[PATRONAT] Rozdział czwarty Michelle A. Valentine "Xavier Cold"


Rozdział 4
Anna      

Gdy koła samolotu dotykają płyty lotniska, jestem zaskoczona ekscytacją, jaka ogarnia mnie na myśl o powrocie do Detroit. Miasto nie było moim domem zbyt długo, ale mam wrażenie, że to właśnie tu jest moje miejsce na ziemi.
            Wysyłam krótką wiadomość do Quinn, by dać jej znać, że wylądowaliśmy. Xavier bierze mnie za rękę i pomaga wysiąść. Uśmiecham się na myśl o naszym pierwszym spotkaniu. To lotnisko już zawsze będzie mi się dobrze kojarzyć.
            Taśma bagażowa jest pełna, a nasze walizki nie zdążyły jeszcze zjechać po pochylni. Oblizuję spierzchnięte usta i przesuwam językiem po podniebieniu, by pozbyć się nieznośnego uczucia suchości. Gdy się odwracam, zauważam znajdujące się nieopodal stoisko z kawą. Ślinka napływa mi do ust.
            – Idę kupić coś do picia. Chcesz też? – pytam Xaviera.
            Kręci głową.
            – Nie, dzięki.
            Przede mną w kolejce stoi tylko jedna osoba, przystojny biznesmen w dopasowanym trzyczęściowym garniturze. Jego ciemne, krótkie włosy są idealnie ułożone. Zamawia kawę z syropem waniliowym i odsuwa się na bok, a dziewczyna za ladą zaczyna przygotowywać jego napój. Gdy mnie zauważa, taksuje wzrokiem moje ciało, zatrzymując się o sekundę zbyt długo na biuście, po czym uśmiecha się figlarnie. Robię, co w mojej mocy, by go ignorować, ale to trudne, kiedy czuję na sobie jego palące spojrzenie.
            – Następny proszę! – woła dziewczyna zza lady, wręczając Panu Garniakowi kawę.
            Podchodzę bliżej.
            – Poproszę dużą mrożoną kawę.
            Dziewczyna wciska kilka guzików na kasie.
            – Cztery dolary i sześćdziesiąt osiem centów.
            Sięgam do tylnej kieszeni spodni po pieniądze, ale zanim udaje mi się zapłacić, przyglądający mi się nieznajomy wkracza do akcji i próbuje dać dziewczynie pięciodolarowy banknot.
            – Na mój koszt.
            Wyciągam swoje pieniądze.
            – Nie, dzięki.
            Najwyraźniej wcale się tym nie zraża, bo dalej trzyma banknot w wyciągniętej dłoni.
            – Nalegam.
            Zaciskam usta w wąską kreskę.
            – Nie chcę być nieuprzejma, ale nie mam ochoty, żeby kupował mi pan kawę.
            Uśmiecha się krzywo, odwracając w stronę ekspedientki. Dziewczyna wygląda na skołowaną, bo nie wie, od kogo powinna przyjąć pieniądze.
            – Przekażesz tej pięknej pani, by uczyniła mi ten honor i pozwoliła kupić sobie kawę?
            Ciemnowłosa baristka przewraca oczami, po czym bierze pieniądze ode mnie.
            – Dziękuję.
            Stoję i czekam na swoją kawę. Z jakiegoś powodu bezpośrednie „nie, dzięki” nie wywarło pożądanego efektu, bo namolny biznesmen nadal stoi obok. Udaję, że go tu nie ma.
            – Przepraszam. Chyba źle zaczęliśmy naszą znajomość. Ja…
            – Właśnie sobie idę. – Xavier przerywa nieznajomemu w połowie zdania.
            Mężczyzna mierzy wzrokiem mojego wysokiego, barczystego chłopaka, a zaskoczenie na jego twarzy ustępuje miejsca determinacji. Mruży oczy.
            – Słucham?
            Gołym okiem widać, że facet nie jest przyzwyczajony do tego, że się mu odmawia, a prowokowanie Xaviera jest równoznaczne z pożegnaniem się z życiem. Mój chłopak rozciąga mięśnie karku i piorunuje nieznajomego wzrokiem tak wściekłym, że wręcz przerażającym.
