[PATRONAT] Rozdział trzeci Małgorzata Piotrowska "Bad boys go to hell"
Olivia
Stałam przed otwartą szafą owinięta w sam ręcznik. Nie
miałam zamiaru stroić się dla obcego mężczyzny i jego synalka. Ostatnie, czego
chciałam, to paradować w szpilkach, kiedy mama zmusiłaby mnie do podawania
jedzenia. Jednak nie chciałam też pokazać się w krótkich spodenkach, w których
chodziłam przez cały dzień.
Najchętniej nawet nie wyszłabym z pokoju.
Westchnęłam, decydując się na jeansową spódnicę i zwykłą,
białą koszulkę z krótkim rękawem. Był koniec sierpnia i nie mogliśmy narzekać
na zimno. Mimo że nadchodził wieczór, duszne powietrze lepiło się do skóry jak
guma do żucia pod butem. Włosy, które przykleiły mi się do karku, zawiązałam w
warkocz i wytuszowałam sobie rzęsy.
– Olivia, chodź już! – krzyknęła mama z dołu.
Z westchnieniem podniosłam się z łóżka, starając się nie
przybierać miny męczennika.
– Jakoś to przeżyjesz – powiedziałam do swojego odbicia w
lustrze, przy którym stanęłam, by ostatni raz zobaczyć, jak wyglądam.
Może trochę zbyt teatralnie tupałam po schodach, kiedy
schodziłam z piętra, ale w ten sposób chciałam okazać niezadowolenie.
Kiedy dotarłam na parter i nie zauważyłam nikogo przy
drzwiach wejściowych, zmarszczyłam w niezrozumieniu brwi. Czyżby jeszcze ich
nie było? Dopiero po chwili usłyszałam śmiechy dobiegające z salonu. „Nikt się z
nikim nie spotyka”, prychnęłam, przypominając sobie naszą rozmowę z kuchni.
Poczekaj, bo już ci uwierzę.
– Olivia, jesteś już – oznajmiła mama, kiedy weszłam do
salonu.
Omiotłam wzrokiem pomieszczenie, lokalizując wysokiego mężczyznę
przed pięćdziesiątką. Kiedy mnie zobaczył, odłożył szklankę i podniósł się z
kanapy, na której siedział. Za nim podążyła moja mama, ale nie zwracałam na nią
uwagi.
– Olivia, to jest Dan, mój kolega z pracy – mama
przedstawiła mężczyznę, który ruszył właśnie w moim kierunku.
Był naprawdę przystojny mimo zmarszczek, które zaczynały być
widoczne, i lekkiej siwizny w kruczoczarnych włosach. Szeroki uśmiech tylko
pogłębiał kurze łapki wokół jego brązowych oczu, które wpatrywały się we mnie z
ciekawością. Był postawnej budowy z szerokimi ramionami odzianymi w błękitną
koszulę. Na długich nogach miał zwykłe jeansy.
– Miło cię wreszcie poznać. – Wyciągnął do mnie rękę, którą
po krótkim namyśle przyjęłam. – Twoja mama wiele mi o tobie opowiadała.
– Proszę jej nie wierzyć. – Uśmiechnęłam się. – To na pewno
same kłamstwa.
– Na pewno nie. – Dan zaśmiał się, spoglądając na moją mamę.
– Mówiła same dobre rzeczy.
– Niech pan nie chwali dnia przed zachodem słońca.
– Olivia! – Mama posłała mi jadowite spojrzenie.
Jestem pewna, że chciała powiedzieć coś jeszcze, ale
przeszkodził jej w tym dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się,
kto to może być. Przecież mama nie zaprosiła nikogo innego, a do mnie mógł
przyjść tylko Luke, który dobrze wie, że jestem teraz zajęta.
– To pewnie Michael – oznajmił Dan, kiedy podeszłam do drzwi
z zamiarem otwarcia ich. – Napisał, że się spóźni.
Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że rzeczywiście miał
przyjść jeszcze jego syn, a nikogo więcej w salonie nie było.
Złapałam za klamkę i zamaszyście otworzyłam drzwi, prawie
uderzając nimi w ścianę. W progu stał chłopak albo młody mężczyzna. Nie
wiedziałam, ile ma lat. Jednak nie to było teraz ważne. Cała krew odpłynęła mi
z twarzy, a ręce zaczęły świerzbić. Czułam się, jakbym nie umiała oddychać i to
nie miało nic wspólnego z duchotą panującą tego dnia.
– Mike – usłyszałam za sobą głos Dana.
Mike chyba dopiero teraz zauważył, że drzwi były otwarte, bo
ze zmarszczonymi brwiami oderwał wzrok od naszej skrzynki na listy i spojrzał
na nas. Przeniósł wzrok najpierw na Dana, potem na moją mamę, a na końcu na
mnie. W chwili, w której mnie rozpoznał, wiele emocji przemknęło przez jego
twarz, dopóki nie pojawiła się na niej obojętność.
– Przepraszam za spóźnienie – zwrócił się do mojej mamy,
kiedy wszedł do domu. – Jakaś idiotka wybiegła mi przed samochód.
Gdy wypowiedział te słowa, moja złość powróciła ze zdwojoną
siłą. Jeszcze fakt, że potem spojrzał na mnie z tym uśmieszkiem pełnym
satysfakcji, przelał czarę goryczy.
– O, a co ci się stało w twarz? – zapytałam słodko. –
Dziewczyna była tak znudzona, że przywalenie ci
uznała za doskonałą rozrywkę?
– Olivia! – Moja mama wyglądała, jakby zaraz miała
eksplodować. To nie była moja wina, że chłopak już na samym początku mi
podpadł. On jednak nic nie odpowiedział, co mnie zdziwiło. Widziałam tylko, jak
zaciskał zęby, ale nic więcej się nie wydarzyło. Zapowiadał się ciekawy
wieczór.
– Córciu, mogę cię prosić na chwilę?
Nawet nie czekając na odpowiedź, złapała mnie za nadgarstek
i zaciągnęła do kuchni.
– To boli! – Wyszarpnęłam rękę z żelaznego uścisku, a
następnie zaczęłam ją rozmasowywać, starając się jakoś złagodzić ból.
– Nie tak jak moja duma! – warknęła na mnie niczym pies. –
Jak ja cię wychowałam? Co ci odbiło z tymi komentarzami?
– No, już dobra, dobra. Poniosło mnie – przyznałam, nie
mogąc dłużej znieść wkurzonego wzroku mamy.
– To nie powód, by go obrażać. – Wymachiwała rękami we
wszystkie strony, na co tylko wzruszyłam ramionami. – I właśnie dlatego się nim
zajmiesz.
– „Zajmiesz”? Co, mam mu zrobić dobrze?! – krzyknęłam, nie do końca
przemyślawszy tę decyzję. Na pewno było mnie słychać w całym domu.
– Olivia, do cholery jasnej!
Znowu złapała mnie za rękę, tym razem wyciągając z kuchni do
salonu. Od razu skrzyżowałam się wzrokiem z Mikiem. Powstrzymałam ochotę
pokazania mu języka, bo jestem dorosłą osobą, a nie dlatego, że mama stała
obok. Jednak nie mogłam sobie darować przewrócenia oczami.
– Mike, Olivia oprowadzi cię po domu. – Uśmiechnęła się do
tego dupka, a następnie odwróciła do mnie ze satysfakcją malującą się na
twarzy.
– Nie chcę stwarzać problemu...
– Ależ to żaden problem – weszła mu w słowo. – Prawda,
Olivio?
– Tak naprawdę to... – pisnęłam cicho, czując uszczypnięcie
w przedramię. Przeniosłam wzrok z mamy na Mike’a siedzącego wygodnie w fotelu i
uśmiechnęłam się sztucznie. – To żaden problem.
