[PATRONAT] Czwarty rozdział R. L. Mathewson "Rozgrywka z sąsiadem"
Rozdział 4
Haley najpierw nabrała powietrza, a
następnie oświadczyła:
– Jestem lesbijką.
– Jesteś lesbijką? – powtórzył wstrętny facet, który od
dziesięciu minut kręcił się przy niej i zawracał jej głowę w kolejce. – Na
pewno?
Zdusiła śmiech. Mężczyzna wydawał się poważnie przejęty. Nie
znosiła wspomagać się orientacją, głównie dlatego, że nie była homoseksualna,
czasami jednak nie miała wyboru. Gdyby facet zalecał się do niej w uprzejmy
sposób, grzecznie by go zbyła, ale nie, w tej chwili zachowywał się jak świnia.
Naprawdę rzucił stary tekst o tym, jak to sukienka świetnie
na niej leżała, jednak lepiej wyglądałaby następnego ranka na jego podłodze.
Tak, smutne, zwłaszcza że byli w kawiarni i ledwie minęła siódma rano. Zaczynał
ją irytować sprośnymi uwagami, wchodzeniem w jej przestrzeń osobistą i
gapieniem się na jej piersi. Ponadto Haley robiło się niedobrze od jego
zapachu. Gdyby nie potrzebowała tak bardzo kofeiny, wyszłaby, ale nie mogła,
więc była pewna, że umrze.
Wczoraj wieczorem na mecz przyszedł Jason z kumplami. Gra
przedłużyła się o dodatkowe rzuty, a Haley, jako oddana fanka, nie położyła się
przed drugą w nocy i oczywiście obejrzała pomeczowe podsumowanie. Tak oto po
zaledwie czterech godzinach snu znalazła się w kawiarni, w której krytykowała ją
chodząca reklama dezodorantu.
Wciąż bawiło ją, że po trzech tygodniach, odkąd Jason
przestał ją onieśmielać, myślała o nim jak o wielkim misiu. Głupio jej było z
powodu swojego zachowania. Jason nadal bywał utrapieniem, ale był przy tym
miły. Ciągle „pożyczał” rzeczy z jej klasy, tyle że teraz zostawiał jej zabawne
karteczki, przez które śmiała się do łez, czym straszyła uczniów.
Nie mogła się powstrzymać przed zastanawianiem się, ile przyjaźni
ominęło ją przez całe życie z powodu nieśmiałości. Częściowo wynikało to z
tego, że po latach wznoszenia wokół siebie muru za ostro oceniała ludzi takich
jak Jason. Wciąż szalał i niedorzecznie flirtował, ale był też wielkim
słodziakiem. Postrzegał ją jak kumpla. W sumie miło, że traktowano ją jak
jednego z chłopaków.
Mimo to pierwsze wrażenie bywało czasem trafne, jak w
przypadku obecnego problemu.
– Tak, jestem pewna.
Rozmówca zamyślił się na chwilę.
– Cóż, a może chciałybyście…
– Nie – oznajmiła stanowczo.
– Ale co, jeśli ja…
– Nie.
– No weź, nawet nie pozwalasz mi dokończyć. Mam taką kamerę…
– Nie – powtórzyła uparcie.
– Byłoby fajnie.
– Nie.
– Ale co, jeśli…
– Powiedziała „nie” – wtrącił Jason, wciskając się do
kolejki i obejmując ją w ten swój leniwy sposób.
– Hej! Mówiłaś, że jesteś lesbijką! – rzucił oskarżycielsko
facet.
Jason bez zwłoki odpowiedział:
– Jest. Jestem tylko jej suką.
Koleś zmrużył oczy, gniewnie patrząc na rękę, którą
obejmował ją Jason, a następnie na Haley. Jeszcze raz spojrzał na jej kumpla i
wyczytała z jego twarzy, że zastanawiał się, czy ciągnąć temat. Wnosząc po jego
drobnej sylwetce i atletycznej budowie Jasona, mądrze zdecydował, że lepiej
odpuścić.
– To co mi stawiasz? – zapytała Jasona.
Prychnął.
– Ja? Dlaczego mam ci coś kupić?
