[PATRONAT] Rozdział drugi D.B. Foryś "Tylko umarli mogą powstać"
Tej nocy miałam koszmary. Uganiające się
za mną potwory nie chciały dać mi ani chwili spokoju. Przewracałam się z boku
na bok, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Przez jakiś czas obserwowałam
śpiącego Kiliana. Leżał na plecach z lekko rozchylonymi ustami i cicho
pochrapywał. Początkowo zamierzałam go obudzić, żeby dotrzymał mi towarzystwa,
ale wyglądał tak uroczo, że w ostateczności odpuściłam. Zamiast tego opatuliłam
się wełnianą narzutą i dyskretnie zeszłam na dół.
Usiadłam na sofie. Włączyłam
telewizor bez dźwięku, byleby coś przeskakiwało po ekranie, zgarnęłam laptop ze
stolika i zaczęłam przeglądać serwisy informacyjne z nadzieją, że natknę się na
jakąś wzmiankę o Remielu. Kilka dni temu umieściłam jego zdjęcie na witrynach
poświęconych zaginionym osobom, rozwiesiłam plakaty, dodałam też serię postów
na portalach społecznościowych, lecz niestety wciąż nie przyniosło to żadnego
rezultatu. Nawet jeśli Remi na to trafił i wiedział, że go szukamy,
najwyraźniej postanowił zamilknąć.
Oby
nie na wieki…
Parę minut po piątej
rano zamieniłam piżamę na luźny strój sportowy i wyszłam pobiegać. Odkąd
zamieszkałam w samym środku lasu, robiłam to prawie codziennie. Polubiłam
prześlizgujący się po gałęziach drzew wiatr, ciepło promieni wschodzącego słońca
oraz szelest rozdeptywanych liści. Zapominałam wtedy na moment o wszelkich
nawarstwiających się problemach i mogłam zacząć dzień od przyjemnego
oczyszczenia umysłu.
A potrzebowałam tego. Wręcz rozpaczliwie!
Mijałam ścieżkę za
ścieżką, zakręt za zakrętem, pagórek za pagórkiem. Wilgotna roślinność nadawała
powietrzu niebywały zapach. Ostry, ale również rześki i pobudzający w taki
sposób, że od razu pragnęłam więcej. Więcej wolności, odosobnienia, ulgi oraz
równowagi. W gąszczu krzewów i traw wszystko inne schodziło na dalszy plan.
Znikało, zastąpione przez beztroskę.
Aż
miałam ochotę krzyczeć!
Wróciłam do domu,
dopiero jak już odgoniłam każdą natrętną myśl. Kilian czekał na mnie na ganku z
filiżanką kawy. Podeszłam bliżej, skradłam mu szybkiego całusa i usiadłam na
schodach, aby nacieszyć się smakiem napoju w otoczeniu fruwających po ogrodzie
ptaków.
Mężczyzna przycupnął
obok, pozwalając mi oprzeć głowę o jego ramię. Pachniał świeżością z odrobiną
korzennego żelu pod prysznic. Poczułam także cedrową nutę – tę, która czyniła
go „nim” i od której doznawałam rozkosznego łaskotania w żołądku. Nie
potrafiłabym wyprzeć jej z pamięci, nawet gdybym usilnie próbowała, bo
wpasowała się na stałe w każdą cząstkę mojego umysłu.
Demon objął mnie w
pasie i przycisnął mocniej do siebie.
– Skoro nie chcesz
jechać na wycieczkę, może pójdziemy dziś na kolację? – spytał, gładząc moje
udo. – Dawno nie wychodziliśmy nigdzie tylko we dwoje.
– Czemu nie. – Upiłam
łyk z kubka. – Trochę rozrywki raczej nam nie zaszkodzi.
– Jest wręcz wskazane –
stwierdził wesoło, po czym się odsunął, gdy znów chciałam go pocałować. – Ooo,
kochana… Najpierw to ty się wykąp. – Zaśmiał się, zatykając nos. – Strasznie
śmierdzisz.
– No bezczelny! Tak to
mi jeszcze nikt nie powiedział! – zawołałam za nim, ale zdążył już zniknąć za
drzwiami. Dosłyszałam za to odgłos jego radosnego śmiechu.
