[PATRONAT] Rozdział trzeci J.J. Mcavoy "The Untouchables"



TRZECI


Powinieneś był umrzeć, kiedy cię zabiłem.
~John le Carré


MELODY

– Co przede mną ukrywasz, Liamie? – zapytałam, gdy tańczyliśmy na środku sali balowej.
            Przyciągnął mnie bliżej siebie.
            – Mógłbym zapytać o to samo, kochanie.
            – Prawda, ale ja omawiam sekrety z rodziną, nie z obcymi. – Rozejrzałam się za blondynką, z którą rozmawiał, ale zniknęła i nikt inny jej nie zauważył. Nie była nikim sławnym ani utytułowanym, ale wiedziała lub miała coś wartościowego, skoro ucięła sobie pogawędkę z Liamem na osobności.
            – Jesteś zazdrosna, kochanie? – Ścisnął mój tyłek. – Bo nie powinnaś. Kocham ciebie i tylko ciebie.
            – To piąte „kocham cię” tego wieczora. Naprawdę cię zabiję, kiedy dowiem się, co zrobiłeś, tak? – zapytałam spokojnie. Pozostanie tak, dopóki nie da mi powodu do zmiany nastroju. Naprawdę chciałam tłuc go tak mocno, aż powie wszystko, ale temu choremu gnojkowi pewnie by się to spodobało.
            Westchnął.
            – Ty, kochanie, możesz mnie zabić, kiedy ci powiem.
            – Liamie…
            Pocałował mnie tak mocno i namiętnie, że aż podniósł mnie z podłogi.
            – Po gali – szepnął, a jego wzrok błagał, żebym odpuściła. – Dobrze? Po gali?
            Nie podobało mi się to. Ani trochę. Cokolwiek ukrywał, sprawiało to, że zachowywał się, jakbym była tykającą bombą, która zaraz eksploduje, i najprawdopodobniej tak właśnie się stanie.
            – Marzyłaś kiedyś, żeby być jak oni? – spytał, wskazując na stażystów pomagających w kampanii senatora Colemena. Wszyscy byli w podobnym wieku, co my.
            – Masz na myśli, czy marzyłam o życiu wypełnionym egzaminami i szkołą, zdobywaniem stopnia naukowego, którego nawet nie wykorzystam w pracy, której nienawidzę, i o pożyczce studenckiej, której nie zdołam spłacić? O życiu, w którym wypijałabym alkohol litrami i uprawiała kiepski seks, który przez litry alkoholu wydawałby mi się dobry? – Przyjrzałam się stażystom. – Nie, nie marzyłam, żeby być nimi. Bycie takim człowiekiem jest do dupy. Właśnie dlatego są tutaj, w nadziei, że jeśli staną wystarczająco blisko i powiedzą, co należy, dostaną szansę, żeby wydostać się ze swojego gównianego życia.
            – Nie wstrzymuj się, kochanie, to nie leży w twojej naturze. – Zaśmiał się, okręcił mnie wokół siebie i przyciągnął z powrotem. – Nigdy nie chciałaś, żeby twoje życie było proste?
            – Przecież jest. Biorę to, czego chcę, a jeśli staniesz mi na drodze, zmiotę cię z powierzchni ziemi i pozbędę się wszystkich, którzy dzielą twoje DNA. Proste. – Uśmiechnęłam się.
            Również wygiął usta w uśmiechu.
            – Teraz po prostu próbujesz mnie podniecić.
            – Zawsze tylko czekasz na pretekst, żeby się podniecić. – Żeby to udowodnić, przycisnęłam piersi do niego i poczułam na brzuchu, że zaczął twardnieć. – Wziąłeś dzisiaj mniejszy pistolet? – zapytałam, próbując go wymacać.
            Jęknął, kiedy chwyciłam jego penisa przez spodnie, ścisnęłam mocno i odsunęłam się. Dobrze się dziś bawiłam, igrając z nim. Spojrzał na mnie gniewnie zielonymi oczami, kiedy odwróciłam się do Sedrica i Evelyn, przerywając im taniec.