– Bo wczoraj pomogłam ci wygrać pięćdziesiąt dolarów w zakładzie
z Brianem.
Przewrócił oczami.
– Zdobyłbym je bez twojej pomocy.
– Yhy – mruknęła, podchodząc do lady, aby złożyć swoje
zamówienie. Wzięła też muffinkę z kawałkami czekolady, bo wiedziała, że Jason
ukradnie jej jedzenie. Z jakiegoś powodu ciągle je zabierał.
– Tak. Nie potrzebowałem pomocy, wiesz? – ciągnął bardziej
stanowczo.
Wzięła zamówienie, kiedy czekał na swoje i ruszyła do
wyjścia.
– Do zobaczenia.
– Sam wygrałbym ten zakład! – krzyknął za Haley, wywołując
uśmiech na jej twarzy. Czasami zachowywał się jak duże dziecko, co było dość
urocze.
***
Jason stłumił uśmiech, gdy Haley
mówiła dyrektorowi Jenkinsowi, że nie może opiekować się uczniami na
dzisiejszej potańcówce. Miesiąc temu jego nieśmiała przyjaciółka wbiłaby wzrok
w kubek z kawą i zgodziłaby się bez względu na własne plany. Teraz zaś
odmawiała stanowczo acz delikatnie.
Był z niej dumny. W końcu to z jego powodu nabrała odwagi.
Trochę nad nią popracował i osiągnął niezły efekt. Kto by pomyślał, że pod lukrem
skrywa się tygrysica? Na pewno nie on, ale miło było zobaczyć, że sąsiadka
chociaż raz obstaje przy swoim. Kadrze pedagogicznej może nie podobała się jego
metodyka i wyluzowane relacje z uczniami, ale przynajmniej nigdy nie atakował
kobiety takiej jak Haley, aby wykorzystywać ją do opieki nad dzieciakami czy
organizowania różnych rzeczy.
– Ale Haley, naprawdę potrzebujemy, byś zaopiekowała się
uczniami. John ma na dziś bilety do teatru.
– Przykro mi, Tom, też jestem zajęta. Chciałabym pomóc, ale
nie mogę odwołać planów w ostatniej chwili. Sam rozumiesz – oświadczyła
grzecznie, jednak stanowczo.
Najwidoczniej rosło jej poczucie własnej wartości, przez co
zyskiwała w oczach i nie on jedyny dokonał tej obserwacji. Nauczyciele
okazywali jej więcej szacunku, a mężczyźni ją dostrzegali. Brał na siebie
wszystkie zasługi za protegowaną. Tak, był mistrzem. Zapewne nadszedł czas, aby
wykorzystał swoją wspaniałość do czynienia dobra.
Zauważył stolik, przy którym zostawiła kawę i muffinki, tak
samo jak trzej mężczyźni – jego zdaniem frajerzy – którzy mierzyli wzrokiem
krzesła obok miejsca Haley. Minął ich bez wahania i usiadł przy jej stoliku,
czym sprowokował facetów do posłania mu śmiercionośnych spojrzeń. Peszek.
Uważał, że jeśli koleś nie miał jaj, by wykonać pierwszy krok, to nie
zasługiwał na kobietę, której pożądał.
Nie żeby on pożądał Haley. Bo jej nie pożądał. Była jego kumpelką
i powoli stawała się jednym z najlepszych przyjaciół. Nie, po prostu bardzo
pragnął gorącej muffinki z kawałkami czekolady i dodatkiem masła, którą
wcześniej kupiła.
Odetchnął radośnie, gdy wyłowił wypiek z papierowej torebki.
– Kiedy się nauczy? – mruknął, zabierając się do zjedzenia
ukradzionego smakołyku.
– Proszę, częstuj się – powiedziała cierpko Haley, siadając.
Zaczęła słodzić kawę.
– Dziękuję, chyba tak zrobię – odparł zadowolony, smarując
muffinkę masłem. – Jakie cudowne plany masz na wieczór? – zapytał między
kęsami.
– Randkę – oświadczyła.
– Czyli nasz romans się skończył – stwierdził, wydymając
usta.
– Najprawdopodobniej.
– Cierpię.
