[PATRONAT] Rozdział drugi "Uwieść ochroniarza" Katarzyna Kubera


2
Julliet

Nie pamiętam, jak wracałam do domu z imprezy.
Nie pamiętam, czy wracałam sama i czy o własnych siłach.
Nie pamiętam nawet, w którym momencie urwał mi się film.
Myślę, że nie pamiętam większości wieczoru.
Wiem za to na pewno, że kiedy budzę się rano, trafiam prosto na ostre i surowe spojrzenie zielonych oczu.
Oczu, których nie znam.
To dość nietypowy widok, biorąc pod uwagę, że znajdujemy się w moim pokoju. Za to ten mężczyzna… Pierwszy raz go widzę. Zapamiętałabym te oczy, bo mają najpiękniejszy odcień zieleni, jaki widziałam.
Oliwkowy.
I niech mnie diabli, jeżeli te oczy nie wzbudzają we mnie strachu.
Chowam głowę pod kołdrę i wypuszczam powoli powietrze. Atmosfera jest tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zatrzymałam powietrze w płucach.
Cholera.
Nie tego się dzisiaj spodziewałam.
Przełykam ślinę, a moje myśli pędzą z szybkością światła. Zaczynam łączyć fragmenty tej układanki.
Jest kolejny dzień i mój tata wyjechał.
Ten mężczyzna to nowy ochroniarz.
Serce tłucze mi się w piersi. Nie tak go sobie wyobrażałam. Chyba jestem w szoku.
I kto go w ogóle wpuścił do mojej sypialni? Zawsze zamykam drzwi na klucz.
Chowam zmęczoną twarz jeszcze głębiej pod pościel. Pokój wypełnia cisza. Nieznajomy prawdopodobnie nadal stoi w bezruchu. Czeka, aż coś powiem. Jednak pierwszy raz od dawna potrzebuję chwili, by pozbierać myśli. Jednocześnie czuję się, jakbym leciała helikopterem. Nie jest dobrze. Wiem, że wyglądam jak kawałek gówna, a facet, który stoi nade mną z drwiącym uśmieszkiem malującym się na pełnych ustach, okazał się cholernym ciasteczkiem. Może to jednak nie jest ochroniarz? Ojciec raczej nie pozwoliłby mi przebywać w domu przez całe wakacje z kimś tak przystojnym.
– Kim jesteś? – pytam dla pewności. Nie wiem, czy mnie zrozumiał przez kłęby pościeli, jednak słyszę po chwili jego odpowiedź:
– Clark Mason. Jestem twoim ochroniarzem… od jakichś… siedmiu godzin. – Otwieram szeroko oczy w zaskoczeniu. – Twój ojciec nie mógł cię dobudzić. Wyjechał już. – Tembr jego głosu rozchodzi się po moim ciele, wywołując przyjemne dreszcze, tak niespodziewane w tej sytuacji.
Ile ten facet może mieć lat? Miałam dostać jakiegoś byłego wojskowego, więc spodziewałam się człowieka w wieku mojego ojca, a ten tutaj nie ma pewnie nawet trzydziestki. Uśmiecham się triumfalnie w ciemnościach, bo to może się okazać całkiem sympatycznym przeżyciem. Wakacje wcale nie muszą być nudne.
Ale teraz muszę się ogarnąć, pewnie jest bardzo późno. Nadal schowana pod kołdrą staram się pozbyć Clarka.
– Możesz wyjść? Chciałabym wziąć prysznic.
Jest mi gorąco, a jednocześnie chce mi się strasznie pić. I co tu dużo mówić – głowa rwie mnie konkretnie. Boli dużo bardziej, niż powinna na kacu. Mia chyba trochę nagięła prawdę.
– Nie mogę – odpowiada, a w jego głosie wyczuwam nutkę wesołości.
Że co? Nie może? Natychmiast ściągam z siebie kołdrę i szybko siadam. Mój dziewczęcy pokój wiruje mi momentalnie przed oczami, więc zaciskam powieki i masuję skroń. Potrzebuję chwili, by móc skupić na nim wzrok.
– A niby dlaczego? – pytam, gdy już mi lepiej i uważniej mu się przyglądam.
I… och! Kurde, naprawdę jest apetyczny. Unoszę brwi w zaskoczeniu, kiedy przesuwam po nim wzrokiem. Clark zwinnie siada na krześle przy biurku i opiera łokcie na kolanach; dłonie ma złączone niczym do modlitwy. Jego krótko ścięte włosy są w kolorze ciemnego blondu albo jasnego brązu – jak kto woli. Oliwkowe oczy wpatrują się uważnie przed siebie, jakby w pustkę. Nadal jest w nich coś przerażającego. To właśnie to sprawiło, że w pierwszym momencie się go wystraszyłam. Clark ma w sobie jakąś mroczną tajemnicę. Przechodzę wzrokiem od pięknych oczu, przez prosty nos i zmysłowo wykrojone usta, aż do szerokich barków i widocznie umięśnionych przedramion.