Oj, kiedyś role się
odwrócą. Wówczas to on sobie poczeka.
***
Na cel obraliśmy małą knajpkę na
obrzeżach miasta, do której niekiedy zaglądaliśmy, gdy nie chcieliśmy zostać
znalezieni. Usiedliśmy naprzeciwko siebie. Demon położył rękę na mojej i
łagodnie pogładził ją kciukiem. Przez moment tkwiliśmy w milczeniu, wpatrując
się w swoje oczy, jakbyśmy chcieli w nich dojrzeć nasze odbicia. Kiedy w
przeszłości przechodziłam w pobliżu tak pochłoniętych sobą par, miałam ochotę
nimi potrząsnąć, aby się ocknęli, a nagle robiłam dokładnie to samo.
Ludzie
święci… Czy posiadam jeszcze jakieś granice?!
– Gdy cię poznałem,
myślałem, że to raptem kwestia czasu, aż się pozabijamy. – Kilian przemówił
jako pierwszy lekko rozbawionym głosem. – Patrzyłaś na mnie takim morderczym
wzrokiem. – Roześmiał się. – Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że teraz będę w
tobie szaleńczo zakochany, nigdy bym mu nie uwierzył. – Pocałował moją dłoń. –
Czym ja sobie w ogóle na ciebie zasłużyłem, Tessie?
– Prawdopodobnie
niczym. Ale mnie masz. – Uniosłam kącik ust. – Ja też bardzo mocno cię kocham…
– Zmarszczyłam brwi. – …Deamon?
– KILIAN! – poprawił
wściekłym tonem. – No wiesz…
– Nie, Deamon tu jest.
– Kiwnęłam głową w kierunku baru, przy którym stał nasz zatwardziały Władca
Piekieł wraz z Axelem, swoją aktualną prawicą.
– Co? Gdzie? – Kilian
obrócił się za siebie, klnąc siarczyście. Tamten, jak tylko go zobaczył, od
razu ruszył w tę stronę. – Perfidny drań. Mówiłem mu, żeby nam dzisiaj nie
przeszkadzał. Ten to ma tupet!
– Och, jacy wy
jesteście uroczy – zaszczebiotał mężczyzna, jeszcze zanim dotarł do naszego
stolika. – Za chwilę zrobicie sobie też pasujące tatuaże?
Po powrocie z Podziemi,
kiedy udało im się już uśpić Jeźdźców Apokalipsy, Deamon znalazł dla siebie
nowe ciało. Nie będę kłamać, wyjątkowo urodziwe. O widocznym nawet przez
koszulę, cudownie wyrzeźbionym sześciopaku nie wspomnę, ponieważ to każdy może
wypracować, ale szeroka, pokryta idealnie przyciętym zarostem szczęka, para okolonych
gęstymi rzęsami, błyszczących szarych oczu, a do tego te perfekcyjnie ułożone
włosy…
– Ten żel… –
powiedziałam, spoglądając na jego fryzurę.
– To nie żel. – Cmoknął
z dumą. – Same się tak układają.
Ekhm,
żeby nie było. Wciąż pragnę wyłącznie Kiliana!
– Istnieje jakiś ważny
powód, dla którego tu przyszliście? – spytał mój ukochany. W jego wypowiedzi
dało się wyczuć irytację. – Czy tak tylko dla zasady postanowiliście
spierniczyć nam randkę?
– Posuńcie się. –
Deamon odrobinę pchnął mnie pod ścianę, aby zrobić sobie miejsce, natomiast
Axel usiadł przy Kilianie. – Więc do rzeczy – kontynuował mężczyzna nieco
konspiracyjnym szeptem. – Umówiłem się tu z kimś, kto zna kogoś, kto zna kogoś,
kto zna kogoś, kto wyszedł z Poczekalni.
– Mmm… dużo tych
ktosiów – zauważyłam.
– Ważne, że wskazówka
zacna. Zresztą… później mi podziękujesz.
– Nie omieszkam – podsumowałam
ze śmiechem. W końcu co jak co, ale Deamon był prawdziwym wizjonerem. Nikt nie
potrafił równie umiejętnie siać zamętu i jednocześnie brać z chaosu garściami,
wychodząc ze wszystkiego z uniesioną głową. Całe szczęście, że miałam go po
swojej stronie.