– Przetrwasz… dzięki terapii, rzecz jasna – dodała,
puszczając do niego oko. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
– Z kolejnym frajerem?
Odwróciła wzrok i wymamrotała coś pod nosem.
– Przykro mi, ale nie rozumiem tego mruczenia – wyjaśnił,
mierząc wzrokiem gorącą muffinkę z jabłkami i kruszonką, którą Haley wyjęła z
torebki. Kurna, jak mógł nie zauważyć tego pysznego kąska?
Wydawało się, że jego ręka miała własną wolę, ponieważ
wyciągnęła się w kierunku ciastka. Wydając zduszony okrzyk, Haley przykryła
dłonią babeczkę.
– Zapanuj nad sobą! – syknęła, odrywając kawałek wypieku. Wbił
wzrok w smakołyk. Wygiął usta w podkówkę, a Haley przewróciła oczami, nie
przestając jeść. Cholera, gdzie się podziała miłość? Był głodnym mężczyzną.
Wzdychając, otworzył swoją torbę i wyjął jedną z trzech kawowych bułeczek, a
następnie się w nią wgryzł, nie odrywając wzroku od muffinki.
– Jesteś żałosny – mruknęła Haley, przewracając oczami.
Podsunęła mu pozostałą połowę babeczki. Uśmiechnął się szeroko i z
przyjemnością ją pochłonął. Smakowała tak samo dobrze, jak wyglądała.
– No to czego nie chcesz mi powiedzieć, pasikoniku? –
zapytał, mieszając kawę. Uważał, że ostatni facet, z którym się umówiła, był co
najmniej frajerem, poza tym czy nie o to chodziło? Frajer nie zasługiwał na
zebranie owoców ciężkiej pracy Jasona. Będą nad tym pracować, aż umówi się z
kimś, kto zdobędzie jego aprobatę. Z kimś fajnym, kto ma domek w New Hampshire,
z którego mogliby korzystać na wyjazdy na ryby lub dom na Florydzie, który
bardzo by go ucieszył. Zimą chętnie by połowił na głębokim morzu.
– Przestań tak do mnie mówić! – syknęła cicho Haley. – Setny
raz ci powtarzam, że nie jestem Kwai Chang Caine’em, a ty nie jesteś mistrzem
Po[1].
Wzruszył tylko ramionami.
– Jeśli tak ci się wydaje…
– Tak.
– Czy mogę prosić o uwagę, zanim rozejdziecie się do klas? –
zapytał Jenkins, unosząc podkładkę do pisania, aby spojrzeli na niego wszyscy
przebywający w pokoju nauczycielskim. – Potrzebujemy na dzisiejszą potańcówkę
jeszcze jednego ochotnika – ogłosił, patrząc z nadzieją na Haley.
– Nakładaj i ścieraj wosk[2]
– szepnął Jason, na co Haley prychnęła.
– Mówiła coś pani, panno Blaine? – zapytał Jenkins, przez co
zebrani skierowali na nią wzrok.
Jason oparł się na krześle i obserwował kobietę, na twarz
której wstępował rumieniec. Nerwowo poprawiła okulary na nosie. Ach, wyglądało
na to, że jego protegowana wciąż nie lubiła znajdować się w centrum zainteresowania.
Cóż, musi do tego przywyknąć, jeśli mają być przyjaciółmi, bo Jason miał dość
nieprzyjemny zwyczaj skupiania na sobie uwagi, gdziekolwiek by nie poszedł.
– Tak, panno Blaine? Chciała pani coś powiedzieć? – dorzucił
Jason z rozbawieniem.
Spiorunowała go spojrzeniem, mrużąc oczy, po czym zwróciła
się do Jenkinsa, a w miejscu nieprzyjemnego grymasu pojawił się słodki i
niewinny uśmiech. Tak się na nim skupił, że niemal nie zarejestrował jej słów.
– Nie, panie Jenkins, ja nic nie mówiłam. Pan Bradford
zgłosił się do opieki na potańcówce – oznajmiła radośnie.
– Co? – zapytał, ale było już za późno.
Jenkins uśmiechnął się do Jasona.