            – Evelyn, czy mogę przeszkodzić? Liam chciałby z tobą zatańczyć.
            Evelyn przyjrzała mi się uważnie, jakby mogła odczytać moje cholerne myśli. Ta kobieta ma swoje własne super moce, przysięgam.
            Potrząsnęła głową, pocałowała Sedrica i zwróciła się do Liama, który patrzył na mnie wściekle.
            – Uważaj, Sedric ma dwie lewe nogi. Całe lata zajęło mi przyzwyczajenie się do tego. – Mrugnęła i chwyciła syna za rękę.
            – Przesadza – sapnął Sedric, oferując mi swoją dłoń.
            – Jestem tego pewna, po prostu nie stawaj mi na palcach. – Jeśli to zrobi, wbiję mu szpilkę w kolano.
            – Postaram się, wasza wysokość. – Zaśmiał się i rozejrzał po pomieszczeniu. – Muszę przyznać, że wasz plan dla tego kraju mnie martwi.
            – Dlaczego? Bo jest możliwy? – zapytałam.
            Przytaknął.
            – Dokładnie. Ja pewnie poprzestałbym na sędzim Sądu Najwyższego. Z tym, że już nie mam tego rodzaju władzy.
            – Nie, nie masz. – Zawsze wydawał się o tym zapominać. – Mój ojciec oddał władzę, ponieważ umierał. A ty? Jesteś dosyć młody… i nie wyglądasz na umierającego.
            – Znasz odpowiedź. – Westchnął, spoglądając na Evelyn. – To nigdy nie miało być moje życie. Widziałem, jak mój ojciec zarabiał na życie i że to lubił. Dokładnie tak jak ty i Liam. Widział to i zmuszał mnie tylko, żebym pracował ciężej. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego mój brat miał przejąć władzę.
            Już to wiedziałam, ale pozwoliłam mu mówić.
            – Brat umarł młodo – szepnął smutno. – Wszyscy umieramy młodo. Był wtedy mniej więcej w twoim wieku. Ja właśnie skończyłem osiemnaście lat i poznałem Evelyn. Zakochaliśmy się w sobie. Każdą chwilę, którą mogłem wygospodarować, spędzałem z nią, co ostatecznie skończyło się ciążą z Nealem. Mój plan był taki, że weźmiemy moją część spadku i zamieszkamy na jakiejś odległej wyspie. Ale kiedy mój brat umarł, musiałem wkroczyć do akcji. Nienawidzę tego życia z całego serca.
            – A teraz nie potrafisz się od niego odciąć.
            Był dobry w tym, co robił. Historie o młodym Sedriku mogłyby stać się scenariuszem koszmarów.
            – To jak opętanie – wyjaśnił. – Wpełza w twoją duszę i zapuszcza korzenie. Nie masz nad tym żadnej kontroli. Pozwalasz temu rosnąć, bo to ci pomaga. To powód, dla którego pozwalasz, żeby krew spływała na podłogę jak najlepsze wino i nawet się nie wzdrygasz. Pomaga ci stać się potworem, którym musisz być. Jedyny efekt uboczny jest taki, że to opętanie zawsze jest przy tobie. Żadna ilość święconej wody nie może się go pozbyć. Więc nie odpuszczasz. Zawsze będę tym, kim pozwoliłem sobie zostać, a ten ktoś wręcz uwielbia chaos.
            Nigdy nie wypowiedziano prawdziwszych słów.
            – Evelyn z pewnością uwielbia to słyszeć.
            – Ona to rozumie. Są dwie strony mnie, wiecznie w sprzeczności ze sobą, ale Evelyn zawsze wygrywa. – Zaśmiał się, zerkając na nią.
            – Prawda, miłość zwycięży wszystko – zadrwiłam i wywróciłam oczami, zanim zerknęłam na Liama.
            – Więc dlaczego torturujesz mojego syna? – zapytał, gdy tańczyliśmy dużo wolniej niż wszyscy inni.
            – Bo coś przede mną ukrywa. Ważne rzeczy, o których zapewne nic nie wiesz, prawda, drogi teściu? – Spojrzałam mu w oczy i uniosłam brew.
