[PATRONAT] Rozdział trzeci "Złączeni pokusą" Cora Reilly
Rozdział trzeci
Liliana
– Co za
bezczelna dziewucha! Mam z nią same problemy! – Słowa ojca rozbrzmiały w całym
domu. Fabiano zerknął na mnie swoimi dużymi niebieskimi oczami, jakbym znała
odpowiedzi na jego pytania. Moją głowę też wypełniały same znaki zapytania. Nie
byłam do końca pewna, co się wydarzyło, ale miałam o tym jako takie pojęcie.
Gianna znikła, kiedy była u Arii w Nowym Jorku. A teraz wszyscy jej szukali.
Nic dziwnego, że Aria mnie do siebie nie zaprosiła. Co prawda nie miałam ochoty
tam wracać po tym, jak zachowałam się przy Romero cztery tygodnie wcześniej, lecz
i tak poczułam ukłucie żalu, że siostry zaplanowały coś za moimi plecami. A tak
właściwie za plecami wszystkich.
Zeszłam po schodach, gestem nakazując Fabiano zostać na miejscu, po czym
powoli zbliżyłam się do biura ojca. Matka była w środku i płakała. Tato
rozmawiał przez telefon, a jego nadal zdenerwowany, choć nieco bardziej
opanowany ton głosu wskazywał na to, że po drugiej stronie słuchawki znajdował
się Dante Cavallaro. Cavallaro był jedyną osobą, którą ojciec naprawdę
szanował. Mama zauważyła mnie w progu i szybko pokręciła głową, ale ja zrobiłam
kolejny krok do przodu i weszłam do biura.
Wiedziałam, że lepiej było nie zbliżać się do ojca, kiedy był w takim
humorze. Co prawda zazwyczaj naskakiwał na Giannę, a nie na mnie, lecz teraz
nie było z nami siostry.
Ojciec rozłączył się, po czym spojrzał na mnie zmrużonymi oczami.
– Czy pozwoliłem ci wejść?
Jego głos był niczym smagnięcie bicza, jednak ja ani drgnęłam.
– Co się stało z Gianną?
Matka posłała mi ostrzegawcze spojrzenie.
– Twoja siostra uciekła. Pewnie jakiś idiota zrobi jej dziecko. Ta
dziewczyna zniszczy swoją reputację, nie wspominając już o reputacji całej
naszej rodziny.
– Może wróci – zasugerowałam, choć z jakiegoś powodu wiedziałam, że nie
zamierzała tego zrobić. Gianna nie zrobiła tego pod wpływem impulsu. Zaplanowała
tę operację najprawdopodobniej kilka miesięcy temu. To wyjaśniłoby te wszystkie
wymiany spojrzeń między nią a Arią podczas naszej ostatniej wizyty w Nowym
Jorku. Dlaczego mi nie powiedziały? Nie miały do mnie zaufania? Myślały, że
przy pierwszej okazji pobiegnę do ojca? I wtedy pojawiła się kolejna myśl.
Skoro Gianny nie było, skoro nie poślubiła Matteo, to kto to zrobi? Zalała mnie
fala strachu. Co, jeśli ojciec zmusi mnie do tego ślubu? Miałam nadzieję, że
teraz, kiedy siostry zostały wydane za mąż z powodów politycznych, ja będę
mogła poślubić kogoś z miłości. Może to było samolubne – myśleć w ten sposób –
ale nie mogłam nic na to poradzić. Oczami wyobraźni ujrzałam Romero, choć wiedziałam,
jak nierozsądnie było myśleć o nim, gdy myślałam o ślubie. Nawet gdyby Gianna
wróciła i poślubiła Matteo, to prawie na pewno nie udałoby mi się przekonać
ojca, żeby wydał mnie za zwykłego żołnierza, a w szczególności żołnierza z
Nowego Jorku. Nie wspominając już o tym, że Romero wcale mnie nie chciał i
obiecałam sobie, że o nim zapomnę.
Świetnie o tym wszystkim wiedziałam, a jednak wciąż miałam nadzieję i
marzenia. Czasami zdawało mi się, że już tylko to mi pozostało.
– Do tego czasu będzie ją miało wielu mężczyzn. Nawet jeśli wróci, to nie
będzie nic warta – wypluł z siebie ojciec. Skrzywiłam się, przerażona jego kąśliwymi
słowami. Nic nie warta? Na pewno byłyśmy dla niego czymś więcej niż tylko towarem,
który mógł sprzedać. Czymś więcej niż tylko cienką błoną znajdującą się między
naszymi nogami.
Ojciec chwycił mnie za ramiona. Wzrokiem wypalał dziurę w mojej twarzy. Cofnęłam
głowę, wciąż będąc w jego uścisku.
