[PATRONAT] Recenzja Samantha Towle „River”
Nowe miasto. Nowa tożsamość. Ciąża i samotność.
I daleko od przeszłości, przed którą Carrie Ford tak usilnie próbuje uciec.
River Wild jest humorzastym, nadętym dupkiem i w dodatku jej nowym sąsiadem.
Carrie nie ma ochoty się z nim zaprzyjaźniać, on również nie chce zostać jej przyjacielem.
Jednak kiedy wszystko wydaje się jasne, mężczyzna niespodziewanie pomaga jej uratować porzuconego psa. Tego dnia Carrie dostrzega w jego oczach coś, co można zobaczyć też w jej spojrzeniu. Smutek. Ból. Samotność.
Carrie bardzo dobrze zna te wszystkie uczucia.
Między dwojgiem zranionych ludzi nawiązuje się niechciana i niespodziewana przyjaźń, która bez ostrzeżenia zmienia się w coś więcej.
Oboje mają swoje sekrety, ale to nie ma żadnego znaczenia, ponieważ ona bardzo dobrze go rozumie, a on ją.
W końcu Carrie pierwszy raz w życiu doznaje czegoś, czego się nie spodziewała szczęścia.
Niestety szczęście nie trwa długo. Nie, dla takich ludzi jak ona. Szczególnie kiedy przeszłość czai się za rogiem, czekając na odpowiedni moment, żeby wszystko odebrać.
I daleko od przeszłości, przed którą Carrie Ford tak usilnie próbuje uciec.
River Wild jest humorzastym, nadętym dupkiem i w dodatku jej nowym sąsiadem.
Carrie nie ma ochoty się z nim zaprzyjaźniać, on również nie chce zostać jej przyjacielem.
Jednak kiedy wszystko wydaje się jasne, mężczyzna niespodziewanie pomaga jej uratować porzuconego psa. Tego dnia Carrie dostrzega w jego oczach coś, co można zobaczyć też w jej spojrzeniu. Smutek. Ból. Samotność.
Carrie bardzo dobrze zna te wszystkie uczucia.
Między dwojgiem zranionych ludzi nawiązuje się niechciana i niespodziewana przyjaźń, która bez ostrzeżenia zmienia się w coś więcej.
Oboje mają swoje sekrety, ale to nie ma żadnego znaczenia, ponieważ ona bardzo dobrze go rozumie, a on ją.
W końcu Carrie pierwszy raz w życiu doznaje czegoś, czego się nie spodziewała szczęścia.
Niestety szczęście nie trwa długo. Nie, dla takich ludzi jak ona. Szczególnie kiedy przeszłość czai się za rogiem, czekając na odpowiedni moment, żeby wszystko odebrać.
Wydawnictwo:
Niezwykłe
Rok
wydania: 2019
Format:
Książka
Liczba
stron: 289
„River”
Samanthy Towle jest powieścią, która z pewnością porusza wiele trudnych tematów.
Czasem, kiedy czytam zbyt wiele takich książek zastanawiam się, czy na tym
świecie mogą dziać się tak okrutne rzeczy, a ludzie sami sobie zadają tyle
cierpienia i bólu. Podchodząc do lektury tej powieści postanowiłam spojrzeć na
nią jako przestrogę i skupić się na tym, że zawsze jest nadzieja.
Opowieść
rozpoczyna się od bardzo bolesnych tematów, dlatego muszę Wam powiedzieć, że niektóre
wydarzenia w tej książce mogą być bardzo trudne dla niektórych czytelników. To
nie wszystko, musicie wiedzieć, że ta historia była piękna i szkoda, gdyby ktoś
ją przegapił z góry przytłoczony jej wstępem. Towle ma swój zamysł w kreacji
bohaterów, każda ze scen ma swój głębszy sens, dlatego też zdecydowałam objąć
tą powieść patronatem.
„Jest tak cicho. Nigdy nie doświadczyłam takiego spokoju.
To taki rodzaj uspokajającej ciszy. Takiej, która
owija się wokół ciebie, tworząc kokon.
Jest idealna. Jest
wszystkim, czego teraz potrzebuję”.
Główną bohaterką książki „River” jest młoda
kobieta, która tłamszona i poniewierana przez mężczyznę w końcu decyduje się na
drastyczny krok. Ten facet miał być jej opoką, kimś przy kim powinna czuć się
bezpiecznie, kochana i przede wszystkim szczęśliwa. Nic takiego jednak nie
miało miejsca, jej przytulny dom był więzieniem, a mąż, którego powinna kochać
stał się katem i tyranem. Annie powiedziała dość, kiedy zorientowała się, że
jest w ciąży z jej pierwszym dzieckiem. Poczuła się za nie odpowiedzialna i ze
wszystkich sił postanowiła je chronić za wszelką cenę.
„Dowiedziałam się, że jestem w ciąży zaledwie kilka dni temu. Dlatego w
końcu zdecydowałam się odejść. Teraz mam
w sobie wystarczająco dużo odwagi, żeby to zrobić. Ponieważ już nie chodzi tylko o mnie. Jest
dziecko, które muszę chronić”.
