[PATRONAT] Rozdział pierwszy Brigid Kemmerer "A curse so dark and lonely"
ROZDZIAŁ
PIERWSZY
RHEN
Pod paznokciami mam
krew. Zastanawiam się, ilu ludzi tym razem zginęło z mojej ręki.
Zanurzam dłonie w
beczce obok stajni, lodowata woda kłuje moją skórę, ale wciąż nie mogę zmyć
krwi. Nie powinienem zawracać sobie tym głowy, ponieważ za godzinę i tak nie
będzie po niej śladu, ale cała ta sytuacja budzi we mnie wstręt. Nie cierpię
krwi. Nie cierpię tej niewiedzy.
Nagle słyszę dochodzący
z tyłu stukot kopyt oraz następujący po nim szczęk uzdy.
Nawet nie muszę się
odwracać. Dowódca zawsze podąża za mną w bezpiecznej odległości, dopóki
przemiana nie zostanie zakończona.
Dowódca. Tak jakby Grey
miał jeszcze komu dowodzić.
Tak jakby nie nosił
tego tytułu ze względu na brak innych kandydatów na jego miejsce.
Strząsam wodę z dłoni i
odwracam się. Grey stoi kilka jardów dalej, a w rękach trzyma lejce Ironwilla –
najszybszego konia w całej stajni. Zwierzę dyszy z wysiłku, a sierść na torsie
ma mokrą od potu, pomimo chłodu wczesnego poranka.
Od dawna jestem tu
uwięziony, jednak obecność Greya nadal wzbudza we mnie zaskoczenie. Wygląda dokładnie
tak samo jak w dniu, gdy włączono go do elity Straży Królewskiej; ciemne włosy ma
lekko zmierzwione, a twarz gładką, całkowicie pozbawioną znaków minionych lat.
Mundur wciąż dobrze na nim leży; wszystkie paski i klamry znajdują się na swoim
miejscu, a każda sztuka broni lśni w panującym wokół półmroku.
Niegdyś w jego oczach
błyszczał entuzjazm, głód przygody. Wyzwania.
Ta iskra już dawno
została pochłonięta przez mrok i stanowiła jedynie wspomnienie człowieka,
którym dowódca był jeszcze przed klątwą.
Zastanawiam się, czy
mój niezmieniony wygląd również go zaskakuje.
– Ilu? – pytam.
– Ani jednego. Tym
razem żaden z twoich poddanych nie zginął.
Tym razem. Powinienem
czuć ulgę, ale tak nie jest. Wkrótce całe królestwo ponownie znajdzie się w
niebezpieczeństwie.
– A co z
dziewczyną?
– Nie ma po niej
śladu. Jak zwykle.
Patrzę przelotnie na
krew, która wciąż pokrywa moje dłonie i czuję w klatce piersiowej znajomy
ucisk. Odwracam się z powrotem do beczki i po raz kolejny zanurzam ręce w
wodzie. Jej chłód niemal pozbawia mnie tchu.
– Mam krew na
rękach, dowódco. – Czuję w piersi iskrę irytacji. – Coś
musiałem zabić.
Jego koń zaczyna uderzać
kopytami o kamień, jakby wyczuwał przepełniającą mnie wściekłość. Grey wyciąga
dłoń, chcąc uspokoić zwierzę.
Dawno temu stajenny
natychmiast by do niego podbiegł i zabrał konia. Dawno temu pałac roił się od
dworzan, historyków i doradców, którzy byliby gotowi zapłacić krocie za każdą
najmniejszą plotkę na temat księcia Rhena, dziedzica tronu Emberfall.
Dawno temu cała rodzina
królewska jak jeden mąż uniosłaby brew, słysząc moje narzekania.
Teraz zostaliśmy tylko
ja i Grey.
– Po drodze z lasu
zostawiłem po sobie ślady ludzkiej krwi – mówi dowódca, niewzruszony
moim wybuchem. Już dawno zdążył się przyzwyczaić. – Twój koń
wytrzymał długą pogoń, aż w końcu natknąłeś się na stado jeleni w południowej części
krainy. Tym razem trzymaliśmy się z dala od wiosek.
To wyjaśniałoby stan
wierzchowca. Przebyliśmy dziś kawał drogi.
– Wezmę
konia – mówię. – Słońce niedługo wzejdzie.
Grey podaje mi lejce.
Ostatnia godzina zawsze jest tą najcięższą. Zawsze napełnia mnie wyrzutami
sumienia wywołanymi kolejną porażką. A ja, jak zwykle, próbuję je zignorować.
– Czy masz jakieś
szczególne wytyczne, mój panie?
W pierwszej chwili tego
lekkomyślnego uniesienia mam ochotę odpowiedzieć twierdząco. Blondynka lub
brunetka. Duże piersi, długie nogi, wąska talia. Napoiłbym ją alkoholem i
zabrał do łóżka, a gdyby mnie nie pokochała, zawsze zastąpiłaby ją kolejna. Za
pierwszym razem klątwa przypominała zwykłą grę.
Znajdź
taką, która tobie
się spodoba, Grey, powiedziałem wtedy ze śmiechem, jakby znajdowanie kobiet
dla księcia było najwyższym przywilejem.
Jednak potem nastąpiła
przemiana, a potwór zaczął siać w zamku chaos, pozostawiając za sobą morze
krwi.
Pod koniec pierwszego sezonu
nie miałem już rodziny. Nie miałem służących, pomijając sześciu strażników, z których
dwaj ledwo uszli z życiem.
Po trzecim pozostał
tylko jeden.
Grey wciąż czeka na
moją odpowiedź. Napotykam jego wzrok.
– Nie, dowódco.
Zadowolę się każdą. – Wzdycham ciężko i zaczynam prowadzić konia w
stronę stajni, lecz nagle zatrzymuje się i odwracam w stronę towarzysza. – Czyja
krew splamiła ścieżkę?
Grey podnosi rękę i
odsuwa rękaw. Na jego dłoni widać głębokie cięcie po nożu, z którego wciąż
płynie strużka krwi.
Mógłbym kazać mu
opatrzyć ranę, ale za godzinę, kiedy nad Emberfall wzejdzie słońce, nie będzie
po niej śladu.
Podobnie jak po krwi na
moich dłoniach oraz pocie na ciele konia. Brukowane ulice skąpią się w świetle
jesiennego poranka, a mój oddech nie będzie już tworzył pary wokół ust.
Dziewczyna zniknie, a
sezon ponownie zatoczy koło.
Znów będę miał
osiemnaście lat.
Trzysta dwudziesty
siódmy raz z rzędu.
Komentarze
Prześlij komentarz