– Nie myśl, że nie widziałem, jak patrzysz na moich żołnierzy. Za bardzo
przypominasz Giannę, i jeszcze kiedyś ci to zaszkodzi. Nie zamierzam
doprowadzić do tego, żeby kolejna córka zrobiła ze mnie głupca.
– Nie zrobię – wyszeptałam. Ojciec nigdy wcześniej nie mówił do mnie tym
tonem. Jego wyraz twarzy i słowa sprawiły, że poczułam się tania oraz nic nie
warta, jakbym musiała wyplenić ze swojego umysłu wszystkie nieczyste myśli.
– I bardzo dobrze. Jeśli trzeba będzie, to zamknę cię w pokoju do dnia
twojego ślubu, żeby chronić twoją reputację i honor.
Tu nie chodziło o moją reputację i honor. Nic mnie one nie obchodziły.
Tutaj chodziło tylko i wyłącznie o ojca. W rodzinach zawsze najważniejsi byli
mężczyźni oraz to, czego oni chcieli i oczekiwali.
– Rocco, Lily to dobra dziewczyna. Nic nie zrobi – powiedziała ostrożnie
mama. Mnie zazwyczaj mówiła co innego. Zawsze marudziła, że za dużo flirtuję i
jestem zbyt świadoma tego, jaki wpływ ma moje ciało na mężczyzn. Ale byłam jej
wdzięczna za wsparcie, ponieważ zbyt często milczała, kiedy ojciec w ten sam
sposób atakował Giannę.
Tato puścił mnie i odwrócił się do niej.
– Twoim zadaniem było wychować porządne dziewczyny. Dla twojego dobra,
mam nadzieję, że masz rację i Liliana nie pójdzie w ślady Gianny. – Zadrżałam,
słysząc groźbę w jego głosie. Jak on mógł być tak okropny w stosunku do własnej
żony?
Matka zbladła. Wycofałam się i nikt nie próbował mnie zatrzymać. Szybko
pobiegłam na górę. Fabi czekał na mnie z szeroko otwartymi, zaciekawionymi
oczami.
– Co się stało? – zapytał głosem pełnym obawy.
Pokręciłam głową. Nie miałam ochoty mu tego wszystkiego przekazywać. Po
prostu szybko weszłam do pokoju.
Ojciec nigdy wcześniej się na mnie nie gniewał. Ale teraz, kiedy nie było
Gianny, zamierzał mieć mnie na oku i upewniać się, że będę idealną damą, jaką
chciał, żeby była każda jego córka. Zawsze towarzyszyło mi pewne poczucie
wolności i nie rozumiałam, dlaczego Gianna czuje się ograniczona naszym życiem.
W końcu zaczęło to do mnie docierać. Teraz rzeczy miały się zmienić.
***
W miesiącach,
które nastąpiły po ucieczce Gianny, w domu panowało napięcie. Ojciec wpadał w
szał z najbłahszej przyczyny. Mnie uderzył tylko dwa razy, lecz Fabi nie miał
tyle szczęścia. Gorsza od przemocy była jego bezustanna podejrzliwość i to, że
obserwował mnie, jakbym szykowała kolejny skandal. Mój szklany klosz stał się
ciaśniejszy, choć wcześniej zdawało mi się to niemal niemożliwe. Miałam
nadzieję, że teraz, kiedy Matteo złapał Giannę i miał ją przywieźć do Chicago,
sprawy przybiorą nieco inny obrót. Może znalezienie siostry miało udobruchać ojca,
chociaż zdawał się daleki od udobruchanego, gdy go ostatnio widziałam. Nie
byłam pewna, co dokładnie się wydarzyło, jednak z tego, co zrozumiałam, Gianna
została przyłapana z jakimś facetem, co w naszym świecie było najgorszą opcją.
Ojciec prawdopodobnie zamierzał zakuć mnie w kajdany, żebym czasem nie zrobiła
tego samego.
– Kiedy przyjadą? – zapytał Fabiano po raz setny. Marudził i z trudem
powstrzymałam się od wybuchnięcia z frustracji.
Od dwudziestu minut czekałam z nim na półpiętrze i moja cierpliwość była
na wyczerpaniu.
– Nie wiem – wyszeptałam. – Masz być cicho. Jeśli matka dowie się, że nie
jesteśmy w pokojach, to będziemy mieli problem.
– Ale…
Na dole rozbrzmiały głosy. Jeden z nich należał do Luki. Jakimś cudem
wypełniał swoim głosem cały dom. Nie dziwiło mnie to, zważając, jak duży był.
– Są już! – Fabiano wystartował szybko w dół schodów, a ja pobiegłam tuż
za nim.
Od razu zauważyłam Giannę. Włosy miała brązowe i wyglądała na kompletnie
wyczerpaną, ale poza tym była tą samą siostrą, którą zapamiętałam. Ojciec mówił
o Giannie w taki sposób, że po jej powrocie spodziewałam się spotkać zupełnie
inną osobę: okropną, bezwartościową dziewuchę.