Jej kat Neil Coombs na pozór był idealnym
i prawym detektywem, który nie tylko prowadził nielegalne interesy pod nosem władz,
ale także regularnie bił, znęcał się i gwałcił swoją żonę. Annie próbowała tą
sprawę uporządkować, zgłosić przemoc w domu, ale ludzie pracujący w tym środowisku
byli równie podli, zimni i skorumpowani, jak jej mąż. Nie miała nikogo, kogo
mogłaby poprosić o pomoc, jednak ona nadeszła od starszej kobiety. Tak oto
narodziła się Carrie Ford,
rudowłosa młoda kobieta, która przeprowadziła się do małego miasteczka w Teksasie.
„Niektórzy ludzie naprawdę potrafią ukraść promyki słońca.
A ja nie chcę być w otoczeniu takich osób”.
Carrie nie miała wyboru, doskonale wiedziała, że
Neil nie nadaje się na kochającego męża, a co dopiero ojca. Życie, które w
sobie nosiła zasługiwało na coś więcej niż miała sama. Chciała zmienić swoje
życie i właśnie to zrobiła, z dala od agresywnego męża uwolniła się od piekła,
które jej gotował każdego dnia. Wynajęła niewielki, ale bardzo przytulny dom, który
stał się jej azylem. Uwagę kobiety zwrócił jej sąsiad, już z samej przekory
powierzchowności mężczyzny, którą gardziłby jej mąż, zyskał w jej oczach
ogromne pokłady sympatii. Próbuje się z
nim zaprzyjaźnić, jednak jest to zainteresowanie jednostronne.
„Powinnam też kupić coś, co pozwoli mi trochę zasłonić twarz. Może dlatego
był dla mnie niegrzeczny. Może zobaczył ten siniak na mojej twarzy i pomyślał,
że będą ze mną kłopoty”.
Mężczyzna okazuje się być niesympatycznym gburem,
który jest okropny i niegrzeczny wobec niej przy każdej okazji. River Wild, bo
tak nazywa się ten jegomość, jest samotnikiem o wyjątkowo burzliwej
przeszłości, który stara się trzymać od problemów z daleka. Miłością obdarzał
jedynie swoją matkę i babcię. To jedyne kobiety, które okazywały mu prawdziwe
bezinteresowne uczucie. W Canyon Lake zdążyły rozejść się paskudne plotki na
temat jego rodziny, dlatego River nauczył się trzymać z daleka od tego i
ciekawskich spojrzeń. Wszystko się zmienia, kiedy pomaga rudowłosej sąsiadce
uratować porzuconego psa, dzięki czemu powoli buduje się ich przyjaźń i
zaufanie. Pozornie można powiedzieć, że Carrie i River bardzo się od siebie
różnią, jednak są pokrewnymi duszami o przerażającej przeszłości, która ciągle
jest obecna w ich życiu. Bohaterowie mają swoje tajemnice i demony, które
odciskają piętno na ich osobowościach. Są wewnętrznie obolali, spragnieni
uwolnienia się od bólu i cierpienia. River stara się ze wszystkich sił odpychać
Carrie, jednak ta dyskretnie odnalazła drogę do jego serca. To, co dzięki sobie
otrzymali stało się dla nich bezpiecznym azylem w tym całym szaleństwie, tylko
czy taką wspaniałą przyjaźń można zaryzykować dla silniejszego i cieplejszego
uczucia? Czy miłość jest warta tego ryzyka i walki? Co będzie jeśli przeszłość,
przed którą ucieka dziewczyna zacznie się o nią upominać? Co będzie jeśli Neil
ją odszuka, czy River stanie w jej obronie? Co będzie jeśli rozumie, że to dla
niego zbyt wiele?
„Chwila nagle wydaje się ciężka od niewypowiedzianych słów. Ale też
uświadamiam sobie, że znalazłam bratnią duszę. Jakbym w końcu rozmawiała z
kimś, kto rozumie. Z kimś, kto, wie,
jak to jest być na moim miejscu”.
„River” to powieść, która ukazuje nam, że nawet w
najmroczniejszej chwili pozbawionej nadziei może wszystko się zmienić. Los,
który wydaje się być przesądzony, a wszystkie chwile radości z łatwością zostać
pogrzebane, może okazać się złym snem. Pozornie przywdzianie łatek bohaterom i
rozsyłanie krzywdzących plotek nie przynosi nikomu korzyści. Droga, przez którą
musiała przejść główna bohaterka jest długa i ciężka, znosiła upokorzenia i
krzywdy z rąk męża przez siedem długich lat i tylko impuls, pojawienie się
drobnej kruszynki, która zasługiwała na więcej od życia, niż ojciec sadysta,
spowodowała, że Carrie zdecydowała się odejść. Czasem ucieczka jest aktem
odwagi, a nie tchórzostwa i w tym przypadku autorka idealnie zobrazowała tą
różnicę. To wspaniała historia o przetrwaniu, odkupieniu, uzdrowieniu,
wewnętrznej sile i drugich szansach. Niezwykle emocjonalna książka, która
sprawiała, że moje serce, jak i gardło było zaciśnięte.
Czytałam „River” czując
niepokój, to była obawa o to, co się stanie na następnej stronie, bałam się
konfrontacją z przeszłością, jednak Samantha Towle sprawiła, że poczułam ulgę.
Emocje opadły, a ja się uśmiechałam. Każdy zasługuje na szczęście, a docenia je
jeszcze bardziej, kiedy przejdzie przez piekło i wróci z niego z podniesioną
wysoko głową. Te dwie dusze musiały się spotkać, zostały dla siebie stworzone, a
to przez co były zmuszone przejść sprawiło, że stały się silniejsze i jeszcze
bardziej warte tej wzajemnej miłości.
Brzmi bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuń