[PATRONAT] Rozdział trzeci "Ruthless People" J.J. McAvoy
Morderstwo
zrodzone jest z miłości,
a
miłość osiąga największą intensywność w morderstwie.
~Octave
Mirbeau
LIAM
– Ktoś tu jest nieco arogancki. – Declan zaśmiał się
do telefonu. – Ona już się spakowała, Liam.
I
rzeczywiście, kiedy mój samochód podjechał pod drzwi rezydencji we włoskim
stylu, zobaczyłem, że kilku ludzi Giovanniego pakuje do białego jeepa,
zaparkowanego z boku domu, walizki, które, jak się domyślałem, zawierały rzeczy
Melody. Kiedy nas dostrzegli, dokończyli tak szybko, jak to możliwe, i zniknęli
za drzewami, które okalały tył domu. Wszyscy byli rozmiarów Neala i nie mogłem
przestać zastanawiać się, jak będą wyglądać przy naszych ludziach. Ta fuzja
jest największą, jaką dotąd widział świat mafijny. Irlandczycy i Włosi
zachowywali się jak Anglicy i Francuzi – walczyliśmy ze sobą od pokoleń.
–
Jest taka sama, jak one wszystkie – powiedziałem przez Bluetootha. – Zakochana
w karcie kredytowej tatusia. Z tego, co widzę, wynika, że nie powinna być gorsza
niż Coraline.
–
Albo twoja matka – odparł Declan, kiedy samochody zatrzymywały się na
podjeździe. Nie mógł zaprzeczyć, że jego żona była dzikuską, kiedy przychodziło
do wydawania pieniędzy. Przyssała się do plastikowej karty bardziej niż
pijawka, a Declan, jako że był mięczakiem, nie potrafił jej ograniczać. Byłoby
świetnie, gdyby wydawała pieniądze na siebie lub rodzinę, ale nie, ona musiała
trwonić je po całym mieście, niepotrzebnie ściągając na nas uwagę. Żona Neila,
Olivia, była jej zupełnym przeciwieństwem. Przeszłaby obok głodującego dziecka
bez mrugnięcia okiem i kupiła sobie nową parę butów. Jak wszyscy pozostali,
będę musiał pozwalać Melody wydawać, ile dusza zapragnie, o ile dostanę to,
czego potrzebuję.
Rozłączyłem
się i z całych sił próbowałem powstrzymać chęć szczerzenia się jak kretyn. Gdy
tylko wysiadłem z mojego audi, poczułem, że szczęście zaczyna się do mnie
uśmiechać.
–
Liam – zaczął ojciec, stając u mojego boku. – Przejmujesz kontrolę. Nie wtrącę
się w nic, co wydarzy się od tej chwili. Jeśli to zrobisz, będziesz mógł z całą
pewnością stwierdzić, że pokonałeś wszystkie przeszkody na naszej drodze, a ja
pozwolę ci zająć moje miejsce jako Ceann
na Conairte. Jednak dopóki kontrakt nie jest podpisany, oni pozostają
naszymi wrogami. Jak zawiedziesz, możesz szukać pociechy u matki, ode mnie nie
dostaniesz nic.
Nawet bym, kurwa, nie poprosił, pomyślałem
z goryczą. Przytaknąłem tylko i przyjąłem moją biznesową postawę.
Declan
i Neal poszli w moje ślady. Omawialiśmy różne scenariusze dzisiejszego dnia i
byliśmy przygotowani na każdą ewentualność. Neal miał czterech snajperów w
pogotowiu, a Declan zablokował wszystkie częstotliwości poza naszymi. Mieliśmy
też samochód niecałą przecznicę stąd, pełen ludzi, którzy tylko czekali, by
podciąć Giovannim skrzydła. Pozostawaliśmy wrogami, dopóki kontrakt nie
ustanowi inaczej. Byłem zwarty i gotowy, by podpisać ten papier i zdobyć
wreszcie należny mi tytuł Ceann na
Conairte.
–
Nadchodzą – oznajmił Neal z mojej lewej, w chwili, gdy drzwi do posiadłości
otworzyły się, ukazując starszego, zblazowanego mężczyznę z blizną biegnącą od
czoła do policzka.