            – Co jest, kurwa? Masz problem ze słuchem? Kazałem ci stąd spieprzać.
            Pan Garniak krzyżuje ramiona na piersi.
            – Pójdę stąd, kiedy będę chciał.
            Xavier ciągnie mnie gwałtownie za rękę, zmuszając, bym stanęła za jego plecami. Ma nad nieznajomym co najmniej dziesięć centymetrów i prawie trzydzieści kilo przewagi. Zaciska dłonie w pięści po bokach ciała.
            – I tu się, kurwa, mylisz. Pójdziesz wtedy, kiedy ci powiem.
            Wracają do mnie wspomnienia tego, co stało się z Reksem. Nie pozwolę, żeby Xavier wdał się z bójkę na cholernym lotnisku tylko dlatego, że podrywa mnie jakiś facet.
            Ściskam ukochanego za nadgarstek.
            – Przestań. Nie bądź głupi.
            Xavier przenosi wzrok na mnie, marszcząc grube brwi w wyrazie dezorientacji.
            – Mam przestać?
            – Tak.
            Wpatruję się w jego oczy, trzymając go kurczowo i zachowując zimną krew, by załagodzić napiętą sytuację. Ostatnią rzeczą, jakiej nam trzeba, jest to, by policja zakuła Xaviera w kajdanki za zabicie kogoś w mojej obronie. „Tension” w niczym nam nie pomoże, bo ten gość nie widnieje na ich liście płac.
            Xavier z trudem przełyka ślinę. Oboje czujemy przepływającą między nami energię.
            – Nie rób niczego, co znów mogłoby nas rozdzielić – mówię błagalnym tonem.
            Mięsień w jego szczęce drga, gdy wypuszcza powietrze przez nos, próbując nad sobą zapanować. Kieruje spojrzenie na Pana Garniaka.
            – Masz szczęście, że moja dziewczyna ma anielską cierpliwość. Pozwalam ci odejść.
            Twarz mężczyzny wykrzywia grymas obrzydzenia.
            – Pozwalasz? Czy ty wiesz, kim ja jestem?
            – Nie i gówno mnie to obchodzi.
            Nieznajomy otwiera usta, by rzucić kolejną ciętą ripostę. Po oczach Xaviera widzę, że jego opanowanie nie potrwa długo, więc tym razem to ja postanawiam go zgasić.
            – Na pana miejscu czym prędzej bym stąd poszła. Mój chłopak właśnie wyszedł z więzienia za to, że prawie zatłukł kogoś na śmierć.
            Z twarzy nieznajomego odpływa cała krew. Nie mówi ani słowa. Bierze sobie moje ostrzeżenie do serca i zwyczajnie odchodzi.
            Xavier nawet na sekundę nie spuszcza wzroku z oddalającego się rywala.
            – Co za pizda.
            Wzdycham z irytacją. Biorę rączkę walizki, którą Xavier zdjął z taśmy, i zostawiam go samego.
            – Co znowu? – woła, zgarniając pozostałe bagaże i ruszając w ślad za mną. – Wkurzyłaś się na mnie?
            – Nie… Tak… Sama nie wiem. Nie widzisz problemu w tym, co się przed chwilą stało?
            Puszcza jedną z walizek i łapie mnie za nadgarstek, zatrzymując w miejscu.
            – Zaczekaj. Zrobiłem to dla ciebie.
            – Nie, Xavier, zrobiłeś to dla siebie. Z łatwością poradziłabym sobie z odparciem zalotów tego typka, a gdyby wszystkie metody zawiodły, po prostu bym sobie stamtąd poszła.
            – Odpuściłem mu, bo mnie o to poprosiłaś.
            – W ogóle nie powinno było dojść do takiej sytuacji. Ta konfrontacja była zupełnie niepotrzebna. Musisz mi zaufać i przestać toczyć za mnie wszystkie walki. Nie chcę, żebyś ciągle rujnował sobie przeze mnie karierę. Nie zniosłabym, gdybyś to wszystko porzucił. Miałeś cholerne szczęście, że za zmasakrowanie Reksa zostałeś jedynie zawieszony.
            Czuję na twarzy uderzenie gorąca i wiem, że jestem cała czerwona.