Clark, cały ubrany na czarno, jest świetnie zbudowany. Szeroki, ale nie gruby. Widocznie silny i męski. Na brzuchu nie zauważam ani grama tłuszczu. Chociaż z moim szczęściem do facetów w bokserkach pewnie ma albo nic, albo dwa jajka i coś wielkości trzeciego.
– A to dlatego, że dzisiaj w nocy, gdy wróciłaś do domu i twój ojciec wyszedł otworzyć ci drzwi, zaczęłaś wrzeszczeć, że jest wojna. – Chrząka, jakby powstrzymując śmiech. – Cytuję: „Ruscy atakują, mają zamontowane motyle skrzydła, a zamiast paznokci liście!”. Wzięłaś węża ogrodowego z tarasu i zalałaś cały salon wodą. A kiedy twój ojciec próbował tobą potrząsnąć, byś się ocknęła z tej jazdy, zaproponowałaś mu jointa, bo tylko to ci zostało.
Siedzę z otwartymi ustami, wytrzeszczonymi oczami i nie potrafię wyobrazić sobie tego, o czym mówi.
– Ściemniasz – wypluwam tylko.
Nie przyznam się. Nie ma na to szans.
Jeżeli to prawda, to bardzo się cieszę, że ojca nie ma już w domu. Staruszek gotów byłby odciąć mnie od cywilizacji na całe wakacje.
– Co brałaś? – pyta tak surowo, że aż się wzdrygam. Unosi na mnie poważny wzrok i czeka na odpowiedź.
Przygryzam kciuka, czując się jak mała dziewczynka, i naprędce obmyślam plan kłamstwa. Przecież mu nie powiem, że się naćpałam. Nigdy nie brałam tego dziadostwa i nie zamierzałam łykać wczoraj, ale chęć spróbowania była silniejsza. Miałam się po tym świetnie bawić. Tylko tego chciałam.
Przewracam oczami. To zabalowałam... Ruscy? Ale przypał...
Rany... Mam nadzieję, że nikt poza ojcem tego nie widział. Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł. Następnym razem będę mądrzejsza.
Teraz wiem, że pozostanę przy trawce. Nie jestem ćpunką, a zioło to tylko zioło, jednak nie spodziewałam się, że wywinę taki numer po jakiejś głupiej tabletce. Nawet nic nie pamiętam. Może to i lepiej.
– Mów – ponagla twardo.
– Nic nie brałam. Ktoś mi musiał dolać czegoś do drinka – odpieram atak, machając rękami dla podkreślenia słów.
Clark wstaje z krzesła, a mnie trudno przestać mu się przyglądać. Jest wysoki. A ten tyłek? Uśmiecham się pod nosem na ten widok – ma idealnie umięśnione pośladki. To jest facet, jakich mało. Zupełnie inna ranga niż te podlotki ze szkoły. Testosteron aż kipi.
– Jak wolisz. – Wzrusza ramionami. – Nie chcesz, to nie mów. Wisi mi to. Jesteś pod moją opieką, więc będziesz musiała się dostosować. Żadnych narkotyków, żadnego alkoholu i żadnych imprez. – Wylicza na palcach. – Na początek będę wszędzie z tobą chodził. Nigdzie się nie ruszasz beze mnie. Rozumiesz? – Pochyla się ku mnie i wydaje polecenia seksownym głosem, przy czym patrzy na mnie wyczekująco.
O tak, to zdecydowanie pan wojskowy.
Jednocześnie marszczę brwi. Niedoczekanie – nie będzie mi rozkazywał. Może i nie zamierzam ćpać, ale nie zgodzę się na całodobową opiekę. Chyba mam prawo do odrobiny luzu?
– Wezmę prysznic i porozmawiamy – odpowiadam wymijająco, gdy zdejmuję ciężkie nogi z łóżka.
– Dobrze, chodźmy zatem do łazienki – oznajmia całkowicie poważnie i łapie za klamkę od drzwi.
Zamieram i sapię jednocześnie. Czy to są jakieś jaja?
– Żartuję – parska, widząc moją minę – ale nie licz na to, że będzie ze mną lekko. Masz piętnaście minut i ani chwili dłużej. Nagrabiłaś sobie. A ja nie mam ochoty na zabawę w tatuśka.
Zabrzmiało apodyktycznie. Mężczyzna wychodzi z pokoju. Szczerze?
Podoba mi się to.
Podoba mi się to, że jest taki opanowany i zdystansowany.
Podoba mi się to, że nie skacze nade mną tak jak każdy inny facet ze szkoły.
Podoba mi się to, że jest trudno dostępny.
Podoba mi się to, że jest wyzwaniem.

Lubię wyzwania.





Komentarze

Popularne posty