–
Witajcie, Callahanowie, w Posiadłości Giovannich. Pan Giovanni już czeka i
przykazał mi pominąć na razie formalności. Zaprowadzę was do jego biura. – Starszy
mężczyzna ukłonił się nisko, jakby urwał się z jakiegoś pieprzonego Downton Abbey. Declan z pewnością będzie miał z tego później
niezły ubaw, ale w tym momencie trzeba zająć się pracą.
Przytaknąłem,
również nie chciałem tracić czasu na formalności. Wszyscy wiedzieliśmy, po co
tu jesteśmy i nie było sensu bawić się w te bzdury. Przeważnie to ojciec szedł
z przodu, ale skoro byłem dzisiaj głównym zainteresowanym, pierwszy wkroczyłem
do środka za staruszkiem. Dom wyglądał pięknie, widać w nim było bogactwo i
pieprzone Włochy, w oczy rzucały się klasyczne, ceramiczne kafle, zbyt wiele
posągów, a wszechobecny zapach róż obezwładniał. Czułem się tu bardziej jak w
muzeum starożytnego Rzymu niż w domu.
Wreszcie
staruszek zatrzymał się, i nie zawracając sobie głowy pukaniem, otworzył nam
drzwi. Wkraczając tam po raz pierwszy, w wieku dwudziestu siedmiu lat, byłem w
szoku. Nie pokazałem tego na twarzy, ale wewnętrznie byłem zszokowany.
–
Któż to, jeśli nie moja ulubiona irlandzka rodzina mafijna? – rzekł siedzący na
wózku inwalidzkim Orlando, kaszląc. Po mężczyźnie znanym jako „Żelazne Ręce”
nie było już śladu. Gabinet Giovanniego wypełniały antyczne zwoje, półki z
książkami rozstawione były na wszystkich ścianach, od podłogi aż po sufit,
wyłączając tylko jedno wielkie okno, a wszędzie wokoło ustawiono ręcznie
robione, dziewiętnastowieczne meble. Jednak nic tu nie było tak cenne jak widok
tego starego, zniedołężniałego mężczyzny. Orlando rozciągnął bezwłosą twarz w
uśmiechu. – Sedricu, dobrze ich wyszkoliłeś. Nawet się nie wzdrygnęli.
–
Czuję się urażony, że dopiero teraz to zauważyłeś – odparł ojciec i po jednym
krótkim spojrzeniu na niego już wiedziałem, co myśli. Był tak zszokowany jak my
wszyscy. Po prostu dobrze to ukrywał.
W
świecie mafii Orlando „Żelazne Ręce” Giovanni był żywą legendą. O rzeczach,
które robił, nie dało się mówić głośno bez wywołania mdłości u ludzi lub
spowodowania, że zsikają się w gacie. Był jednym z niewielu ludzi, których mój
ojciec szanował i w pewnym sensie obawiał się. Obaj czuli przed sobą zdrowy
lęk, ale człowiek, który znajdował się teraz przed nami wyglądał, jakby nie
stał obok „Żelaznych Rąk” od wielu lat.
To wyjaśnia, dlaczego nalegał na
sfinalizowanie tego połączenia, pomyślałem.
–
Proszę, usiądźcie. Kontrakt leży na biurku – powiedział.
Wiedziałem,
że żaden z nas nawet się nie ruszy. Tylko Ceann
na Conairte mógł usiąść w obecności wroga, więc odpiąłem guzik marynarki, a
pozostali ustawili się wokół mojego krzesła.
–
Czytaliśmy już kontrakt. Chcemy tylko upewnić się, że twoja córka go podpisała
– odparłem. Czytałem go tyle razy, że znałem go na pamięć, linijka po
pieprzonej linijce.
–
Przeczytaj jeszcze raz, ona już podpisała – wykrztusił Orlando pomiędzy
kolejnymi kaszlnięciami.
Kusiło
mnie, żeby porzucić swój spokój, ale zerknąłem na Declana, milcząco nakazując
mu, by przeczytał. Potrafił czytać tak szybko jak ja, a nie chciałem dać
Orlando satysfakcji, że wciągnął mnie w swoją gierkę. Na razie będę udawał
miłego, ale nie miałem nic przeciwko skopaniu człowieka na wózku.
