[PATRONAT] Rozdział trzeci Michelle A. Valentine "Xavier Cold"
Anna
Po
kilku godzinach snu budzi nas dzwonek telefonu Xaviera.
Xavier jęczy pod nosem i przewraca
się na bok, by sięgnąć po leżącą na nocnym stoliku komórkę.
– Halo? – warczy. Potem milczy
przez kilka chwil, słuchając osoby po drugiej stronie linii. – Rozumiem. –
Wzdycha z rezygnacją, drapiąc się po twarzy. – Przylecę do Detroit jutro z
samego rana.
Rozłącza się, odkładając telefon.
– Musimy się spakować.
– Co się stało?
Podpieram się na łokciach, wpatrując
w jego przystojną twarz. W oczach Xaviera szaleją sprzeczne emocje. Jestem
ciekawa, co chodzi mu po głowie.
– To był jeden z prawników
pracujących dla „Tension”. Wygląda na to, że Silvermanowi naprawdę udało się
odeprzeć wszystkie zarzuty, więc moje kłopoty z prawem się skończyły.
Ogarnia mnie ulga.
– Fantastyczna wiadomość.
Mówiłam ci, że wszystko się ułoży.
Kącik jego ust unosi się w
półuśmiechu.
– Jest jeden haczyk.
– Nie licząc twojego zawieszenia?
Wiedzieliśmy, że to część umowy.
– Wygląda na to, że po naszej
wczorajszej rozmowie, szef postanowił dodać do niej kolejny warunek.
Krzywię się nieznacznie.
– Jaki?
Czuję dziwny ucisk w piersi. Ogarnia
mnie zdenerwowanie, a myśli pędzą jak szalone, gdy próbuję domyślić się, czego
znowu może chcieć od niego „Tension”. Zawieszając Xaviera, Silverman już i tak
wstrzymał jego karierę.
– Chce mnie ukarać za łomot,
który spuściłem Reksowi. W dodatku „Tension” chce, żebym pokrył z własnej
kieszeni koszt leczenia Reksa, a także zapłacił mu za poniesione szkody
moralne.
Otwieram szeroko oczy ze zdziwienia.
– Chyba żartujesz? Wolno im to
zrobić?
Xavier kiwa głową.
– „Tension” pozwala
Silvermanowi być bardzo bogatym człowiekiem, więc może robić wszystko, co mu
się żywnie podoba. Jeśli chcę kiedyś wrócić na ring, muszę stosować się do jego
poleceń, bo w przeciwnym razie pożegnam się z pracą.
Marszczę brwi.
– To nie fair.
Xavier patrzy mi prosto w oczy.
– Życie nie jest fair, moja
piękna, szczególnie dla takich facetów jak ja.
– O jakiej mówimy kwocie?
Wiem, że Xavier jest dobrze
sytuowany, skoro ma wystarczająco dużo pieniędzy, by przelać mi kilkadziesiąt tysięcy
dolarów – ale założę się, że za każdym razem, gdy konto zostaje uszczuplone o
znaczną kwotę, musi go boleć.
– Łącznie chcą sto pięćdziesiąt
tysięcy dolarów.
Szczęka mi opada. Przysięgam, że za
chwilę dostanę palpitacji. Ta suma to jakiś kosmos. Nie wyobrażam sobie
zapłacić takich pieniędzy w ramach grzywny.
– O mój Boże, to całe mnóstwo
kasy.
– Owszem – zgadza się Xavier.
Wiem, że nie powinnam wściubiać nosa
w jego finanse, ale muszę go o to zapytać.
– Masz tyle?
– Tak, ale ponieważ w ciągu
najbliższych kilku miesięcy nie będę zarabiał, znajdę się przez to w dość trudnym
położeniu.
– Nadal mam pieniądze, które
przelałeś na moje konto. Nie ruszyłam ich. Czy to nam wystarczy, żeby się
utrzymać?
– Będziesz potrzebować tej kasy,
żeby zapłacić za hotele podczas trasy. Firma nie pokrywa żadnych kosztów. To
środki na bieżące wydatki. Poza tym, one należą do ciebie. Nie pozwolę, żebyś
wydała je na nasze utrzymanie.
