[PATRONAT] Rozdział drugi Małgorzata Piotrowska "Bad boys go to hell"
Michael
Stukałem palcami o kierownicę w rytm muzyki lecącej w radiu.
Zirytowany spojrzałem na ekran telefonu.
Za dziesięć dziewiętnasta.
Zignorowałem dwie wiadomości i nieodebrane połączenie od
ojca i schowałem telefon do kieszeni. Wiedziałem, że spóźnię się na tę głupią
kolację z jego współpracownicą, ale miałem to gdzieś.
– Dzięki, stary. – Podniosłem głowę, słysząc głos
przyjaciela przez otwarte okno od strony pasażera. – Ale miałeś tu być
dwadzieścia minut temu.
– Kup sobie własne auto – odparłem, wywracając oczami, kiedy
otworzył drzwi i usiadł na siedzeniu obok. – Nie będę wiecznie robił ci za
taksówkę.
Luke prychnął, nie biorąc mnie na poważnie. Przekręciłem
kluczyk w stacyjce, odpalając silnik, po czym ruszyłem w kierunku jego
mieszkania.
– Czemu się spóźniłeś? – zapytał, nie patrząc na mnie, tylko
na ekran swojej komórki. Najwidoczniej Instagram był ciekawszy.
– Jakaś laska wbiegła mi pod koła – wyjaśniłem, wzruszając
ramionami. – Potem wykłócała się ze mną, aż na pożegnanie przywaliła mi w
twarz.
– Pierdolisz! – krzyknął.
Kątem oka widziałem, jak zablokował ekran komórki i zwrócił
twarz w moją stronę, by dokładnie mi się przyjrzeć. Dopiero, gdy stanąłem na
czerwonym świetle i spojrzałem na niego, jego wzrok zatrzymał się na lekko
zaczerwienionym miejscu pod moim lewym okiem.
– No nieźle. – Zagwizdał, czym tylko mnie rozdrażnił. – Była
chociaż ładna?
Mimowolnie uśmiechnąłem się w odpowiedzi.
Powiedzieć, że była ładna to niedopowiedzenie. Miała gęste,
brązowe włosy i jasnobrązowe albo piwne oczy. Nie byłem do końca pewny ich
koloru, ponieważ bardziej zainteresowały mnie jej długie i zgrabne nogi. Przez
ciemną karnację przychodziło mi na myśl, że mogła mieć latynoskie albo
brazylijskie korzenie.
– Nie musisz mi odpowiadać. – Zaśmiał się, co wyrwało mnie z
zamyślenia.
– Miała w sobie coś takiego... nieokrzesanego. – Przed
oczami znowu pojawiła mi się nieznajoma.
Byłem jednocześnie wkurwiony i przerażony, kiedy weszła na
ulicę, nie patrząc, czy nadjeżdża jakieś auto. Wiem, że miała rację z tym, że
przekroczyłem prędkość w miejscu, w którym mogło to skończyć się tragicznie,
ale nie chciałem jej tego przyznać. Byłem zły na Georginę i za mocno
przycisnąłem pedał gazu, jednak miałem kontrolę nad pojazdem.
Kłótnia z nieznajomą w jakiś popaprany sposób przyniosła mi
satysfakcję, dlatego chciałem to przeciągnąć najdłużej, jak się dało.
Zapomniałem wtedy, o co byłem zdenerwowany, bo całą uwagę skupiłem na niej.
Śmieszyło mnie to, że próbowała mnie obrazić.
Nie miałem zamiaru jej dotykać, jednak kiedy odwróciła się z
zamiarem odejścia, moja ręka bez udziału mózgu sama złapała ją za ramię. W tej
samej chwili wzdłuż pleców przeszedł mnie dreszcz. Ostatnim, czego w tamtym
momencie się spodziewałem, była jej pięść lądująca na mojej twarzy. Szok
sprawił, że cofnąłem się o kilka kroków i spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
Wtedy mi uciekła.
Z tłumu, który się wokół nas zebrał, dobiegały coraz
głośniejsze szepty, i tylko to powstrzymało mnie przed pobiegnięciem za
dziewczyną. Nie wiedziałem, czego bardziej pragnąłem. Przeprosić ją, czy
zwyzywać jeszcze bardziej.
– Masz jej numer? – głos Luke’a wyrwał mnie z zamyślenia.
– Nie – odpowiedziałem, od razu tracąc dobry humor.
