[PATRONAT] Rozdział czwarty Danielle Lori "The Sweetest Oblivion"



ROZDZIAŁ CZWARTY

A moim sługą jest ten syn ciemności.
William Shakespeare (tłum. Leon Ulrich)

Nico

W powietrzu poniósł się huk wystrzału, po którym narósł gwar głośniejszy niż brzęk sztućców o porcelanową zastawę. Członkowie rodziny Abelli rzucali mi ostrożne spojrzenia, moi bliscy zaś, sztywniejsi niż nogi od stołu, przy którym siedzieli, utkwili wzrok w deserze.
Rozsiadłem się wygodnie, położyłem przedramiona na stole, po czym zerknąłem na papieros, który obracałem między palcami. Złość była na tyle silna, że musiałem ją jakoś stłumić. Paliła mnie w gardle, w piersi i przesłoniła widok.
Chwilę później przeniosłem wzrok na Lucę, mojego podwładnego, a zarazem jedynego niezawodnego kuzyna. Przecierał dłonią usta w marnej próbie ukrycia rozbawienia. Patrzyłem na niego groźnie, przekazując w ten sposób, że dzisiaj mogę przystać na zastrzelenie dwóch członków rodziny. Wyprostował się, a dobry nastrój z niego uleciał.
Wygrał właśnie zakład o to, że ten dzień nie będzie bezkonfliktowy. Zwycięstwo było podwójne, ponieważ to, co dotyczyło słodkiej Abelli, liczyło się jako bonus. Rodzina wszystko traktowała jak hazard – naprawdę wszystko. Gdy trafiała się okazja na zdobycie paru dolców, korzystano z niej.
Wisiałem Luce pieprzone pięć tysiaków. I obarczałem za to winą małą, czarnowłosą primadonnę, ponieważ gdybym pomyślał teraz o jej bracie, wpakowałbym mu kulkę w przeklęty łeb.
Niektórych członków rodziny po prostu się nie lubi – i możliwe, że w odpowiednich okolicznościach samemu by się ich zastrzeliło. Ale kiedy zostaje się do tego zmuszonym… Wkurzyło mnie to, jakbym dostał szpicrutą. Zacisnąłem zęby; byłem niemal pewny, że w moich żyłach zaczął płynąć jad.
Papà lubił kopać mnie w żebra, gdy działałem bez namysłu.
Mamma po kłótni z ojcem paliła fajki przy kuchennym stole, odziana jedynie w koszulę nocną.
Odczuwając pieczenie w piersi i trzymając papierosa, uświadomiłem sobie, że naprawdę niedaleko pada jabłko od cholernej jabłoni. I chyba dlatego osoby znające Antonia Russo – nawet moja rodzina – bez wahania uznały tę sytuację za niefortunną.
Ukształtowali mnie ojciec i Cosa Nostra. Kombinacja równie zła jak beczka prochu oraz odrobina ognia. Braki w wychowaniu przez papę próbowała wypełnić mamma. Próbowała, przypłacając to powiększonymi źrenicami i zakrwawionym nosem. Świętej pamięci Caterina Russo z całych sił starała się wpoić jedynakowi szacunek do kobiet. Szczerze, jej nauki nic nie dały. Trudno było szanować matkę, kiedy w niektóre noce musiałem podnosić ją z podłogi. Nie wspominając już o tym, że dostawałem większość rzeczy, których zapragnąłem, gdy tylko podrosłem wystarczająco, aby o nie poprosić. Nie potrzebowałem uroku ani szacunku, żeby zdobywać kobiety – odkąd miałem trzynaście lat, robotę odwalały za mnie bogactwo oraz pozycja, jakie miałem zdobyć.
Mamma Luki jako pierwsza wykazała się męstwem, a na jej twarzy zagościł lekki grymas niezadowolenia. Rodzina mogła się wkurzać, ile chciała, ale ucieszyłbym się, gdyby chociaż jedna osoba podziękowała mi za powstrzymanie rozlewu krwi, który zepsułby idealną niedzielę.
Jezu. Przecież chodziło tylko o Stefana.
Nikt nie lubił Stefana.
Prawda była taka, że nie każdy mężczyzna radził sobie z byciem Russo. Nonna[1] mówiła kiedyś, że byliśmy gorącokrwiści. Chociaż może znajdowała tylko takie usprawiedliwienie faktu, że wszyscy jej męscy potomkowie byli chciwi, zaborczy względem rzeczy nienależących do nich, a także przekonani, iż zasługują na specjalne traktowanie. Russowie miewali własne zachcianki i kiedy czegoś zapragnęli, od razu musieli to dostać. Przeważnie zdobywali daną rzecz poprzez różnorodne nielegalne przedsięwzięcia. Ale może babcia miała rację, ponieważ odnosiłem wrażenie, że moja krew była za gorąca.