***
– Tu masz kuchnię. – Mój głos był tak monotonny i znudzony,
że jakbym była nauczycielką, to sama zasnęłabym na swoich lekcjach. Słyszałam
za sobą jego kroki, jednak ani razu nie obejrzałam się za siebie. Nie chciałam
dać mu tej satysfakcji. Wskazałam na drzwi, które właśnie mijaliśmy. – A tutaj
jest łazienka.
Kiedy szliśmy schodami na pierwsze piętro, przez cały czas
czułam palące spojrzenie chłopaka na moim tyłku. Zacisnęłam pięści, wbijając
sobie paznokcie w skórę, tylko po to, by nie odwrócić się z półobrotu i znowu
mu nie przywalić.
– Tu jest druga łazienka, a tutaj mój pokój. – Przeszłam
kilka metrów dalej, nagle stając w miejscu. Podejrzliwie odwróciłam się za
siebie, będąc prawie pewną, że słyszę, jak otwierają się drzwi. Myślałam, że
zaraz wybuchnę, kiedy zauważyłam, że drzwi do mojego pokoju były uchylone, a po
Mike’u ślad zaginął. – Durniu, nie wiesz, co to jest strefa prywatna?
Wściekła wmaszerowałam do mojego pokoju niczym szturmowiec
mający tylko jeden cel: wywalić irytującego intruza z pokoju.
Jednak nie było mi to dane, bo gdy przekroczyłam próg,
zostałam szarpnięta za ramię i przyciśnięta do ściany. Mike nogą zamknął drzwi,
jednocześnie przytrzymując mnie, kiedy zaczęłam się wyrywać. Ogarnął mnie
niepokój. Czułam, jak ściska mi się żołądek, aoddech przyspiesza. Jakbym
przebiegła maraton.
– Co ty odwalasz? – zapytałam, hardo patrząc mu prosto w
oczy. Chociaż niepokój zaczynał przemieniać się w panikę, nie chciałam dać tego
po sobie poznać. On jednak nie odpowiedział na moje pytanie, bo był zbyt zajęty
przyglądaniem mi się. Odsunął się na odległość ramienia, by zmierzyć mnie od
czubka głowy po stopy i z powrotem.
– Luke miał rację – mruknął pod nosem, kiwając głową.
– Co? – Zmarszczyłam brwi na dźwięk imienia przyjaciela.
Usłyszawszy mnie, spojrzał mi prosto w oczy nagle wyrwany z
letargu. Chciałam odsunąć się od niego, ale uniemożliwił mi to, opierając obie
ręce o ścianę na wysokości moich ramion i zamykając mnie w pułapce. Chcąc mieć
jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją, oparłam dłonie na jego torsie i starałam się
go odepchnąć, ale nie ruszył się nawet o centymetr.
– Luke wspomniał, że wróciłaś do miasta, ale nie połączyłem
wszystkich faktów, dopóki nie zobaczyłem twojego nazwiska na skrzynce na listy.
– Zaśmiał się na własne słowa. Mnie jednak nie było do śmiechu.
Dopiero informacja, że zna Luke’a sprawiła, że zrozumiałam,
przed kim stoję.
Michael Carter.
Dlaczego wcześniej nie połączyłam tego imienia z moim
wrogiem z podstawówki? Z moim nemezis od najmłodszych lat? To przez niego
spędzałam tygodnie w kozie. To przez niego kilka razy w miesiącu lądowaliśmy u
dyrektorki. Jak mogłam go nie rozpoznać? Chociaż bardzo się zmienił przez te
wszystkie lata, teraz widzę w nim tego małego gówniarza, przez którego musiałam
obciąć włosy na krótko. Z drugiej strony nie jednemu psu na imię Burek.