Z jego strony usłyszałem tylko ciche prychnięcie. Zirytowany
zacisnąłem ręce na kierownicy, nie chcąc mu przypadkiem przywalić.
– Z kim spotkałeś się na mieście? – zapytałem, chcąc
odwrócić uwagę ode mnie.
– Z Olivią. – Na dźwięk imienia tej dziewczyny najeżyłem się
jak kot. Czułem, jak każdy mięsień w moim ciele napinał się nieprzyjemnie.
Nie znosiłem tej smarkuli od chwili, gdy po raz pierwszy ją
zobaczyłem. Odkąd pamiętam, nic tylko sobie dokuczaliśmy i przygadywaliśmy, a
ona już w podstawówce miała cięty język. Nasza nienawiść była tak wielka, że
kiedyś podczas zajęć plastycznych odciąłem jej jeden z warkoczy. Z zemsty za to
dorzuciła mi kilka guzików do kanapki. Tę potyczkę skończyłem w szpitalu na
prześwietleniu z podejrzeniem guzików w płucach. Na szczęście kilka lat później
wyniosła się do innego miasta i miałem spokój.
– Wiesz, że wróciła, prawda? – Pytanie Luke’a tylko
podrażniło moje zszargane nerwy.
– Co z tego? – Wzruszyłem ramionami, nie chcąc o tym myśleć.
– Przyjechała, to i pojedzie.
– Nie tym razem, Mike. – Westchnął, dobrze wiedząc, że to,
co zaraz powie, nie spodoba mi się ani trochę. – Powiedziała, że Cornelia
przepisała ją tu do liceum.
– Tylko nie mów, że ta gówniara będzie chodziła z nami do
szkoły – warknąłem rozeźlony. Jeszcze tego mi brakowało.
– Będzie, ale zmieniła się, odkąd ostatni raz ją widziałeś.
– Nosiła aparat na zębach, różowe, rozciągnięte swetry w
konie i zawsze łaziła w warkoczach i tych badziewnych, kolorowych koralach. –
Wyliczałem rzeczy, które mnie w niej najbardziej denerwowały, kiedy byliśmy
młodsi. – Takie osoby się nie zmieniają.
– Jak uważasz – rzekł, odwracając się twarzą do okna. – Ale
chcę, żebyś wiedział, że nie będę tolerował waszego dziecinnego zachowania.
Nic na to nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru rozmawiać o
Olivii, bo był to bardzo grząski teren i dobrze wiedziałem, że ta rozmowa nie
skończy się dobrze. Luke już od najmłodszych lat miał jakąś dziwną obsesję
chronienia Liv przed wszystkim i wszystkimi. Kiedyś myślałem, że się w niej
zakochał, ale przez te lata ani razu nie wspomniał o niej w ten sposób.
Zacisnąłem rękę na kierownicy, aż zbielały mi knykcie.
Czułem, że atmosfera między nami zrobiła się ciężka.
Jebana Olivia. Nawet jej tu nie ma, a już mam przez nią
problemy.
– Znalazłeś już kogoś na miejsce George’a i Leona? – Była to
ostatnia próba rozluźnienia napięcia w aucie. Czułem się, jakbym jechał na
pogrzeb.
– Nie. – Westchnął, znowu obracając głowę w moją stronę. Na
jego twarzy widoczne było zrezygnowanie. Jednocześnie widziałem, jak napięcie
opuszcza jego ciało, przez co sam się rozluźniłem. – Nie jest łatwo znaleźć
nowych współlokatorów, ale jeżeli nie zrobię tego przez następny tydzień, będę
musiał się wynosić. Samego nie stać mnie na płacenie czynszu.
– Nikt się nie zgłosił? – zdziwiłem się. To nie było złe
mieszkanie. W spokojnej okolicy i blisko metra. Zatrzymałem się przy bloku, w
którym mieszka Luke.
– Kilku typów zadzwoniło, ale nie będę mieszkał ze świrami.
W tym momencie odezwała się moja komórka, więc wyciągnąłem
ją z kieszeni i spojrzałem na ekran. Ojciec znowu próbował się do mnie dobić.
Nie chciałem z nim teraz gadać ani go widzieć, bo wiedziałem, że nie obędzie
się bez ochrzanu. Nie miałem nawet ochoty wracać do domu. W chwili, w której
Luke chciał wysiąść z samochodu, naszła mnie pewna myśl.
– Mam pomysł, jak rozbić dwie muchy jedną klapką.
Komentarze
Prześlij komentarz