– O, jest i nasz
informator. – Demon wstał z sofy. – Życzcie nam powodzenia! – Poprawił kołnierz
marynarki, po czym razem ze swoim asystentem ruszyli na spotkanie z
pośrednikiem, nareszcie zostawiając nas samych. Oczywiście jeśli można tak w
ogóle określić przepełnioną tłumem knajpę, lecz przynajmniej byliśmy w stanie
nacieszyć się sobą bez zbędnych atrakcji.
Dziewczyna z obsługi
podała przystawki i przyjęła nasze zamówienie. Przez chwilę obserwowaliśmy
dyskutujących parę stolików dalej przyjaciół, żeby zyskać pewność, że wszystko
przebiegnie w cywilizowany sposób. Potem postanowiliśmy ich ignorować.
Zjedliśmy burgery,
popijając je piwem. Nasza romantyczna schadzka zdawała się wracać na właściwe
tory, gdyby pominąć fakt, że Kilian nagle zrobił się jakiś rozdrażniony i
zrzędliwy, jakby całkiem stracił humor i ochotę na powrót do przerwanej
wcześniej rozmowy.
– Chcesz jechać do
domu? – zagadnęłam, podjadając frytkę z jego talerza. – Wyjdziemy gdzieś jutro
czy pojutrze. Nie musimy tu siedzieć na siłę.
– Nie. Nie będziemy
sobie psuć wieczoru. – Chwycił mnie za rękę. – Chodź.
Przemierzyliśmy całą
salę, przepychając się przez gromadę imprezowiczów, by dotrzeć do odseparowanej
części pomieszczenia niedaleko drzwi na tyłach budynku. Wnętrze musiało być
wygłuszone, bo choć docierały tutaj lekkie dudnienia basów, muzyka napływała w
postaci jedynie cichego szmeru. Ogólnie królował tu bardziej kameralny nastrój.
Kilka osób okupowało zestaw automatów do gier, zagorzali kibice wpatrywali się
w duży ekran wyświetlający kanał sportowy, dostrzegłam też tarczę z rzutkami, z
kolei na środku stały dwa stoły bilardowe. Kilian się uśmiechnął i pociągnął
mnie za sobą w kierunku jednego z nich.
– Och, przegrasz –
uprzedziłam, zacierając ręce.
– To się dopiero okaże.
Demon rozłożył bile w
wyznaczonym do tego punkcie na suknie, potem, uznając mnie za słabszego
przeciwnika, pozwolił mi zacząć. Sięgnęłam po kij, zbliżyłam odbijak do celu i
uderzyłam w białą kulę, rozbijając nią wszystkie pozostałe. Piłeczki
rozpierzchły się po powierzchni płyty, odskoczyły od bandy, a na koniec trzy z
nich w pełnych kolorach gładko wleciały do łuz.
Kilian gwizdnął z
uznaniem; wtedy przybrałam odpowiednią postawę, wymierzyłam ponownie i znowu
umieściłam właściwe bile w otworach. Minęła jeszcze jedna kolejka, zanim
szczęście mnie opuściło. Wówczas to on przystąpił do ataku. W zaledwie dwóch
rundach pozbył się większości swoich połówek, wesoło przy tym podśpiewując.
No, no… Zdecydowanie go
nie doceniłam.
Chociaż oboje
chcieliśmy wygrać, nasze zmagania szybko przestały być wyłącznie hazardową
rozgrywką. Wywindowaliśmy je na zupełnie inny poziom, raz za razem szepcząc sobie
do uszu wyuzdane słowa, ocierając się o siebie i wykonując kokieteryjne ruchy,
niby potrzebne do posunięcia gry dalej, jednak żadne z nas nie myślało już o
bilardzie. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy, czując, że nadchodziła najwyższa
pora, aby przenieść nasze igraszki w bardziej ustronne miejsce.
– Pragnę cię tak mocno
– wymruczał demon. – Choćby tu i teraz.
– Udowodnij.
Oparłam się o stół,
lekko na nim przysiadając. Kilian stanął przede mną, położył dłonie po obu
stronach moich ud, zaczepnie potarł naszymi nosami o siebie, po czym uwięził
moje usta swoimi, aż pogrążyliśmy się w długim, płomiennym pocałunku. Było w
nim tyle uczucia i pożądania, że tu i teraz wydawało się znajdować za daleko.