–
Liam – Declan warknął, podając mi papiery.
Chwilę
zajęło mi, by wczytać się w dwie linijki, które zostały zmienione.
–
Chyba żartujesz – parsknąłem i podałem dokument Neilowi i ojcu. – Oczekujesz,
że tak po prostu pozwolę jej niańczyć moją firmę?
Brązowe
oczy Orlando zwęziły się. Brak brwi sprawiał, że wyglądał na jeszcze bardziej
chorego.
–
Wolimy określenie imperium –
oznajmił.
–
Oczywiście, że tak. – Pierdoleni Włosi i
ich imperium. – Orlando… I tak, będę nazywać cię Orlando nie przez brak
szacunku, ale ze względu na pewność, że pod koniec tego wieczoru na palcu
twojej córki spocznie mój pierścionek i niczego jej w życiu nie zabraknie. Kupi
sobie słońce, nawet dwa razy, jeśli przyjdzie jej ochota. Będziemy się nią
opiekować i traktować jak każdą inną kobietę Callahanów, czyli jak cholerną
królową. Twoje imperium poprowadzę z
taką samą troską i szacunkiem.
Orlando
zerknął na mnie chytrze i skrzyżował słabe ramiona.
–
Piękne słowa, chłopcze. I będę nazywał cię chłopcem,
bo nawet jeśli uważacie się za królów, nigdy nie będziesz wystarczająco dobry
dla mojej córki. Nie prosiłem jej, by cię niańczyła. Melody jest inteligentna i
udowodni swoją użyteczność. Nie mam wątpliwości, że imperium poradzi sobie świetnie.
Dokładnie tak jak widział twój brat, kiedy włamał się do naszej bazy.
Kątem
oka dostrzegłem, że Declan zesztywniał u mego boku. Nikt nigdy nie zauważył, że
gdziekolwiek się włamał. Właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę, że
zostaliśmy wystawieni. Orlando chciał, żebyśmy zobaczyli, jak wiele stracimy,
jeśli nie ulegniemy.
–
Orlando…
–
Nie próbuj mi mydlić oczu. Jestem Włochem, opanowaliśmy tę sztukę do perfekcji.
Podpisujesz albo się żegnamy. To moja jedyna oferta. A gdybyś nie zauważył, nie
mam zbyt wiele czasu na bzdury.
Ten
stary skurwiel miał mnie w garści.
Włożyłem
rękę do kieszeni i wymacałem kastet. Miałem ochotę rozwalić mu pysk. Żyła na
mojej szyi pulsowała wściekle, zawsze tak się działo, kiedy poczułem żądzę
krwi. Gniew spowodował, że obraz przed moimi oczami zaczął się rozmazywać.
Wiedziałem dobrze, że ojciec czeka, by zobaczyć, co zrobię. Jakąkolwiek decyzję
podejmę, tutaj stanie za mną, a w domu da mi popalić. Nie pozwolę, żeby
ktokolwiek mnie zawstydzał, a już zwłaszcza staruch z jedną nogą w grobie. Nie
tu, nie teraz, nigdy. W pokoju zapadła cisza, kiedy wstałem, podszedłem do jego
barku i nalałem sobie brandy. Chciał grać ostro? Nie ma sprawy.
–
Ile ona właściwie wie o firmie, och, przepraszam, o imperium, jak to wy mówicie? – zapytałem, nalewając alkohol.
–
Wystarczająco.
Uśmiechnąłem
się złośliwie i odwróciłem do niego.
–
Wystarczająco? Tylko tyle możesz mi zaoferować? Orlando, idźmy na kompromis.
Obaj wiemy, że może być inteligentna, ale żaden ojciec nigdy nie pozwoliłby
swojej małej księżniczce oglądać rzeczy, które my oglądamy, albo robić tego, co
my.
–
Ona szybko się uczy. Zważywszy na kobiety, z którymi dotąd byłeś, czy to nie
dość? – Miał trochę racji.
Odwracając
się do brata, oparłem się o biurko Orlando. Już niedługo moje.