            – Myślisz, że mi na tym zależy? To ty jesteś dla mnie najważniejsza.
            – Nie mów tak, bo dobrze wiesz, że to nieprawda. Obchodziłoby cię, gdyby powrót do wrestlingu stał się dla ciebie nieosiągalny.
            – Owszem. Powiedziałem Silvermanowi, że odejdę, jeśli spróbują mi cię odebrać. Mówiłem serio.
            Uciskam palcami grzbiet nosa.
            – A wtedy ja obwiniałabym się za to, że odszedłeś z „Tension”. Życie w takim poczuciu winy doprowadziłoby do tego, że nasz związek przestałby istnieć. Znienawidziłbyś mnie.
            Myśl o rozstaniu by mnie zdruzgotała, ale znam siebie aż za dobrze. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdybym to ja stała się odpowiedzialna za zakończenie kariery Xaviera.
            Wyraz jego oczu łagodnieje.
            – Nie mów w ten sposób. Nie mogę cię stracić.
            Zmniejszam dystans między nami i kładę mu dłoń na piersi.
            – W takim razie znajdź sposób na kontrolowanie swoich wybuchów agresji, zanim ta zniszczy nas oboje.
            Xavier przesuwa moją dłoń w okolice swojego serca.
            – Staram się.
            – Wiem – szepczę. Wspinam się na palce i całuję go w usta. – Dość tych sprzeczek. Chodźmy poszukać naszej podwózki.
            Gdy wychodzę na gorące, letnie powietrze, od razu zauważam Quinn opierającą się o srebrną hondę. Gdy tylko nas dostrzega, jej wargi wyginają się w uśmiechu.
            Unosi ręce i macha nimi jak oszalała, pędząc w naszą stronę. Po chwili zamyka mnie w uścisku ramion.
            – Rany boskie, strasznie się za tobą stęskniłam, kuzynko. Mam ci mnóstwo rzeczy do opowiedzenia.
            Śmieję się, a jej ciemne włosy łaskoczą mnie w nos.
            – Dobrze znów cię widzieć.
            – Quinn, otworzysz bagażnik? – pyta Xavier zza moich pleców.
            Quinn wypuszcza mnie z objęć i wyjmuje kluczyki z przedniej kieszonki dżinsowych spodenek.
            – Wybacz. Prawie zapomniałam, że wróciłeś, X. – Wciska przycisk blokady zamka i podchodzi do auta, by otworzyć drzwi bagażnika. – Powinniśmy się stąd zmywać, zanim ktoś cię rozpozna.
            Xavier śmieje się pod nosem, ładując do środka nasze walizki.
            – Brzmi świetnie.
            Quinn podaje mi lewą rękę, a moją uwagę od razu przykuwa błysk pierścionka na jej palcu serdecznym. Przyciągam jej dłoń pod nos, by lepiej mu się przyjrzeć.
            – O matko! Brock naprawdę się postarał. Jest piękny.
            Quinn patrzy z uśmiechem na swój pierścionek z brylantem.
            – Też tak uważam. Bardzo go kocham.
            – Cieszę się razem z tobą.
            – Dzięki, Anna. – Uśmiecha się od ucha do ucha. – Chcę, żebyś została moją druhną.
            – Naprawdę? – Wydaję z siebie radosny pisk. – Będę zaszczycona!
            Rzucamy się sobie w objęcia, piszcząc jedna przez drugą. Cieszę się niezmiernie szczęściem Quinn i Brocka. Ich związek był dla mnie nieco tajemniczy, ale oboje są mocno zaangażowani w to, żeby wnieść go na zupełnie inny poziom. Gołym okiem widać, że bardzo się kochają.
            Po załadowaniu wszystkich bagaży zajmuję miejsce na tylnym siedzeniu, odstępując Xavierowi fotel pasażera, bo jego nogi są o wiele dłuższe od moich. Quinn uruchamia silnik i zjeżdża z krawężnika, zabierając nas z części lotniska wyznaczonej do odbioru pasażerów.
            Przez kilka pierwszych minut jazdy nikt się nie odzywa. To zupełnie niepodobne do mojej kuzynki. Jestem zdziwiona, że nie zasypała mnie jeszcze tysiącem pytań.