Gdy tylko nas zauważył, ojciec zgromił mnie i Fabiano wzrokiem, lecz
miałam to gdzieś. Podbiegłam do Gianny i objęłam ją z całej siły. Tak bardzo za
nią tęskniłam. Na początku, kiedy dowiedziałam się o tym, że Matteo ją złapał, przestraszyłam
się, że ją zabije, więc teraz, widząc ją całą i zdrową, poczułam ogromną ulgę.
– Mówiłem ci, żebyś trzymała ich na górze – wysyczał ojciec.
– Przepraszam. Byli dla mnie zbyt szybcy – przeprosiła matka. Zerknęłam
znad ramienia i zobaczyłam, jak schodzi po schodach, wyraźnie skruszona. Od
ucieczki Gianny tato bezustannie był podminowany i często wyładowywał gniew
także na mamie. Nieraz jego krzyki budziły mnie późną nocą. Nie byłam pewna,
kiedy stał się tak surowy. Nie pamiętałam, żeby taki był, gdy byłam dzieckiem.
A może po prostu wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy?
– Lily, Fabi, wracajcie do pokojów – rozkazał. Puściłam Giannę i już
chciałam zaprotestować, ale Fabi był szybszy.
– Ale, ojcze, nie widzieliśmy Gianny od wieków – mruknął Fabi.
Ojciec zbliżył się do nas, przez co się spięłam. Rzadko zdarzało mu się
mnie uderzyć, jednak teraz wyglądał na wściekłego. Chwycił Fabiego oraz mnie,
po czym odciągnął nas od siostry i popchnął w stronę schodów.
– Na górę, teraz!
Potknęłam się od siły jego pchnięcia, ale kiedy odzyskałam równowagę,
zesztywniałam i nie ruszyłam się z miejsca. Nie mogłam uwierzyć w to, że nie
chciał pozwolić nam porozmawiać z Gianną po tym, jak nie widzieliśmy jej przez
tak długi czas.
– Idźcie – powiedziała Gianna, choć wyraz jej twarzy mówił zupełnie co
innego. Wyglądała na zranioną i smutną, a zazwyczaj nie pokazywała po sobie
takich uczuć. – Pogadamy później.
Mój wzrok przykuła sylwetka kogoś, kto znajdował się za nią: Romero. Stał
nieruchomo, wyprostowany, skupiając wzrok na moim ojcu. Nie widziałam go od
siedmiu miesięcy i myślałam, że po tym całym czasie przestałam się w nim kochać,
jednak widząc go teraz, znowu poczułam motyle w brzuchu.
Ojciec znowu odezwał się ze złością, przez co zwróciłam na niego uwagę.
– Nie, nie pogadacie. Nie zbliżysz się do nich. Nie jesteś już moją córką
i nie chcę, żeby twoje zepsucie udzieliło się Lilianie! – zagrzmiał. Wyglądał,
jakby nie chciał niczego tak bardzo, jak zabić Giannę. Przeraziło mnie to. Nie
powinien kochać nas, swoich dzieci, niezależnie od wszystkiego? Czy jeśli ja
zrobiłabym coś, co by mu się nie spodobało, to mnie też by znienawidził?
– Pieprzysz głupoty – stwierdził Matteo.
– Matteo – powiedział Luca. – To nie nasza sprawa. – Spojrzałam na
jednego, a następnie na drugiego, po czym znowu przeniosłam wzrok na Romero, który
trzymał dłoń nieco poniżej kamizelki. Ta pokręcona część mnie chciała zobaczyć
go w akcji – prawdopodobnie świetnie sprawdzał się w walce – a jeszcze gorsza
część wiedziała, że matce, Fabiemu i mnie byłoby lepiej bez ojca.
Mama złapała mnie za nadgarstek, a Fabiego za rękę.
– Chodźcie już – powiedziała stanowczo, ciągnąc nas na górę.
– Właśnie. To jest moja rodzina, a Gianna nadal mi podlega, nie zapominaj
o tym – oznajmił ojciec.
– Skoro nie jestem już twoją córką, to czemu miałabym cię słuchać?
Szybko obejrzałam się za siebie, zszokowana jadem słyszalnym w głosie
siostry.
– Uważaj – wysyczał ojciec. – Nadal należysz do chicagowskiego oddziału. –
Wyglądał, jakby od pobicia Gianny powstrzymywał go tylko obejmujący ją w pasie Matteo.
Matka próbowała mnie za sobą ciągnąć, ale Romero zerknął do góry i spojrzał mi
w oczy. Wspomnienie tego, jak odrzucił mnie w moje urodziny, nadal było świeże,
lecz wciąż chciałam go pocałować. Dlaczego czasami pragnęło się tego, czego nie
można było mieć? Czegoś, co prowadziło tylko do bólu?
Komentarze
Prześlij komentarz