– Bzdura. Te pieniądze są twoje.
Powiedziałam ci przecież, że to nie w porządku, żebyś mi płacił, skoro jesteśmy
w związku.
– Anna… – mówi z cieniem
ostrzeżenia w głosie.
Typowa zagrywka z jego strony, gdy nie
ma najmniejszego zamiaru zmieniać zdania.
– Nie, Xavier. Przestań się
wygłupiać. Jeśli potrzebujesz tych pieniędzy…
– Nie – przerywa mi. – To nie
podlega dyskusji. Będą ci potrzebne. Zaufaj mi. Bycie nieustannie w podróży nie
jest tanie. W tym utopiłem najwięcej kasy.
Wiem, jak to jest być spłukanym. Po
przeprowadzce do Detroit pieniędzy na koncie ledwo starczyło mi na jedzenie.
Gdyby nie fakt, że Quinn pomogła mi znaleźć pracę, nie wiem, co bym zrobiła.
Udało mi się przeżyć pomimo niewielkich funduszy, więc jestem pewna, że razem z
Xavierem też coś wymyślimy.
Myśl o Quinn podsuwa mi pewien
pomysł odnośnie do tego, jak możemy zaoszczędzić trochę pieniędzy.
– W porządku, ale ponieważ
czeka nas ciężki okres, uważam, że powinniśmy zatrzymać się u Quinn i ciotki
Dee.
Brew Xaviera unosi się ze
zdziwienia.
– To się nie uda.
– Dlaczego? Nie będą miały nic
przeciwko, a my zaoszczędzimy pieniądze, które normalnie musielibyśmy wydać na
dwa pokoje hotelowe.
– Ich mieszkanie jest małe.
Jeśli chcesz, możesz u nich zostać, ale ja jestem wielkim facetem i zajmuję
dużo miejsca. Ich gościnność względem mnie wyczerpałaby się bardzo szybko.
– Na pewno do tego nie dojdzie.
Robię, co mogę, by utwierdzić go w
tym przekonaniu, ale Xavier tylko kręci głową.
– Wierz mi, dojdzie. Po
opuszczeniu domu tułałem się z miejsca na miejsce. To był powód, dla którego
ludzie bez przerwy wyrzucali mnie na bruk. Trudno być niewidzialnym, gdy ma się
ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu i waży sto dwadzieścia kilo.
Wzdycham, gdy dociera do mnie, że
nic nie nakłoni go do zmiany zadania. Zostaje już tylko jedno miejsce w
Detroit, w którym moglibyśmy mieszkać za darmo – dom rodzinny, którego jest
właścicielem, ale o którym nie chce rozmawiać.
Xavier nie wspomina za wiele o
swojej rodzinie. Wyraził się jasno, że zmuszanie go do poruszenia tego tematu
nie przyniesie nam niczego dobrego. Krótkie chwile tuż po wybudzeniu się z
koszmarów, które wyrywają go z nawet najgłębszego snu, to jedyne okazje, bym
mogła dowiedzieć się czegoś o jego przeszłości. Temat domu jest dla niego
wyjątkowo drażliwy, więc domyślam się, że ma to z tym coś wspólnego. Opierając
się na historii, którą mi kiedyś opowiedział, możliwe, że to właśnie w tamtym
miejscu umarła jego matka, a wspomnienia z tego okresu są dla niego zwyczajnie
zbyt bolesne.
Nie chcę poruszać spraw, które mogą
przysporzyć mu cierpienia, ale boję się, że jeśli wkrótce nie stawi czoła
mrocznej przeszłości, nigdy nie zazna spokoju. Chcę mu pomóc. Pokazać, że
dobrze jest wyrzucić z głowy wspomnienia, które go prześladują.
– W takim razie powinniśmy
zatrzymać się u ciebie.
Nie powinnam wywierać na nim presji,
ale ponieważ znajdujemy się w wyjątkowo kłopotliwym położeniu, zamieszkanie w
domu, który jest jego własnością, wydaje mi się jedynym sensownym rozwiązaniem.