– Michael. – Szok sprawił, że nie byłam w stanie powiedzieć
nic innego. Patrzyłam szeroko otwartymi oczami, jak na jego twarzy pojawia się
ten wredny uśmieszek, z którego w dzieciństwie był znany. – Czego chcesz?
– Nie podoba mi się to, że wróciłaś – przyznał, nie owijając
w bawełnę. Skrzyżowałam ręce na piersiach, nieświadomie wypychając je w jego stronę. Widziałam, jak na sekundę
wzrok Michaela utknął na moim biuście
tylko po to, by po chwili znowu wrócić do moich oczu. – Było dobrze, jak
cię nie było. – Wzruszył nonszalancko ramionami.
Kiedy dotarł do mnie zapach jego perfum, nie mogłam uwierzyć
w reakcje własnego ciała. Czułam, jak przechodzi mnie dreszcz, gdy zbliżył się
do mnie na tyle, że całkiem zlikwidował przestrzeń, jaka pozostała między nami.
Przygniótł mnie ciałem do ściany, pozbawiając jakiejkolwiek możliwości ruchu.
Nagle zaschło mi w gardle, gdy pochylił się nade mną.
– Więc spakuj dupsko i wynoś się z tego miasta – wyszeptał
mi prosto do ucha, by po chwili złożyć szybki pocałunek na linii mojej szczęki.
Nie wiem, czy słyszał, jak mocno bije mi serce, ale ja przez
szum krwi w uszach nie mogłam się na niczym skupić. Widziałam, jak odchylił
głowę z cwaniackim uśmieszkiem, by zobaczyć moją reakcję, ale sama nie miałam
pojęcia, co teraz myśleć. Byłam pełna obaw, ale i gniewu. Jak on śmiał
zachowywać się w taki sposób, jakby miał tu cokolwiek do powiedzenia?
– Nie mam zamiaru. – Uśmiechnęłam się, widząc, jak zrzedła
mu mina. – Poza tym Luke bardzo się cieszy, że zostaję.
– Gówno mnie to obchodzi.
Na jego twarzy malowała się złość. Syknęłam, kiedy złapał
mnie boleśnie za szczękę. Mój wcześniejszy niepokój wyparował, a na jego
miejscu pojawiło się ożywienie. Adrenalina powoli zaczęła płynąć mi w żyłach.
Nie rozumiałam własnych uczuć.
Kiedy jego palce mocniej wbiły mi się w policzki,
asekuracyjnie złapałam go za nadgarstek. Wiedziałam, że nie będzie z nim łatwo.
Rozmawiałam już z Lukiem, który podejrzewał, że Mike nadal będzie miał mi za
złe niektóre sytuacje z przeszłości. W końcu to przeze mnie przez całą
podstawówkę przezywano go „Mokre majtki”. Wtedy uważałam, że zmoczenie mu
spodni, które leżały w szatni, podczas gdy on biegał na WF-ie, to wyśmienity
pomysł. Nadal tak uważam i nigdy nie zapomnę jego czerwonej ze wstydu twarzy,
kiedy wybiegał z szatni.
Nie zmienia to jednak faktu, że każde z nas dorosło, a
przynajmniej fizycznie. Powinnam się przynajmniej postarać zakopać topór
wojenny.
– Mike. – Spojrzałam prosto w jego szare oczy. Były naprawdę
piękne. Ich kolor przypominał mi burzowe niebo na chwilę przed deszczem. – Nie
możemy zapomnieć tego, co było?
W odpowiedzi tylko uniósł w niedowierzaniu brwi. Nie był
zadowolony z tego, co powiedziałam. Mogłam to tak zostawić i użerać się z nim
przez następny rok jak pies z kotem, albo mogłam go jakoś udobruchać.
– Co mam powiedzieć, żeby między nami zapanował pokój?
– Możesz mi obciągnąć, ale to i tak nic nie zmieni –
prychnął sarkastycznie.
Zmarszczyłam nos zniesmaczona. Wyglądało na to, że on nawet
nie chciał wziąć pod uwagę tego, że możemy żyć tak, jakby nic się nie stało.
Nie będziemy się nigdy przyjaźnić, to jest pewne, ale przecież możemy mijać się
na korytarzu bez podstawiania sobie nogi. Michael zawsze był uparty.
Widząc wstręt na mojej twarzy, Mike uśmiechnął się
diabolicznie. Widziałam, jak coś zabłysło w jego oczach, ale po kilku sekundach
zniknęło. Przeniósł rękę z mojej szczęki na biodro. Czułam ciepło jego dłoni,
kiedy przycisnął kciuk nad moją kością biodrową. Spojrzałam najpierw na jego
rękę, a potem przeniosłam wzrok na jego twarz, która była coraz bliżej mojej.
– Już nie udawaj świętej – wyszeptał, opierając swoje czoło
o moje. Jego ciepły oddech uderzył w moje usta, przez co przeszedł mnie
dreszcz. – Na pewno dawałaś każdemu chętnemu.
Wzburzona wyprostowałam się. Wiem, że mówił to tylko po to,
by zabolało i niestety działało. Może nie obchodziło mnie jego zdanie, ale nikt
chętnie nie słucha takich komentarzy. W tym momencie podjęłam decyzję. Jeżeli
on nie zamierza zostawić dziecięcych potyczek za nami, ja też tego nie zrobię.
Zignorowałam cichy głos Luke’a w mojej głowie, proszący o dogadanie się z
Mikiem, i bez przemyślenia konsekwencji pochyliłam się w jego stronę.
Kiedy nasze usta się zetknęły, poczułam ciepło roznoszące mi
się po twarzy i dekolcie. Miał miękkie, lekko spierzchnięte wargi, ale nie
przeszkadzało mi to. Przez pierwsze sekundy nic się nie wydarzyło. Mike stał
jak słup soli i naszły mnie myśli, że może to nie był taki dobry pomysł. Kiedy
już chciałam się wycofać, Mike natarł jeszcze mocniej, miażdżąc mi usta swoimi.
Ten pocałunek nie był powolny i delikatny. Mike otoczył mnie ramionami i lekko
rozchylił wargi, językiem badając smak moich. Wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie
elektryzujący dreszcz. Przesunęłam dłonie za kark mężczyzny, mocniej do niego
przywierając. Dłońmi sunął po moich plecach, przyciągając mnie, o ile to
możliwe, jeszcze bliżej do jego piersi. Z gardła uciekło mi ciche westchnienie,
kiedy rozpływałam się pod wpływem tego uczucia. Mike stawał się coraz bardziej
zachłanny, a nasz pocałunek coraz bardziej namiętny i chaotyczny. Zatapiałam
palce w jego włosach, odwzajemniając pieszczotę.
Wiedziałam, że osiągnęłam swój cel, kiedy złapał mnie za
pośladki, przyciskając bardziej do swojego rosnącego wybrzuszenia w spodniach.
Warknięcie uciekło z jego gardła, gdy zaczął niespiesznie ocierać się o mnie
kroczem. Wiedziałam, że zaczął się podniecać i tylko na ten moment czekałam.
Położyłam płasko dłonie na jego piersi i odsunęłam twarz od
niego. W chwili, w której spojrzał zamglonym wzrokiem w moje oczy, uśmiechnęłam
się wrednie, uniosłam kolano i trafiłam go prosto w krocze.
– Ty suko... – zawył, łapiąc się za bolącego członka. Jego
piskliwy głos prawie doprowadził mnie do śmiechu. Z bólem widocznym na twarzy
upadł przede mną na kolana, niezdolny ustać na wyprostowanych nogach.
Ujrzenie go w takim stanie przysporzyło mi wiele
satysfakcji. Uśmiechnęłam się szeroko, wychodząc z pokoju, i ruszyłam na dół,
gdzie mama wołała nas właśnie na jedzenie.
Komentarze
Prześlij komentarz