–
Neal, drogi bracie, co o tym sądzisz? – zapytałem, biorąc długopis z biurka i
wskazując na niego.
–
Dopóki będzie wypełniać swoje pozostałe obowiązki, to dlaczego nie? Możesz ją
nauczyć wszystkiego, czego nie wie. To was do siebie zbliży.
Miałem wielką ochotę bić mu brawo.
Zaśmiałem się na samą myśl.
Neal
był czasami naprawdę sprytny.
– A
ty, Declan, drogi kuzynie, co sądzisz o tej nieuprzejmej zmianie w kontrakcie,
wprowadzonej w ostatniej chwili?
Declan
uśmiechnął się.
– W
najgorszym wypadku będziesz musiał poświęcić kilka minut na wyjaśnienie jej
niektórych kwestii. Podoba mi się ten pomysł. Gdyby kobiety wiedziały, jak
ciężko jest zarobić kilka milionów, nie miałyby tak lekkiej ręki przy ich
wydawaniu.
Zaśmialiśmy
się wszyscy i zwróciliśmy do Orlando, który uśmiechał się do mnie tymi
spierzchniętymi wargami. Nie byłem pewien, czy to dlatego, że się zgadza, czy
może leki na raka pomieszały mu w głowie. Orlando Giovanniego trudno rozgryźć.
–
Cóż, Orlando, wygląda na to, że ożenię się z twoją córką – powiedziałem bez
cienia emocji w głosie. Declan ponownie podał mi kontrakt.
Zanim
długopis dotknął papieru, zagapiłem się na staranny charakter pisma, którym
wykaligrafowane było „Melody Nicci Giovanni”.
Chciałem
ją najpierw zobaczyć, ale i tak podpisałem. Ojciec zawsze uczył mnie, bym tak
dobierał bitwy, żeby zachować energię na całą wojnę. Włożyliśmy w to zbyt dużo
wysiłku, bym teraz miał odmówić tylko dlatego, że będę musiał uzyskać aprobatę
małej księżniczki. Kiedy już będziemy małżeństwem, znajdę jej tyle zajęć, że
braknie jej czasu, by czymkolwiek się interesować.
–
Nie zamierzasz zasięgnąć opinii ojca? – zapytał Orlando, kiedy podpisywałem
pakt z diabłem.
–
Jego żona, jego wybór – odparł mój ojciec, odzywając się po raz pierwszy tak
samo bez emocji jak ja.
– I
taki właśnie jest mój wybór – powtórzyłem, podając papiery schorowanemu
mężczyźnie, mojemu przyszłemu teściowi. Uścisnęliśmy sobie ręce, a ja zmusiłem
się, by nie zmiażdżyć mu dłoni. – Chciałbym zobaczyć, kogo wybrałem.
–
Ależ oczywiście – odpowiedział i zadzwonił dzwonkiem, którego echo poniosło się
po całym pomieszczeniu. Czekałem, dokańczając jego obrzydliwą brandy.
Kiedy
drzwi się otworzyły, poczułem, że mój kutas próbuje uciec w popłochu.
Dziewczyna, która właśnie weszła, była brzydkim kaczątkiem z burzą
poczochranych, ciemnobrązowych włosów, ciemnymi okularami i cholernym aparatem
na zębach.
Ja pierdolę, niech to piekło pochłonie!, wrzeszczał
mój umysł.
–
Myśl o podziemnych polach heroiny. Kiedy chciałbyś dostać numer tego chirurga
plastycznego? – Neal mruknął za moimi plecami. Dobrze słyszałem w jego głosie
powstrzymywany śmiech. Tak mu zależało na tych cholernych polach heroiny, jakby
sam brał ją nałogowo.
–
Panno Bianchi, gdzie jest moja córka? – spytał Orlando, a mi ciśnienie spadło,
kiedy kutas uniósł się lekko w nadziei. Mógłbym przysiąc, że usłyszałem, jak
staruch zaśmiał się pod nosem.
–
Było kurewsko blisko – stwierdził Declan, kiedy czekaliśmy na odpowiedź brzydkiego
kaczątka. Nieśmiała dziewczyna spojrzała na nas, ale nic nie powiedziała.
