[PATRONAT] Rozdział drugi Agnieszka Siepielska "Dama Paxtona" Sinners&Reapers #1
Nikki
Z
samego rana budzę się z bojowym nastawieniem i postanawiam rozpocząć dzień od
porządnego śniadania.
Przetrząsam
zawartość walizki w poszukiwaniu ubrań. Zakładam obcisłe jeansy i luźny
błękitny top. Niesforne długie fale zaplatam w niedbałego koka na czubku głowy,
po czym robię delikatny makijaż.
Przed
wyjściem narzucam na siebie kurtkę pasującą do spodni. Jest połowa września i z
tego, co pamiętam, poranki w tym rejonie bywają już chłodne.
Żeby
pokonać tor przeszkód przed domem, zakładam buty do biegania, a w rękę biorę
czarne botki na wysokim obcasie. Ruszam z torebką zarzuconą przez ramię.
Po
wejściu do samochodu zmieniam obuwie. Moja mama zawsze beszta mnie za jazdę w
szpilkach, ale ja mogłabym w nich nawet brać udział w maratonie i nie wyobrażam
sobie funkcjonowania w inny sposób.
Wjeżdżam
na parking przed marketem uradowana, że za chwilę w końcu kupię coś do
jedzenia. Zwracam jednak uwagę na przeszklony lokal po lewej z napisem: ELLIE's
u góry. Okazuje się, że jest to jakaś restauracja.
Świadoma
tego, że jak na razie nie ma szans, żebym mogła u siebie przygotować ciepły
posiłek, decyduję się wejść do środka. Dzwonek na drzwiach oznajmia głośno moje
wejście wszystkim obecnym. Ludzie spoglądają na mnie z zainteresowaniem, w
końcu w takim małym miasteczku każdy nowy to atrakcja. Uśmiecham się na
powitanie do kilkunastu obecnych osób i zerkam w lewo, skąd wpatruje się we
mnie z sympatią w błękitnych oczach pewna szatynka. Zerkam za siebie, dla
pewności, czy to ja wywołałam jej radość i nagle przypominam sobie nazwę lokalu.
–
Ellie? – pytam niepewnie.
Dziewczyna
nie odpowiada, ale okrąża ladę i podbiega do mnie, śmiejąc się. Jestem już
pewna, że to ona, więc wychodzę jej naprzeciw.
–
Wróciłaś! – Obejmuje mnie, piszcząc z radości. Odwzajemniam gest i cieszę się
razem z nią.
Kiedy
odklejamy się od siebie, jeszcze raz omiatam wzrokiem wnętrze.
–
A więc masz własny biznes? – pytam dumna z osiągnięć dziewczyny.
–
Tak! A właściwie rodzice podarowali mi to wszystko na dwudzieste pierwsze
urodziny. Pewnie chcieli mnie tu uziemić, skoro jestem ich jedynym dzieckiem – oznajmia
ze śmiechem i nieco poważnieje. – Siadaj! Zaraz wrócę – dodaje, po czym zmierza
w kierunku kuchni, a tak przynajmniej mi się wydaje.
Idąc
za radą Ellie, zajmuję miejsce w najbliższym boksie, tyłem do wejścia. Po kilku
minutach przyjaciółka pojawia się ponownie, siadając naprzeciw, a kelnerka stawia
przede mną talerze z jajecznicą na bekonie i naleśnikami oraz kawę.
–
Skąd wiedziałaś, że umieram z głodu? – pytam, ale obie wiemy, że zawsze
potrafiłam dużo zjeść.
– To najlepsze śniadanie w miasteczku. Wcinaj
– rozkazuje.
Natychmiast
sięgam po sztućce i zabieram się za pałaszowanie posiłku, a Ellie opowiada o tym,
jak Prescott rozrosło się od czasu, kiedy byłam tu
ostatni raz.
Centrum
znajduje się teraz na lewo za budynkiem. Okazuje się, że powstały tu niewielki
szpital, komisariat i kościółek. Planowano zburzyć małe, stare sklepiki, ale
dla mieszkańców miały zbyt sentymentalną wartość.
Dopiero
słuchając całej historii, zdaję sobie sprawę, jak długo mnie tu nie było, i
żałuję, że nie przyjechałam wcześniej. Rozmowa tak mnie wciąga, że nawet nie
wiem, kiedy zmiatam z talerza całe śniadanie, a kelnerka donosi jeszcze zimne
napoje.
–
Zapomniałabym! Wczoraj spotkałam Reeda – oświadczam uradowana, lecz mina
dziewczyny niepokojąco rzednie. – Coś się stało?
–
Nie mam już z nim bezpośredniego kontaktu – oznajmia.
–
Dlaczego?
–
Tuż po śmierci babci Rose, kiedy okazało się, że nie przyjedziesz, Reed
przestał się do mnie odzywać – wyznaje z żalem. – Mało tego, dołączył do
braciszka, a co dalej, to już sobie dopowiedz.
Reed
był naszym przyjacielem, mogliśmy razem konie kraść. Co innego jego o cztery
lata starszy brat, który stał się dla nas koszmarem. Do dzisiaj pamiętam, jak
płakałam, bo ze zgrają kolegów powklejał mi zużyte gumy do żucia w długie, sięgające
do tyłka włosy. Trzeba mi było je obciąć do ramion. A to tylko jedna z mniej
drastycznych historii.
