[PATRONAT] Recenzja Belle Aurora „Raw: Rebirth”
Kontynuacja historii Lexi i Twitcha, na którą czekali fani
Raw!
Sześć lat temu świat Alexy Ballentine runął.
Mimo to kobieta próbuje prowadzić normalne życie i stworzyć ciepły, kochający
dom dla swojego syna A.J. Jednak coś zaczyna ją niepokoić. Chłopiec oznajmia,
że tatuś wrócił i jest z nimi. Ale ona przecież wie, że to niemożliwe.
Twich umarł i nie wróci.
Lexi ma również świadomość, że ona też nie
wróci. Nie wróci do tego, jaka była dawniej. Twitch na zawsze ją zmienił.
Pokazał jej mroczną stronę życia, a ona ją zaakceptowała i gdyby mogła,
wybrałaby Twitcha znowu, milion razy, za każdym razem.
Jednak Alexa nie ma pojęcia, że ktoś ją
obserwuje, a nawet przychodzi do jej domu. Ktoś, kto powinien nie żyć.
Nie wie, że Twitch wrócił i niedługo będzie
chciał się przywitać.
Wydawnictwo: Niezwykłe
Rok wydania: 2020
Format: Książka
Liczba stron: 320
Cykl: Raw Family
Tom III
W końcu się
doczekaliśmy! Nadeszła upragniona chwila i „Raw: Rebirth” autorstwa Belle
Aurory pojawił się w naszych księgarniach. Wiem, jak bardzo czekałyście na
rozwiązanie tajemnicy Twitcha, poodpinanie wszystkich wątków i niestety
zakończenie całego cyklu The Raw Family.
Miesiące dłużyły się, a my tęsknie spoglądałyśmy na kalendarz, aby
doczekać się tego magicznego dnia, kiedy książka wpadnie w nasze dłonie. „Raw:
Rebirth” jest trzecim tomem cyklu dlatego polecam Wam sięgnąć najpierw po „Raw”
i „Dirty”, aby zachować chronologię wydarzeń i niczego nie pominąć, bo to
byłoby niewybaczalne w słowniku fanek Twitcha. Czy było warto czekać? Czy
książka spełniła moje oczekiwania? Czego możemy się po niej spodziewać?
To opowieść o
miłości, o jej sile i o tym, jakim bywa motorem do destrukcyjnego życia, ile
jest w stanie wytrzymać i znieść. Cała ta historia wydaje się szalona i
niepojęta. Silniejsze porywy serca nie zawsze powodują bezproblemowe szczęście
bez dramatów i wyrzeczeń. Czasami wybory, które trzeba z jej powodu podjąć
roztrzaskują serce na drobny mak, są zbyt intensywne, trudne i
nieprzewidywalne. O miłość warto walczyć, zgodzę się z tym, potrafi sprawić, że
świat staje się piękniejszy, a każdy problem łatwiej jest pokonać, ale co
zrobić, kiedy ona niszczy? Tak dogłębnie, że człowiek nie jest w stanie ruszyć
dalej ze swoim życiem. Kiedy ciągle tęskni za kimś, kogo już nigdy nie zobaczy,
nie spotka, nie przytuli. Czy aby na pewno?
„Raw: Rebirth” jest
nie tylko pewnego rodzaju zakończeniem całej serii, ale także rozliczeniem z
przeszłością i zwieńczeniem historii Lexi i Twitcha. Dokładnie tak, bohaterów,
których los bardzo ciężko doświadczył, ale w pewien sposób umocnił, czego nie
zawsze byli świadomi. Bohaterka przez wiele lat zmagała się nie tylko z żałobą po Twitchu, ale także z byciem
samotną matką. Dla jedynej części, którą po sobie pozostawił Twitch, ich syna
Aj’a była gotowa na wiele. Chociaż z początku nie było jej łatwo, była w
rozsypce, nie dbała o siebie, nie miała siły na nic. To właśnie ta niewielka
część, która w niej rosła, zmieniała się w małego człowieka potrzebującego jej
miłości i ochrony przywróciła ją do świata żywych.