Zamiast tego stała ze wzrokiem wbitym w podłogę. Jeśli zaraz się nie odezwie,
urwę jej ten brzydki łeb.
– W
porządku, Adriano. Mężczyzna stojący przed tobą jest narzeczonym Melody. Możesz
śmiało mówić – wyjaśnił jej Orlando, podczas gdy ja traciłem już cholerną
cierpliwość.
Ukłoniła
się nam, wyprostowała i skupiła na mnie, stojąc z taką dumą, że prawie
przestałem zwracać uwagę na jej wygląd… Prawie.
–
Dzień dobry, sir. Szef jest na spotkaniu w piwnicy – jej odpowiedź zmroziła nas
wszystkich. Każdy w naszym świecie znał to pieprzone słowo.
–
Czy to jakiś żart?
– A
jak sądzisz, kto tym wszystkim rządzi, kiedy ja umieram, młody człowieku? –
Orlando uśmiechnął się ironicznie i odwrócił od nas. – Jeśli mi nie wierzysz,
możesz śmiało zejść do piwnicy. Ale pamiętaj, że cię ostrzegałem. Nie spotkasz
tam kobiety, którą należy czegokolwiek uczyć. Benvenuti nella famiglia,[1]Callahanowie.
Płonąc
z wściekłości, odwróciłem się do ojca, który wciąż wpatrywał się w chorego
człowieka na wózku.
–
Wiedziałeś o tym? – Wbiłem w niego wzrok, by zmusić go do spojrzenia na mnie.
Przez większość czasu znałem swoje miejsce w stosunku do ojca, ale role zaczęły
się już odwracać. Przejmowałem władzę i musiałem wiedzieć, czy zataił przede
mną jakieś informacje.
–
Nie, Liamie. Nie miałem pojęcia. Wygląda, że był to bardzo dobrze chroniony
sekret, ale wyjaśnia ostatni wzrost Imperium Giovannich – odparł i wydawał się
równie skonsternowany tą myślą.
–
Nie ma, kurwa, mowy, żeby dziewczyna stała za tym wszystkim – wtrącił Neal
dziecinnie.
– W
takim razie zaprowadź nas do niej – rozkazałem Adrianie, a ona przytaknęła.
Chciałem zobaczyć tę całą Melody i przekonać się na własne oczy, czy
rzeczywiście jest tym szefem, jak
mają czelność ją nazywać.
–
Sedricu, czy mogę zamienić z tobą słowo?
Ojciec
przytaknął, wyglądało na to, że już go nie obchodzi, co zamierzam zrobić.
Ostatni
raz odwróciłem się do Orlando, który nawet nie zadał sobie trudu, by odprowadzić
nas spojrzeniem. To musiał być dla niego ponury dzień. Straci i firmę, i córkę.
Jednak nie było mi go żal, i tak wkrótce umrze.
Brzydkie
kaczątko nie odzywało się, chyba nawet nie oddychało, dopóki nie dotarliśmy do
końca korytarza, którego strzegli dwaj ludzie Giovannich. Kątem oka zauważyłem,
że Neal i Declan sięgnęli po broń. Telefon w lewej dłoni Declana był gotowy, by
wezwać posiłki, gdyby to wszystko okazało się sztuczką. Ale mój instynkt i
zdrowy rozsądek podpowiadały, że Orlando naprawdę umierał i chciał przed tym
wydać córkę za mąż. Nie wiedziałem tylko, w co o rzeczonej córce wierzyć.
–
Sir. – Mężczyzna spojrzał na mnie i otworzył drzwi, za którymi ujrzeliśmy
windę, a w niej Fedela Morrisa. Był bękartem Gino Morrisa, jednego z
pieprzonych gnojów, którzy mieli jaja, by szesnaście lat temu włamać się do
naszej kryjówki i zabić piętnastu ludzi. To powód, dla którego mój ojciec tak
naciskał na ten cholerny kontrakt.
–
Nie wolno mi iść dalej, sir. Czuję się zaszczycona, że mogłam pomóc – rzekła
Adriana, kłaniając się lekko i cofnęła się.
–
Panie Callahan – rzekł gnojek z udawanym szacunkiem, robiąc dla nas miejsce w
windzie.