W przestronnym ogrodzie rozbrzmiewał utwór I’ll Be Seeing You Billie Holiday; ciche dźwięki wygrywane na pianinie przełamywały ciężką atmosferę pełną odchrząkiwania i odwracania wzroku. Obracałem papieros w palcach, próbując poskromić ochotę na zapalenie go. Paliłem wyłącznie wtedy, gdy byłem zbyt wściekły, by myśleć racjonalnie, lub – w rzadkich przypadkach – kiedy robiłem się nerwowy.
Salvatore wstał od stołu, aby odesłać służbę do domu. Wszyscy wiedzieli, kim był ich pracodawca i że miał jakieś powiązania z Cosa Nostrą, ale na pewno dla niektórych z nich widok trupa na patio oraz krwi wsączającej się w wyżłobienia w cegłach to było zbyt wiele.
Wychwyciłem tylko część rozmowy, która miała taki finał, jednak wystarczyło to, abym zrozumiał, że Tony przechwalał się zabiciem Piero, kolejnego z moich zidiociałych kuzynów. Nie zaskoczyła mnie ta informacja. Zaledwie ruszyła. Przetrawiłem jego śmierć tak samo, jak tę któregoś z Zanettich – whiskey nalaną na dwa palce. Głupota kosztuje życie. Ten świat rządził się swoimi prawami, a Piero zrobił wystarczająco wiele, by zapłacić cenę.
Szczerze miałem wielką nadzieję, że Stefan odłoży broń. Ale w pewnym stopniu nawet się nie przejąłem. W piersi poczułem złość, która została wywołana brakiem szacunku ze strony kuzyna i, co dziwne, odczułem ją dużo mocniej, ponieważ zagroził słodkiej Abelli. Zrodziło się we mnie irytujące przeświadczenie, że tylko ja mogłem jej grozić, więc zastrzeliłem Stefana, po czym patrzyłem, jak krew tryska na białą sukienkę Eleny.
Tony’emu stawał na myśl o mojej śmierci, odkąd jego kumpel spojrzał w lufę mojej czterdziestki piątki tyle lat temu, że wydawało się to już bez znaczenia. Założyłem, że będziemy mieli pewne problemy, ale źle oceniłem tego idiotę i nie przypuszczałem, iż przypomni sobie o nich podczas lunchu. Chyba bardziej niż sama moja obecność irytowała go świadomość, że zerżnę jego siostrę.
Zabębniłem papierosem o stół i, nim zdążyłem się powstrzymać, zerknąłem na słodką Abelli. Zmrużyłem oczy. Gdyby nie ona, byłbym winny Luce połowę pieniędzy.
Po oliwkowej skórze kobiety płynęła krew, a mimo to Elena jadła deser, ponieważ tak polecił jej papà. Przeważnie nie kręcił mnie sadyzm, ale, Jezu, wyglądała trochę seksownie. W kroczu poczułem niechciane mrowienie.
Myśl o sadyzmie sprawiła, że przeniosłem wzrok na Lorenzo – kuzyna siedzącego kilka miejsc dalej. Wpatrywał się w dziewczynę, jakby takie miał zadanie. I to nie jedno z tych wyznaczonych przeze mnie – ponieważ te zwyczajnie olewał – ale takie, do jakiego został powołany. Ani wizerunkiem, ani w rozmowach nie zdradzał swoich skłonności, jednak drania kręciło sado-maso. Wiedza o jego preferencjach i patrzenie na niego, gdy wbijał wzrok w Elenę Abelli, lekko mnie irytowały.
Zapewne lubiła na słodko, waniliowo.
Zapewne wolała, aby mężczyzna padł na kolana i trochę błagał.
Lorenzo by tak zrobił.
Ja wolałbym przytrzasnąć sobie fiuta drzwiami od auta.
Zastanawiałem się, co miała do mnie słodka Abelli, kiedy dziś w kościele piorunowała mnie wzrokiem. Poznałem to przezwisko, zanim spotkałem dziewczynę. Było niewinnym przydomkiem, który stał się rozpoznawalny – cóż, wśród mężczyzn, ponieważ Elena nie tylko była słodka, lecz także miała najsłodsze ciało.
Przez minione dwa lata słyszałem o jej tyłku więcej, niż chciałem usłyszeć przez całe życie. I szczerze mówiąc, miałem tego dość. Kiedy okazywało się, że coś było przereklamowane, odczuwałem zawód. W tym przypadku jednak padłem ofiarą własnego żartu, ponieważ nie spotkało mnie rozczarowanie.
Nigdy nie poświęcałem uwagi rozmowie, która schodziła na temat tej kobiety. Nigdy nie widziałem Eleny, ale drażniło mnie, że moi durni kuzyni marnowali czas na nawijanie o jakiejś cipce, jakbym im za to płacił. Jej imię wywoływało u mnie irytację, jakby zachodził wtedy odruch warunkowy. Kiedy zatem papà słodkiej Abelli powiedział, że córka nie nadaje się do zamążpójścia, nawet nie zapytałem o powód. Podpisałem tylko umowę na drugą z sióstr.
Później zobaczyłem Elenę w kościele.
Ja pierdolę.
Kuzyni taksowali wzrokiem każdą kobietę poniżej pięćdziesiątki. Jakąkolwiek kobietę, o ile miała przyzwoite krągłości, więc oczywiście nie wierzyłem plotkom.