            Quinn chrząka dyskretnie.
            – No dobra. Starałam się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, ale jeśli tego nie zrobię, to zaraz pęknę.
            Oto Quinn, którą znam i kocham. Już się boję, co chce wiedzieć.
            – Dbasz o moją kuzynkę, X? Najpierw nie odzywa się do mnie przez kilka dni, a potem dostaję od niej SMS-a, żebym odebrała was z lotniska. O co tu chodzi? Nie sądziłam, że tak szybko wrócicie do Detroit. Macie kłopoty przez tego zapaśnika, którego stłukłeś na miazgę na ringu? W sieci zawrzało od plotek. Wszyscy mówią, że walka wymknęła się spod kontroli i że zrobiło się naprawdę nieprzyjemnie.
            – Quinn! – besztam ją za wtykanie nosa w nieswoje sprawy, ale wiem, że wścibstwo leży w jej naturze. Ze swoją dociekliwością mogłaby robić za magazyn plotkarski.
            Nie wiem nawet, czy Xavierowi wolno o tym rozmawiać. Nie żebym myślała, że Quinn wypapla komukolwiek prawdę o tym, co się stało. „Tension” zrobiło naprawdę dużo, by zamieść ten incydent pod dywan, więc nie chcę, żeby Xavier powiedział coś, co mogłoby narazić ten układ.
            Quinn patrzy na mnie we wstecznym lusterku.
            – No co? Chyba wolno mi o to spytać? Muszę mieć pewność, że jesteś z nim bezpieczna. Jesteś moją kuzynką, a ponieważ nigdy wcześniej nie żyłaś na własną rękę, moim obowiązkiem jest opiekowanie się tobą.
            Uśmiecham się i kładę dłoń na jej ramieniu.
            – Możesz być spokojna. Xavier bardzo o mnie dba.
            Zerkając w lusterko, zauważam, jak patrzy kątem okna na Xaviera, po czym przenosi wzrok na drogę.
            – To dobrze, bo inaczej musiałabym wymyślić sposób na to, jak skopać tyłek temu wieloludowi.
            Xavier odwraca głowę, a na jego ustach majaczy kpiący uśmieszek.
            – Grozisz mi? Serio?
            Quinn wzrusza ramionami.
            – My, kobiety z rodu Cortez, trzymamy się razem. Jeśli zadrzesz z jedną z nas, to lepiej bądź przygotowany na to, że wydrapiemy ci oczy, bo działamy w grupie.
            Xavier wybucha głębokim, gardłowym śmiechem.
            – W takim razie przypomnij mi później, żebym nigdy nie wkurzał żadnej z was. Jestem dość przywiązany do swoich oczu, bo dzięki nim mogę podziwiać piękne ciało Anny.
            – Ooo, jakie to słodkie – zachwyca się Quinn. – Nadal unikasz odpowiedzi na moje pytanie.
            Gryzę się w język, żeby powstrzymać się od komentarzy. Nie do mnie należy mówienie Xavierowi co ma robić, więc siedzę i się nie odzywam, dając mu czas na udzielenie odpowiedzi.
            – Sprawa wygląda tak, Quinn – mówi Xavier. – Jestem tak cholernie dobry w swojej pracy, że wszyscy, którzy oglądali mój ostatni występ na żywo, są przekonani, że faktycznie uszkodziłem Reksa.
            – Ale nie zrobiłeś tego, tak? – pyta, wjeżdżając na trasę szybkiego ruchu.
            Xavier kręci głową.
            – Nie. Trafił do szpitala dlatego, że zbyt mocno mu przylałem, ale to, co zdarzyło się na ringu, było zaplanowane od początku do końca i stanowiło część show. Zachowałem się jak idiota, którego siła okazała się dla kogoś zbyt duża.
            Quinn milczy. Wątpię, by kupiła tą bajeczkę, ale ona po chwili przytakuje głową w zamyśleniu.
            – Całkiem wiarygodne. Walka wyglądała na prawdziwą. Nawet ja w to uwierzyłam, bo wiem, że miałeś z nim w przeszłości jakieś zatargi.
            – Skąd to wiesz? – pyta Xavier, wyraźnie zaintrygowany, skąd Quinn ma tę informację.
