Recenzja Natalia Lewandowska „Divendi”


Nasz świat to nie wszystko. To, co robimy i co dzieje się wokół nas, ma swoje konsekwencje, bowiem istnieją inne rzeczywistości, mocno zespojone z naszą. W jednej z nich materializują się i skupiają jak w soczewce wszystkie złe czyny popełniane przez ludzi. Ta kwintesencja Zła zbiera się od wieków w wielkiej Czarze, czekając na moment, kiedy Czara się przepełni. Wtedy Zło opanuje świat.
Jest jednak nadzieja... W innej czasoprzestrzeni Żywioły, świadome, lecz bezcielesne byty, postanawiają stanąć w obronie Dobra. Kumulują więc swoją siłę – Divenę – i zsyłają do Głównej Czasoprzestrzeni, ofiarowując ją wybranej rodzinie, aby ta w ciągu pokoleń utworzyła Armię, zdolną stanąć z mocą Żywiołów do walki przeciw Złu. Czy ta odpowiedzialna i niebezpieczna misja może zakończyć się sukcesem?


Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania:  2019
Format: Książka
Liczba stron: 620
Egzemplarz recenzencki


Zaciekawiła mnie dość pokaźna książka napisana przez Natalię Lewandowską pod tytułem „Divendi”. O czym jest? Nie wiem, czy jest to debiut literacki, ale nie czytałam niczego wcześniej, co wyszło spod pióra autorki. Nie boję się sięgać po fantastykę, jest nawet jednym z gatunków, który preferuję. Jak wyszło tym razem? Między dobrym smakiem bardzo łatwo można iść w zupełnie przeciwną stronę, w przesyt, który wyleje się bokiem powodując niesmak, niczym zgaga. Trafiacie na takie powieści? Z pewnością nie zawsze wszystko zmierza we właściwą stronę, ale czasem uda im się wybronić. Czy „Divendi” jest właśnie taką powieścią?
W zamyśle fabularnym autorki istnieje potężna moc, która może ochronić wszystko, co dobre i piękne. Ocalić świat przed zagładą, jednak jest na tyle niebezpieczna, że może przyczynić się także do jego zagłady. Zupełnie, jakby wszystko zależało od tego w czyje ręce wpadnie. Kogoś dobrego, czy niszczyciela światów gotowego pogrążyć wszystko, co tylko złapało oddech.


Świat nie jest wszystkim, co mamy, na co możemy wpłynąć. Każdy nasz gest jest istotny, ma w sobie siłę, o której nie śniliśmy, niesie za sobą także konsekwencje. Nic nie jest samotnym bytem, jesteśmy niczym paciorki nawinięte na wspólną nić oddalone od siebie, a jednocześnie na tyle plastyczne, że każdy nacisk niesie za sobą konsekwencje także w innych paciorkach. Istnieją inne rzeczywistości, które są w jakiś sposób połączone z tą, którą znamy, jest taka, której należy się szczególnie obawiać. Zbierają się w niej wszystkie złe czyny, których się dopuszczamy, a jest ich tak wiele, że to naczynie kiedyś się przebierze, a cała kwintesencja zaleje świat, wtedy zniknie cało dobro, jakie kiedykolwiek istniało. Czy wyobrażacie sobie żyć w takim świecie?
Całe szczęście nie jesteśmy sami, a nawet w najczarniejszym mroku istnieje nadzieja. Małe niknące światło, które mimo mroku płonie w oddali. Skoro w jednej rzeczywistości kumuluje się zło, musi istnieć i taka, w której dzieje się coś dobrego, prawda? Równowaga świata nie może zostać zachwiana.
W zupełnie innej przestrzeni istnieją byty, które nie mogą jedynie istnieć i nie reagować, kiedy widzą, jak szybko napełnia się Czara pełna zła. Zaczęli więc zbierać dobrą energię, siłę, którą zwą Diveną, ma być zbawieniem dla ludzkości. Ofiarowują swoją siłę ludzkiej rodzinie z misją, która pomoże im ocalić świat. Tylko w ten sposób mają jakąkolwiek szansę przetrwać. Muszą utworzyć armię do walki przeciwko złu. Czym im się to powiedzie?


„Divendi” jest książką o pokaźnym rozmiarze bogatą w opisy, które są dobrze skonstruowane, bardzo barwne i szczegółowe. Styl autorki jest przystępny i dobrze przyswajalny, co ułatwia zagłębienie się w fabułę. Niektóre wątki wydały mi się zbędne, początkowo dałam się dość mocno wgryźć w fabułę i płynęłam z prądem, później, bliżej końca coś mi nie zagrało. Niektóre wybory, które podjęli bohaterowie były sprzeczne z tym, co wybrałabym sama, ale taka była wizja autorki. Może i były nieco naciągane, ale pomysł na fabułę był bardzo ciekawy. Natalia Lewandowska zaprosiła nas w swoje uniwersum dzieląc się z nami swoim własnym „Divendi”, kreując sympatycznych bohaterów, których daje się  polubić. Może czasami czułam przesyt lekturą, nie wiem czym był on spowodowany, może zbyt wieloma informacjami, a może po prostu zmęczeniem.
„Divendi” czyta się dobrze, jest to książka, która nie jest pozbawiona wad, ale żadna taka nie jest. Wydaje mi się, że spodoba się młodszym uczestnikom, którzy przepadają za fantastyką. Taka dobra odskocznia, oderwanie od rzeczywistości dla nastoletnich czytelników.



Komentarze

Popularne posty