            – Teraz mówisz, że moje myśli są coś warte? – zapytał.
            – Tak, teraz są. Więc co wiesz? – Nienawidziłam, kiedy ludzie kazali mi się powtarzać, po co marnować czas?
            – Nic, droga synowo – odparł, obracając mnie nieco dziwacznie, ale dostosowałam się. – Co mnie martwi, biorąc pod uwagę to, że Liam rozmawiał z Interpolem.
            Zatrzymałam się.
            – Powtórz ostatnią część.
            Zamarł, gdy zdał sobie sprawę, że istotnie wiedział coś, czego ja nie wiedziałam.
            – Sedricu, teraz jest czas, żeby powiedzieć raczej więcej niż mniej. – Wbiłam mu paznokcie w ramię.
            – Anna, ta blondynka, z którą rozmawiał zaraz po wejściu, należy do rodziny – albo przynajmniej należała. To kuzynka Liama drugiego stopnia, jej rodzice planowali zdradzić rodzinę i mój ojciec ich zabił. Anna dostała pieniądze, ale nie miała żadnych koneksji i poszła do…
            – Mam w dupie to, kim jest i jak do tego doszła. Chcę wiedzieć, dlaczego, do kurwy nędzy, Liam rozmawia z Interpolem. – Teraz byłam już wkurzona. Odsunęłam się od niego i odwróciłam w stronę Liama i jego matki.
            Rozmawiali kurtuazyjnie, ale po dzisiejszym wieczorze nie będą gadać już wcale, jeśli mi nie powie tego, co chcę wiedzieć.
            – Jeszcze raz, Evelyn, przepraszam cię – wtrąciłam się, zerkając gniewnie na Liama. – Ale wygląda na to, że twój syn i ja musimy poważnie porozmawiać.
            Evelyn wywróciła oczami.
            – Proszę, nie rób scen, moja droga. Prasa.
            – Oczywiście. Są tutaj prywatne pokoje, prawda? – Nawet nie czekałam na jej odpowiedź. Przeszłam obok Liama i ruszyłam w stronę klatki schodowej.
            Czułam ciepło i fale gorąca bijące od niego, kiedy za mną podążał. Otworzyłam jedne z drzwi i przepuściłam go przodem.
            Spojrzał mi w oczy i wszedł do środka. Niestety przywitał nas widok Coraline ujeżdżającej Declana. Głowę miała odrzuconą do tyłu, a on trzymał twarz na jej klatce piersiowej, gdy całował jej sutki.
            – Wyjść! – ryknęłam, aż oboje podskoczyli.
            Coraline zerwała się na równe nogi i szybko owinęła prześcieradłem. Zszokowana szeroko otworzyła brązowe oczy.
            Declan z kolei wyglądał na wściekłego.
            – Chyba sobie, kurwa, żartujesz?! To pierwszy raz od miesięcy, kiedy byliśmy ze sobą tak blisko!
            – Patrz, jak się przejęłam. Wynoś się albo przysięgam, Declan, że nakarmię cię twoim własnym kutasem.
            – Lepiej idź. – Liam westchnął i rozejrzał się za mini barem.
            Declan burknął.
            – Teraz.
            – Już idę! Na miłość boską, Liam, powiedziałeś jej wreszcie? – krzyknął, chwytając bokserki.
            Liam warknął głośno.
            – Dlaczego ani ty, ani Neal nie potraficie trzymać cholernych gęb na kłódkę?! Z czego ona jest zrobiona, z kryptonitu? Dlaczego, gdy się pojawia, obaj nie potraficie nabrać wody w usta?! Kiedy mówię, żeby się, kurwa, zamknąć, to macie nie otwierać pierdolonych ryjów!
            Powiedział kuzynowi… przede mną?
            – Declan, siadaj z powrotem, ty też, Coraline. Obie możemy zostać wdowami, nim ten wieczór się skończy.
            Declan wstał, ale wycelowałam broń w jego stronę, więc usiadł.