            Pewnie myśli, że powiedziałam jej o sytuacji z Reksem, ale nie zrobiłam tego. Quinn zawsze za bardzo przejmowała się moim związkiem z Xavierem, więc wolałam nie dyskutować z nią o jego problemach w pracy.
            Wzrusza ramionami.
            – Z internetu. Przyznaję, że szpiegowałam cię dość długo, zanim wyraziłam zgodę na to, żebyś spędzał dużo czasu z Anną.
            Xavier odwraca głowę w jej stronę, a na jego twarzy przemyka cień uśmiechu.
            – Cieszę się, że tak się o nią troszczysz. Dobrze wiedzieć, że bezpieczeństwo Anny jest priorytetem dla nas obojga.
            Uśmiecham się, myśląc o tym, że dwójka najbliższych mi ludzi chce mnie chronić. Miło jest wiedzieć, że tak bardzo mnie kochają.
            Rozmawiamy przez chwilę, po czym Xavier instruuje Quinn, w którym momencie zjechać z drogi, i nawiguje nas przez gąszcz ulic prowadzących do restauracji Nettie. Wyjeżdżamy zza ostatniego zakrętu, a naszym oczom ukazuje się lokal. Wygląda tak samo, jak przed paroma tygodniami – białe, ceglane ściany i niebieski szyld wiszący nad wejściem, na którym widnieje zwykły napis „Restauracja”. To miejsce, w którym Xavier czuje się komfortowo. Uważa je za swój dom i dlatego też zostawia motocykl w szopie na zapleczu.
            Ufa Nettie i Carlowi. Są dla niego bardziej jak rodzice niż przyjaciele.
            Quinn zostawia samochód na parkingu przed restauracją.
            – Zaczekam tu, a potem pojadę za wami do miejsca, w którym się zatrzymujecie, żeby zostawić wasze bagaże.
            – W porządku – mówi Xavier, po czym otwiera drzwi samochodu.
            Wysiada, przesuwa fotel pasażera do przodu, podaje mi rękę i pomaga wysiąść z dwudrzwiowej hondy Quinn.
            – Idziemy po klucze do domu. – Obejmuje mnie ramieniem i prowadzi do środka. – Musimy tam wejść i powiedzieć Nettie, że zatrzymamy się w mieście na jakiś czas.
            Parskam śmiechem.
            – No raczej, bo w przeciwnym razie Nettie da ci popalić tak, jak obiecywała.
            Kącik ust Xaviera unosi się w uśmiechu.
            – Od lat mi tym grozi, ale jak na razie nie dotrzymała słowa.
            – Któregoś dnia cię zaskoczy.
            Xavier posyła mi spojrzenie, które zdaje się mówić: „Chyba żartujesz”.
            – Jestem całkiem pewny, że poradziłbym sobie z nią, gdyby się na mnie rzuciła.
            – No nie wiem – mówię przymilnym głosem. – Carl twierdzi, że z łatwością by cię pokonał. Jeśli zadrzesz z Nettie, obawiam się, że może wkroczyć do akcji.
            Xavier odrzuca głowę w tył i wybucha gromkim śmiechem, otwierając drzwi do lokalu.
– Chciałbym to zobaczyć.
Jego śmiech przykuwa uwagę Nettie. Wyraz jej twarzy ożywia się na widok Xaviera. Wybiega zza lady i zamyka go w niedźwiedzim uścisku ramion. Imponujące ramiona mojego ukochanego sprawiają, że Nettie wydaje się malutka, ale on przytula ją do siebie z uczuciem.
To wspaniale, że kobieta traktuje go jak własnego syna. Dobrze jest wiedzieć, że Nettie i Carl opiekowali się nim przez tyle lat.
Nettie odsuwa się, ale nadal trzyma Xaviera za ramiona.
– Już wróciłeś? Nie żebym narzekała, bo wiesz, że zawsze cieszę się na twój widok. Jestem zaskoczona, bo nie spodziewałam się zobaczyć cię tutaj jeszcze przez jakiś czas. Dopiero co miałeś wolne. – Patrzy na mnie i uśmiecha się szeroko, gdy widzi, że stoję u boku Xaviera. – Anna, skarbie, dobrze znów cię widzieć.