AJ dorastał
wypełniając tak bolesną pustkę całym sobą. Uśmiechem, łzami, rysunkami i
pytaniami, które jak każde dziecko miał sporo. Lexi starała się zastąpić synowi
zarówno matkę, jak i ojca, stając dla niego całym światem. Chłopczyk był
niezwykle mądrym i dojrzałym dzieckiem, które potrafiło zrozumieć krzywdę
innych lepiej, niż ktokolwiek by przypuszczał. Serce Lexi mimo wszystko nadal
nie było kompletne, tkwiła w nim ogromna wyrwa, którą już nigdy nie zdoła
wypełnić. Sześć długich lat zmieniło kobietę, może i stała się silniejsza, ale
nigdy nie zapomniała o swoim Twitchu. Nie byłoby dnia, w którym jej myśli nie
dotykałyby jego duszy, która gdzieś tkwiła, gdzie po latach miała spotkać się z
jej. Taka miłość nie zdarza się często, jedna na milion, jedna w całym życiu,
ta właściwa, szalona i nieustępliwa. Nigdy nie zgaśnie.
Twitch żyje, sfingował
swoją śmierć i przez sześć długich lat ukrywał się współpracując z FBI, jedyne
co mógł zrobić to dyskretnie podglądać kobietę, którą kochał do szaleństwa i
ich syna, z którym z biegiem czasu udało mu się złapać bliższy kontakt. Nie
musze Wam wspominać, jak wiele ryzykował, aby spędzić chociaż chwilę z synem. Miłość,
którą czuł do swojej rodziny, rosła każdego dnia czyniąc go zupełnie innym
człowiekiem. Wartości, które wyznawał uległy zmianie, kiedy miał coś, o co
warto walczyć i mógł w końcu ujawnić się, jego przyjęcie zostało różnie
przyjęte. Nie ma się czemu dziwić, nie każdą ranę da się zabliźnić, jednak czy
warto wiecznie rozpamiętywać przeszłość? Ling, ta kobieta potrafi zajść za
skórę, jej obsesja na punkcie Twitcha jedynie się nasila wraz z jego powrotem.
Wiedza, że wybrał Lexi, a nie ją sprawiła, że stała się jeszcze bardziej
zawzięta i nieobliczalna. Nie była w tym wszystkim sama, jeśli wcześniej
uważaliście, że jest nieobliczalna to jak nazwiecie ją w „Raw: Rebirth”?
Bohaterowie
przeszli przez piekło, a autorka dokładała im coraz to nowych wyzwań, dając
szansę na rozliczenie się z przeszłością, której nie można zwyczajnie pominąć.
Nie w świecie, który ukazała Belle Aurora, do którego ponownie nas zaprosiła.
Twitch nie walczył jedynie o swoją rodzinę i z gniewem Lexi, ale także z jej
powodu, była dla niego wszystkim, skarbem, który chronił. Czy można się dziwić
Lexi reakcji na powrót ukochanego? Nie, jednak znała jego świat, wkroczyła w
to, stała się jego częścią, dlatego, kiedy emocje nieco zelżały zrozumiała, że
mężczyzna zrobił wszystko jedynie z myślą o niej i AJ’u. Musiała sobie wszystko
poukładać i zmobilizować siły do walki o wspólną przyszłość dla nich i ich
przyjaciół. Zło nie śpi, jedynie wisi w
powietrzu czekając na dogodny moment, by ponownie zaatakować. Czy tym razem los
rozdzieli na dobrem Twitcha i Alexę? Czy zapanuje względny spokój, a wrogowie
zostaną pokonani?
„Raw: Rebirth” jest
powieścią bardzo wyczekiwaną przez wszystkich fanów serii, w końcu dowiadujemy
się, czy nasi ukochani bohaterowie wyjdą po raz kolejny i ostatni cało z
opresji. Było warto na to czekać. Autorka rozwijać fabułę zadbała o to, aby pozamykać
wszystkie wątki, abyśmy spotkali się z dobrze znanymi nam bohaterami, jak i
poznali zupełnie nowych. Mimo wszystko czytelnik nie czuje się w żaden sposób
zagubiony. Klimat powieści pomimo przemiany Twitcha został potrzymany w
mrocznej odsłonie, za którą tak przepadałyśmy. Miałam wrażenie, że cały czas
coś się dzieje, że akcja nie zwalnia, a wręcz przeciwnie, czaruje czytelnika
pochłaniając całą jego uwagę. Belle
Aurora wykonała kawał dobrej roboty potrafiąc tak wszystko rozrysować, że czytelnik
nie był zagubiony. Przygotujecie się na emocjonalną bombę, zakończenie historii
bohaterów, poznanie nowych, wybranie strony, po której przyjdzie Wam stanąć.
Komentarze
Prześlij komentarz