[PATRONAT] Drugi fragment "Łowcy płomienia" Hafsah Faizal
Nasir zgrabnie dobył miecza, a następnie
obrócił nim w powietrzu, opierając rękojeść na knykciach. Wyraz jego twarzy
jasno sugerował, że Zafira podjęła głupią decyzję. Jak na księcia, który do tej
pory wydawał się preferować towarzystwo mroku i cieni, wyglądał na całkiem zadowolonego
z zaistniałej sytuacji.
Ciało Łowczyni
przeszyła iskra strachu, przyprawiając ją o przyjemny dreszcz. Słyszała
pogłoski. Wiedziała, jak dobrze Książę Ciemności radzi sobie w walce.
Podszedł bliżej.
I wszystko
potoczyło się
szybko.
Zamachnęła się ostrzem,
a on zrobił to samo, zaciskając dłonie w rękawiczkach na czarnej rękojeści.
Świat wypełniły błyski stali oraz zgrzyt metalu, który drażnił zęby, mózg,
podkreślał jej głupotę i, wielkie nieba,
naprawdę była idiotką.
Ale nie zabije jej.
Była mu potrzebna. To ona ich nie
potrzebowała.
Jedyna osoba, której
obecności pragnęła, została zamordowana właśnie przez niego.
Zafira naparła na
złączone miecze, wykorzystując cały ciężar ciała. Nasir był silniejszy, wyższy
i szerszy w ramionach, lecz przesunął się do tyłu o cal. Może i był najlepszym
asasynem w całej Awariyi, jednak jego ofiary nigdy nie próbowały stawiać mu
oporu.
Czując, jak ta myśl
dodaje jej sił, zaatakowała go jeszcze raz.
– Jak
uroczo. – Zrobił unik przed ostrzem, po czym zaśmiał się pod nosem,
kiedy się potknęła i oparła dłoń o szorstki kamień, by odzyskać równowagę.
Warknęła, unosząc rękę.
Ponownie zderzyli się bułatami, od czego zatrzeszczało jej w zębach.
Walczy
na poważnie.
Przecież jej
potrzebował!
Wykonała fintę w lewo,
ale nie zareagował. Potem w prawo, a on uniósł z rozbawieniem brew, z łatwością
przewidując każdy jej ruch. W oddali rozległ się czyjś śmiech. Poczuła ciepło
na karku. Zderzyli się ostrzami po raz kolejny, wtedy Nasir pochylił się ku
niej.
– Poddaj się, Łowczyni – mruknął,
a niski tembr jego głosu poczuła aż w klatce piersiowej.
Książę przygotował się
do wykonania następnego ciosu, wówczas wykorzystała okazję. Była demenhuńskim
Łowcą. Była szybka. Dokładna. Nieprzewidywalna. Mogła dorównać doświadczonemu asasynowi.
Ruszyła do przodu i
zanurkowała pod jednym z ramion mężczyzny. Czując na skórze jego oddech,
zatknęła mu but za łydkę, po czym mocno pociągnęła w swoją stronę. Zatoczył się
do tyłu, rozszerzając nozdrza z wściekłości. Zobaczył triumfalny wyraz twarzy
dziewczyny i warknął. W ostatnim momencie zacisnął uda wokół jej kolan, zanim
runął ciężko na ziemię.
A ona na niego –
walcząc o oddech.
Oparła mu dłoń na
ramieniu, by zminimalizować upadek, ale ich nogi zmieniły się w plątaninę
zapiaszczonych kończyn. Jej piersi musnęły tors księcia, a zdradziecki
pierścień usadowił się bezpośrednio nad jego sercem. Ich twarze dzieliło kilka
cali. Bez otulającego ją płaszcza każdy dotyk asasyna sprawiał, że czuła się
naga. Serce Zafiry biło jak szalone.
– Jeszcze trochę i
musiałbym zamknąć oczy – rzucił szeptem Altair.
A książę miał czelność
się uśmiechnąć.
Kłamstwo,
podpowiedział jej z opóźnieniem umysł, ponieważ w jego oczach, których kolor
przywodził na myśl martwy pył i bezduszne skały, wciąż widać było obezwładniającą
rozpacz.
– No dalej,
zakończ mój marny żywot – mruknął cicho. Słowa Nasira uderzyły ją jak
chłodna bryza. Asasyn nie powinien mieć łatwej śmierci. Jednak nagle zdała
sobie sprawę, że przyciska ostrze do jego gardła, podobnie jak dotykała
dżambiją ciał własnych ofiar za każdym razem, gdy udawała się na polowanie.
Zafira zwiększyła
nacisk miecza i obserwowała ruch szyi księcia, kiedy przełknął ślinę. Jego
miedziana skóra pokryła się gęsią skórką, wtedy poczuła dziwną chęć, aby
wygładzić ją opuszkami.
Zacisnęła usta, a
następnie zgrzytnęła zębami. Deen już nigdy nie przełknie śliny. Przez niego.
Przez mordercę, który w tej chwili leżał pod nią.
Drzewa oazy
znieruchomiały, ale uwaga dziewczyny skupiała się na lśniącym kawałku metalu
przy gardle asasyna.
Nie
zniżaj się do poziomu swoich przeciwników, powiedział jej
dawno temu Deen, gdy Zafira chciała zrobić krzywdę chłopcu o pożółkłych zębach,
który złamał mu nos podczas gry w kura.
Łowczyni zerkała w
szare oczy księcia, a zawarty w nich popiół rozrzedził się pod wpływem jej
spojrzenia. Rozluźniła uchwyt na rękojeści.
Na twarzy mężczyzny nie
pojawił się nawet cień zaskoczenia. Dziewczyna warknęła, żeby powstrzymać się
od krzyku.
– Trzy sprawy.
Łahid, nie dotykaj mnie. Ifnan, nie patrz na mnie. Falafa, najlepiej w ogóle o
mnie nie myśl. – Zafira wstała, rozkoszując się bolesnym dźwiękiem,
jaki wyrwał się z jego ust, kiedy na dokładkę wbiła mu kolana w nogi.
Podniósł się i
żartobliwie jej zasalutował.
– Jak sobie
życzysz.
Zerknęła na resztę
towarzyszy, a potem wbiła zimny wzrok w Nasira.
– Gdyby życzenia
się spełniały, już byś nie żył.
Komentarze
Prześlij komentarz