Odwzajemniam uśmiech.
– Co u ciebie słychać, Nettie?
– Och, nie narzekam. Interes nieźle się kręci, więc razem z Carlem mamy ręce pełne roboty. Znów przydałby się nam nasz dawny kelner – mówi Nettie, puszczając Xavierowi oko.
– Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, chyba skorzystam z twojej propozycji.
Nettie przekrzywia głowę na bok i wpatruje się uważnie w jego twarz. Xavier wzdycha, czując na sobie ciężar jej spojrzenia. Łączy ich tak specjalna więź, że Nettie jest w stanie wyczytać wahanie w wyrazie jego twarzy. Od razu wie, że coś jest nie tak. Cmoka z dezaprobatą.
– Znam tę minę. Powiesz mi, co się dzieje, czy mam to z ciebie wyciągnąć siłą?
– Chodzi o moją pracę – przyznaje. – Spieprzyłem sprawę, Nettie.
Wyraz jej twarzy łagodnieje.
– No cóż, skarbie, każdemu się zdarza. Chodź. Zrobię ci coś do jedzenia, a ty o wszystkim mi opowiesz.
– Nie, Nettie. Naprawdę nie możemy…
– Oczywiście, że możecie – przerywa mu, ucinając wszelkie próby wytłumaczenia, że na zewnątrz czeka na nas Quinn.
Kiwa głową w stronę widocznej po drugiej stronie lady kuchni tak szybko, że jej warkocze przecinają ze świstem powietrze.
– Carl, rusz no tutaj swój tyłek.
– Chwileczkę, kobieto. Już idę! – woła Carl zza drzwi prowadzących do pomieszczenia, które jest jednocześnie magazynem, biurem i pokojem socjalnym.
Siwowłosy kucharz otwiera ciężkie, drewniane drzwi oddzielające przód restauracji od zaplecza. Gdy tylko nas zauważa, jego oczy nabierają blasku.
– Co słychać, X? Już wróciłeś? Aresztowali cię za tą wczorajszą nieudaną walkę? Widziałem w telewizji. Cholera, nieźle sprałeś tego…
– Cicho, Carl. Nie wyciągaj pochopnych wniosków. Powiedział nam, że wszystko było przewidziane w scenariuszu. Żaden z zawodników nie walczy naprawdę.
– W rzeczy samej, Nettie. Carl ma rację – przyznaje Xavier. – Zostałem zawieszony po tym, jak mi odbiło i zaatakowałem Reksa.
Nettie opada szczęka, a Carl woła:
– Ha! A nie mówiłem?
– Co takiego? – Jest wyraźnie zszokowana. – Myślałam, że skończyłeś z biciem się, gdy zostałeś uziemiony. Znasz ryzyko, jakie wiąże się ze spraniem na kwaśne jabłko innego zawodnika. Powinieneś mieć więcej oleju w głowie.
– Wiem. Facet od dawna się o to prosił, ale nic z tym nie robiłem, aż do momentu, gdy przekroczył granicę, zadzierając z Anną. Nie miałem zamiaru pozwolić, żeby mi ją odebrał albo skrzywdził.
Przyznaje na głos, że to ja jestem powodem, dla którego stracił głowę na ringu. Tym bardziej mam powód, by zrobić wszystko, co w mojej mocy, by został jak najszybciej przywrócony do pracy. Nie mogłabym spojrzeć sobie w oczy, wiedząc, że to ja zrujnowałam mu karierę.
Nettie wpatruje się we mnie przez sekundę, po czym przenosi wzrok na Xaviera. Na jej twarzy maluje się wyraźny niepokój. Nie rozumiem, co ją tak martwi.
– Czyli co? Zatrzymacie się w mieście na jakiś czas?
Xavier przytakuje.
– Tak. Właśnie dlatego tu przyszedłem. Potrzebny mi motocykl. Z lotniska odebrała nas kuzynka Anny. Czeka właśnie na zewnątrz. Pojedzie za nami aż do mojego domu przy Sycamore, żeby dostarczyć nasze bagaże.
Nettie opada szczęka.
– Zatrzymasz się w dzielnicy? Jesteś pewien, że chcesz tam jechać?