Xavier wypuszcza powietrze przez
nos, a ja już zaczynam żałować, że to powiedziałam.
– Nie wrócę tam – odpowiada
gniewnym głosem, który brzmi bardziej jak warkot.
Odgarniam kosmyk ciemnych włosów z
twarzy Xaviera i patrzę mu prosto w oczy. Wyraźnie przebija w nich niepokój.
Nie mogę znieść świadomości, że przeszłość sprawia mu tyle bólu. Zrobię
wszystko, by go uleczyć.
– Nie rób tego – szepcze. – Nie
znoszę, kiedy tak na mnie patrzysz.
Jestem autentycznie zdziwiona.
– Czyli jak?
– Z litością. Kurwa,
nienawidzę, gdy ludzie się nade mną litują, a w szczególności ty.
Ta rozmowa przenosi mnie do chwili,
w której pokłóciliśmy się o poruszanie tematu jego rodziny. Gdy byliśmy w
biurze mojego dawnego szefa, Andy’ego, w restauracji, w której kiedyś
pracowałam, doszło między nami do ostrej wymiany zdań, gdy próbowałam skłonić
Xaviera, by opowiedział mi o swojej matce. Wypadł stamtąd jak burza, a ja
pobiegłam za nim, żeby go przeprosić. Nie mam ochoty powtarzać tego w najbliższej
przyszłości.
– Wybacz. Wiem, nie powinnam
wtykać nosa w nieswoje sprawy. Bóg jeden wie, ile razy powtarzałeś mi, że nie
lubisz rozmawiać o swojej rodzinie. Ale jeśli nie pozwolisz mi poznać się od
tej strony, to skąd mam wiedzieć, jaki naprawdę jesteś?
– Staram się.
Te dwa słowa dobitnie o tym
świadczą. Xavier przeszedł długą drogę od chwili, w której poznałam go na
pokładzie tamtego samolotu.
– Wiem, ale nic nie poradzę, że
jestem zachłanna. Chcę wiedzieć o tobie wszystko.
Xavier poprawia poduszkę pod głową,
po czym zaczyna mnie gładzić palcami po ramieniu.
– Jesteś tego pewna? Moja
przeszłość… to historia jak z horroru. Przez całe życie próbowałem zapomnieć o
koszmarze, w którym żyłem.
Patrzę mu prosto w oczy.
– Może wreszcie nadszedł czas,
by przestać. Gdybyś stawił czoła temu, co najbardziej cię przeraża, twoje
koszmary mogłyby się skończyć.
– Albo stałyby się pięćdziesiąt
razy gorsze.
– Skąd możesz to wiedzieć, jeśli nie
spróbujesz?
Pociera kciukiem moją dolną wargę.
Po wyrazie malującym się na jego twarzy widzę, że na serio rozważa taką
możliwość.
– Dobrze.
– Dobrze? – pytam,
zastanawiając się, na co właściwie przystał.
– Zatrzymamy się w moim domu –
a przynajmniej spróbujemy. Nie byłem tam, odkąd skończyłem piętnaście lat, więc
nie mogę obiecać, że nie zmienię zdania, gdy tylko dotrzemy na miejsce. Spotkało
mnie tam wiele zła, wiele okropnych rzeczy, których nie życzyłbym nawet
najgorszemu wrogowi. Nie wiem, czy jestem gotowy, by stawić im czoła.
– Jestem z ciebie dumna.
Przysuwam się i składam na jego
ustach pocałunek. Gdy przytula mnie do wyrzeźbionej klatki piersiowej, jego
twarde mięśnie napinają się pod wpływem mojego dotyku.
– Co ty ze mną robisz, moja
piękna? Zmieniasz mnie w sposób, który wcześniej wydawał mi się kompletnie
niemożliwy – szepcze z ustami tuż przy moich.
Nie mówię nic. Nie znam odpowiedzi
na to pytanie, ale w pełni odwzajemniam to uczucie. Xavier też zmienił mnie na
lepsze.
Komentarze
Prześlij komentarz