Te myśli były jak mokry sen mężczyzny.
Jej ciało… zajebiście warte znalezienia się na plakacie, w gazecie, gdziekolwiek. Moją słabością były jej włosy: czarne, jedwabiste i na tyle długie, że mógłbym owinąć je wokół pięści dwa razy. Ta myśl samowolnie przemknęła mi przez głowę. I to w kościele. Jezu.
Ale to myśl spowodowana przez skromną, niewinną minę kobiety wydawała się przepalić przez moją skórę wprost do fiuta. Elena była cholernie słodka i zrozumiałem, skąd się wziął jej przydomek. Na pewno nie wynikał z osobowości Panienki Piorunującej Wzrokiem.
Obserwowałem ją z tylnej części kościoła o wiele dłużej, niż powinienem. Przyglądałem się, gdy każdemu podchodzącemu do niej parafianinowi posyłała ten sam uśmiech, jakby stali w kolejce, by zobaczyć się z Jej Wysokością. Miałem metr dziewięćdziesiąt dwa wzrostu – bynajmniej nie rzucałem się w oczy – a mimo to zauważyła mnie dopiero po pół godzinie i posłała śmiercionośne spojrzenie.
Słodka Abelli była słodka wobec każdego prócz mnie. Zaśmiałbym się, gdyby, z nieznanych powodów, mnie to nie wkurzyło. Pierwszy raz, odkąd zostałem bossem, ktoś otwarcie okazał mi brak szacunku. Może było to szczeniackie, ale zapragnąłem, by Elena Abelli wiedziała, że mnie również na niej nie zależy.
Żadna kobieta, której mężczyźni poświęcają tyle uwagi, nie mogła nie być nadęta i płytka. Po różowych szpilkach od projektanta wnosiłem, że lubiła wydawać pieniądze swojego papy. Jej siostra zaś miała na stopach japonki. Zapewne poślubiając młodszą z nich, oszczędzę kilka milionów dolarów.
Adriana była odrobinę osobliwa, aczkolwiek atrakcyjna. Gdyby nie porównywać jej do siostry, byłaby oszałamiająco piękna, jednak przy Elenie wtapiała się w tło. Pasowało mi to. Wolałem nie mieć żony, na myśl o której wszyscy moi kuzyni walili konia.
Nie żeby zależało mi na kobiecie, z którą się ożenię. Nadszedł czas na ślub, a w moim świecie oznaczał on zysk. Salvatore wdał się w sprzeczkę z Meksykanami, która przeradzała się w duży problem. Zmiękł na stare lata. Po ślubie pomogę mu odnaleźć przyczynę trudności i uporać się z nią w sposób, którego mnie nauczono: kulką w łeb. Przymierze miało mi przynieść kilka milionów, nie wspominając już o tym, że dzięki niemu przejmę kontrolę nad większością miasta.
Zaniepokoiłem się, gdy spoczął na mnie wzrok Eleny. Był jak ciepły, irytujący dotyk wyczuwalny na policzku. Nie zamierzałem poświęcać jej uwagi, lecz mimo wszystko na nią zerknąłem. Kark mnie swędział, niemniej patrzyłem jej w oczy, dopóki nie odwróciła wzroku.
Po spojrzeniu, jakie posłała mi w kościele, postanowiłem się dowiedzieć, dlaczego nie nadawała się do zamążpójścia. Okazało się, że słodka Abelli kiedyś uciekła i okazała słodycz jakiemuś mężczyźnie.
Wiedziałem jednak, że utracone dziewictwo córki nie było głównym powodem, dla którego Salvatore mi jej nie zaoferował. Wykorzystał je tylko jako wymówkę. Ojciec Eleny po prostu nie chciał, żebym się z nią ożenił, czego nie mogłem mu mieć za złe. Na jego miejscu też nie oddałbym córki facetowi takiemu jak ja. Łatwo było zrozumieć, dlaczego mężczyzna bez problemu zaproponował mi rękę młodszej z sióstr.
Ubrana w czarną sukienkę Adriana, siedziała przy mnie ze skrzyżowanymi nogami. Ciemne, sięgające do ramion włosy skryły jej twarz, gdy pochyliła się i nabazgrała coś długopisem na dłoni.
Nie odezwałem się do niej słowem, odkąd zjawiła się spóźniona. Szczerze mówiąc, niemal zapomniałem, że się przy mnie znajduje. Chyba nadeszła pora, żeby lepiej poznać moją przyszłą żonę.
– Co rysujesz? – Zapytałem.
Kobieta wahała się przez chwilę, po czym obróciła dłoń, by mi pokazać.
– Królika – stwierdziłem, zamiast zapytać, ponieważ rysunek był wyraźny.
Zacisnęła wargi i odsunęła rękę, aby wrócić do przerwanej czynności.
– Pana Królika – poprawiła mnie tonem, który normalnie by mnie wkurzył. Ale byłem już na granicy wytrzymałości, więc wzruszyłem ramionami, a następnie zacząłem planować, co zrobię z jej bratem
***