Czując na sobie uważne
spojrzenia klubowiczów, wyszliśmy na zewnątrz. Zamierzaliśmy wsiąść do auta i
czym prędzej pognać do domu, niestety wyjazd z parkingu blokowała jakaś wielka
ciężarówka. Kilian rzucił okiem na otaczające nas chaszcze, potem ponownie
zerknął na mnie. Jego mina mówiła tylko jedno.
– Że co? Tak tutaj? –
pisnęłam. – Ktoś nas zobaczy!
– Boisz się?
W moim słowniku nie
występowały takie słowa. Ruszyłam w kierunku skupiska drzew, by odnaleźć
możliwie najustronniejszy zakątek. Minęliśmy jeden, następnie drugi i trzeci,
aż w końcu moim oczom ukazał się gęsty żywopłot, za którym – jak zaraz wyszło
na jaw – mieścił się spory kawał kamienia czy głazu. Idealne miejsce na małe
„sam na sam”.
Kilian usiadł na
skałce, a ja wgramoliłam się na jego uda. Usta demona powędrowały na moją
szyję. Zaczął składać na niej krótkie pocałunki, pomału odsłaniając mi ramię,
aby dotrzeć znacznie niżej. Raz za razem łaskotał i podszczypywał skórę na
karku, jednocześnie wsuwając dłonie pod bluzkę w poszukiwaniu zapięcia stanika.
To okazało się
cholernie seksowne. Bycie blisko niego, posuwanie się dalej i dalej, gdzieś
podświadomie wiedząc o tym, że ktoś mógł w każdej chwili nas przyłapać,
pobudzało zmysły.
Krew pulsowała mi w
żyłach. Odsunęłam demona od siebie i obiema rękami rozerwałam mu koszulę, mając
za nic odskakujące z trudem guziki, po czym ponownie się przysunęłam, by
przygryźć jego dolną wargę. Zaśmiał się. Wetknął palce w moje włosy i lekko za
nie szarpnął, aż poczułam dreszcze. Byłam gotowa na wszystko!
Niestety nie na to, że
nasze tête-à-tête nagle przerwie odgłos czyichś kroków.
Kilian zasłonił mi
usta, kiedy chciałam się odezwać, dosłownie parę sekund przed tym, jak obok nas
przebiegł jakiś mężczyzna. Krzewy nie były wysokie, więc spokojnie dojrzałam
nad nimi górną część sylwetki przybysza. Choć wyglądał znajomo, nie rozpoznałam
go od razu. Zrozumiałam, kim jest, dopiero gdy nad kępą krzaków śmignęła nam
głowa Axela, za którym dreptał zdyszany Deamon, ciskając pod nosem wiązankę
przekleństw.
Spojrzałam na Kiliana, a
on na mnie. Oboje zerwaliśmy się na równe nogi i ruszyliśmy za nimi – demon na
prawo, ja na lewo.
Rozejrzałam się na
boki. Uciekinier był jakieś kilkanaście jardów przede mną. Niewiele się
zastanawiając, ominęłam rosnące nieopodal drzewo, przeskoczyłam przez klomby,
obiegłam parking dla pracowników, następnie dopadłam gagatka centralnie za
kontenerami na śmieci.
Omal się nie
zderzyliśmy. Odskoczyłam w ostatniej chwili, sprytnie podstawiając mu nogę.
Chłop runął na ziemię jak długi, rozpłaszczając się niczym mokra plama, wówczas
podeszłam bliżej i przycisnęłam butem jego krtań, żeby nawet nie próbował się
wyrywać.
Po
mistrzowsku!
– Mam go! – zawołałam.
Kilian znalazł się tuż
obok mnie, a zaraz za nim dotarła też reszta. Axel pochylił się nad mężczyzną,
obrócił go na brzuch i splątał jego dłonie opaską zaciskową, po czym dość
ostrym szarpnięciem postawił go do pionu. Ten przez cały czas jęczał i
przepraszał, błagając o łaskę.
– Co nawywijał? –
Kilian zwrócił się do Deamona.