Boże,
czy Reed stał się wobec Ellie taki sam?
Nie
mogę w to uwierzyć. Zamierzam zapytać ją, co miała na myśli, ale ona spogląda w
stronę drzwi i nerwowo przełyka ślinę.
–
Jak tylko się z nimi uporam, wrócę – szepcze, po czym wstaje i odchodzi.
Marszczę
brwi, zastanawiając się, o kim mówiła, kiedy dzwonek zwiastuje nadejście
kolejnego klienta. O dziwo rozmowy w restauracji cichną i wszyscy obecni
wlepiają wzrok w swoje talerze. Słychać tylko uderzanie ciężkich butów o
podłogę.
Po
chwili przechodzi obok mnie w dwóch rzędach spora grupa mężczyzn. Jedni w
jeansach, inni w skórzanych spodniach, ale wszyscy mają na sobie takie same
skórzane kamizelki.
Kiedy
mija mnie ostatni z lewej strony, spoglądam na jego plecy. Na samym środku
widzę czerwoną czaszkę, a wokół niej biały napis. U góry wyszyte w łuku: Sinners
& Reapers, a w dolnej
części: Phoenix. Z boku czaszki natomiast: MC.
Jest
ich kilkunastu, a między nimi parę kobiet, niektóre w spodniach, ale są też
takie, u których ze swojego boksu mogę zauważyć kolor bielizny wystającej spod
krótkich spódniczek.
Wszyscy
zajmują miejsca w najbardziej oddalonej części lokalu, a ja, żeby nie wyjść na
jedynego gapia, zaczynam mieszać słomką napój, obserwując, jak płyn wiruje w
szkle.
Raz
po raz, niby od niechcenia, spoglądam w kierunku grupy. Zerkam to na mężczyznę
z długimi blond włosami związanymi w koński ogon, to na drugiego z siwymi, tej
samej długości, lecz unieruchomionymi umocowaną wokół głowy bandaną. Jego siwa
broda sięga do klatki piersiowej.
W
końcu spoglądam na sam koniec, po przekątnej, i zauważam go. Oczy, które są
chyba ciemnozielone, choć z tej odległości nie mam pewności, wpatrują się w
osobę naprzeciwko. Jego pełne usta poruszają się w zadziwiająco ponętny sposób,
kiedy przekazuje coś swojemu rozmówcy. Czarne włosy, krótsze po bokach, u góry
dłuższe, wyglądają tak, jakby ktoś majstrował w nich palcami. Na pierwszy rzut
oka nie pasuje do reszty grupy i jest w nim coś, co mnie cholernie przyciąga,
jakby wołało mnie z jego wnętrza. Coś w mojej głowie jednak krzyczy, żebym
natychmiast wstała i wyszła stąd, nie oglądając się za siebie.
Otrząsam
się, a mój wzrok pada na kobietę, która siedzi obok niego. Szatynka nienawistnym
wzrokiem daje mi znać, żebym przestała się gapić na jej towarzysza.
Uznaję,
że jednak pora wyjść, ale mimowolnie zerkam jeszcze raz na niego. W tym
momencie odnoszę wrażenie, jakby coś z rozpędu uderzyło w moją klatkę
piersiową.
Mężczyzna
obserwuje mnie z taką intensywnością, jakby jego wzrok miał przepalić mi skórę
i mięśnie, a na końcu przedostać się w sam głąb każdej kości. Dziwne uczucie,
które mną targa, powoduje, że oddech więźnie w gardle. Jakby sam diabeł mnie
dopadł i powiedział: Mam cię.
Drżącymi
palcami po omacku szukam torebki, którą odłożyłam z boku. Chwytam ją w końcu i
wreszcie udaje mi się uwolnić wzrok, który on trzymał na uwięzi.
Wstaję
i zmuszam nogi, które przez chwilę odmawiają posłuszeństwa, aby doprowadziły
mnie do wyjścia. W pewnym momencie totalnie słabnę i czuję, jak zaczynam
upadać, a wtedy para silnych rąk podtrzymuje mnie.
–
Nikki? – Zaniepokojony głos Reeda przedostaje się przez dudnienie w moich
uszach. Spoglądam na niego jak na wybawiciela. Nie wiem, co się ze mną dzieje.
–
Zaprowadź mnie do mojego samochodu – proszę słabym głosem. Widzę, że przez
chwilę chce się kłócić o to, że w takim stanie nie powinnam wsiadać za
kierownicę. Dostrzega jednak moją determinację i godzi się, pod warunkiem, że
będzie mógł posiedzieć ze mną, dopóki nie poczuję się lepiej.
Wychodzimy
na zewnątrz. Im bardziej oddalam się od budynku, tym wyraźniej odzyskuję siły.
Co
to, do cholery, było?
Przy
samochodzie wyjmuję kluczyki i podaję brunetowi, uśmiechając się słabo.
–
Proszę, proszę! Nikki Preston wróciła. Nie przywitasz się ze mną? – Głęboki
głos dobiegający zza moich pleców, powoduje, że wzdrygam się, po czym powoli
odwracam.
–
Paxton. – To słowo wydobywa się z mojego gardła, jeszcze zanim do mózgu
dociera, że to on.
– We własnej osobie, moja droga. – Kąciki
jego ust unoszą się i już wiem, co to oznacza.
Gra między nami właśnie się zaczyna.
Komentarze
Prześlij komentarz