Stoi bez ruchu z otwartymi szeroko ustami.
            – Chciałaś wyjechać z miasta, nie mówiąc mi o moim dziecku? Jak mogłabyś mi zrobić coś takiego?
            No oczywiście, że musiał jakoś w to wszystko wmieszać swoją osobę.
            Nic nie mogę na to poradzić. Śmieję się i jest to bardziej nerwowy śmiech niż cokolwiek innego. Prawdopodobnie brzmię teraz jak wariatka.
            Od miesiąca nie uprawiałam seksu z Erikiem, potem przytrafiła mi się przygoda z Deksem. Nie ma najmniejszej szansy na to, żeby to było jego dziecko.
            – Nie martw się, nie jest twoje – mówię, uwalniając się z jego objęć. – A teraz odejdź, chcę wyjechać.
            – Co, kurwa? – warczy, a jego twarz robi się czerwona ze złości. – Z kim spałaś?
            Typowy facet. Oczywiście tylko to go interesuje.
            – A kto by ich wszystkich zliczył – odpowiadam, otwierając drzwi. Zatrzymuję się i odwracam w jego stronę. – Może się jeszcze zobaczymy.
            A może i nie.
            – Nie musisz wyjeżdżać – mówi, wciąż wyglądając na zmieszanego i skrzywdzonego.
            Promieniujący od niego ból sprawia, że i mnie zaczyna coś boleć.
            Skąd u niego to całe cierpienie? Przecież to z jego winy się rozstaliśmy. Czy w końcu zdał sobie sprawę z tego, co stracił? No cóż, teraz było na to zdecydowanie za późno.
            – Nie ma tu już dla mnie miejsca, Eric – mówię cicho.
Pozwalam, żeby spojrzał mi w oczy i dostrzegł w nich prawdę.
            Skończyliśmy ze sobą. Nie ma już drogi powrotnej.
            – Faye… – szepcze łamiącym się głosem. Zauważa to. Wie, że to już koniec.
            – Chyba to nie tak miało być. – Uśmiecham się smutno.
            – Możemy mówić, że jest moje. – Przeczesuje palcami włosy. – Nie chcę cię stracić.
            Rozszerzam oczy ze zdziwienia – tego w ogóle się nie spodziewałam. Przez chwilę to rozważam, ale potem widzę go znowu z inną kobietą. Co więcej, nie mogłabym zrobić tego Deksowi.
            To wszystko byłoby ułudą.
            Nie chcę żyć w świecie kłamstw.
            – Dziękuję za ofertę, Eric, ale to się nie uda. Uważaj na siebie.
            Wsiadam do samochodu i odpalam silnik, cały czas czując na sobie jego wzrok.
            Wyjeżdżając z podjazdu, upewniam się, że nie uderzę w jego auto.
            Zostawiam go stojącego w miejscu, wyglądającego tak bezradnie.
            Wygląda zupełnie tak, jak ja się w tej chwili czuję.





[1] Biker – slangowe określenie motocyklisty zrzeszonego w MC (przyp. red.).
[2] MC – Motorcycle Club (przyp. red.).


Komentarze

Popularne posty