– Niebawem się dowiesz
– odparł. Przetarł spocone czoło przedramieniem i otworzył drzwi jednego ze
stojących przy nas samochodów. – Jedźcie za nami. Trzeba stąd spadać, zanim
zrobi się gorąco.
***
Zatrzymaliśmy się przed opuszczonym
magazynem, jakiś kwadrans drogi od Los Angeles. Axel z Deamonem byli już w
środku, więc zaparkowaliśmy na trawniku i weszliśmy za nimi. Chyba nikt od
dawna tutaj nie zaglądał, bo wnętrze budynku przypominało zapomnianą ruderę.
Stało w niej kilkanaście zakurzonych regałów przemysłowych, stosy poupychanych
w każdym kącie kartonów, na końcu hali dostrzegłam też przykryte plandeką wózki
widłowe. Unoszący się w powietrzu smród smaru i klejów dawał jasno do
zrozumienia, że sprzątane to tu nie było od lat.
Uciekinier z klubu
siedział na krześle pod ścianą. Na jego twarzy dojrzałam świeże rany i
zadrapania, spowodowane zapewne próbą siłowego wydobycia z niego informacji.
Sterczący nad nim Ax musiał powoli tracić cierpliwość, ponieważ podwinął rękawy
koszuli i rozciągnął mięśnie szyi, jakby się szykował na ostrą jazdę.
Deamon okupował małe
pomieszczenie po drugiej stronie pawilonu. Zajmował fotel za biurkiem,
rozsiadając się niczym pan na włościach. Kiedy nas zobaczył, machnął ręką,
żebyśmy podeszli.
– Opowiadaj. – Kilian
oparł plecy o framugę, tymczasem ja przecisnęłam się obok niego i przysiadłam
na blacie. Było już grubo po północy. Jeśli miałam zamiar przyswoić jakieś nowe
wiadomości, to na pewno nie na stojąco.
Za nami rozległ się
płaczliwy wrzask mężczyzny z baru. Zignorowaliśmy go.
– To wygnaniec. I to w
dodatku jeden z tych niezbyt rozgarniętych. – Demon odchylił się na siedzisku i
położył stopy na brzegu biurka. – Chciał nam wcisnąć stek bzdur, gałgan jeden,
jednak gdy się zorientował, że rozmawia z Władcą Podziemi, a uwierzcie, zajęło
mu to chwilę, szybko próbował zwiać. – Westchnął. – Normalnie dałbym sobie
spokój, poczekał, aż sprawa ucichnie i gość zapomni o naszym spotkaniu. Dopiero
wtedy zacząłbym planować i wcielać w życie plan słodkiej zemsty, coby go ukarać
dla przykładu, żeby już nikomu w przyszłości nie przyszło na myśl ze mną
zadzierać, ale…
– Deamon! – jęknęłam. –
Do rzeczy.
– …ale – kontynuował
pomimo mojej uwagi – podczas przechwalania się, czego to on nie wie i kogo nie
zna, powiedział o kilka słów za dużo. Jeśli dobrze go zrozumiałem, faktycznie
ma wiedzę na temat Poczekalni albo istoty, która się z niej wydostała. Niestety
drań milczy jak zaklęty. – Spojrzał w stronę faceta z knajpy, wtedy tamten
ponownie wydał z siebie całą salwę piskliwych dźwięków. Axel nieźle nim obracał.
Aż na ułamek sekundy zrobiło mi się go żal. – Ale spokojnie. – Wyszczerzył zęby
w uśmiechu. – Do jutra go rozpracujemy, w ten czy w inny sposób.
Kilian się rozejrzał.
– Dobra, to wy
działajcie, a my jedziemy dalej – oznajmił znużonym głosem. – Daj znać, kiedy
zacznie gadać. Nic tu po nas.
– Tak. Rano mam sprawy
do załatwienia. – Zeskoczyłam z biurka i poszłam za demonem do wyjścia. –
Powodzenia!
Opuściliśmy magazyn,
słysząc za sobą jeszcze kolejną dawkę krzyków i pojękiwań, po czym wsiedliśmy
do samochodu i ruszyliśmy w drogę do domu. Oboje byliśmy zbyt zmęczeni, aby
kontynuować naszą zrujnowaną randkę. Niebawem odbijemy to sobie z nawiązką.
Komentarze
Prześlij komentarz