            – Niech ktoś lepiej zacznie wyjaśniać, zanim zacznę strzelać. – Czekałam, ale żaden z nich się nie odzywał. – Czy wy mnie w coś wrabiacie?
            – Do cholery, Melody, serio? – oburzył się Liam.
            – No cóż, jakoś nic mi tu do siebie nie pasuje, Liam. Rozmawiasz z ludźmi, rozmawiasz z policją. Powiedz mi to w twarz, gnoju. Próbujesz mnie wykiwać? Wrabiasz mnie w coś, prawda?
            Stał, tak po prostu gapiąc się na mnie, ogłupiały i… zraniony.
            – Naprawdę sądzisz, że po wszystkim, co razem przeszliśmy, zdradziłbym cię? Jesteś moją żoną.
            – Uznaj to za komplement. Wiem, jak bardzo lubisz władzę, Liamie. Beze mnie mógłbyś przejąć…
            – Znaleźliśmy twoją matkę – warknął, a nozdrza mu się poruszyły. – Declan miał cię zmylić. Usuwał i przepisywał kody, kiedy ty jej szukałaś, bo chciałem wiedzieć, z czym będziemy się mierzyć, zanim wpuszczę cię do tej cholernej, króliczej nory. Próbowałem cię chronić, bo martwiłem się, co to będzie dla ciebie oznaczać i jak bardzo cię to zrani. Wszystko, co robię, robię dla ciebie, a ty uważasz, że mógłbym cię sprzedać? Za co? Za władzę, którą już mam?
            Spojrzałam na Declana, który stał, ukrywając za plecami Coraline. Nie próbował się ruszyć ani odezwać.
            Powoli moja ręka opadła, kiedy próbowałam się zastanowić.
            – Moja matka została zabita przez Valero w katastrofie lotniczej.
            – Twoja matka używała nazwiska DeRosa i kontrolowała Valero, a już na pewno robił to twój dziadek, jako część rodziny DeRosa. Jest jego pitbullem, płatnym mordercą. Proszę. – Wyciągnął z kieszeni pendrive’a. – To lista wszystkich ludzi, których zabiła. Twoja matka to zimnokrwisty zabójca. Twój dziadek zaś jest szefem mafii i wiedział o tobie, a jednak pozwolił, by Valero po ciebie przyszli. Najprawdopodobniej to właśnie on ich wysłał. Teraz, kiedy Valero nie istnieją, nie wiadomo, kto przyjdzie następny.
            Umysł mi wirował.
            – Powinieneś był mi powiedzieć – szepnęłam, próbując myśleć, ale miałam w głowie pustkę. – To, kurwa, nie do przyjęcia! Jak śmiesz, Liamie?! Za kogo ty się, do cholery, uważasz?!
            – JESTEM TWOIM MĘŻEM! – ryknął. – Chcesz przeprosin? Idź do swojej matki, a jeszcze lepiej do cholernego ojca. To oni okłamywali cię przez całe lata, nie ja! Zrobiłem, co musiałem. Przyjęłabyś to wszystko emocjonalnie. Nie dlatego, że jesteś słaba, ale dlatego, że jesteś człowiekiem. Wszystko, czym jesteś, to efekt tego, co ci się w życiu przytrafiło. Jesteś, kim jesteś, bo twoja matka została rzekomo zamordowana. Ale to nie jest prawda. Odkrycie tego…
            – Myślisz, że mnie znasz! Co, ledwo po roku? Pieprz się, Liamie Callahan, jestem, kim jestem, bo taką się stworzyłam. Miałam prawo wiedzieć! A zamiast tego działałeś za moimi plecami jak skurwysyński ćwierćinteligent. – Cała drżałam i przed oczami miałam jedynie czerwień.
            – Działałem za twoimi plecami, bo chciałem przyjść do ciebie z kompletem informacji, nie połową. Dlaczego? Ponieważ wiedziałem, że przesadnie zareagujesz!
            Sądził, że przesadzam?
            – Oto ja, kiedy przesadzam! – syknęłam i wycelowałam w niego.
            – Mel…
            Wystrzeliłam.
            Jebać go! Jebać ich wszystkich.



Komentarze

Popularne posty