W
chwili, kiedy znaleźliśmy się wszyscy w środku, Neal zrobił krok w jego stronę.
Widać było, że tylko szuka pretekstu, by móc pociągnąć za spust. Morris dobrze
wiedział, że Neal tam jest, ale nie powiedział ani słowa i nawet się nie
wzdrygnął, kiedy Declan przeładował głośno broń.
Po
wyjściu z windy słyszeliśmy jedynie człowieka łapczywie walczącego o każdy
oddech i wodę rozpryskującą się wokół niego. Staliśmy poziom wyżej od miejsca,
w którym mężczyzna miał właśnie fundowany waterboarding. Piwnica była jedną
wielką salą gimnastyczną z ringiem bokserskim w rogu. Na dolnym poziomie
uprzątnięto wszystko, by zrobić miejsce dla więźnia. Kiedy podszedłem do
barierki, kilka par oczu zwróciło się w moją stronę. Mężczyźni skinęli mi
nieznacznie, jakby rozumiejąc następujące właśnie w ich firmie zmiany. Każdy z
nich wyglądał równie przerażająco jak nasi ludzie, a wszyscy stali w ciszy,
pozwalając, by bulgoczące wrzaski mężczyzny niosły się echem po całym
pomieszczeniu.
–
Dość – rozległ się delikatny głos, a każdy z mężczyzn wyprostował się, kiedy
najpiękniejsza kobieta, jaką kiedykolwiek widziałem, pojawiła się w polu
widzenia. Nawet z mojego miejsca mogłem stwierdzić, że była doskonała. Od
falowanych, czarnych włosów, przez nieskazitelną, oliwkową skórę i ciemnobrązowe
oczy, aż po idealną figurę klepsydry. Miała na sobie białą sukienkę do kolan,
która podkreślała każdą z jej pięknie wyrzeźbionych krągłości i, o Boże, ja
pierdolę, ciasno opięty tyłek. Jej usta domagały się pocałunków, a mój kutas
zapragnął, bym dobrał się do niej tu i teraz.
–
Melody Nicci Giovanni, głowa rodziny Giovannich i szef – poinformował nas
Fedel.
Neal
zbliżył się, by zobaczyć boginię stojącą na dole.
–
Kurwa moja jebana mać – powiedział, a szczęka opadła mu aż do ziemi.
–
Neal – upomniałem go bez emocji. Ostatnia rzecz, której potrzebowałem, to żeby
Włosi zauważyli, jakie zrobili na nas wrażenie.
Neal
skinął głową i powrócił ten zimny drań, którego chciałem u mego boku.
Napotkałem spojrzenie Declana, które zdradziło mi, że kuzyn jest w takim samym
szoku jak Neal.
Gdyby
nie odrażająco głośne dyszenie mężczyzny spoczywającego poniżej, cała nasza
trójka zapewne zapomniałaby, że tam był. Jednak kiedy przyjrzałem się uważniej,
zdałem sobie sprawę, kogo właśnie torturowali.
Ryan
Ross. Jak, do cholery, udało im się go
dorwać?
–
Ryan, z przyjemnością przedłużyłabym naszą pogawędkę, ale jestem już spóźniona
na spotkanie z narzeczonym, a nie znoszę się spóźniać – stwierdziła Melody, a
jakiś blondyn wystąpił do przodu, trzymając jej biżuterię na pieprzonej, białej
poduszce.
–
Pierdolę ciebie i twojego narzeczonego. Ty nic nie warta, włoska, pierdolona
wywło… – Zanim dokończył, jeden z mężczyzn, którzy go przytrzymywali, kilka
razy wbił mu pięść w twarz.
–
Mówi się „szefie” albo „pani Giovanni” – powiedział mężczyzna, spluwając na
niego. – Ni mniej, ni więcej.
Melody
uśmiechnęła się i tylko tyle wystarczyło, żebym zrobił się twardy. Miała piękne
usta.
–
Nie chciałam tego robić – powiedziała, nakładając kolczyki tuż przed tym, jak
podano jej broń.
Ryan
wypluł krew, która zebrała mu się w ustach, i uśmiechnął się.