– Cóż, wspaniale! Bardzo dobrze. Niech pan przyjedzie o
siódmej. Zabawa trwa do jedenastej. Dziękuję, panie Bradford – powiedział
dyrektor, przy czym Jason zorientował się, że przełożony nawet nie zapytał go o
zgodę, nim niemal wybiegł z pokoju, nie dając pracownikowi szansy na odmowę.
Jason zwrócił się do Haley:
– Ty zdradziecka złośnico – wymamrotał cicho.
W mniej niż sekundę niewinny uśmiech stał się nikczemny.
– Miłej zabawy na potańcówce. – Wstała i złączyła dłonie jak
do modlitwy, po czym ukłoniła się.
Mądrala.
Zdradziła go. Cholera, ależ to zabolało. Niemniej
wyszczerzył zęby w uśmiechu. Naprawdę nieźle zaczynała sobie radzić.
***
– O Boże, kocham go! – zawyła głośno
Cindy czy jak jej tam było. Jason ze zdenerwowaniem przestąpił z nogi na nogę.
Nie radził sobie z emocjami, zwłaszcza u kobiet. Rozejrzał się z niepokojem i
niemal odetchnął z ulgą, gdy zauważył grupkę dziewczyn podchodzącą do
zawodzącej nastolatki.
– Palant z niego! – powiedziała któraś.
– Nie mów tak. Ja go kocham! – chlipała Cindy.
– Oj, wiem. Ale nie jest wystarczająco dobry dla ciebie –
stwierdziła odrobinę pulchna dziewczyna, obejmując płaczącą koleżankę.
Okej. Wszystko w porządku. Mógł zatem wrócić do opiekowania
się gromadą napędzanych hormonami nastolatków i okropnej muzyki. Naprawdę miał
ochotę zabić Haley. Oddalił się.
– Panie Bradford, dlaczego on mi to zrobił? – dociekała
dziewczyna.
Zamarł w pół kroku i rozejrzał się nerwowo z nadzieją, że
znajdował się w pobliżu jakiś inny pan Bradford, który zajmie się problemem.
Okazało się jednak, że nie miał tyle szczęścia.
Odchrząknął.
– Co takiego?
Prychnęła, posyłając mu pełne niedowierzania spojrzenie,
oznaczające, że uważa, iż nauczyciel powinien wiedzieć, co się dzieje w jej
życiu. Biorąc pod uwagę, że mężczyzna nie zwracał zbyt wielkiej uwagi na życie
jakiejkolwiek kobiety, nastolatkę czekała nieprzyjemna konfrontacja z
rzeczywistością. Na szczęście zlitowała się nad nim przyjaciółka dziewczyny,
która wyjaśniła:
– Marc Griswold. W ciągu ostatnich dwóch tygodni dwa razy
zjedli lunch przy tym samym stoliku i rozmawiał z nią podczas godziny na
samodzielną naukę, nawet zapytał ją, czy pożyczy mu notatki. A przyszedł na
potańcówkę z nią – warknęła z takim niesmakiem, że spojrzał tam, gdzie i ona
patrzyła.
Marc tańczył z bardzo ładną brunetką. Jason przypomniał
sobie, że dziewczyna miała na imię Janie. Była bystra i cholernie zabawna.
Jeśli go pamięć nie myliła, uczeń podkochiwał się w niej od dwóch lat.
Normalnie pewny siebie i wyluzowany, biedaczyna zamieniał się przy niej w
jąkającego się durnia. Jason zastanawiał się, kiedy chłopak w końcu zbierze się
na odwagę i zaprosi ją na randkę.
– Hmm, to dobrze – mruknął.
Oburzone dziewczyny wydały zduszony okrzyk.
– Jak pan może, panie Bradford? – zawyła głośniej
nastolatka. Aż się wzdrygnął.
Zabije za to Haley.
***
– Bardzo dobrze się bawiłem –
powtórzył Jonathan zapewne dziesiąty raz.
Haley zmusiła się do uśmiechu i, oczywiście, kłamstwa:
– Ja też – powiedziała, mając nadzieję, że mężczyzna nie
będzie dociekał, co jej się podobało w ich spotkaniu, ponieważ poczułaby
presję, aby zastanowić się nad czymś miłym, oczywiście nie wspominając o tym,
iż przyjemny był jedynie fakt, że randka się kończyła.