– Prawy czy lewy?
Mięsień na policzku Tony’ego drgnął, lecz on sam się nie odezwał, siedząc na krześle naprzeciw biurka swojego papy, jakby był na spotkaniu zarządu. Mimo że krew ciekła z jego ust na białą koszulę, wciąż miał rozbawiony wyraz twarzy.
Więc mu przyłożyłem. Ponownie.
Zapiekły obtarte knykcie.
Tony zacisnął zęby i przyjmował ciosy bez słowa. Należał do facetów, którzy byli na takim odlocie zafundowanym przez ich własny towar, że nie czuli bólu. Ale chłopak z pewnością coś poczuje, nim wyjdę z tego pomieszczenia.
Do gabinetu Salvatorego przesączały się przez żaluzje promienie słońca, oświetlając unoszące się w powietrzu pyłki kurzu. Goście już wyszli, więc można było powiedzieć, że lunch okazał się porażką. Co oznaczało, że będę musiał uczestniczyć w kolejnych przyjęciach. Żadna z rodzin nie chciała podjąć ryzyka związanego z zapoznaniem ze sobą wszystkich osób na wielkim spotkaniu, ponieważ mogłoby się wydarzyć coś podobnego do zajścia przy dzisiejszym posiłku, po czym przerodzić w rzeź na oczach kobiet i dzieci.
Luca stał przed drzwiami, wbijając chłodny wzrok w tył głowy Tony’ego. Benito i kolejny – poza Lucą – z jego młodszych kuzynów, który był w podobnym wieku do Adriany, opierali się o ścianę ze skrzyżowanymi na piersi rękami, podczas gdy Salvatore siedział za swoim biurkiem ze skruchą malującą się na twarzy.
Gdybym chciał, mógłbym rozpocząć wojnę z powodu śmierci Piero i zapewne dlatego Salvatore przystał na to, abym mógł torturować jego syna. A także dlatego, że przez głupotę syna życie jego córki zawisło na włosku.
– Spieprzyłeś, synu – powiedział ojciec Adriany i Eleny, zaciskając dłonie na blacie drewnianego biurka. – Ostrzegałem cię, a mimo to wpakowałeś się w tarapaty. Gdyby coś się stało Elenie, unosiłbyś się teraz na powierzchni rzeki Hudson. Masz szczęście.
– Szczęście – drwił Tony. Przesunął dłonią po żuchwie, po czym powiedział: – Lewy.
Pierś napełniła mi się satysfakcją.
W takim razie prawy.



[1] Nonna – (z wł.) babcia (przyp. tłum.).



Komentarze

Popularne posty