–
Zrób to. Wolę umrzeć, niż z tobą rozmawiać, suko.
–
Kto powiedział, że to dla ciebie? – Melody odpowiedziała mu uśmiechem, kiedy
dwaj mężczyźni wywlekli na środek szlochającą kobietę i posadzili ją na krześle
naprzeciwko tego śmiecia. Ryan rozszerzył oczy, kiedy na nią spojrzał.
–
Valero nie wiedzą o twojej specjalnej przyjaciółce, prawda? Mają gdzieś twoje
pieprzone kobiety, poza tymi, które sami ci oferują. Bardzo się starałeś, by
utrzymać ją w tajemnicy – rzekła, podchodząc do niego od tyłu. Krew mi
zawrzała, kiedy zobaczyłem, jak blisko niego się znalazła. – Wiedziałeś, że
jest w ciąży? – spytała, a dziewczyna przycisnęła ręce do płaskiego brzucha i
załkała jeszcze mocniej. – Możesz ocalić dwa życia, jeśli tylko powiesz mi to,
co chcę wiedzieć. – Przeładowała broń.
Nie
odezwał się ani słowem, nawet kiedy dziewczyna go błagała.
–
Więc to jest twoja odpowiedź, Ryan? – zapytała wolno Melody. – Zabiję ją.
Wciąż
milczał.
Z
głębokim westchnieniem wystrzeliła, ale nie raz, nie dwa, ale ciągle, a
przerwała dopiero, kiedy bezwładne ciało dziewczyny spadło z krzesła. Nawet się
nie wzdrygnęła. Zamiast tego podeszła do dziewczyny i wpakowała w nią resztę
magazynka. Kiedy skończyła, odwróciła się do teraz zbryzganego krwią Ryana,
który siedział z szeroko otwartymi oczami i trząsł się. Taka sytuacja musiała
mieć miejsce często, bo jej ludzie od razu zabrali się do pracy, wynosząc ciało
i sprzątając krew z podłogi, na co Melody nawet nie zwróciła uwagi. Przynieśli
nowe, niezakrwawione krzesło, by mogła usiąść, i podali jej parę szpilek.
Wszystko to odbyło się w ciągu kilku sekund. Działali jak zgrany oddział.
–
Czy czyni to ze mnie hipokrytkę, jeśli powiem, że nadal jestem za prawem do
życia? – Nawet nie mrugnęła, kiedy wkładała na stopy białe buty.
–
Jest tak kurewsko bezlitosna jak ty – wydusił Neil z niedowierzaniem,
W
jednej sekundzie zniweczyła wszystko, w co kiedykolwiek wierzyłem. Nie taką
rolę wyobrażałem sobie dla mojej przyszłej żony. Była zbyt piękna na krew i
ciemność. Powinna siedzieć teraz na górze, przeglądać katalogi i malować
urocze, małe paznokcie albo czekać w naszym łóżku, bym ją posiadł. To nie
przystoi i nie taka będzie jej rola. To ja miałem zostać szefem i Ceann na Conairte. Jej zadanie to stać u
mego boku, by utrzymać Włochów w ryzach.
Nie
mogłem jednak zaprzeczyć, że to było cholernie seksowne. Mój umysł buntował się
przeciwko temu, dostrzegałem w tym niebezpieczeństwo, ale moje ciało odczuwało
wręcz bolesne pragnienie. Kutas aż wyrywał się do niej.
Declan
przysunął się z prawej strony.
–
Mogę się założyć, że teraz chciałbyś,
żeby twoim największym problemem była żona uzależniona od dobroczynności.
Nie
mogłem się nie zgodzić. Będę musiał zająć się tą sytuacją, i to szybko.
– Wszyscy wynocha! – krzyknąłem, czym sprawiłem, że każdy
człowiek w tym pomieszczeniu spojrzał na mnie, jakbym postradał zmysły.
Oczy, które zabłysnęły największym gniewem, należały do
mojej pięknej, przyszłej żony. No cóż, czeka ją pierwsza lekcja. Może być tylko
jeden szef, jeden Ceann na Conairte,
i na pewno nie jest nim ona.
Komentarze
Prześlij komentarz