Ostatni raz umówiła się z facetem poleconym jej przez Mary,
jej pierwszą i najdroższą przyjaciółkę. Można byłoby pomyśleć, że Haley czegoś
się nauczyła po tym, jak kumpela próbowała ją wyswatać z wypychaczem zwierząt,
który lubił nosić kobiece ciuchy, ale najwyraźniej nie dostała nauczki, skoro
zgodziła się spotkać z tym przegrywem.
Randka nie zaczęła się źle. Mężczyzna przyszedł na czas i
uznała, że jest całkiem uroczy jak na nerda. Był wysoki, odrobinę chudy, ale
mimo wszystko nieźle się prezentował. Miał czyste ubranie i przyjemnie
pachniał. Pierwsza wskazówka odnośnie do tego, że coś było nie tak, pojawiła
się, gdy dotarli do restauracji.
To wtedy pierwszy raz zadzwoniła jego matka. Tak, pierwszy
raz, co znaczy, że telefonowała kilkakrotnie. Spotkanie trwało cztery godziny –
wolno jadł – a rodzicielka dzwoniła do niego w sumie dwadzieścia trzy razy. Była
pewna, że rozmawiał z mamą, ponieważ nie wstawał od stolika, by odebrać i miał
ustawioną dość sporą głośność podczas rozmowy.
Matka dzwoniła do syna z różnych powodów: stęskniła się,
chciała zapytać, czy nie wolałby wrócić do domu i zjeść posiłek, który sama
przyrządziła, czy żeby przypomnieć mu, by posprzątał jutro w pokoju. Do tego
ulubiony tekst Haley: pytała, czy wciąż był z „nią”. Wnosząc po tonie kobiety i
liczbie wykonanych telefonów, mamusi nie ucieszyło, że synek poszedł na randkę.
Synek miał trzydzieści pięć lat i przyznał, że nigdy nie mieszkał sam. Dlaczego
miałby się wyprowadzić, kiedy mógł mieszkać z najlepszą przyjaciółką? To znaczy
z najdroższą matulą. Mimo to dość długo narzekał, że matka bywała
niesprawiedliwa. Kto mógł wiedzieć, że trzydziestopięcioletni mężczyźni dostają
szlaban za niezbieranie brudnych skarpetek? Haley na pewno nie miała tej
świadomości.
Nie mogła się doczekać wejścia do domu i przebrania w jeansy
oraz T-shirt, a także pośmiania się z Jasonem z tej randki. Oczywiście pod
warunkiem, że sąsiad wybaczył jej żart. Z tego powodu trzymała pojemnik na
resztki z restauracji z dużym kawałkiem ciasta czekoladowego przełożonego
kremem z masła orzechowego. Jason był dużym dzieciakiem. Dużym dzieciakiem, którego
można było przekupić jedzeniem.
– Dotarliśmy – oznajmiła pogodnie, gdy mężczyzna wjechał na
jej podjazd. – Było miło. Jeszcze raz dziękuję – powtórzyła szybko, niemal
wybiegając z auta.
– Masz ładny dom – pochwalił, znajdując się zbyt blisko
niej. Haley spojrzała za siebie i stłumiła przekleństwo, zanim je
wypowiedziała. Facet szedł za nią do drzwi. Chciało jej się płakać, naprawdę.
Kiedy skończy się ten koszmar?
Podeszła do wejścia i znów uśmiechnęła się sztucznie.
– Jeszcze raz dziękuję.
– Nie ma za co. – Uśmiechnął się nieśmiało, nim pochylił się,
by ją pocałować. Na szczęście w porę zauważyła, co się święci, więc udało jej
się obrócić głowę tak, aby dość mokry pocałunek złożył na jej policzku. Fuj…
Ledwie się powstrzymała, by nie wytrzeć twarzy. Postanowiła
wkrótce ją umyć pod bardzo gorącym prysznicem.
– Ups. Przepraszam – mruknął, pochylając się, by ponownie ją
pocałować.
Otworzyła drzwi szybciej, niż wydawało się to możliwe.