– Nie mam wyboru. „Tension” nałożyło na mnie karę w wysokości stu pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Muszę ją zapłacić, żeby uniknąć więzienia.
– Musisz zapłacić tamtemu facetowi? Ja bym tego nie zrobiła. To zbyt dużo pieniędzy.
– Nie mam wyjścia. Zapłacenie temu dupkowi, żeby potwierdził wersję „Tension” o całym zajściu, to o wiele lepsze wyjście niż gnicie w celi czy odrabianie prac społecznych. Jeśli tego nie zrobię, nie potwierdzi bajeczki o tym, że stłuczenie go na miazgę było niczym więcej jak zwykłą pokazówką, która wymknęła się spod kontroli.
– Więc zamierzasz zatrzymać się w domu babci, tak? Myślisz, że dasz radę? Nie byłeś nawet w stanie przyjść na jej pogrzeb, gdy zmarła w zeszłym roku. Jak poradzisz sobie z życiem w miejscu wypełnionym jej przedmiotami i wspomnieniami, które się z nimi wiążą?
To pierwszy strzęp informacji, którego dowiedziałam się o domu będącym własnością Xaviera. Oczywiście poruszanie tematu babci trafia w jego czuły punkt i jednocześnie tłumaczy, dlaczego nigdy nie chce rozmawiać o domu.
– Zapłacenie tej kwoty i perspektywa braku wynagrodzenia w trakcie zawieszenia doprowadzą do tego, że moje konto zacznie świecić pustkami. Nie będę miał pieniędzy na zatrzymanie się w hotelu. Nic innego mi nie pozostało.
Nettie zaciska usta w grymasie.
– Jeśli przebywanie w tym domu cię przytłoczy, możesz tu wrócić i spać w swoim starym łóżku w magazynku.
Xavier pozwala sobie na lekki uśmiech.
– Dzięki, ale wątpię, byśmy zmieścili się we dwójkę na materacu w schowku na szczotki.
– Przyjdź do nas, jeśli będziesz czegoś potrzebował. – Nettie bierze mnie za rękę. Jej gładka brązowa skóra jest ciepła. – To samo tyczy się ciebie, Anno. Gdy sytuacja zrobi się niewesoła, od razu daj nam o tym znać.
– Tak zrobię. Dziękuję.
Nettie odsuwa się i wzdycha ciężko.
– Uważaj tam na siebie, Xavier. Sporo się pozmieniało. W dzielnicy rządzi teraz Bishop. Przyjdzie po ciebie, gdy tylko się dowie, że wróciłeś. Nie chcę nawet słyszeć o tym, że znowu się z nim zadajesz.
– Nie martw się. Dostałem nauczkę za zadzieranie z niewłaściwymi ludźmi. Nie zamierzam wracać do dawnego trybu życia.
Nettie mruży podejrzliwie jedno oko.
– Lepiej żeby tak było. Już raz wyrwałeś się z tego bagna. Jeśli tylko się dowiem, że spiknąłeś się z Bishopem, stara Nettie spierze cię na kwaśne jabłko.
– Nettie, masz moje słowo, że gdy tylko zawieszenie zostanie zniesione, zniknę stąd, a ty będziesz mogła wrócić do opiekowania się moim domem.
Wygląda na usatysfakcjonowaną jego odpowiedzią. Unosi rękę i poklepuje Xaviera po policzku.
– Skoro już jesteście w mieście, zaglądajcie do nas od czasu do czasu. Możecie tu przychodzić kiedy chcecie i najeść się tyle, ile dusza zapragnie. Na koszt firmy.
Xavier nakrywa jej dłoń swoją dłonią.
– Dziękuję.
Nettie bierze głęboki wdech.
– Pójdę do kantorka po klucze. Zaraz wracam.
Xavier bierze mnie za rękę. Wygląda na to, że powrót na stare śmieci nie będzie dla niego łatwy. Nie wiem, kim jest ten cały Bishop, ale sądząc po zmartwieniu malującym się na twarzy Nettie, gdy ostrzegała Xaviera, by trzymał się od niego z daleka, domyślam się, że to zły człowiek.




Komentarze

Popularne posty