Cofnęła się, uciekając przed śliną.
– Było miło, ale…
– Mogę wejść na kawę? – zapytał gorliwie, po czym oczywiście
musiał dodać: – Dziś mogę wrócić, o której chcę.
Wiedziała, że kłamał. Ktoś będzie miał w domu kłopoty. W
myślach wydała dźwięk wyrażający dezaprobatę.
Otworzyła usta, by grzecznie odmówić, kiedy rozbrzmiał
krzyk:
– Pomocy!
Haley podskoczyła. Co, u licha? Brzmiało to tak, jakby w jej
domu był Jason.
– Pomocy, proszę! Niech mi ktoś pomoże! Dlaczego nikt mi nie
pomaga?
– Co to? – zapytał zdenerwowany Jonathan.
Haley nie została, aby odpowiedzieć, tylko od razu pognała w
kierunku, z którego dobiegał wrzask. Z jej pokoju? Otworzyła drzwi i niemal
potknęła się o własne nogi, zatrzymując się przed samym łóżkiem.
– Co, do cholery… – Jonathan stanął za nią.
– Och, dzięki Bogu wróciłaś, Haley! – powiedział sąsiad,
radośnie jak na kogoś w samych bokserkach i przywiązanego do łóżka. – Mówiłaś,
że podniecasz się, wiedząc, że czekam na ciebie w takim wydaniu, ale naprawdę
muszę skorzystać z toalety i wyprostować nogi, zanim… – Urwał, kiedy zauważył
Jonathana. Westchnął teatralnie. – Myślałem, że poinformujesz mnie z
wyprzedzeniem, jeśli ktoś dołączy do nas w sypialni. – Przewracając oczami,
ciągnął: – Tym razem nie mam ci tego za złe. Na szczęście mamy chyba
wystarczająco lubrykantu. – Spojrzał w zamyśleniu na Jonathana, który wciąż tępo
wpatrywał się w Jasona. – Mam nadzieję, że nie krzyczysz. Ostatni facet darł się
wniebogłosy za każdym razem, gdy…
– Jesteście chorzy! – krzyknął Jonathan, wchodząc Jasonowi w
słowo. – Trzymaj się ode mnie z daleka i nie dzwoń do mnie. Powiem o wszystkim
mamie!
Haley nawet nie spojrzała na Jonathana, piorunując wzrokiem
mężczyznę w jej łóżku, który uśmiechał się zadowolony z siebie. Była mgliście
świadoma tego, że trzasnęły drzwi, a następnie rozbrzmiał pisk opon.
– To dla mnie? – zapytał Jason, wymownie patrząc na trzymany
przez nią styropianowy pojemnik.
– Mhm – mruknęła, podchodząc do niego. Postawiła pudełko na
jego piersi i otworzyła. Nie umknęło jej uwadze, że z przyjemności szeroko
otworzył oczy.
– Czy to…
– Tak, to krem z masła orzechowego – dokończyła za niego.
Zwilżył wargi językiem, wbijając wzrok w wielką porcję
deseru.
– Jesteś najlepsza. Rozwiąż mnie, żebym mógł zjeść –
polecił, wpatrując się w ciasto i zapewne zastanawiając się, od której strony
je zaatakować.
– Nie możesz się uwolnić?
– Nie.
– Sam się przywiązałeś?
– Tak. Ciasto. Teraz, kobieto.
– Yhy… – Odeszła od łóżka i ruszyła do łazienki.
– Czekaj, dokąd idziesz?
– Po coś, aby cię rozwiązać.
– Pospiesz się.
– Jasna sprawa – wymamrotała ucieszona, że nie widział jej
pełnego samozadowolenia uśmiechu.
[1]
Zarówno określenie „pasikonik”, jak i nazwiska Kwai Chang Caine oraz mistrz Po
są nawiązaniami do amerykańskiego serialu Kung
Fu, emitowanego w latach 70. To właśnie mistrz Po nazywał swojego ucznia,
mnicha Caine’a, pasikonikiem (przyp. red.).
[2]
Nawiązanie do filmu Karate Kid
(przyp. red.).
Komentarze
Prześlij komentarz